Pierwsza przegrana sułtana zwycięzcy

Recep Tayyip Erdoğan, władający Turcją niepodzielnie od piętnastu lat, poniósł pierwszą porażkę – przegrał wybory samorządowe. I przegrał w dodatku w stołecznej Ankarze i Stambule, gdzie zaczynał swój triumfalny marsz po władzę.
w cyklu STRONA ŚWIATA

02.04.2019

Czyta się kilka minut

Plakat wyborczy Recepa Tayyipa Erdoğana, Ankara, 31 marca 2019 r. /  / FOT. Ali Unal /AP/Associated Press/East News
Plakat wyborczy Recepa Tayyipa Erdoğana, Ankara, 31 marca 2019 r. / / FOT. Ali Unal /AP/Associated Press/East News

Choć oficjalnych i ostatecznych wyników niedzielnych wyborów burmistrzów i radnych jeszcze nie ogłoszono, a wiele z nich zostanie zapewne zaskarżonych, sam Erdoğan przyznał, że jego partii „przytrafiło się wiele porażek”. Według wstępnych wyników jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju przegrała wybory w co najmniej dziewięciu z dwunastu największych miast ponad 80-milionowej Turcji. Po raz pierwszy w tym stuleciu straciła władzę w stołecznej Ankarze. Przegrała w Izmirze, trzecim największym mieście kraju, w śródziemnomorskich Mersinie, Antalyi i Adanie, a wygląda na to, że także w 15-milionowym Stambule, tureckiej metropolii. Gdyby wstępne wyniki się potwierdziły, cała zachodnia i południowa Turcja, prowincje położone na wybrzeżach mórz Egejskiego i Śródziemnego, a także zamieszkane przez Kurdów wilajety na południowym wschodzie znalazłyby się pod rządami przeciwników Erdoğana. Bolesną stratą byłyby zwłaszcza największe miasta, w których mieszka prawie połowa ludności kraju. Upokorzeniem dla Erdoğana byłaby zaś przegrana w rodzinnym Stambule, gdzie zaczynał polityczną karierę, a wygrane w 1994 r. wybory na burmistrza miasta otworzyły mu drogę na sam szczyt władzy.

Burmistrz, który został sułtanem

Wszyscy przyznają, że był znakomitym burmistrzem, najlepszym, jakiego miało miasto. Okazał się świetnym gospodarzem, pospłacał długi, pozaciągane przez jego poprzedników, budował domy, drogi, rozwinął miejski transport, wodociągi, kanalizację, dopilnował, by sprzątano śmieci, otoczył specjalną troską najuboższych mieszkańców, a także – jako pierwszy stambulski burmistrz – przyrodę. Nie dał się skusić przywilejom, wynikającym z władzy, i do dziś zachował opinię jednego z najmniej skorumpowanych polityków w całym kraju.

Jego rządy burmistrza przerwało przemówienie, które wygłosił w 1997 r. Fragmenty poematu, jakie w nim zacytował, zostały uznane za podżeganie do nienawiści religijnej. Erdoğan został odwołany ze stanowiska burmistrza i wtrącony na dziesięć miesięcy do więzienia.

Jeszcze jako student związał się z ruchami muzułmańskimi, niechętnymi świeckim porządkom, zaprowadzonym sto lat temu przez Mustafę Kemala Atatürka i utrzymywanym przez generałów, którzy samozwańczo ogłosili się kustoszami i strażnikami kemalistowskiej tradycji (wojskowi kilkakrotnie dokonywali zamachów stanu i bezpośrednio, lub za pośrednictwem wskazywanych przez siebie polityków, rządzili w Turcji w latach 60., 80. i 90.). W 2001 r., wraz z innymi działaczami zdelegalizowanych i odwołujących się do islamu i muzułmańskiej tradycji partii Dobrobytu i Cnoty, Erdoğan założył nowe ugrupowanie – Partię Sprawiedliwości i Rozwoju, a rok później poprowadził je do wygranej w wyborach i władzy.

Od tego czasu Erdoğan nie oddał już władzy i wygrywał wszystkie wybory (parlamentarne uzupełniające w 2003 r., parlamentarne w 2007, 2011, 2015 i przed rokiem, a także prezydenckie w 2014 i rok temu). Wygrał także rozpisany w 2017 r. plebiscyt w sprawie zmian w konstytucji, oddających w ręce prezydenta caluteńką władzę w państwie. To wtedy zaczęto w Turcji nazywać Erdoğana sułtanem.

Lata tłuste, lata chude

Obejmując rządy w Turcji, Erdoğan stał się jednym z pierwszych polityków, którzy szermując populistycznymi hasłami, odwołującymi się do tradycji, patriotyzmu, niechęci do elit i obcych, przejmowali władzę zarówno na politycznym Zachodzie, jak i Wschodzie czy Południu. Podobnymi wyborczymi hasłami wygrywali wybory Narendra Modi w Indiach (2014), Rodrigo Duterte na Filipinach (2016), Viktor Orbán na Węgrzech (2010), Donald Trump w USA (2016) czy ostatnio Jair Bolsonaro w Brazylii (2018).

Erdoğan zdobył władzę w sposób demokratyczny, ale z czasem coraz bardziej przeradzał się w autokratę, przestrzegającego co prawda demokratycznego rytuału, lecz mającego za nic (albo nierozumiejącego jej) istotę demokratycznego obyczaju. Obsadzając administrację wyłącznie swoimi zwolennikami, przekształcił instytucję państwa w sułtański dwór, podporządkował sobie sądy, zakneblował usta niezależnym gazetom, telewizjom i rozgłośniom radiowym, a te publiczne przerobił w rządowe tuby propagandowe. W 2016 r. nieudany wojskowy zamach stanu posłużył Erdoğanowi za pretekst do rozprawy z polityczną opozycją – prawie 100 tysięcy ludzi trafiło za kratki, a drugie tyle zostało wyrzuconych z pracy i służby wojskowej, wielu wyjechało z kraju.

Rządy twardej ręki łagodziła Turkom gospodarcza koniunktura, która przypadła na rządy Erdoğana. Sprzyjające okoliczności oraz umiejętne rządy sprawiły, że Turcja w ostatnich latach stała się krajem stabilnym, zaczęła się szybko rozwijać, a ludzie bogacić. Erdoğan zdobył szacunek oraz poklask i stał się tureckim przywódcą o najdłuższym stażu. Ośmielony sukcesami „Sułtan” zaczął coraz bardziej podważać narzucony przez Atatürka model świeckiego państwa i naginać go do wzorów i wartości, wyznawanych przez zwolenników konserwatywnego islamu.


CZYTAJ WIĘCEJ:

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne za darmo. CZYTAJ TUTAJ →


Kres „złotym czasom” położył gospodarczy kryzys, jaki dotknął Turcję latem zeszłego roku, a którego początki sięgają nieudanego puczu i represji sprzed trzech lat. Autokratyzm Erdoğana zraził do niego wielu przywódców Zachodu i zagranicznych inwestorów. Bliskowschodnie wojny i spory poróżniły Turka z amerykańskim prezydentem Donaldem Trumpem. Po latach tłustych przyszły chude. Pogorszył się stan państwowych finansów, zarządzanych przez prezydenckiego zięcia Berata Albayraka. Turecka waluta, lira, zaczęła tracić na wartości, a sytuację pogorszyły jeszcze plotki o tym, że próbując ratować reputację, rząd wydaje rezerwy walutowe, by za wszelką cenę bronić kursu liry. Zaczęła rosnąć inflacja, a bezrobocie się zwiększyło, zwłaszcza wśród młodych. Aż wreszcie, pod koniec zeszłego roku, turecka gospodarka po raz pierwszy od lat znalazła się w recesji.

Erdoğan, zgodnie ze zwyczajem i temperamentem, obwinił o wszystko spekulantów i Zachód, który według niego stara się ze wszystkich sił szkodzić wszystkim krajom muzułmańskim. Doskonale wyczuwając narastającą w świecie islamu niechęć wobec Zachodu, turecki przywódca coraz częściej sięga po antyzachodnie hasła, by zdobyć sobie pochlebców i wyborców. Podczas kampanii przed wyborami samorządowymi opowiadał o nieuniknionym konflikcie cywilizacji, za przykład którego stawiał niedawny mord w meczetach w nowozelandzkim Christchurch, gdzie z ręki białego terrorysty zginęło pół setki muzułmanów.

Wiece i warzywniaki

Choć były to tylko wybory samorządowe, 65-letni prezydent osobiście zaangażował się w kampanię. Dwa miesiące przed wyborami spędził na nieustannych wiecach, przemawiał po kilka razy dziennie. Przestrzegał, że wybory, choć samorządowe, są dla Turcji kwestią życia i śmierci, że jeśli rządząca partia je przegra, zagrożone zostanie tureckie bezpieczeństwo, a nawet samo istnienie tureckiego państwa. Politycznych przeciwników wyzywał od terrorystów i zdrajców. Zagonił do kampanii usłużnych dziennikarzy z rządowej telewizji, radia i gazet. Osobiście wybrał spośród swoich współpracowników kandydatów na burmistrzów w Ankarze i Stambule. „Ten, kto wygrywa w Stambule, wygrywa w całej Turcji” – powtarzał. Tuż przed wyborami kazał ustawiać na ulicach tanie warzywniaki, żeby w ten sposób zdobyć głosy biedniejszych mieszkańców. Wiedział, że choć Turcy będą wybierać burmistrzów i radnych, głosowanie będzie także plebiscytem poparcia lub dezaprobaty dla jego rządów. A jednak przegrał, co zdaniem stambulskich dziennikarzy dowodzi, iż mimo autokratycznych rządów prezydenta i fatalnej opinii za granicą, turecka demokracja jeszcze nie wyzionęła ducha.

W powyborczy poniedziałek, robiąc dobrą minę do złej gry, Erdoğan przekonywał, że wcale nie przegrał, bo jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju wraz ze sprzymierzoną Narodową Partią Działania zdobyły przecież ponad połowę głosów – tyle mniej więcej, ile zdobył on sam w zeszłorocznych wyborach prezydenckich i plebiscycie konstytucyjnym przed trzema laty. Dygnitarze z rządzącej partii zapowiadają też, że wynik wyborów wcale nie jest przesądzony, a tam, gdzie przegrali, zamierzają domagać się ponownego liczenia głosów i będą składać skargi do sądów obsadzonych przez erdoganowskich faworytów.

Komentatorzy ze Stambułu i świata są jednak zgodni – wybory samorządowe zakończyły się pierwszą, poważną porażką „Sułtana”, uchodzącego dotąd za niepokonanego. Za zwycięzcę mogą się zaś uważać przede wszystkim tureccy wyborcy – frekwencja sięgnęła 84,5 proc. Ale w ostatnich latach mało kto na świecie odnosi się do wyborów z takim entuzjazmem i ufnością jak Turcy. W ubiegłorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych frekwencja była jeszcze wyższa – wynosiła 87 proc.

Za zwycięzcę może uważać się także opozycja – partie lewicowe i świeckie, odwołujące się do nauk Atatürka, które zebrały łącznie ok. 40 proc. głosów, a którym, zwłaszcza kemalistowskiej Republikańskiej Partii Ludowej, wróżono ostatnio marginalizację i sprowadzenie do roli partii regionalnej, mającej znaczenie jedynie na wybrzeżach Morza Egejskiego. Przegrana władcy zawsze dodaje opozycji animuszu. Wygrana w wyborach burmistrzów i rad miejskich da jej też możliwość wykazania się przed wyborcami, a także zarządzania budżetami miast i wilajetów, rozdziału lokalnych posad, czym zapewniała sobie dotąd lojalność i posłuch rządząca partia. Sympatyzujący z opozycją dziennikarz Ruşen Çakır wróży wręcz, że niedzielne wybory samorządowe okażą się takim samym punktem zwrotnym i początkiem końca panowania Erdoğana, jak wygrane przez niego wybory na burmistrza Stambułu w 1994 r. okazały się początkiem jego kariery.

Postać z bajki

Jak na razie, Erdoğan pozostaje wciąż najpopularniejszym z tureckich polityków i ma spokój aż do czerwca 2023 r., kiedy będzie musiał bronić władzy w następnych wyborach. „W wielu miejscach zwyciężyliśmy, gdzieniegdzie przegraliśmy – przyznał w niedzielny, powyborczy wieczór. – Cóż, przekonamy się, jak sobie poradzą z rządzeniem ludzie, którzy zdobyli władzę składając fałszywe obietnice. My zaś, jeśli dopuściliśmy się jakichś niedociągnięć czy błędów, musimy je zaraz naprawić. Już od jutrzejszego poranka zabieramy się za robotę i – jeśli Allah pozwoli – wyciągniemy z tego nauczkę”.

Wynik samorządowych wyborów pokazał jednak, że za jego panowania dorosło w Turcji pokolenie, które będąc beneficjentem jego rządów, czuje jednocześnie zawstydzenie metodami i stylem jego rządów. Młodzi, zwłaszcza z miast, szukają wzorów raczej na Zachodzie niż w Azji Środkowej, w Brukseli czy Londynie, nie Taszkencie lub Aszchabadzie. A sułtan nie kojarzy im się wcale z wyśnionym władcą, lecz z postacią z bajki lub kostiumowego filmu o zamierzchłych czasach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej