Pierworodny, wybraniec i straceniec

ŁUKASZ POPKO OP: Pierwszy syn jest figurą każdego syna. To na niego, jak na następcę tronu, spadają wszystkie splendory, ale też obowiązki, oczekiwania. Łącznie z tym największym – gotowością do ofiary.

17.12.2018

Czyta się kilka minut

Piero della Francesca „Narodziny”, 1470-1475 r. / GETTY IMAGES
Piero della Francesca „Narodziny”, 1470-1475 r. / GETTY IMAGES

KAROLINA PRZEWROCKA-ADERET: Pierwsza ciąża. Pierwsze dziecko. Syn. Szokiem dla nastoletniej Maryi musi być nie tylko wiadomość o poczęciu, ale też wszystkie zmiany, które zachodzą w ciele ciężarnej kobiety. Opis jest jednak oszczędny. „Zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (św. Łukasz, rozdział 2).

ŁUKASZ POPKO OP: Czyli próbuje zrozumieć, co się dzieje. Doświadcza czegoś, co ewidentnie ją przerasta. W swoim „Magnificat” chwali Pana za wspaniałe rzeczy, jakby już się wszystko spełniło – a przecież niczego jeszcze ze słów Anioła nie zobaczyła. Słyszała, że jest w ciąży – ale trochę czasu jeszcze upłynie, zanim zrozumie, co to właściwie znaczy!

„I oddasz Mi twego pierworodnego syna. To samo uczynisz z pierworodnym z bydła i trzody. Przez siedem dni będzie przy matce swojej, a dnia ósmego oddasz je Mnie” (Księga Wyjścia, rozdział 22). Pierworództwo to przywilej? Wybranie przez Boga?

Pierwsze dziecko zawsze jest darem wyjątkowym, potwierdzającym płodność, fakt, że para może w ogóle mieć dzieci. W tym sensie pierwsze dziecko jest najważniejsze, objawiające i zmieniające tożsamość: oto nagle stajesz się rodzicem! Na przykład w tutejszej kulturze arabskiej, gdy ojcu rodzi się pierwszy syn, właściwie zmienia swoje imię. Nasz jerozolimski kucharz nazywa się Józef, lecz po urodzeniu syna tytułuje się Abu Edmund – ojciec Edmunda. Piękne to i głębokie: zmieniasz swoje imię, czyli poniekąd swoją tożsamość. Właśnie stałeś się ojcem.

A co z pierworództwem córki?

Jest tak na przykład w Księdze Sędziów, w historii Jeftego: gdy w pokoleniu rodzi się tylko córka, to ona niesie tożsamość. W judaizmie to ważne do dziś: Żydem zostaje się przez matkę. Natomiast w większości biblijnych opowieści tożsamość rodziny przekazywana jest przez syna, co bierze się stąd, że mężczyzna był podmiotem prawa, kimś, kto mógł dziedziczyć, a kobieta raczej zastępczo, gdy nie było męskich spadkobierców.

Księga Liczb mówi z kolei: pierworodny to ten, który jako pierwszy wychodzi z łona matki. Czyli sporna wydaje się nie tylko kwestia „syn czy córka”, ale też – czyj jest pierworodny: matki czy ojca?

Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że w starożytności dopuszczano wielożeństwo. Monogamia stanie się normą dopiero w II-III w. przed Chrystusem i wówczas nie będzie już kwestią sporną, które dziecko było w rodzinie pierwsze. Tymczasem w Starym Testamencie trudno pod tym względem szukać spójności. Gdy mąż ma dwie żony, liczy się najstarszy syn. I liczy się jego, ojca, perspektywa. Dlatego pierworodnym Jakuba zostaje Ruben, choć jest dzieckiem „niekochanej” Lei.

Żydem zostaje się po matce. A więc pierworodne dziecko ma jeszcze jedną istotną funkcję: jest gwarancją przetrwania narodu wybranego. Pramatki pełnią w związku z tym szczególną funkcję?

I pramatki, i praojcowie. W 24. rozdziale Księgi Rodzaju Abraham przykazuje słudze, że ma znaleźć Izaakowi żonę wśród Izraelitek, a nie Kananejek. Pochodzenie kobiety miało zatem wielkie znaczenie. Kwestia obcych żon, nieprzynależących do narodu, pojawia się też u Ezdrasza, Nehemiasza oraz w Księdze Powtórzonego Prawa. Teoretycznie więc temat został rozwiązany. A jak jest w praktyce? Zwróćmy uwagę na Mojżesza: ustanawia prawo, w którym mówi, że nie wolno wziąć za żonę Moabitki ani Kuszytki. I kogo ojciec religii mojżeszowej bierze sobie za żonę? Oczywiście cudzoziemki: Madianitkę i… Kuszytkę właśnie. Dalej – historia pochodzenia Dawida. Jego prababka Rut to przecież Moabitka, której poświęcono całą księgę. Szalenie ciekawe w Biblii jest to, że z jednej strony podkreśla się ważność więzów krwi jako czynnika nadającego tożsamość, z drugiej – przytacza historie, które to wszystko rozkręcają na śrubki.

I to nie w wątkach pobocznych, lecz w przypadku postaci kluczowych – jak Mojżesz czy dynastia Dawidowa.

To pokazuje, że prawo dotyczące wyboru kobiet przynależnych do narodu wcale nie działało tak restrykcyjnie. Małżeństwa mieszane, jak widzimy, w świecie biblijnym były obecne, zwłaszcza pośród królów i arystokracji. Dodajmy jeszcze: te kobiety nie są obce dlatego, że pochodzą z innego narodu, tylko dlatego, że czczą innych bogów. Zauważmy: starożytni nie widzą gwarancji przetrwania narodu tylko i wyłącznie w braterstwie krwi. Kategoria brat/ojciec wcale nie pokrywa się z biologią. Biblia pokazuje, że bratem może być ktoś, kto wcale nie dzieli ze mną więzów krwi, a ktoś, kto je dzieli, wcale nie musi być traktowany jak brat. Dominuje szersze, plemienne, a nie biologiczne myślenie. Są momenty w dziejach narodu wybranego – o czym czytamy choćby u Ezdrasza czy Nehemiasza – gdy Izrael nie ma żadnej tożsamości politycznej, zostaje wtedy wspólnota językowa i kulturowa. Gdyby chodziło tylko o to, że żydowskość dziedziczy się jedynie w sensie biologicznym, to okazałoby się na przykład, że syn Rut Moabitki, Obed, a zarazem dziadek Dawida, wcale nie był Żydem.

Pierworodny nie tylko jest wybrańcem Boga, ale też przejmuje zwierzchnictwo nad rodziną, otrzymuje dwie części majątku, należy do Boga, prawo chroni go przed samowolą ojca – bo ten nie może go pozbawić tytułu pierworodnego nawet wtedy, gdy uzna, że bardziej kocha matkę kolejnego ze swoich synów. Pierworodnemu żyje się lepiej?

Tak, to wszystko otrzymuje według prawa, lecz znów – jak czytamy w Biblii – w praktyce bywa różnie. Prawo mówi nie o wszystkich, lecz o ludziach zamożnych – bo tylko takich stać na kilka żon, kilka stad, na ich utrzymanie. Nic dziwnego, że w takich rodzinach pretendentów do zwierzchnictwa nad rodziną może być kilkudziesięciu. Stąd normy i zwyczaje mają przynieść temu domowi względny pokój, uchronić przed kłótnią, manipulacją. Jednak pamiętajmy, że nie jest to prawo normatywne, lecz deskryptywne. Możesz się do niego stosować, ale nie musisz. Podejście do prawa jako do ogólnej normy pojawia się dopiero w czasach greckich i rzymskich. Niespójności w Biblii, które dziś nas dziwią, i które próbuje ujednolicić i wytłumaczyć tradycja rabinistyczna, wcale nie dziwiły ludzi współczesnych czasom, gdy ją spisywano. W starożytności nikogo nie gorszyło to, że narracja i opowieści nie kleją się z tym prawem.

Pierwszy syn jest figurą każdego syna. To na niego, jak na następcę tronu, spadają wszystkie splendory, ale też obowiązki, oczekiwania. Łącznie z tym największym – gotowością do ofiary.

Rozumianej w Starym Testamencie dosłownie – jako oddanie siebie.

Biblia ma inną antropologię niż nasza współczesna. O człowieku starożytnym należy myśleć nie w kategoriach indywidualistycznych, lecz jak o sieci. Jest on utkany z relacji. Na pytanie „kim jestem?” odpowiada: czyimś ojcem/synem/panem/ /sługą. Pozbawiony tych relacji jest nikim, odcięcie się od innych osób doświadcza jako śmierć. W naszym myśleniu współczesnym, bardzo indywidualistycznym, po to, by zaistnieć, raczej odcinamy się od relacji.

Piero della Francesca „Narodziny”, 1470-1475 r. / Getty Images

No dobrze, ale jak to wszystko ma się do ofiary?

Człowiek biblijny powie: gdy daję ofiarę, to daję coś z siebie. Moja ofiara to ja. Jeśli więc oddaję Bogu swojego pierworodnego syna, to składam w ofierze siebie. Wraz z nim moją przyszłość, rodzinę, przyszłe pokolenia. Bo pierworodny skupia w sobie wszystkie nadzieje ojca, jest wszystkim, co po nim zostaje, jego tożsamością, i właśnie dlatego odgrywa szczególną rolę. Jest symbolem rozumianym bardzo realistycznie: niesie mnie, tak jak ja niosę w sobie, w swoich „lędźwiach”, moich przodków i potomków.

We współczesnym Izraelu bliscy mówią ciężarnym kobietom: „nie martw się, gdy twój syn dorośnie, nie będzie już wojska”. Sądzę, że przekonanie o ofierze pierworodnego jest wciąż bardzo silne.

To wstrząsające. Zdanie, które mówi o ogromnym lęku. Ale też jest w tym myśleniu moja, rodzica, tożsamość. Składając jakąkolwiek ofiarę Bogu, uznaję nie tylko moją zależność, ale też źródło mojego istnienia. Oddaję Bogu coś, co i tak należy do Niego. Pierwsze dziecko jest tylko symbolem, bo wiem, że zasadniczo wszystko, co posiadam, wszelkie relacje, są od Niego i są w Jego rękach. Ofiara błędnie kojarzy nam się jedynie z samozaparciem. Myślimy: wydrę z siebie coś i gdy będzie bolało, będzie się bardziej „liczyło” – tak jakby chodziło o bezosobową miarę ofiarności. Ale to nie jest biblijna ofiara. Sądzę, że samo biblijne pojęcie ofiary jako gestu budującego relacje jest współczesnemu człowiekowi często obce.

Niejasne jest dla mnie, czy Bóg w ogóle chce tej ofiary. W 20. rozdziale Księgi Ezechiela mówi o paleniu tego, co pierworodne, by wiedzieli, że „Ja jestem Pan”. U Jeremiasza w 19. rozdziale z kolei podkreśla, że ofiara z synów „nie przyszła Mi nawet na myśl”. Czego właściwie chce Bóg?

Stosunek Pisma Świętego do kultu ofiarnego jest – znowu – ambiwalentny. Bo z jednej strony odnajdujemy tam dokładne przepisy, co składać i jak. Z drugiej – w tekstach prorockich Bóg faktycznie mówi, że nie chce tych ofiar, że są mu one wstrętne, „śmierdzą” Mu. Dlaczego? Bo to ofiary, które nie potwierdzają realnej relacji z człowiekiem. Nie są wyrazem prawdziwego pragnienia bliskości z Bogiem. Są ofiarami takimi samymi jak te składane Baalowi.

Ofiara z dziecka w czasach starożytnych to fakt historyczny?

W historii Izaaka czy Jeftego mówi się o złożeniu ofiary z człowieka Bogu Izraela. Gdy Bóg prosi Abrahama o tę ofiarę, ten przecież wcale się temu nie dziwi! A więc istniała w umyśle człowieka czasów Biblii taka możliwość. Jest poparta przekonaniem, że Bóg faktycznie przypisuje sobie prawo do życia każdego człowieka, a do pierworodnego szczególnie, jako niezwykle cennego. Badania historyczne również wskazują, że taki rytuał był przez Semitów dokonywany, zwłaszcza przez Fenicjan. Biblia z zasady go potępia, a nie potępia się czegoś, co nie istnieje. Nie mamy jednak twardych dowodów na to, że Izraelici składali ofiary z ludzi.

Fascynującym wątkiem w Piśmie Świętym jest relacja między pierworodnym a jego braćmi oraz fakt, że Bóg czasem wybiera inaczej. Zupełnie poza kryterium pierworództwa.

Wybrany wcale nie oznacza najlepszy. Ani najstarszy, ani najsilniejszy. Bóg działa przez słabych: przez młodych, tych, którym się nie należy, przez kobiety, przez naród wybrany. Bóg mówi: nie dlatego wygrywacie, że macie silną armię, tylko dlatego, że Ja z wami jestem! Oto i cała teologia zwycięstwa, wybrania: Bóg pokazuje swoją chwałę w tym, kto jest niczym w oczach świata.

We wszystkich nieregularnościach, poplątanych ludzkich historiach Pisma ciekawe jest to, że one nigdy nie są czysto ludzkie. We wszystkie Bóg się pośrednio lub bezpośrednio miesza. Jak to się dzieje, że młodszy staje się ważniejszy niż starszy? Czemu jeden syn jest bardziej kochany niż drugi? Czemu ten jest milszy, mądrzejszy, piękniejszy? Odpowiedź jest prosta: bo Bóg tak chciał. Chciał czegoś, co nam trudno przełknąć – różnicy: płci, wieku, inteligencji, popularności, władzy.


Czytaj także: Zrodzony, a nie stworzony: Sylwia Szwed o macierzyństwie Maryi i dzisiejszym macierzyństwie


Idąc dalej tym tropem, Pismo zadaje pytania: jak mam sobie poradzić z tym, że ktoś inny ma z Bogiem lepszą relację niż ja? Jak żyć z innymi, gdy jest się ulubieńcem, lub wręcz przeciwnie – gdy się nim nie jest? Obie pozycje niosą w sobie pokusy i niebezpieczeństwa, obie mogą się skończyć tragicznie. Bycie wybrańcem matki może być równie niebezpieczne jak bycie wybranym przez ojca. Ale wszystkie te sytuacje nie są przypadkiem, są wpisane w Bożą opatrzność. Kain i Abel są tu świetnym przykładem.

Studium zazdrości i pierwszej zbrodni.

Kain jest starszy, Abel młodszy. Ich imiona są znaczące. Kain od hebrajskiego czasownika kaniti – jak mówi jego matka – „nabyłam go”! Drugiego syna nazywa Abel, od hevel – „tchnienie”. Skoro nadaje mu takie imię, to oznacza, że ten drugi jest tylko dodatkiem. A Bóg wybiera oczywiście na odwrót. To, co słabsze, co drugie, co przemijalne. Nie jest powiedziane wprost, dlaczego Bóg wybrał ofiarę Abla, a na Kaina nie spojrzał.

Właściwie w ogóle tej opowieści z perspektywy Abla nie poznajemy. Poznajemy za to zazdrość Kaina, lawinę jego myśli i gniewu. To on jest główną postacią tej historii, to z nim Bóg nieustannie rozmawia. To model niedowartościowanego narcyza, który po prostu nie wierzy, że dla kogoś coś znaczy, że jest kochany. Dla którego powodzenie innego człowieka jest uznawane za niesprawiedliwość, konkurencję, podważanie jego wartości.

Dlatego decyduje się na zabójstwo.

Co oczywiście nie ma sensu. Zabicie Abla nie sprawi, że Bóg będzie patrzył na niego dobrze. Kain nie widzi problemu między sobą a Bogiem; uważa, że na drodze do Boga stoi mu Abel. Tymczasem problemem w moim życiu nie jest mój brat, problemem jestem ja! Ale żaden narcyz się do tego nie przyzna. Historia Kaina i Abla – pierwszych synów, pierworodnego i niepierworodnego – będzie pobrzmiewała jeszcze w innych wątkach biblijnych. Wielokrotnie padnie ważne pytanie: jak przeżywać tę relację, jak przeżywać bycie bratem?

Ukochanym i wybranym przez ojca staje się nie tylko pierworodny. W Biblii odnajdujemy jeszcze jeden wątek: dziecka późnego, najmłodszego.

To ostatnie dziecko, podobnie jak pierworodne, jest również pojemnym symbolem, figurą syna w ogóle. Beniamin skupia w sobie wszystkie uczucia, oczekiwania, emocje starszych już rodziców i rodzeństwa. Zauważmy, że każda historia dziecka wybranego, którą odnajdujemy w Biblii, pokazuje naturalną nierówność w relacjach – taką, jakiej doświadczamy w naszych rodzinach (bo trudno spierać się o to, że rodzic zawsze kocha wszystkie swoje dzieci w ten sam sposób!). Tym samym Biblia uczy, jak sobie z tym radzić. Fakt, że ktoś jest bardziej kochany czy bardziej popularny, że coś mu lepiej wychodzi, nie jest przecież jego „winą”. Ta różnorodność, preferencyjność, ba, przyrodzona niesprawiedliwość! – jest dana od Boga. W tej perspektywie bodajże najciekawszym studium braterstwa, pękniętego od samego początku, jest biblijna historia Józefa i jego braci.

Przy czym preferencyjność miłości ojca Jakuba wobec Józefa, najmłodszego syna, jest tak oczywista, że trudno się dziwić zazdrości reszty braci.

Gdy Józef jest już zarządcą Egiptu, a bracia przymierają głodem, ma ich w swojej mocy. Staje przed wyborem: zemścić się czy nie? Sprzedając go w niewolę wyrzekli się braterstwa. Józef poddaje ich próbom, zmuszając do solidarności: mają wybrać spośród siebie tego, który zostanie w więzieniu. Dowiaduje się potem, że ich ojcu, Jakubowi, urodził się jeszcze jeden syn, Beniamin, który stał się ukochanym synem ojca. Kryjąc się pod maską srogiego Egipcjanina, Józef domaga się od ojca przesłania Beniamina.

Oto chwila, w której każdy ponosi ofiarę. Gdy ojciec odmawia przesłania najmłodszego, włącza się Ruben, najstarszy, i tłumaczy, że w przeciwnym razie wszyscy zginą z głodu, i że daje za niego gwarancję w postaci własnego syna. Beniamin zostaje posłany do Egiptu. Jakub ryzykuje jego życiem ze względu na pozostałych braci.

W Egipcie Józef poddaje ich ostatecznej próbie: posądza Beniamina o kradzież srebrnych naczyń. Wtedy dzieje się coś niesłychanego: bracia Józefa – ci sami, którzy niegdyś chcieli go zabić z zawiści, chcą teraz ocalić Beniamina, alter ego Józefa, za cenę własnego życia. Juda mówi: „Wiem, że nasz ojciec tak kocha Beniamina, że jeśli coś mu się stanie, on umrze. Weź mnie”.


Czytaj także: Piotr Sikora: Narodzenie bez świadków


Józef, choć nie jest do tego zobowiązany, stwarza braterstwo na nowo. Na nowo skleja tę popękaną rodzinę. To bez wątpienia opowiadanie o solidarności: czy jesteś gotów oddać tego, którego ty najbardziej kochasz, ze względu na braterstwo? Zaakceptować nierówną miłość, jaką darzy ojciec, i odnaleźć w tym wartość?

Wybraństwo podkreśla wyjątkowość relacji i niemalże zmusza do przyjęcia drugiej osoby z całą siecią jej relacji. Dlaczego ofiara Jezusa ma skutki dla nas? Jesteśmy ważni dla Boga, bo jesteśmy ważni dla Jego Syna. Jezus mówi: to są moi ludzie, więc to są moje grzechy. Umieram za grzechy świata, bo ten świat jest mój.

Jest związek między motywem ­poświęcenia pierworodnego syna a zbawieniem przyniesionym przez śmierć Jezusa?

Tak, oczywiście – przecież Nowy Testament żywcem czerpie ze Starego. Biblia opowiada o tym, jak być w relacji z kimś, by przeżyć, jak czerpać z tego życie, a nie śmierć. Momenty ofiary – Izaaka, ofiarowanie w świątyni, Pascha, ukrzyżowanie – to momenty komunii, a nie śmierci. My, chrześcijanie, patrzymy na śmierć Chrystusa jako na ofiarę. A więc widzimy w tym nie moment odcięcia relacji, lecz jej nawiązanie.

Dotykamy tu istotnej teologii Ojców Kościoła i tym samym Nowego Testamentu. Wewnątrz narodu wybranego Jezus funkcjonuje analogicznie jak Józef wobec swoich braci. Zostaje odrzucony przez nich, bo twierdzi, że Jego relacja z Bogiem Ojcem jest szczególna. Nie potrafią przyjąć wybraństwa Chrystusa, choć przecież nie neguje to ich relacji z Bogiem. Po co to wszystko się wydarza? Wierzymy, że ich działania staną się z Bożej opatrzności narzędziem, by ostatecznie ocalić relację z Ojcem i braterstwo między nimi. Co więcej – Jezus pragnie wprowadzić do relacji z Ojcem i Izraelem innych ludzi.

Teologię wybraństwa bardzo dosłownie potraktował supersesjonizm. Jon D. Levenson pisze, że właśnie w tym poglądzie Kościół najbardziej zdradził swoją głęboką relację z judaizmem.

Supersesjonizm, nazywany „teologią zastąpienia”, to obecne w pewnych nurtach chrześcijaństwa przekonanie, że Kościół całkowicie zastępuje Synagogę, i że nie ma ona już żadnego pozytywnego miejsca w historii zbawienia. Zwłaszcza niektóre teksty św. Pawła bywają tak interpretowane. Rzeczywiście, relacja „adoptowanych synów”, tj. Kościoła, ze „starszymi braćmi” szczególnie za czasów Pawła bywała bardzo konfliktowa. Paweł wierzy jednak, że na koniec cała rodzina, „cały Izrael” będzie zbawiony. W biblijnym modelu relacji żaden brat nigdy nie jest w stanie zastąpić innego brata. Zabijając Abla, pozbywając się domniemanego konkurenta, Kain nie ściąga na siebie Bożego błogosławieństwa. Młodszy syn nie zastąpi pierworodnego – i odwrotnie. Obaj są w Bożym planie niezastąpieni. ©

O. ŁUKASZ POPKO OP (ur. 1978) jest domini­kaninem. Doktor nauk biblijnych, wykładowca egzegezy Starego Testamentu w jerozolimskiej École Biblique oraz krakowskim Kolegium Zakonu Dominikanów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52/2018