Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie jedziemy do Izraela, by negocjować treść ustawy o IPN. Jedziemy tam odpowiedzieć na pytanie (…), jak należy rozumieć zakres działania ustawy – mówił Polskiemu Radiu 24 przed wylotem do Jerozolimy Bartosz Cichocki, wiceminister spraw zagranicznych i szef polskiej rządowej delegacji, która w zeszłym tygodniu spotkała się ze swoim izraelskim odpowiednikiem. Do rozmów doszło, choć obie strony wyraźnie rozmijały się w oczekiwaniach: jeszcze przed podpisaniem ustawy przez prezydenta Izraelczycy prosili polski rząd o wycofanie się z newralgicznego zapisu w art. 55 a i b noweli ustawy o IPN. Polski rząd powtarzał jednak, że żadnym zmian w prawie nie będzie. Dialog wyraźnie wisiał na włosku.
O tym, co dokładnie działo się w czwartek podczas rozmów za zamkniętymi drzwiami w izraelskim MSZ dziennikarze się nie dowiedzieli. Gdy po ponad trzygodzinnych rozmowach delegacje opuściły budynek, tylko niektórzy z uczestników komentowali spotkanie, i to bardzo zdawkowo. Najwięcej powiedział mediom w piątek rano wiceminister Cichocki: liczył na to, że rozmowy „rozpoczną dobrą, szczerą, merytoryczną współpracę” i że zakończą etap „uprzedzeń, braku wiedzy, braku szacunku w stosunku do polskiej historii”. Tymczasem izraelski MSZ oficjalnie nie komentował spotkania.
To ciekawe, bo informacje publikowane potem w izraelskich mediach opierały się na „źródłach w MSZ”. I tak podano, że obie delegacje pracują nad wspólnym oświadczeniem – do którego publikacji jednak przecież nie doszło. Źródła wskazywały też, że dialog był „szczery lecz trudny”. Izrael miał wyjaśniać polskiej delegacji, dlaczego ma problem z zapisem ustawy o IPN, a także podkreślić, że oczekuje, iż polski rząd będzie kategorycznie sprzeciwiał się wszelkim przejawom antysemityzmu. Bazując (znów!) na wewnętrznych źródłach kanał 2 izraelskiej telewizji (Hevrat HaHadaszot) podał, że nie ma jeszcze ostatecznego porozumienia, więc obie strony mają teraz wrócić do swoich krajów i rozmawiać z rządami tak, by móc je później wypracować.
Ujawnił też, że Izrael zażądał by wyłączyć z prawa element kary więzienia i doprecyzować je, by nie było wątpliwości co do wolności badań i wypowiedzi. Izraelczycy mieli też powiedzieć Polakom, że mimo ich intencji do ochrony historycznej prawdy uchwalone prawo rodzi efekt bumerangu – bo świat naukowy zacznie teraz jeszcze intensywniej badać kwestie, których poruszania prawo chce zdaniem Izraelczyków zakazać. Obecny podczas rozmów izraelski dyplomata miał powiedzieć kanałowi, że dyskusja między historykami po obu stronach była chwilami bardzo emocjonalna, wymieniano nawet zdania zakrawające na obraźliwe. Nie zmienia to jednak faktu, jak podkreślił, że atmosfera podczas spotkania była bardzo wyważona. Izrael miał też poprosić, by strony wypracowały porozumienie przed 75. rocznicą wybuchu getta warszawskiego, tak, by nie była ona obchodzona w kłopotliwej dla wszystkich atmosferze.
Moje własne źródło w izraelskim MSZ (czy to samo, które rozmawiało z lokalnymi mediami? – nie wiem) podało, że dialog z polską delegacją będzie się toczył, nie ma jednak dlań żadnego konkretnego scenariusza. Izraelczycy cieszą się, że rozmowy w ogóle się zaczęły.
Wobec tylu niewiadomych i cytowań „za anonimowymi izraelskimi źródłami” – co samo w sobie może już zakrawać na żart – o spotkaniu delegacji polskiej i izraelskiej w Jerozolimie w sumie można powiedzieć niewiele. Z całą pewnością jego największym sukcesem jest fakt, że w ogóle do niego doszło, i to po tygodniach pełnych tak nieznośnego napięcia i wzajemnego żalu. Obie strony czekają teraz na wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego.
Nie wiemy jeszcze, kiedy przyjdzie czas na kolejne spotkania, konkluzje i porozumienie. I fakty, a nie domysły – tak ważne przecież w przypadku kryzysu, który wybuchł m.in. z braku wzajemnego zrozumienia intencji i z pomocą rozbuchanych domysłów pompowanych w opinię publiczną w obu krajach.