Pasztety do boju

To był bardzo dziwny sen, bo ta dziewczyna właściwie nie miała mi się prawa przyśnić.

17.07.2018

Czyta się kilka minut

Po raz ostatni przecież na żywo widziałam ją ponad 15 lat temu i to w przelocie, podczas krótkiej wspólnej jazdy autobusem, i było to nasze pierwsze spotkanie od czasu ukończenia szkoły podstawowej, wielkiej osiedlowej tysiąclatki, do której razem chodziłyśmy. Ledwo ją wtedy rozpoznałam, bo zmieniła się niesamowicie. To zresztą ona zawołała pierwsza w moją stronę: „Hej, poznajesz mnie?”. „No, z trudem”. Pamiętałam ją jako wychudzoną, bladą, ubraną w niezbyt ładne ciuchy dziewczynkę pełniącą w naszej klasie rolę ofiary. Tej, z którą nikt nie chce siedzieć w ławce, bawić się na przerwach ani w ogóle gadać. Tej, której się dokucza z każdego powodu. Śmialiśmy się z jej psa, rachitycznego trzęsącego się ratlerka, z jej piórnika, z jej zabawek, nawet jeśli zdarzyło się, że przyniosła coś nowego, coś fajnego, czym żadne z nas – dzieci niemal jednakowo niespecjalnie zamożnych – nie pogardziłoby. Gdyby nie należało do niej. Bo jak do niej, to wiadomo było, że syf. Taka niepisana umowa. No i teraz przyśniła mi się. We śnie znów miała 10 lat.

Nie wiem, dlaczego właśnie ona została klasową ofiarą, przecież nie różniła się aż tak bardzo od większości z nas. Wtedy wszyscy byliśmy do siebie znacznie bardziej podobni, niż dziś podobne są do siebie dzieci. Ktoś ją kiedyś na ofiarę wybrał, a myśmy na to zgodnie przystali. Nauczyciele nie reagowali, rodzice nie mieli pojęcia, a ona walczyła z nami o siebie przez 8 długich lat.

Nie muszę chyba nawet pisać, jak wstydzę się tego, że stałam nieraz po stronie milczącego tłumu i nie broniłam jej przed tą śmiesznością, której w sobie przecież wcale nie miała. Po latach – w tym autobusie – spotkałam wysoką, silną i piękną dziewczynę, która jechała na zajęcia na uniwersytecie, czyli tam, gdzie żadne z dawnych kolegów nie spodziewałoby się jej spotkać.

Możliwe, że przyśniła mi się dlatego, że przeczytałam książkę francuskiej pisarki Clémentine Beauvais „Pasztety do boju”, powieść dla młodzieży, która kazała mi myśleć intensywnie o tym, jak łatwo jest zostać ofiarą i ile mocy w sobie trzeba mieć, żeby jak owa koleżanka strząsnąć z barków takich beznadziejnych ludzi, jakimi byliśmy my, i pójść przed siebie swoją drogą.

Beauvais napisała książkę o trzech dziewczynkach będących u progu okresu dojrzewania, którym podobni ówczesnym nam kretyni w facebookowym głosowaniu przyznali tytuły Pasztetów – czyli oficjalnie najbrzydszych dziewczyn w szkole. Dzień jak co dzień dla setek tysięcy dzieci na całym świecie – gnębionych ze względu na swój kolor skóry, wagę, zainteresowania, stopień zamożności rodziców, pochodzenie lub, jak ta moja koleżanka z klasy, bez jakichś specjalnych powodów. Dziewczynki z książki Beauvais jednak – inaczej niż większość ofiar, które nie znajdują w sobie stosownej siły – decydują, że przejmą od swoich gnębicieli ich narrację, tylko odwracając jej wektory. Pasztety, o których postanawiają powiedzieć światu własnym głosem, stają się ich marką, ironicznym zawołaniem, a wreszcie – sposobem na to, by zarobić pieniądze na wspólną wyprawę do Paryża. Dziewczynki bowiem jadą przez francuską prowincję na rowerach, prowadząc obwoźny handel tym tłustym przysmakiem, a towarzyszy im zainteresowanie mediów i publiczności, rosnące wprost proporcjonalnie do liczby przebytych przez nie kilometrów.

Clémentine Beauvais, bawiąc niedawno w Polsce na spotkaniach z czytelnikami, mówiła o francuskiej obsesji szczupłości, która daje się we znaki nastolatkom, a także o swoim dorastaniu i zmaganiach ze zmieniającym się nagle ciałem, które staje się obce i niezrozumiałe. To częściowo z jej własnych doświadczeń zbudowane są trzy bohaterki „Pasztetów”, ale sukces książki we Francji wynika pewnie również z tego, że takich doświadczeń każdy ma w zanadrzu choć trochę. Ja zaś piszę o tym wszystkim po to, by polecić Państwu tę książkę, może zechcecie podsunąć ją swoim dzieciom, uczniom, bratankom oraz samym sobie. Spojrzenie we własną przeszłość nie zawsze jest przyjemne, ale daje na przykład taką możliwość, którą ja dziś chętnie wykorzystam: Aniu z mojej klasy, przepraszam Cię za wszystko, co zrobiłam, a może nawet bardziej za to, czego zrobić nie umiałam. Może mi kiedyś wybaczysz.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2018