Pasterze robotów

Pod Poznaniem robotnicy już sprawdzili, jak wygląda przyszłość.

11.05.2020

Czyta się kilka minut

Otwarcie zrobotyzowanej linii Kuka AG w fabryce Volkswagena, Zwickau, listopad 2019 r. / KRISZTIAN BOCSI / BLOOMBERG / GETTY IMAGES
Otwarcie zrobotyzowanej linii Kuka AG w fabryce Volkswagena, Zwickau, listopad 2019 r. / KRISZTIAN BOCSI / BLOOMBERG / GETTY IMAGES

Niemiec nas oszukał – mówią krótko. Nie tak się umawialiśmy. Gdy pod Poznaniem stanęła pierwsza fabryka, praca w Volkswagenie to był szczyt marzeń. Tym bardziej że pracy w Poznaniu nie było wtedy w ogóle.

Volkswagen budował kolejne zakłady we Wrześni, Swarzędzu i Antoninku, pracowników zwoził busami z odległych wsi i miasteczek. Samorządowcy gięli się w ukłonach, a państwo załatwiło firmie specjalną strefę ekonomiczną, żeby się podatkami nie wykończyła.

Coś w tym mechanizmie zaczęło parę lat temu zgrzytać. Najpierw z jednej z hal wywieziono cały sprzęt. Potem po kolei wstawiono mechaniczne ramiona. Jeden rządek, drugi, trzeci.

Stefan: – Jak zobaczyliśmy montowanie robotów, to już wiedzieliśmy. Przecież nie po to je ustawili, żeby nam pomagać, tylko żeby nas zastąpić.

W końcu zarząd przyznał: Volkswagen będzie zwalniał. A raczej nie przedłużał umów tymczasowych, jak to się ładnie nazywa. Pracę straci 750 osób. Zwolnienia potrwają do końca 2020 r. Prezes rozkłada ręce: nie ma innego wyjścia. Do fabryki doszedł postęp.

Lepiej niech zwolnią od razu

Stefan miał dość roboty w budowlance, dzień w dzień na zewnątrz. Myślał: w Volkswagenie praca przynajmniej pod dachem. Co prawda fabryka oferowała 2300 złotych podstawy, pracę na trzy zmiany i umowę śmieciową, ale też obiecywała podwyżki. Pracował przy podwoziach i zawieszeniach. Po paru latach dostał umowę o pracę na rok. Dziś nie wie, czy mu przedłużą. Ale nie jest optymistą.

W wakacje zeszłego roku zarząd oficjalnie poinformował o zwolnieniach w związku z robotyzacją. Stefan pomyślał: kończy mi się umowa, pójdę na pierwszy ogień. Dwójkę z dziesięciu osób załogi już zwolnili, sześciu przenieśli na inną linię. Podobno niektórych szkolą na nowe stanowiska, żeby nie tracili pracy po automatyzacji. Tylko że Stefan nie zna nikogo, kto by trafił na takie szkolenie.

Stefan pracuje teraz po 180 godzin, w niedziele i na nocne zmiany. Zarobki skoczyły mu do 4300 złotych na rękę. Odkłada na trudny czas.

Z żoną mieszkają u teściów. Na trzydziestu metrach w cztery osoby. Zaczęli budowę domu. Na własny koszt, bo przy śmieciowej umowie mógł zapomnieć o kredycie. Jeśli Stefanowi nie przedłużą umowy, to o własnym domu też na razie nie ma co myśleć. Najgorszy jest stres. Zwolnią? Zostawią? Kiedy o tym powiedzą? Miesiąc wcześniej? Tydzień? Jak już mają go wymienić na robota, lepiej, żeby zrobili to od razu.

Nie sama łapa

– Niektóre badania pokazują, że w ciągu dekady 10 procent miejsc pracy zostanie wypartych przez roboty. Inni szacują, że nawet 50 procent. To są ogromne rozbieżności i dzisiaj nie ma mądrego, który powie, jak będzie na pewno – opowiada Filip Konopczyński, analityk z Fundacji Kaleckiego.

Wiadomo za to z grubsza, kto zyska.

– Firmy, które dostarczają rozwiązań z robotyki i automatyzacji, dostały zastrzyk gotówki od inwestorów. Rumuńska firma UiPath, twórca oprogramowania do budowy robotów programowych, cztery lata temu była warta 300 mln dolarów. Dziś jej wartość zwiększyła się do 7 mld. Robotyzacja procesów biznesowych to najszybciej rozwijający się obszar IT na świecie – mówi prof. Andrzej Sobczak z Instytutu Informatyki i Gospodarki Cyfrowej SGH.

Polska ma jeden z najniższych wskaźników zastosowania robotów przemysłowych. – Przez lata budowaliśmy naszą przewagę konkurencyjną jako dostarczyciel taniej siły roboczej. Pracownik był po prostu tańszy niż robot. Zbudowanie jednego stanowiska robotycznego to koszt od kilkuset tysięcy do kilku milionów euro – wyjaśnia Sobczak. Roboty w Polsce wciąż dominują w montowniach z kapitałem zagranicznym, takich właśnie jak Volkswagen.

Roboty to przecież nie tylko mechaniczne łapy. To także oprogramowanie, które naśladuje pracę człowieka. Widać to zwłaszcza w bankowości, ubezpieczeniach, telekomunikacji. Kadry, płace, księgowość, rachunkowość, windykacja, a także kontakt z klientem – tu automatyzacja idzie jak burza.

Według Martina Forda, pisarza i przedsiębiorcy z Doliny Krzemowej, zagrożone przez technologie są te zajęcia, które nazwalibyśmy „przewidywalnymi”.

„Jeśli ktoś inny jest w stanie wykonywać naszą pracę, oznacza to, iż możemy mieć pewność, że niebawem będzie mógł to robić również odpowiednio zaprojektowany algorytm” – pisze Ford w książce „Świt robotów. Czy sztuczna inteligencja pozbawi nas pracy?”.

W Polsce w automatyzacji przodują firmy outsourcingowe, jak banki, ubezpieczalnie, i telekomunikacyjni giganci.

– Jeszcze przed pandemią robotyzacja i automatyzacja była zbawieniem dla polskiego biznesu. Łatała nam dziury w zatrudnieniu, a w perspektywie dwóch, trzech lat miała pozwolić firmom utrzymać konkurencyjność w zglobalizowanej gospodarce – wyjaśnia Sobczak. – Obecnie rola robotów zmieniła się, przede wszystkim ma zapewnić ciągłość działania biznesu i umożliwić cięcie kosztów.

Dziejowa konieczność

Wielkie, pomarańczowe ramiona zgięte w łokciu stoją rzędami w hali spawalni o powierzchni 13 boisk piłkarskich. Na pozór wyglądają identycznie. Różnią się tym, co mają zamontowane zamiast ręki. W zależności od końcówki robot może zgrzewać, spawać, lutować, podawać i kleić. Większość rzeczy zrobi tak precyzyjnie jak żaden pracownik. W fabryce Volkswagena we Wrześni są już całe strefy, gdzie nie pracuje człowiek. Zakład zautomatyzowany jest w 80 proc. Firma wydała na ten cel 4 mld zł.

Specjalista Szymon jest zachwycony robotyzacją. Taka jest cena rozwoju, że jedne zawody znikają, inne się pojawiają. Kto jeszcze parę lat temu wiedział, kim jest influencerka? A dzisiaj to wymarzony zawód dla sześcioletniej córki Szymona. W przyszłości (niezbyt odległej) robot będzie potrafił sam się zdiagnozować, poinformuje pracowników, co jest do naprawienia. Wciąż będą potrzebne osoby do konserwacji i napraw sprzętu.

Roboty były w fabrykach od dawna. Co takiego zmieniło się w ostatnich latach? Prezes Volkswagen Poznań Jens Ocksen wyjaśnia: chodzi o kamery i laserowe sensory zamontowane na końcu mechanicznych ramion. Robot jest wciąż ten sam, ale jego zmysły przez ostatnie pięć lat wyostrzyły się niebotycznie. Maszyny zaczęły się też komunikować. Roboty z różnych części fabryki, np. montażowni i lakierni, podpowiadają sobie, kiedy przyjdzie następna część, jakiej będzie wielkości. Same informują pracowników, kiedy będą potrzebowały następnej dostawy części. Możliwe, że za dziesięć lat spawalnia i lakiernia utoną w ciemnościach. Oświetlenie nie będzie potrzebne, bo nie będzie tam żadnych ludzi.

Ktoś mógłby powiedzieć, że robotyzacja ma tylko ścinać koszty pracownicze. Oczywiście Volkswagen musi oszczędzać, żeby pozostać konkurencyjny, Ocksen nie przeczy. Przekonuje jednak: ekonomia to nie wszystko. Roboty zastępują ludzi tam, gdzie nikt pracować już nie chce. Na przykład przy woskowaniu karoserii. To praca w temperaturze 60 stopni, przy zapachu palonego wosku, w ochronnym kombinezonie. Pracownik wytrzymywał tam góra 45 minut. Dzisiaj stanowisko w całości obsługują roboty.

Zmiany oznaczają, że nie każdemu zostanie przedłużony kontrakt. Prezes Ocksen podkreśla: po to przecież są agencje pracy tymczasowej, kontrakty krótkoterminowe, żeby elastycznie reagować na potrzeby rynku. Jednak pracowników na umowy długoterminowe Volkswagen szkoli na potęgę. Firma już przeszkoliła blisko pięciuset. Dzisiejszy spawacz jutro będzie operatorem maszyn i urządzeń, będzie pracował przy komputerach, serwonapędach albo zostanie mechanikiem, który pomoże robotom, gdy coś się zepsuje.

Dajcie robota na trzecią zmianę

Narysowana ręka unosi się nad przyciskiem alarmu, jakby miała zaraz w niego uderzyć. Do tego dodane hasło: „Stop zwolnieniom ludzi! Zwolnić tempo pracy!”. Takie ulotki związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej rozdawali pod fabrykami w Antoninku, Wrześni i Swarzędzu.

Dobrze pamiętają, jak w radiowych reklamach piękna Marzena z Volskwagena zachęcała: przyjdź do nas! Czekają premie i benefity. I ludzie przychodzili. Teraz mają żal, że nikt ich nie informował przy podpisywaniu umowy: to praca na półtora roku, potem koniec.

– O automatyzacji szefowie wiedzieli od lat. Dziś też wiadomo, że na tych 750 osobach się nie skończy. Mamy informację, że do końca 2024 roku firma zmniejszy zatrudnienie o ponad 3 tysiące osób – prorokuje Łukasz Rajkowski, lider zakładowej komisji IP.

Według związkowców Volkswagen zasłania się robotyzacją, a w rzeczywistości tępo tnie koszty. Rajkowski podkreśla, że kijem Wisły nie zamierzają zawracać. Postęp jest konieczny. Chodzi tylko o to, by roboty pomagały pracownikom, zamiast ich wypierać. Na przykład zastępując ich w nadgodzinach i pracy na trzeciej zmianie. Jeśli już coś zwalniać, to tempo sunącej taśmy. Roboty na razie nie sprawiły, że załoga pracuje mniej albo wolniej.

„Automatyzacja Volkswagenowi posłuży do kolejnego eliminowania pracowników, a to znaczy kolejne zaciśnięcie pasa i podwojenie obrotów” – piszą związkowcy z IP.

Wskazują, że to nieuczciwe także wobec lokalnych społeczności. Firma była zwolniona z podatków pod warunkiem, że będzie zatrudniać ludzi. Jak tylko minął obowiązkowy okres zatrudniania, od razu ścięła liczbę pracowników. Prezes Ocksen przekonuje, że firma wywiązuje się ze wszystkich zobowiązań wobec strefy ekonomicznej. Nawet po zwolnieniach spółka zatrudnia ponad 10 tysięcy osób. A zarobki w fabrykach i tak są wysokie w porównaniu z innymi firmami na rynku. Tutaj prezes i związkowcy nie podadzą sobie ręki. Bo według Łukasza 3,5 tys. zł na rękę po 16 latach pracy to żaden luksus.

Rajkowski: – Dla nas sytuacja wygląda tak: zasuwaliśmy po to, żeby firma się wzbogaciła. A jak już się wzbogaciła, to sobie za to bogactwo pokupowała roboty. A nas bez żalu wyrzucają. To właśnie jest robotyzacja w praktyce.

Bezpieczni hydraulicy

Wiemy już, kto zyska. A kto na robotyzacji straci? Księgowi, handlowcy i kadrowcy zastąpieni przez algorytmy. Sprzedawcy zastąpieni przez kasy samoobsługowe. Kierowcy zastąpieni przez automatyczne samochody.

„Prawdopodobnie znikną też menadżerowie średniego szczebla, a wiele zadań wykonywanych przez pracowników biurowych i analityków zostanie w pełni zautomatyzowanych” – pisze Ford w „Świcie robotów”. Prognozuje, że w USA pracę może stracić 50 proc. zatrudnionych w sieciach fastfoodowych, bo roboty świetnie sobie radzą ze smażeniem hamburgerów. I wielu dziennikarzy, bo programy komputerowe już piszą newsy ze sportu, biznesu i polityki np. dla „Forbesa”.

W Polsce robotyzacja nie powoduje jeszcze zwalniania pracowników na dużą skalę, ale hamuje przyjmowanie nowych. Ktoś odchodzi na emeryturę albo chorobowe, a nikt nie zostaje zatrudniony na jego miejsce. Część osób zmienia charakter pracy. Stają się „pasterzami robotów” – obsługują programy, które zastąpiły ich kolegów. Ale ile takich osób potrzeba? Pięć, dziesięć na jedną fabrykę?

Są też branże, które przez robotyzację przejdą suchą stopą. Opiekunowie w domach starców, nauczyciele i opiekunki do dzieci – zawody, gdzie najważniejszy jest bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. Być może niedługo możliwość pójścia do banku i osobistej rozmowy z konsultantem będzie usługą premium. Bezpieczni są też specjaliści, jak hydraulicy czy mechanicy. Grupa zagrożonych szybko jednak rośnie.

Sztuczna inteligencja w szufladzie

– W mojej opinii firmy będą przyspieszać z automatyzacją i robotyzacją. Po pierwsze dlatego, że roboty mogą bez przeszkód pracować także w czasie pandemii. Po drugie dlatego, że robotyzacja to sposób na optymalizację kosztów – przewiduje prof. Andrzej Sobczak.

Co rząd może zrobić dla osób, których roboty pozbawią pracy? Jednym z rozwiązań jest opodatkowanie firm, które wprowadzają robotyzację. Filip Konopczyński z Fundacji Kaleckiego uważa, że akurat Polska nie powinna wprowadzać „podatku od robotów”. – Dziś państwo powinno wspierać robotyzację, przyznając firmom ulgi, tworząc klastry technologiczne albo systemy grantowe. Trzeba pochwalić system dystrybucji środków przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju czy program GovTech Polska – twierdzi. – Ale rządzący od razu muszą myśleć o nowym obliczu edukacji, które pozwoli przekwalifikowywać pracowników.

Nie jest to zresztą zadanie tylko dla rządu.

– Łatwiej pracodawcę zachęcić, żeby kupił nową maszynę, niż żeby zmienił procesy biznesowe i strukturę organizacyjną firmy. W polskim biznesie jest straszny opór przed zmianami. Firmy lubią krzyczeć: „Jesteśmy innowacyjni, bo kupiliśmy roboty”. Ale to jest innowacja na pozór. Trzeba już teraz przekwalifikowywać pracowników, wykorzystując m.in. środki unijne – twierdzi prof. Sobczak.

Martin Ford w „Świcie robotów” przekonuje, że nawet znaczne inwestycje w szkolenia i edukację nie rozwiążą problemów. Jest jedno rozwiązanie pozwalające każdemu skorzystać ze zmian. To wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego – minimalnego świadczenia dla wszystkich obywateli. W czasach epidemii ten pomysł zyskuje kolejnych zwolenników.

Czy Polska jest gotowa na rewolucję robotów? Ministerstwo Cyfryzacji stworzyło „Politykę Rozwoju Sztucznej Inteligencji w Polsce na lata 2019–2027”. Eksperci cieszą się, że dokument w ogóle powstał, ale też zauważają, że próżno szukać w budżecie państwa środków na jego realizację. Nie wiadomo, które ministerstwa będą odpowiadały za realizację konkretnych zadań. Nie wiadomo, skąd wziąć na to pieniądze. Istnieje więc ryzyko, że dokument – jak inne rządowe strategie – pokryje się kurzem w szufladach. A zwalniani pracownicy usłyszą, że przecież każdy może zmienić branżę. ©

Autor dziękuje komisji OZZIP Inicjatywa Pracownicza w Volkswagen Poznań za pomoc w przygotowaniu materiału.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2020