Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno być u siebie prorokiem. Wydając w 1998 r. nakaz zatrzymania w Londynie byłego chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta, Baltasar Garzón walnie przyczynił się do ścigania zbrodni latynoskich dyktatur. Ale gdy podjął podobne działania w Hiszpanii, sam został oskarżony.
Wprawdzie Pinochet nie został wtedy wydany Hiszpanii (w związku z mordowaniem obywateli tego kraju na terenie Chile) i zmarł we własnym łóżku, ale już jego zatrzymanie odebrano za oceanem jak triumf sprawiedliwości. Chilijski prawnik Roberto Garretón ukuł określenia: "efekt Garzóna" i "efekt Pinocheta": pierwszy pokazał sędziom z całego świata, że możliwe jest dochodzenie sprawiedliwości za zbrodnie bez względu na miejsce i czas ich popełnienia; drugi, że zbrodniarzom nie opłaca się beztrosko podróżować po świecie.
- Dla promocji idei uniwersalnej sprawiedliwości rola Garzóna jest kluczowa. Swe działania oparł on na tezie, że zbrodnie przeciw ludzkości nie podlegają amnestii ani jurysdykcji kraju, gdzie zostały popełnione, i mogą być ścigane przez każde inne państwo. To otworzyło drogę do sądzenia zbrodni od Chile po Gwatemalę - mówi "Tygodnikowi" prof. Manuel Ollé Sesé z madryckiego Uniwersytetu Antonio de Nebrija, który jako adwokat reprezentował ofiary latynoskich dyktatur.
Ameryka Łacińska szuka sprawiedliwości
Choć w Chile w mocy pozostaje więc ustawa o amnestii z czasów Pinocheta, w ostatnich latach osądzono tam prawie 800 oprawców dyktatury. I choć władze Argentyny odrzuciły wniosek Garzóna o ekstradycję 46 osób, które służyły dyktaturze (za jej rządów zamordowano 30 tys. osób; dla porównania: Pinochet miał na sumieniu 3 tys.), mur bezkarności w końcu runął, w 2003 r. prezydent Néstor Kirchner zniósł dekret o zakazie ekstradycji, a Sąd Najwyższy uznał za niekonstytucyjne ustawy amnestyjne. Niedawno, na początku lipca, ruszył długo oczekiwany proces byłego szefa junty Jorgé Rafaela Videli i innych wojskowych.
Na wzbierającej w regionie fali szukania sprawiedliwości także Urugwaj osądził w 2006 r. swego dyktatora Juana Maríę Bordaberry’ego (rządził w latach 1973-76). W kilku krajach ruszyły ekstradycje i procesy egzekutorów "Planu Cóndora", w ramach którego latynoskie dyktatury współpracowały w mordowaniu przeciwników. Na dobre zaczęło się ustalanie losów desaparecidos, "zaginionych" (zabitych bez śladu) i dzieci opozycjonistów, oddanych do adopcji w proreżimowych rodzinach. Oczywiście, nie zawsze wszystko się udaje. Choć hiszpańskie sądy podjęły się ścigania zbrodni w Gwatemali, gdzie w trakcie konfliktu z lat 1960?1996 zamordowanych i "zaginionych" bez śladu zostało ponad 200 tys. ludzi, nikt dotąd nie trafił za kraty.
Czasem sam Garzón niepotrzebnie budził nadzieje. W ubiegłym roku sam słyszałem, jak - będąc akurat w Hondurasie - wcielał się w rolę zbawcy i obiecywał postawić szybko przed sądem honduraskich puczystów. Hiszpański sędzia brał wówczas udział w konferencji o międzynarodowej jurysdykcji, która - traf chciał! - zbiegła się z dokonanym w Hondurasie zamachem stanu. Powodów do ścigania puczystów było bez liku: zabójstwa przeciwników i łamanie praw człowieka. Ale po buńczucznych zapowiedziach Garzón wrócił do Madrytu i więcej chyba nie interesował się Hondurasem, gdzie do dziś trwa pełzający coup d’état i represje.
Grzech pierworodny hiszpańskiej transformacji
Garzón dał się poznać jako urzędnik niezależny - i pomysłowy. Twórczo rozwijał swe koncepty. Gdy w 2008 r. podjął, na wniosek rodzin, temat ponad stu tysięcy ludzi, spoczywających do dziś w masowych grobach rozrzuconych po Hiszpanii, zbudował oskarżenie przeciw nieżyjącemu dyktatorowi Francisco Franco i jego 35 współpracownikom. Ale tym razem oskarżono go o nadużycie władzy i wiosną tego roku zawieszono w obowiązkach (miał zignorować prawo o amnestii z 1977 r. i przypisać zbrodnie osobom, które pozostawały poza jego kompetencją).
Prof. Ollé jest wśród tych, którzy bronią Garz-
óna. Ollé uważa, że prawo międzynarodowe i prawa człowieka mają pierwszeństwo ponad prawem o amnestii z 1977 r.
Zawieszenie Garzóna oznacza w gruncie rzeczy "zwijanie" doktryny uniwersalnej jurysdykcji, na rzecz której w ostatnich 20 latach zrobiono w Hiszpanii wiele (hiszpańscy prawnicy lubią widzieć jej prekursora w XVI--wiecznym juryście Diego de Covarrubiasie, który wspierał biskupa Bartolomégo de las Casas w jego obronie Indian przed zbrodniami konkwistadorów).
Po zawieszeniu Garzóna w jego obronie stanęli więc także obrońcy praw człowieka z Ameryki Łacińskiej, w tym argentyński laureat Pokojowego Nobla Adolfo Pérez Esquivel i "Matki z placu Majowego" (organizacja rodzin "zaginionych"). W wyrazie desperacji, kilka rodzin ofiar złożyło przed sądami w Chile i Argentynie wnioski o ściganie zbrodni Franco.
Prof. Ollé podkreśla, że te pozwy - składane w odwrotną niż dotąd stronę - to nie tylko sposób na dochodzenie sprawiedliwości, ale kolejny dowód na siłę "efektu Garzóna". Innym jest niedawna zapowiedź rozpoczęcia w grudniu we Francji procesu chilijskich wojskowych odpowiedzialnych za śmierć obywateli francuskich. Odbędzie się pod nieobecność oskarżonych. To najlepszy wyraz zastosowania doktryny uniwersalnej jurysdykcji.
Z kolei hiszpański pisarz Juan Goytisolo uważa, że oskarżenie Garzóna jest dowodem na ułomności hiszpańskiej demokracji i błędy, jakie popełniono podczas procesu transformacji politycznej. A także, że świadczy o podwójnych standardach: ten sam wymiar sprawiedliwości pozwala ścigać podejrzanych z Chile czy Argentyny, ale już nie frankistów.