Państwo to nie my

- Nie mieliśmy swojego Smoleńska, ale naszą degrengoladę można porównać do tej w wojsku - mówią policjanci. - Bandyta z bejsbolem ma się nas bać, a częściej się śmieje!

16.08.2011

Czyta się kilka minut

Prawda o tej robocie to nie wypisywanie mandatów, obsługa festynów czy przejażdżki służbowym samochodem po hamburgery. Na potwierdzenie tej tezy młodszy aspirant Grzegorz Płatek ze Strzelec Opolskich - ostrzyżony na krótko, krępy trzydziestoparolatek z wykrzywioną od ciosu sprzed lat przegrodą nosową - dysponuje dwoma, przetrzymywanymi w szufladzie służbowego biurka dowodami.

Dowód pierwszy? Spięty zszywaczem plik dokumentów policyjnych; kronika wypadków ekstremalnych - ponad 20 przypadków lżenia oraz naruszenia nietykalności funkcjonariuszy, a konkretnie aspiranta Płatka i jego partnerów. Np. pierwszy rok służby - wbicie w ciało interweniującego aspiranta sztachety z gwoździem w plecy czy wstrząs mózgu od ciosu przy okazji interwencji domowej.

Dowód drugi? Złożona w kostkę granatowa koszula policyjna, którą Płatek, siedząc za biurkiem w gabinecie wciśniętym w piwnice komendy powiatowej w Strzelcach, pokazuje już na powitanie, opisując poszczególne zniszczenia: dziury i wyrwane guziki. Jest lipiec, wczesne popołudnie. Podczas obchodu aspiranta Płatka policyjne radio donosi o awanturze domowej kilka przecznic dalej. - Kiedy doszedłem na miejsce, sprawca właśnie wychodził z klatki - opowiada policjant. - Bez fazy przejściowej kopnął mnie w krocze i uderzył w twarz. Udało mi się spiąć z nim kajdankami, i zaczęła się szamotanina na ulicy.

Ciąg dalszy to walka aspiranta Płatka w parterze na chodniku oraz scena kulminacyjna: odsiecz znanych już dziś w Strzelcach szeroko braci Szczepaników, którzy pomagają Płatkowi doprowadzić napastnika do radiowozu.

Pointa? - Agresja w stosunku do nas to nie tylko kilka pokazywanych przez media przypadków zabójstw czy okaleczeń policjantów - mówi aspirant Płatek. - To codzienność.

1

Codzienność w dosłownym znaczeniu - według policyjnych statystyk do czynnej napaści na stróżów prawa dochodzi w Polsce średnio raz dziennie. Ale to nie one wywołują największy społeczny rezonans i oburzenie samych policjantów.

- Praktyka sądowa dotycząca przypadków naruszania nietykalności funkcjonariuszy sprawia, że nie czujemy się bezpiecznie, a nasza praca traci sens - mówią w nieoficjalnych rozmowach policjanci po serii napaści na swoich kolegów, po których sądy wydawały kontrowersyjne wyroki.

Kwiecień tego roku, Toruń. Dwaj policjanci po służbie usiłują zatrzymać złodzieja włamującego się do samochodu. Funkcjonariuszy otacza kilkunastoosobowa grupa wyrostków, którzy przewracają policjantów na ziemię, bijąc i kopiąc po twarzy. Na ławie oskarżonych zasiada tylko czterech wyrostków. Wyroki: 2 lata więzienia w zawieszeniu.

Bydgoszcz, początek lipca. Policjantka po służbie jest świadkiem agresywnego zachowania dwójki młodych ludzi w autobusie miejskim. Wysiada za nimi na przystanku, okazuje legitymację. Jeden z napastników rani ją ciężko butelką. Sąd w Bydgoszczy nie stosuje wobec podejrzanych aresztu tymczasowego.

To właśnie stosunkowo niedawny przypadek z Bydgoszczy wywołał wrzenie w środowisku policjantów, otwierając dyskusję nad warunkami - nie tylko prawnymi - pracy w policji. Rozpadające się biura i komisariaty; niedobór funkcjonariuszy; brak odpowiednich szkoleń; presja na pracę "pod statystyki" - to najczęstsze pretensje w stosunku do własnej instytucji.

2

Na rozmowę o realiach pracy w policji zgadzają się dwaj śląscy policjanci, Z. i F., obaj od ponad piętnastu lat na służbie w powiatowej komendzie 60-tysięcznego miasta. O jej kulisach opowiadają z dala od miejsca zamieszkania - w kawiarni jednej z katowickich galerii handlowych.

Na początek zapraszają na wirtualny obchód po swoim miejscu pracy.

- Elewacja całkiem ładna, podobnie jak pierwsze drzwi wejściowe - zaczyna Z. - Ale już drugie trzeba szarpać, kopać, żeby dostać się do środka. Po lewej przy wejściu kratka, za nią komputer. Uważny obserwator zauważy fotel. Chłopcy z dyżurki mieli kiedyś taki ładny: biurowy, wysoki, jeżdżący. No ale coś pękło, więc przytaszczyli oparcie ze starego samochodu, i przytwierdzili je do pozostałej części.

Z. i F. przy herbacie w kawiarni o szczegółach dotyczących warunków w komendzie opowiadają to w tonie zażenowania, to zaprawionego bezradnością rozbawienia.

- Toaleta jest wspólna, dla pracowników i gości. Widać brud, ściany są często zabryzgane krwią, bo korzystał z niej ktoś poszkodowany - mówi Z. - Pisuar? Zakryty czarnym workiem i kartką: "Nie korzystać". Od lat nie działają spłuczki. Na podłodze leżą plastikowe butelki po wodzie mineralnej. Do spłukiwania.

- Teraz nasze biura - kontynuuje obchód F. - Standardem jest znoszenie starych mebli albo przejmowanie ich po biurach czy urzędach skarbowych. Sprzęt komputerowy? Mówi się u nas, że w policji nie ma "pecetów" (PC - personal computer), ale "gecety", czyli komputery grupowe. Przepisy zabraniają używania bez zgody przełożonych własnego sprzętu, choć wielu te regulacje łamie, bo wydruk wygląda lepiej niż świstek wypisany ręcznie.

- Telefony? Nie można dzwonić na komórkowe, bo są oszczędności - wtrąca F. - Mając potrzebę kontaktu z partnerem, muszę użyć własnej komórki.

- Nie cierpię pracować w dziadowskich pokojach - mówi Z. - Pięć razy przyszło mi je zmieniać, i zawsze zaczynałem od malowania. Normalnie, brałem wałki i jechałem.

3

Co o utrapieniach polskich policjantów mówią badania ich nastrojów? W ogłoszonym w tym roku raporcie OBOP (na zlecenie Komendy Głównej) prawie połowa spośród ponad dwunastu tysięcy przepytanych policjantów deklaruje przeciętne zadowolenie z pracy, kolejne 40 proc. - duże, a 12 proc. - niskie.

Znacznie gorszy obraz pokazują badania przeprowadzone w tym roku przez warszawski Zarząd Wojewódzki NSZZ Policjantów. Na pytanie, czy sytuacja w policji jest dobra, 97 proc. respondentów daje odpowiedź negatywną.

Ponury obraz wyłania się też z przeprowadzonych dwa lata temu w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego (autorzy: prof. Jan Maciejewski i dr Katarzyna Dojwa) badań nastrojów wśród dolnośląskich policjantów, wśród których ponad połowa deklaruje, że nie wykonuje zawodu cieszącego się prestiżem.

Czynniki braku zadowolenia w badaniach uczelni pokrywają się z tymi przedstawionymi przez KG: biurokracja, niskie wynagrodzenie, niesprawiedliwe traktowanie. Polski policjant nie ma też dobrego zdania o zapleczu kadrowym: źle ocenia ją 40 proc., przy 28 proc. odpowiedzi pozytywnych (OBOP).

4

Niedziela, początek sierpnia, na Śląsku upalny dzień. Z., po tygodniu od spotkania w Katowicach, zgadza się na objazd miasta, w którym mieszka i pracuje.

60 tys. mieszkańców (razem z ościennymi gminami ok. 100 tys.), przeciętna jak na Śląsk przestępczość. Trasę zaczynamy od ronda z widokiem na blokowisko. - Takie napisy jak ten wiele mówią o respekcie dla policji. Nikt ich już w Polsce nie ściga - Z. wskazuje na gigantyczny, ale dobrze zakamuflowany, bo zlewający się z elewacją i ogrodem napis: "Jebać policję".

Z centrum jedziemy do oddalonej o kilka kilometrów jednej z komend miejskich. Na tle odpadającej elewacji powiewa biało-czerwona flaga z czarnym kirem. - To na cześć zmarłego policjanta, ale równie dobrze może być symbolem umierającej instytucji - komentuje Z.

W środku obrazki znane z wcześniejszych opisów: odpadający tynk, plamy gipsu na ścianach, zegar pokazujący - ponoć od wielu miesięcy - godzinę ósmą. - Ta komenda jest bez sensu - mówi Z., oprowadzając po swoim gabinecie. - Wystarczyłaby jedna, a tak musimy wozić policyjnymi samochodami papiery z jednego miejsca do drugiego, bo u nas wszystko jest wykonywane ręcznie. Tego budynku muszą  każdej nocy pilnować funkcjonariusze, którzy w tym czasie mogliby być na patrolu.

Objeżdżamy miasto - rejon, który każdorazowo obsługuje tylko jeden lub dwa patrole. Przejazd z jednego końca na drugi zajmuje w godzinach szczytu nawet pół godziny.

- Macie poczucie, że liczba policjantów nie pozwala na zapewnienie bezpieczeństwa? - pytam Z. i F. podczas rozmowy w Katowicach.

- Przytoczę sytuację sprzed kilku tygodni - odpowiada F. - Pod blokiem widzę młodych gości, którzy palą marihuanę. Dzwonię do dyżurnego, by przysłał patrol. W odpowiedzi słyszę: "Stary, nie mam ludzi". Nie przyjechali.

- Prawda jest taka, że ludzie muszą często czekać godzinę, czasem dwie - dodaje Z.

- Niedawno pracowałem na stanowisku kierowania - wtrąca F. - Dostałem zgłoszenie o kolizji drogowej, potem drugie i trzecie. Jedyny dostępny patrol obsługiwał jeszcze inną kolizję. Ludzie dzwonili i pytali: "Ile jeszcze to może potrwać?!".

Z. i F. rysują na kartce mapkę powiatu. W środku miasto -dwie komendy i dwa patrole po dwóch policjantów. Naokoło gminy ościenne, niektóre bez patroli, inne - z jednym. - Łatwo wyobrazić sobie 20-tysięczną gminę z dwoma policjantami na służbie - mówi F. - Jest noc, zgłoszenie, że facet bije żonę. Trzeba jechać, zatrzymać go, udać się do lekarza, a potem osadzić w areszcie. To wszystko trwa do dwóch godzin. I w tym czasie nie ma nikogo! U nas w mieście bywa jeszcze gorzej.

5

Podobne wybory to według policjantów nie tylko policyjna codzienność, ale też zasada rządząca szkoleniami, w tym najważniejszymi - na strzelnicach. Kiedy w 2008 r. KG Policji przepytała funkcjonariuszy pod kątem dostępności strzelnic, brak odpowiedniej bazy jako problem wskazało aż 80 proc. pytanych.

Jak twierdzi Z. (w  swojej komendzie pełni również rolę instruktora strzelania), limity amunicji i brak blisko położonych strzelnic powodują, że wytyczne dotyczące szkoleń w wielu miejscach pozostają fikcją. - Nie da się nawet przeprowadzić porządnego treningu, bo zebranie większej grupy policjantów w jednym miejscu i czasie graniczy z cudem - opowiada. - Szkolenie powinno być kompleksowe: z obsługą magazynku, treningiem wzroku, ręki. W rzeczywistości kończy się na kilku lub kilkunastu strzałach i powrocie do komendy.

Opinie te potwierdza Mirosław Bednarski, przewodniczący ZW NSZZ Policjantów w Warszawie: - W Polsce nie istnieje coś takiego jak system szkolenia policjantów, jest tylko produkcja dokumentów - mówi. - Gdzie w Europie funkcjonariusz musi kupować amunicję za własne pieniądze, i ma jeszcze z tego powodu kłopoty, bo mu tego robić nie wolno? Nie mieliśmy swojego Smoleńska, ale nasza degrengolada jest porównywalna z tym, co się dzieje w armii.

6

Z. i F. opowiadają o nastrojach związanych z codziennym poczuciem bezpieczeństwa.

"Odwróć oczy, nie reaguj" - taki sygnał otrzymują według nich funkcjonariusze z doniesień podobnych do tego z Bydgoszczy (ranienie policjantki i wypuszczenie podejrzanych). - To cała seria sygnałów - uzupełnia Paweł Tarnawski, absolwent Akademii FBI w USA, kiedyś policjant patrolujący krakowskie ulice, później m.in. funkcjonariusz wydziału kryminalnego, a także były pracownik CBŚ. - Dla policjanta, by na drugi raz nie reagować. Dla obywatela, że następnym razem nikt mu nie pomoże. I dla bandyty, że może robić, co chce.

Choć po głośnym zabójstwie policjanta na jednym z warszawskich przystanków zaostrzono przepisy dotyczące ochrony funkcjonariuszy publicznych - m.in. kary za zabójstwo - policjanci zgodnie deklarują: prawo i praktyka sądowa dotyczące relacji policjant-agresor sprawiają, że funkcjonariusz ma podczas niebezpiecznych interwencji związane ręce. Do poczucia bezpieczeństwa nie przyczynia się też - twierdzą policjanci - wsparcie ze strony samej instytucji.

Zdarzenie sprzed kilku miesięcy ze Śląska opisuje F.: - Usłyszałem przez okno w bloku dźwięk tłuczonej szyby. Wyjrzałem przez okno, i zobaczyłem człowieka okradającego samochód. Wybiegłem przed blok i udało mi się go ująć. Po wszystkim dowiedziałem się od przełożonych, że otrzymam dodatkową gratyfikację. A po kilku dniach, że jednak nie, bo przecież nie byłem na służbie. Podejmując interwencję, nigdy nie myślę o pieniądzach, ale takie zdarzenia to kolejny sygnał, że nie docenia się naszego zaangażowania.

Prawdziwa zmora polskiego policjanta - dodają funkcjonariusze - to plaga oskarżeń o przekroczenie uprawnień. Będące w każdym demokratycznym kraju normą - to dzięki nim wyłapać można nie tak znowu rzadkie przypadki nadużycia policyjnej władzy - w warunkach przewlekłych postępowań potrafią skutecznie sparaliżować pracę.

- Przez żonę jednego ze sprawców zostałem posądzony o nakłanianie do "innych czynności seksualnych" - opowiada aspirant Płatek. - Spudłowała, bo miałem we wskazany przez nią dzień wolne. Inny przykład to interwencja domowa, podczas której kobieta na klatce, obok której stałem, zaczęła wrzeszczeć, że policja ją bije. "Przecież nikt pani nawet nie dotyka" - powiedziałem, a ona na to, że "psu i tak nikt nie uwierzy". Potem złożyła zawiadomienie o przestępstwie. Gdybym nie ujął tego wcześniej w dokumentacji, nie wiadomo, komu uwierzyłby sąd.

Policjanci przyznają: wśród funkcjonariuszy zdarzają się przypadki przekroczenia uprawnień. - Tyle że czasami niewinni funkcjonariusze, zanim się ich oczyści z zarzutów, przechodzą przez piekło - mówią Z. i F., przytaczając głośną sprawę śląskiego policjanta, który przed kilkoma laty, podczas starcia z grupą kibiców,  został oskarżony o uszkodzenie ręki jednemu z nich. - Najpierw został skazany, potem, w drugiej instancji, uniewinniony. Wszystko trwało wiele lat - opowiada Z. - To nasz kolega, więc widzimy, jak się przez te lata zmienił. Jest cieniem człowieka, osiwiał, w pracy nieustannie wietrzy spiski, a na interwencje jeździ z dyktafonem, żeby dokumentować ich przebieg.

Jak mówi Mirosław Bednarski, poczuciu wsparcia ze strony państwa nie sprzyjają niektóre przepisy, choćby ten o możliwości zwolnienia funkcjonariusza po rocznym okresie zawieszenia. - Nie znam postępowania sądowego w Polsce, które zakończyłoby się po roku! - mówi związkowiec. - A praktyka jest taka, że często policjant jest zwalniany z pracy przed wyrokiem. Dlaczego tak się dzieje? Komendanci szukają oszczędności. A policjant ma poczucie, że nie stoi za nim aparat państwa.

- W ciągu 20 lat transformacji straciliśmy pewność siebie, i to uczucie siedzi w nas głęboko - twierdzi Z. - Większość młodych wstępuje do policji po to, by zmieniać świat na lepsze. Po paru latach, kilku postępowaniach oraz takich sygnałach jak ten z Bydgoszczy, duch walki w nich gaśnie. Niedługo staną się cyniczni. A bandyci? Komenda "stój, bo strzelam!" coraz rzadziej działa, bo nauczyli się, że można się z policjanta śmiać. A przecież logiczne powinno być to, że facet z bejsbolem boi się faceta z bronią.

7

Jak do nastrojów panujących wśród szeregowych policjantów mają się realne osiągnięcia instytucji? Jeśli wierzyć liczbom, polska policja pracuje coraz sprawniej, notując osiągnięcia nieprzeciętne na skalę europejską: wykrywalność przestępstw w Polsce rośnie z roku na rok - od 45 proc. w 1999 r. do prawie 70 proc. w roku ubiegłym. Według władz policji to dowód na coraz większą sprawność organów ścigania, według szeregowych policjantów - efekt manipulacji danymi, które w codziennej pracy stały się swoistym fetyszem (wedle niemal 60 proc. respondentów badań OBOP-u praca "pod statystyki" to największe - po nadmiernej biurokracji - utrudnienie w pracy policjanta).

- Gdyby odzwierciedlały rzeczywistość, bylibyśmy światowym wzorem, a do Polski na szkolenia przyjeżdżaliby Amerykanie - mówi o statystykach Mirosław Bednarski. - Prawda jest taka, że w Polsce nie przyjmuje się często zawiadomień, do czego zresztą niejednokrotnie namawiają sami policjanci.

O kulisach pracy "pod słupki" na Śląsku opowiadają Z. i F.

- Funkcjonują u nas tzw. mierniki ocenne jednostki - mówi F. - Komenda główna ustala kryteria dla komend miejskich, które pokazują, jaki jest statystyczny ideał do osiągnięcia m.in.  w różnych kategoriach przestępstw i wykroczeń. Takie mierniki nadesłano np. do naszej komendy w okolicach początku roku. Potem była głośna sprawa, że policjant sam na siebie nałożył mandat, by sprostać statystycznym oczekiwaniom. Po tej aferze przyszło z komendy wojewódzkiej pismo, że mierników nie należy traktować jako wytycznych, a jedynie jako pomoc w osiągnięciu zawodowej satysfakcji. Tyle że nadal rozlicza się nas ze "słupków".

Przedstawiciele Komendy Głównej Policji  zaprzeczają, by manipulacje statystykami i presja "na wyniki" była częstą praktyką w policji.  - Jeśli takie incydenty się zdarzają, powinny być zgłaszane do prokuratury - mówią.

Potwierdzenie słów funkcjonariuszy ze Śląska przyniosła kilka dni temu sensacyjna publikacja nagrania z Prudnik na Opolszczyźnie (umieszczone  zostało przez jednego z funkcjonariuszy na policyjnym forum, a sprawę opisała "Nowa Trybuna Opolska"). "Jesteśmy na 10. miejscu dzięki waszej aktywności - grzmi podczas odprawy z policjantami naczelnik Wydziału Prewencji i Ruchu Drogowego komendy w Prudniu. - Jeśli chodzi o kary i wnioski, to ja nie widzę policjanta, który zejdzie ze służby bez minimum ośmiu mandatów. I tak już nie nadrobimy tych 9 tysięcy, bo się k... nie da (...) Będziecie rozliczani za wasze k... każde pół godziny w służbie. Szukacie wykroczeń, a w mieście aż się od nich roi".

- To policyjna norma w Polsce - komentuje po wysłuchaniu nagrania F. ze Śląska.

Z. dodaje: - Do wykrywalności przestępstw w Polsce włącza się nawet sytuacje, w których ktoś sam przyjdzie na komendę, i wskaże sprawcę. Dochodzi też do manipulacji. Zbliża się np. kwartalny okres rozliczeniowy, od kierownika wydziału kryminalnego przychodzi informacja: panowie, nie kończymy takich a takich postępowań, przerzucamy je na następny kwartał. A potem zobaczymy: może się uda kogoś złapać, a jak nie, będziemy przerzucać dalej. O naszej pracy mówi się "służba", ale to jest dyktat statystyk. Przestaliśmy słuchać zwykłego człowieka z bloku, który mówi: "Kurczę, przeszkadzają nam ci blokersi z ławki, którzy plują pod oknem i biorą narkotyki. Zróbcie coś z tym!".

8

Rzeczywistość, którą opisujemy - przekonują Z. i F. - to średnia krajowa. Ale są też kontrasty.

Nowoczesne komisariaty w dużych miastach i rozpadające się budy na prowincji; funkcjonalne strzelnice na miarę XXI wieku i brak jakiejkolwiek bazy w wielu powiatach; duże pieniądze przeznaczone na modernizację i przerażające marnotrawstwo w ich wydawaniu (niegospodarność w wydatkowaniu środków modernizacyjnych wytknęła niedawno Komendzie Głównej Najwyższa Izba Kontroli).

Wśród paradoksów jest i ten związany z nastrojami wokół instytucji policji. Podczas gdy sami funkcjonariusze oceniają swoją instytucję co najwyżej przeciętnie, Polacy deklarują, że czują się w swojej okolicy bezpiecznie (ponad 80 proc. respondentów w badaniu CBOS) i mają zaufanie do policji (71 proc. pytanych również przez CBOS).

- Wiele osób po prostu nie styka się na co dzień z przestępczością - mówi dr Katarzyna Dojwa z Uniwersytetu Wrocławskiego, współautorka badań na temat nastrojów wśród dolnośląskich policjantów. - Istotny jest też wizerunek medialny. Być może gdybyśmy zrobili zestawienie przekazów pokazujących polską policję, okazałoby się, że większość to sytuacje, w których sympatyczny rzecznik opowiada o tym, ilu nietrzeźwych kierowców udało się zatrzymać w trakcie akcji "Znicz".

Funkcjonariusz Z.: - Cieszymy się z zaufania, ale policja jest przecież elementem systemu państwa. Jeśli nie chroni nas prawo, zbyt często podważa się naszą wiarygodność, a dodatkowo pracujemy w złych warunkach, to zaczynamy poza ten system wypadać. Stajemy się zwykłymi "Kowalskimi", często popadając w cynizm. A system mówi do nas: "Chłopie, radź sobie sam".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2011