Państwo dla frajerów

Jarosławowi Kaczyńskiemu partia nie wystarcza. Wśród narzędzi oddziaływania są także media, wpływowe środowiska kościelne czy akademickie. Ale sam dla swobody działania nie wiąże się z żadną instytucją.

18.02.2019

Czyta się kilka minut

Konferencja prasowa PiS na kilka dni przed publikacją przez „Gazetę Wyborczą” nagrań Jarosława Kaczyńskiego, Warszawa, 26 stycznia 2019 r. / PIOTR MOLĘCKI / EAST NEWS
Konferencja prasowa PiS na kilka dni przed publikacją przez „Gazetę Wyborczą” nagrań Jarosława Kaczyńskiego, Warszawa, 26 stycznia 2019 r. / PIOTR MOLĘCKI / EAST NEWS

System władzy stworzony przez Kaczyńskiego jest czymś wyjątkowym w III Rzeczypospolitej. Prezes PiS ma pozycję silniejszą niż ktokolwiek wcześniej. Kontroluje nie tylko zachowania większości parlamentarnej i rządu, dysponuje też narzędziami spoza wąsko rozumianej polityki. Projektowana inwestycja w centrum Warszawy miała ten system zwieńczyć. Miała zapewnić Kaczyńskiemu narzędzia oddziaływania w warunkach ewentualnej politycznej dekoniunktury.

Rok wyborczy to okres, w którym wiele wydarzeń sprowadza się do jednego pytania: jak wpłyną na zachowania głosujących? Tak też stało się z ujawnionymi przez „Gazetę Wyborczą” nagraniami rozmów Jarosława Kaczyńskiego i jego współpracowników.

Dyskutujący nie raczyli wziąć pod uwagę, że nawet największa „medialna bomba” III Rzeczypospolitej, jaką było nagranie rozmowy Adama Michnika z Lwem Rywinem, nie przyniosła natychmiastowego czy nawet szybkiego załamania notowań SLD. Uruchomiła proces dekompozycji tej partii, wzmacniany przez prace komisji śledczej i kolejne afery z udziałem polityków lewicy.

Gdyby po publikacji „Ustawy za łapówkę” nie doszło do żadnych działań w przestrzeni publicznej, proces utraty poparcia przez lewicę byłby z pewnością jeszcze wolniejszy.


Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Przykrywki i haki


Znaczenie publikacji „Wyborczej” nie polega dzisiaj na jej bezpośrednim wpływie na postawę wyborców PiS (bo przecież zmiana notowań tej partii nie zachodzi wskutek wzrostu oburzenia jej przeciwników!). W wymiarze politycznym poważnie komplikuje sytuację Jarosława Kaczyńskiego, który musi liczyć się z tym, że po zmianie władzy sprawa może być przedmiotem badania przez organy ścigania. Po drugie – w wymiarze, który jest politycznie ciekawszy – dostarcza trudnej do podważenia wiedzy o mechanizmach rządzenia po roku 2015.

Wyjątkowość

System rządów Prawa i Sprawiedliwości jest inny niż w latach poprzednich, gdy lider partii stał na czele rządu koalicyjnego i nie dysponował innymi niż formalne zasobami, umożliwiającymi przetrwanie lub dyscyplinowanie własnej partii. Donald Tusk mógł skutecznie osłabiać pozycję Grzegorza Schetyny, ale nie miał kontroli nad żadnym medium, które mogłoby uruchomić negatywną kampanię przeciwko niemu. Co więcej, w sensie formalnym brał na siebie pełną odpowiedzialność za politykę rządu i wspierającej go sejmowej większości.

Model wprowadzony przez PiS po 2015 r. nie powiela też – wbrew prostym analogiom – rządu koalicji Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności kierowanego „z tylnego siedzenia” przez Mariana Krzaklewskiego (1997–2000). Wówczas Krzaklewski nie został premierem, ponieważ musiał utrzymać kontrolę nad główną siłą AWS – związkiem zawodowym Solidarność, którego był przewodniczącym. Ponadto Krzaklewski sformalizował swoją pozycję także jako szef silnie spluralizowanego klubu parlamentarnego AWS, gdzie toczyły się codzienne boje o spójne głosowanie tej formacji w takiej czy innej sprawie. To zadanie było – paradoksalnie – z punktu widzenia efektywności politycznej istotniejsze niż kierowanie pracami rządu.

W przypadku prezesa PiS nie mieliśmy do czynienia ani z tego typu przeszkodą, jaką było kierowanie związkiem zawodowym, ani z koniecznością pilnowania spójności klubu. Przesłanką podstawową było zachowanie większej swobody ­manewru i niewikłanie się w bieżące obowiązki szefa rządu, które paraliżowałyby zdolność kontrolowania partii i obozu rządzącego. Kaczyński schował się za Beatą Szydło, a gdy to okazało się zbyt dysfunkcjonalne – za Mateuszem Morawieckim. Jednocześnie zrobił wszystko – zwłaszcza w momencie powoływania pierwszego gabinetu PiS – by pozycję premier Szydło osłabić i pokazać, że decyzje personalne podejmowane są na Nowogrodzkiej. Tę część modelu rządzenia widać było gołym okiem. Można na jej poparcie przytoczyć liczne oficjalne wypowiedzi polityków PiS, zachowania samego prezesa partii w momentach kryzysowych, a także wiarygodne informacje prasowe.

Nowogrodzka

Znacznie trudniej przeniknąć mechanizm funkcjonowania centrum na Nowogrodzkiej. Niezwykle cenne byłoby poznanie listy rozmówców Jarosława Kaczyńskiego. Analiza publicznie dostępnych kalendarzy premierów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego z lat 2005-07 pozwala zauważyć pouczającą różnicę: Marcinkiewicz poświęcał znacznie mniej uwagi nadzorowi nad resortami sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Zapewne w czasie jego rządów szefowie tych resortów byli raczej sterowani wprost z Nowogrodzkiej, gdzie rezyduje Kaczyński, niż z Alei Ujazdowskich.

Jak jest teraz? Może kiedyś się tego dowiemy. Z pewnością są resorty i instytucje, które nie absorbują uwagi Kaczyńskiego. Są też takie, które uważa za najważniejsze. Czy oprócz ministrów rozmawia z kimś jeszcze, czy osobiście kontaktuje się z kierownictwem telewizji publicznej i szefami innych spółek Skarbu Państwa, czy spotyka się z prezesem NBP, czy rozmawia z szefami służb specjalnych? Wiedza na ten temat pozwoliłaby nam na rekonstrukcję systemu władzy skonstruowanego przez Kaczyńskiego.

Ujawnione nagrania pokazały nam, że w samym rdzeniu zainteresowań prezesa są działania podejmowane przez spółkę Srebrna. Jest im w stanie poświęcić dużo czasu i uwagi, prowadzi kluczowe rozmowy i podejmuje kluczowe decyzje. Wskazuje też na czysto polityczne przesłanki tych decyzji. Relacje między formalnymi władzami spółki a Kaczyńskim są dziś istotne przede wszystkim dla prawników. Z perspektywy, o której mówimy, ważne jest co innego: ujawniony mechanizm nie przewiduje delegowania zadań i nie włącza kolegialnych struktur partii w mechanizm decyzyjny. Nowogrodzka pozostaje pod indywidualną kontrolą prezesa.

To pozwala postrzegać Kaczyńskiego nie jako lidera partii, ale względnie samodzielny ośrodek polityczny, w którego grze partia jest kluczowym i ulubionym, ale nie jedynym narzędziem. Co więcej, narzędziem, które może zawieść. Tak jak zawiodło kiedyś Porozumienie Centrum, gdy skuszone przez kierownictwo AWS „konfiturami” zdecydowało się na powołanie wspólnej partii z Partią Chrześcijańskich Demokratów. Wspólnej z PChD, ale bez udziału Jarosława Kaczyńskiego. Ten ostatni doprowadził do reaktywowania kadłubowego PC z Adamem Lipińskim na czele.


Czytaj także: Paweł Bravo: Polska norma


Dziś partia jest posłusznym narzędziem w ręku sprawującego nad nią kontrolę ośrodka centralnego. To jednak nie wystarczy. Kaczyński kontroluje różne układy, które sprawiają, że wśród jego narzędzi oddziaływania są nie tylko partia, ale także media, wpływowe środowiska kościelne czy akademickie. Warto jednak pamiętać, że obecnie prezes jest ich dobroczyńcą, mając wpływ na wydawanie publicznych środków, ważne nominacje czy formy uhonorowania. Nie wiadomo, jak zareagują dzisiejsi beneficjenci, gdy w innej sytuacji lider PiS zwróci się do nich o pomoc. A Kaczyński wie doskonale, że każda taka prośba uzależnia. Dlatego szczególnie ceni te narzędzia, którymi może dysponować swobodnie, nikogo nie prosząc o zgodę. To tłumaczy uwagę, jaką przywiązywał do sprawy nieudanej inwestycji w biurowce.

Ale ma to także pewne skutki systemowe. Modelu rządzenia państwem polskim nie możemy dziś analizować odwołując się do klasycznej formuły rządów partii jako struktury zarządzanej kolegialnie, kierującej się własnym instytucjonalnym interesem, kreowanym poprzez demokratyczne procedury decydowania. Specyficzną dla PiS relację między centralą partii a jej strukturami można by traktować jako wyjątek specyficzny dla pierwszej fazy budowania instytucji, gdyby nie to, że lider próbuje stworzyć sobie narzędzia zapewniające mu niezależność od struktur partii. To coś więcej niż popularna w Polsce „partia autorska”.

Perspektywa

Tym, co decyduje o oryginalności PiS, jest nie tyko silniejsza niż zwykle statutowa pozycja prezesa. I nie tylko daleko posunięty respekt dla jego opinii i decyzji. O specyfice tego modelu rządzenia państwem i partią decyduje instrumentalizacja wszelkich instytucji, wynikająca z nieufności do wewnętrznej logiki ich działania. To stała cecha polityki Jarosława Kaczyńskiego, ale znacząco udoskonalona po doświadczeniach lat 90. Teraz chce zachować pełną zdolność politycznego manewru, ucieka jak może od każdego trwałego uwikłania. A instytucje z natury rzeczy takie uwikłanie generują.

Istotny jest też fakt, że „obóz biało-czerwony” obejmuje nie tylko rządzące ugrupowanie i jego klub parlamentarny. Filarami obozu są dziś także związane z nim media i przedsięwzięcia gospodarcze, a kluczowi partnerzy to związek Solidarność i instytucje kontrolowane przez o. Tadeusza Rydzyka. Nie tylko radio i telewizja czy dziennik, nie tylko uczelnia czy fundacja, ale także grupy duchowieństwa i laikatu katolickiego pozostające pod jego wpływem. Dlatego też symbolami rządów PiS może być nie tylko agenda socjalna (500 plus), ale także promowany przez związek zakaz handlu w niedzielę oraz zbiorowe śpiewy rządu i kierownictwa obozu rządzącego na urodzinach Radia Maryja.

Jednak nawet bliski politycznej omnipotencji obóz PiS nie może wszystkiego. Ujawnione przez „Wyborczą” nagrania pokazują także, jak Kaczyński postrzega mechanizm skutecznego blokowania jego działań. Dzieje się to za pośrednictwem niezależnych od PiS instytucji państwa, przede wszystkim samorządów, jak i opinii publicznej. Prezes PiS wskazuje na oba te ograniczenia w pierwszej z ujawnionych rozmów, mówiąc o warunkach pomyślnego przeprowadzenia i medialnego usprawiedliwienia budowy. Można zatem przyjąć, że następna kadencja rządów tej formacji oznaczałaby próbę przełamania obu barier.

Przypomnijmy, że tuż przed wetem prezydenta w sprawie sądów mieliśmy do czynienia z wetem zmieniającym mechanizm nadzoru samorządów przez Regionalne Izby Obrachunkowe. Zapewne sprawa – w nieco może zmienionej wersji – wróci w drugiej kadencji rządów PiS. Zwłaszcza że partia ta spektakularnie przegrała wybory do samorządów miejskich (nie tylko największych miast).


Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Państwo prywatnej zemsty


Druga kadencja rządów Prawa i Sprawiedliwości to także bardzo prawdopodobne próby przejęcia mediów. W sposób taki, o jakim mówiono przy okazji apetytów na Radio Zet, lub w taki, jaki stosował na Węgrzech Viktor Orbán. Z tą różnicą, że Kaczyński pozostaje bardziej nieufny wobec potencjalnych oligarchów. Stara się budować własne zabezpieczenia, oparte na najbardziej zaufanych, ale niewtrącających się do partyjnej polityki osobach – takich jak Kazimierz Kujda czy Barbara Skrzypek. A jednocześnie pilnuje, by nie wyrosła partyjna oligarchia, która będzie zdolna się od niego uniezależnić. Tym bardziej że ludzie partii, która zdobywa reelekcję, czują się znacznie pewniej w korzystaniu z renty władzy. Perspektywa drugiej kadencji to zatem dla Kaczyńskiego także konieczność wzmocnienia tego typu kontroli.

A ryzyko oddania przez PiS władzy będzie większe niż dla jakiejkolwiek innej ekipy. Nie tylko dlatego, że metody zastosowane w 2015 r. można z łatwością powtórzyć, „odbijając państwo” z rąk PiS. Immunizowane na zewnętrzną kontrolę mechanizmy rządzenia i każdy nieformalny pożytek z posiadania władzy zostałyby – w razie wygranej w wyborach – bezwzględnie wykorzystane przez obecną opozycję.

Polityczne wahadło

PiS usprawiedliwiał się zawsze w jeden sposób – wskazując na poczucie krzywdy sięgające jeszcze lat 90. Walka o respektowanie standardów, jaką toczyli jego politycy i zaprzyjaźnieni publicyści, zamieniła się po roku 2015 w specyficzną perswazję pod hasłem „my tylko wyrównujemy rachunki”. W niektórych sferach – np. w propagandowym wykorzystaniu telewizji publicznej – PiS poszedł znacznie dalej niż poprzednicy. Mimo to dysponując ogromnymi publicznymi środkami i prowadząc zupełnie dowolną politykę kadrową prawica ma wciąż poczucie bycia w defensywie. Dobro Polski redukuje do przywracania zachwianej blisko 30 lat temu równowagi.

Taka logika usprawiedliwiania własnej zachłanności skutecznie blokuje mówienie o jakiejkolwiek naprawie życia publicznego. Jeden z realistycznych – a nawet odrobinę cynicznych – scenariuszy wzmocnienia państwa, jaki rozważano w ostatnich latach, polegał na tym, że do władzy dojdzie premier spragniony władzy, i na chęci potwierdzenia swojej potęgi poprzez sprawcze działania, przywrócenie autorytetu strukturom państwa, redukcję napięć politycznych.

Rządy PiS nie tylko nie podjęły tych zadań, ale znacząco osłabiły instytucjonalny mechanizm państwa: tak na poziomie zmian w sądownictwie, jak i ograniczonego w realnych politycznych kompetencjach centrum rządu. W warunkach jednopartyjnej większości sejmowej czynnikiem blokującym okazała się nie opozycja, ale nadzwyczajna pozycja szefa partii, ignorującego formalne ograniczenia swojej władzy i lubiącego interweniować „poza trybem”.

Samo zniesienie tej zasady będzie dla państwa korzystne. Wszystko wskazuje na to, że ktokolwiek przejmie władzę po PiS, nie będzie chciał odwoływać się do podobnego mechanizmu. Ale logika „rozliczenia PiS”, która jest nieuchronna przy kolejnym wychyleniu politycznego wahadła, nie będzie sprzyjała działaniom zmierzającym do odbudowy zaufania do instytucji państwa i ich sprawności.

Kiedy zastanawiamy się, czy można ten sposób rządzenia odwrócić, należałoby zacząć raczej od nowego mechanizmu dystrybucji zaufania. Odmiennego nie tylko od tego, który po 2015 r. wprowadził Jarosław Kaczyński, ale różniącego się też od obyczajów partii władzy, jaką była PO. Zanim ktokolwiek będzie mógł sięgnąć po zmiany na poziomie ustrojowym i konstytucyjnym, można sobie wyobrazić krok pierwszy: wyjście poza skrajną nieufność do otoczenia, na jakiej zostały oparte rządy PiS. Na szkodliwość chorobliwego braku zaufania zwracali liderowi PiS uwagę nie tylko jego opozycyjni krytycy czy neutralni obserwatorzy, ale także osoby zaangażowane po stronie obozu „dobrej zmiany”. Profesor Andrzej Nowak, diagnozując przyczyny porażki PiS w wyborach prezydentów i burmistrzów miast, wskazywał właśnie na tę nieufność jako źródło zamykania się partii i niezdolności docierania do innych środowisk.

Dlatego w kontekście nadchodzących wyborów warto przypominać o tym, co pod rządami PiS najmocniej niszczyło sferę publiczną, a co ma swe źródło w metodzie politycznej Kaczyńskiego. To traktowanie zaufania jako frajerstwa, a kapitału społecznego jako szkodliwego konstruktu ideologicznego, któremu przeciwstawić można mechanizm kontroli państwa przez struktury zdyscyplinowanej partii. Zmiana politycznego stylu działania to nie jest kwestia elegancji czy lepszego PR. To przede wszystkim trudna polityka przywracania instytucjom ich autonomii, rekonstrukcji procedur parlamentarnych, budowania republikańskiego minimum polegającego na przejrzystości instytucji publicznych i stworzenia mediów publicznych, które nie będą tubą jednej ze stron.

Każda z tych rzeczy jest ryzykowna ze względu na logikę toczącej się od lat politycznej wojny. Nieufność podpowiada kurczowe trzymanie się twardego partykularyzmu. Dokąd on prowadzi – pokazuje znakomicie system rządzenia zbudowany przez Kaczyńskiego. Najgorszym skutkiem rządów PiS byłoby to, gdyby ów system uznano za skuteczny i godny naśladowania. ©

Autor jest politologiem, wykładowcą WSIiZ w Rzeszowie. Ostatnio ukazała się jego szeroko dyskutowana książka „Wyjście awaryjne” o życiu publicznym w Polsce. Stały współpracownik „Tygodnika ­Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Politolog, publicysta, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W wydawnictwie Karakter wydał niedawno książkę „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2019