Pan Siekiera

Naczelnik państwa stwierdził, że otwarcie się Polski na imigrantów skutkowałoby „katastrofami społecznymi” i wymagało „całkowitej zmiany naszej kultury”.

12.06.2017

Czyta się kilka minut

„Jeśli chcielibyśmy powstrzymać tę falę agresji ze strony imigrantów, chociażby w stosunku do kobiet – trzeba by użyć jakiejś represji. Gdybyśmy użyli represji, to zaraz by się okazało, że dla nich jesteśmy nazistami. To jest błędne koło, my po prostu nie możemy w to wchodzić”.

To rzecz jasna i udowodniona, że wszyscy imigranci (jak wiadomo z memów: wyłącznie młodzi, zdrowi mężczyźni) służą do tego, by roznosić po świecie choroby (trudno orzec, jak to robią, skoro są młodzi i zdrowi, ale nie bądźmy drobiazgowi), islamizować miasta i gminy, a także traktować kobiety jak podludzi. Na to rzecz jasna nie można się zgodzić. Co innego, gdy tezy o (przykrej) konieczności bicia żon wygłasza nasz polityk. Wtedy jego poglądy nie są już straszne, są „tradycyjne” (dla niektórych: „swojskie”). I dostaje prawie pół miliona głosów w ostatnich wyborach prezydenckich.

W książce Janusza Korwina-Mikkego „Vademecum ojca” czytamy: „Jeśli konfliktu z żoną nie potrafi Pan w żaden sposób rozstrzygnąć, nie potrafi Pan jej przekonać, to, niestety, musi Pan użyć siły fizycznej. Jest to przykre – ale nie ma innego sposobu. Odwołanie się do sądu zniszczy Pana małżeństwo. Podporządkować się Pan nie może, gdyż utrata autorytetu rozbije je także prędzej czy później: żona poczuwszy swą siłę, będzie coraz częściej stawiała na swoim, a Pan tego nie zniesie. (...) Musi to być zrobione dość zimno i stanowczo”. Autor tych słów cieszy się w ojczyźnie opinią ekscentryka, od lat obecny jest w życiu publicznym, zasilany poparciem ludzi określających siebie mianem „wolnościowców”.

Zrobiłem eksperyment i wrzuciłem przywołany wyżej cytat na Facebooka. Nie zawiodłem się – do obrony Korwina zaraz stanęło spore grono mężczyzn przekonujących, że to „jego prywatne poglądy”, „ale na gospodarkę pomysły to ma świetne”, „wreszcie zrobiłby porządek z ZUS” i „niech sobie bije żonę nawet młotem, byle tylko można było się bogacić i nie być okradanym przez podatki”. Pisali być może z tych samych komputerów, z których wypisują płomienne elegie o świecie pogrążonym w kulturowej wojnie, w której stają z jednej strony szarmanccy, szlachetni, polscy rycerze, z drugiej – „ciapaty” motłoch, dla którego kobieta to zwierzę gospodarskie: do używania i do tresowania w chwilach wolnych od liczenia hajsu z wydobycia ropy.

Próbowałem tłumaczyć moim dyskutantom, że dla człowieka, który „ma zdrowe poglądy na wolność podatkową”, a zarazem zaleca bicie żony, jest tylko jedno właściwe miejsce. To kozetka więziennego terapeuty. I że zamiast bohatersko walczyć z zagrożeniem, którego jeszcze u nas nie ma, powinniśmy może najpierw zrobić porządek z tym, które (od dawna) już jest. Naczelnik państwa boi się, że za sprawą imigrantów panie nie będą już w Polsce całowane w rękę? A co mają myśleć biedni Europejczycy, do których Polacy wysłali zalecającego, by traktować kobiety tak, jak nigdy nie odważyłby się tego zrobić żaden z moich wyznających islam znajomych? Wysłali go nie na banicję, ale w glorii i chwale europosła. By – za kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie – mógł tam do woli pleść te swoje idiotyzmy o tym, że „kobiety są mniej inteligentne”, więc i zarobki powinny mieć mniejsze etc.

Zaprawdę, czasem dużo bardziej boję się tego, co mam w kraju, od tego, co miałoby przyjść doń z zewnątrz. Nie przestaje mnie też zdumiewać zdolność do tworzenia argumentacyjnej ekwilibrystyki przez moich rodaków. Plotący bzdury lewak – to zło wcielone do wypalenia żywym ogniem. Bredzący jak potłuczony prawak? No cóż, i święty miewa wszak słabsze momenty. Tamci fundują sobie miłe synekurki? Podnosi się larum o wznowienie Świętej Inkwizycji. Robią to nasi? Zaczynamy przytaczać Traktaty o Miłosierdziu.

Osobną kategorię stanowią ci, którzy próbują bronić seksistowskich bredni Korwina (ale także np. tez o zbawiennym wpływie „pedagogicznego” bicia dzieci) na podstawie wyciąganych z lamusa tekstów żyjących wiele wieków temu świętych (być może to z tego grona wywodził się bydgoski, nie saudyjski, radny, katujący żonę „w imię Boże, tak by zrozumiała, jak funkcjonuje prawdziwa chrześcijanka”). Zawsze gotowi, by wysypać rozmówcy na głowę worki posegregowanych cytatów. Na które ja zawsze odpowiadam im cytatami z innych wypowiedzi ludzi Kościoła, przekonujących w tamtym czasie, że Słońce kręci się wokół Ziemi.

Kościół nie kanonizuje nikogo za (stosowną do czasów, w których przyszło komuś żyć) wiedzę psychologiczną czy astronomiczną. Ulubiony zaś przez kato-maczystów cytat z Listu św. Pawła do Efezjan, o tym, że żony powinny być poddane mężom, trzeba czytać w kontekście całości Objawienia (swoją drogą ciekawi mnie zawsze wybiórczość takich „rycerzy jednego cytatu”: panować nad żonami będą bardzo chętnie, ale np. do obcinania sobie kończyn będących powodem grzechu jakoś mniej mają zapału). Ów kontekst jest zaś jasny: bliźniego, w tym żonę, trzeba kochać tak, jak siebie samego. Nawet ów Paweł parę wersów dalej mówi: „Mężowie powinni kochać żony tak, jak własne ciało. Przecież nikt nigdy nie odnosi się z nienawiścią do własnego ciała, tylko żywi je i pielęgnuje, tak jak Chrystus Kościół”.

Chrześcijańska walka o godność ludzkiego życia, podkreślanie, że człowiek jest tak wielką wartością, autonomicznym bytem i obrazem Boga, że nie wolno dłubać ani przy jego przychodzeniu, ani przy odchodzeniu, rozciąga się przecież i na te parędziesiąt lat pomiędzy okresem prenatalnym a agonią. Chrześcijaństwo, które walczy z aborcją i eutanazją, ale co do bicia żon umywa ręce, bo „wolnoć Tomku w swoim domku”, to żadne chrześcijaństwo – to szyderstwo z dawcy wolności, Boga.

Niczym innym nie jest wybieranie na swojego (i Polski) przedstawiciela człowieka, który pokazywanie osób niepełnosprawnych w telewizji zrównuje z pokazywaniem w niej „zboczeńców”, o szkolnictwie integracyjnym mówi: „celowo wprowadza się debilów, idiotów, kretynów do klas, żeby ludzie byli głupsi”, w dyskusji o gwałtach wyjaśnia, że „kobiety zawsze udają, że pewien opór stawiają”, i przekonuje, że „zachowanie o charakterze pedofilskim ma pozytywny wydźwięk i jest dużo bardziej zasadne niż edukacja seksualna młodzieży”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2017