Pan Jourdain czyta prozę (polityczną)

Literatura zaangażowana jest traktowana z pobłażaniem, zarzuca się jej zbytnią prostotę, powtarzalność i tymczasowy charakter. Wszystkie te zarzuty są bezpodstawne.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

W 1962 r. na łamach "Massachusetts Review" Wystan Hugh Auden opublikował swój słynny esej "The Poet and the City". Przedstawił w nim wizję nowoczesnego miasta-państwa jako sceny, na której literatura odgrywa bardzo istotną rolę - nie dlatego, że jest w życie owego miasta zaangażowana, ale dlatego, że zajmuje się właściwymi jej sprawami. "Wszystkie teorie polityczne - pisał Auden - które tak jak platońska opierają się na analogiach płynących z artystycznych spekulacji, muszą w praktyce prowadzić do tyranii. Jedynym celem poety i każdego artysty jest stworzenie czegoś doskonałego, co przetrwałoby bez żadnych zmian. Wymarzone miasto poety będzie miało zawsze tę samą liczbę mieszkańców, wykonujących zawsze tę samą pracę". Dalej przekonywał, że społeczeństwo ukształtowane na wzór i podobieństwo literatury, byłoby spełnionym koszmarem. Prawidła literatury w sferze społecznej przyjmują postać selektywnej hodowli, eksterminacji, pełnej kontroli nad wszystkimi obywatelami i zalegalizowanego niewolnictwa. Z drugiej strony - pisał Auden - gdybyśmy literaturę chcieli urobić na podobieństwo ustroju demokratycznego, zmieniłaby się w rzecz bezkształtną, pustą, banalną i nudną.

***

Zarysowana przez Audena opozycja między polityką a literaturą wspiera się na fundamencie aksjologicznym. Literatura odwzorowująca demokrację jest zła, bo niedoskonała. Społeczeństwo zorganizowane na literacką modłę również jest złe, bo podporządkowane sztywnym regułom. Wszelako sfery te nie są całkowicie rozłączne. Dystans, jaki je dzieli, jest - by tak rzec - dystansem zadanym, co oznacza, że zarówno pisarze, jak i politycy powinni ów dystans poszerzać, by z jednej strony chronić demokrację przed tyranią, a z drugiej - bronić literaturę przed nijakością i polityczną przygodnością.

Ciekawe jest to, że w przytoczonym fragmencie Auden odwraca platońską relację między polityką a literaturą. Wszak u Platona poeci nie mają żadnego udziału w kształtowaniu doskonałego ustroju państwowego. Z jednej strony mamy polityków, którzy marzą o mieście z zawsze tą samą liczbą mieszkańców, wykonujących zawsze tę samą pracę. Z drugiej zaś poetów, którzy nieustannie niszczą harmonię politycznego organizmu. Mówiąc w największym skrócie, ich wywrotowa działalność polega na przedstawianiu rzeczywistości na wiele różnych sposobów. Ta wielość możliwości pozwala obywatelom miasta oderwać się od zajmowanego przez nich miejsca i porzucić (choćby na chwilę) przypisaną im funkcję społeczną. Na to politycy zgodzić się nie chcą, skazując literaturę na wygnanie.

Auden w żadnym razie nie zapomniał, co Platon miał do powiedzenia na temat poezji. Celowo pozmieniał pionki na jego filozoficznej szachownicy. We współczesnej wersji Platon nie zajmuje się już organizacją państwa, lecz poezją. Marzenie o społecznej spójności realizuje za pomocą cyzelowanych rozwiązań prozodycznych. Natomiast poeci porzucają pisarstwo i wchodzą do ministerstw, by bronić fundamentów demokracji.

***

Gdy zastanawiałem się, jak w lapidarny sposób przedstawić zmianę, jaka dokonała się na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat w naszym myśleniu o związkach literatury i polityki, przyszedł mi do głowy właśnie ten koncept angielskiego poety. Do 1989 r. niektórzy pisarze, artyści i intelektualiści pełnili w Polsce funkcję polityczną, walcząc o demokrację i poszerzając możliwości reprezentacji (i nie chodzi tylko o przedstawianie komunistycznej rzeczywistości, ale także o reprezentację interesów określonych grup społecznych, o wyeksponowanie ich problemów, racji i postulatów). Politycy zaś wchodzili w rolę poetów, a mówiąc precyzyjnie: producentów progresywnej fikcji, która w wymiarze politycznym przybierała totalitarną postać. Także i w tym przypadku obie grupy utrzymywały dystans między polityką a literaturą, choć ze zgoła odmiennych powodów niż te, o których mówi Auden. Odstęp między nimi był naturalną konsekwencją społecznego antagonizmu. Jednym zależało na osłabieniu tyranii, drugim na jej utrzymaniu.

Po odzyskaniu niepodległości ów dystans okazał się jeszcze bardziej potrzebny. Jak mówi w jednym ze swoich tekstów Przemysław Czapliński na przełomie lat 80. i 90., dwie rzeczy wydawały się absolutnie niepodważalne. Po pierwsze - literatura nie będzie się zajmować dłużej polityką, ponieważ wypełniła już swą misję. Po drugie zaś - przestaniemy ją w ten sposób czytać (co oznacza też, że wcześniejsze teksty literackie uchodzące za polityczne odejdą w niebyt).

Jednym z najważniejszych powodów takiego stanu rzeczy był stosunek do komunizmu. Ten ostatni miał istotny wpływ nie tylko na nasze życie, ale także na ciągle dominujące u nas myślenie o polityce. Polityka nadal jawi nam się jako osobliwe połączenie dwóch porządków. Z jednej strony mamy polityczną grę pozorów - pozornych komunikatów, postulatów i nieadekwatnych rozwiązań. Za nią natomiast kryją się rzeczywiste motywacje, czyli bezwzględna walka o władzę. Jeśli w ten sposób zdefiniujemy politykę, wówczas wszelkie próby zbliżenia jej do literatury (i vice versa) będą narażone na przewidywalne zarzuty o mieszanie sztuki z politycznym spektaklem pozorów.

Skoro polityka - ze względu na swe uwikłanie w fikcję i pozór - alienuje się z codziennego życia, to należy zrobić wszystko, by utrzymać ją w oddalonym od literatury miejscu. Ta ostatnia zaś winna się zająć innymi problemami… właściwymi jej sprawami, jak mówił Auden.

***

Można jednak zupełnie inaczej określić sedno tej dyskusji. Przede wszystkim zmieniając sposób myślenia o samej polityce.

Doskonale wyjaśnia to Jacques Ranci?re, według którego polityczność literatury nie musi mieć nic wspólnego z politycznymi przekonaniami pisarzy, nie musi się odnosić do ich zaangażowania w polityczne i społeczne spory. Nie chodzi również o to, że literatura w narracyjnej formie przedstawia polityczne wydarzenia, reprezentuje strukturę politycznych relacji i strukturę władzy panującej w danym społeczeństwie.

Polityka literatury oznacza, że teksty poetyckie czy prozatorskie uczestniczą w podziale widzialnego, a szerzej, zmysłowego świata. Dla Ranci?re’a literatura nie jest ani "sztuką pisania w ogólności", ani osobliwym sposobem posługiwania się językiem. Dzieło literackie jest dlań szczególnego rodzaju ogniwem łączącym system znaczenia słów i system widzialności rzeczy. Owe systemy zawsze podlegają kulturalnym, społecznym i politycznym determinacjom, wyznaczając granice naszego myślenia i naszych społecznych interakcji. Pewne rejony rzeczywistości są zasłaniane, nie mamy do nich dostępu. Inne natomiast są nam odgórnie narzucane jako miejsce tworzenia jedynie poprawnych relacji międzyludzkich i instytucjonalnych. To, co czytamy w powieściach i wierszach, jak również to, co mamy na temat powieści i wierszy do powiedzenia, ma wpływ na to, co widzimy.

Literatura - i na tym polega jej polityczny wymiar - posiada moc odciągania nas od zwyczajowych zajęć i funkcji społecznych, kulturowych i egzystencjalnych, wyciągania nas z zakładek, które tworzymy na powierzchni organizmu politycznego (czyli zorganizowanej struktury). Mamy tutaj zatem do czynienia z całkowitym podważeniem tezy Audena. To właśnie literatura umożliwia rozbicie opresyjnej struktury politycznej, a obywateli państwa uwalnia od przypisanych im funkcji i ról.

Ranci?re ma pełną świadomość, że nawet w przypadku najbardziej wywrotowych projektów literackich to zadanie nie zawsze kończy się powodzeniem. Co więcej, w niektórych przypadkach politycznie skuteczna jest nie klasyczna literatura zaangażowana, ale teksty oskarżane przez krytykę lewicową o obskurantyzm i reakcyjność. Sam Ranci?re odwołuje się np. do Baudelaire’a, Wordswortha, Mallarmégo, Balzaka czy Prousta.

Pisarze ci zasłużyli na miano politycznych, ponieważ ich teksty miały wpływ na modyfikację tego, co wspólne, zmieniały relacje między "wspólnym światem", w którym żyjemy, a językiem. Nie ma znaczenia, że żaden z wymienionych autorów nie angażował się bezpośrednio w konflikty polityczne swojego czasu. Nieistotne jest, że żaden z nich nie przedstawiał owych konfliktów w swoich tekstach. Jeszcze raz powtórzę: polityczność literatury wynika z faktu, że w szczególny sposób wpływa na nasze sposoby postrzegania, istnienia, myślenia i mówienia.

***

Zaangażowanie może zatem przybierać rozmaite i nieprzewidywalne formy. Nie mamy bowiem do czynienia z dwoma nurtami, biegnącymi równolegle. Nie sposób opisać współczesnego pola literatury za pomocą prostych opozycji. To, co w jednym porządku jest zachowawcze i konserwujące, w innych przestrzeniach okazuje się wywrotowe. Najważniejsze jest to, że owe procesy nigdy nie zachodzą tylko w polu literatury. Mają ogromny wpływ na inne sfery naszego życia. Właśnie dlatego można i trzeba mówić o ich politycznych konsekwencjach, a w konsekwencji czytać literaturę na sposób polityczny.

Czy wybierając drogę zaangażowania, pisarze skazują się na tymczasowość i doraźność, demokratyczną nijakość i nudę? Auden sugerował, że wiersz zaangażowany skazany jest na istnienie chwilowe, na krótki i przypadkowy żywot. Czy rzeczywiście literatura likwidująca jej dystans od polityki na zawsze zamyka się w teraźniejszej chwili?

Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym postawić inną kwestię: czy rzeczywiście idea tymczasowości poetyckiego gestu powinna budzić nasze wątpliwości? Skąd w ogóle pomysł, że dzieło (literackie) potwierdza swoją wartość tylko wtedy, gdy zalicza test ponadczasowości? W tomie rozmów z poetami pt. "Rozbiórka" Jerzy Jarniewicz mówił, że "nieśmiertelność wiersza to haniebna, nieludzka idea". Wiersz powinien otwierać się na teraźniejszą chwilę, albowiem tylko w ten sposób możemy zerwać się z łańcucha słów. Nowoczesna idea poezji oddzielonej od świata jest negatywnym punktem odniesienia dla wielu współczesnych poetów. W wierszu "Sztafeta pokoleń" Jarniewicz opowiada m.in. o naszym stosunku do języka, o tym, że to nie my umieszczamy język w naszym wnętrzu, to nie my zamykamy w sobie słowa, ale to one zamykają nas.

Jeśli scena pierwotna nowoczesnej poezji polega na tym, że język ogranicza podmiot piszący, to cały wysiłek, jaki poeta antynowoczesny podejmuje, polega na wyrwaniu się z owego uścisku, otwarciu języka na rzeczywistość. Rzecz jasna ceną otwarcia jest tymczasowość wiersza. Nietzscheańska idea sztuki, która zapomina o przeszłości i nie dba o (swoją) przyszłość, jest nam zdecydowanie bliższa niż arcynowoczesne przekonanie o słowie trwale oddzielonym od świata i właśnie dzięki temu przechodzącym w pasmo ponadczasowości.

Ale istnieje inny jeszcze rodzaj ponadczasowości. Wystarczy przywołać przykład włoskiego filozofa Giorgio Agambena, u którego polityka i literatura nigdy nie oddalają się od siebie, lecz wchodzą w obszar wzajemnej nieodróżnialności. W jego znakomitych analizach kondycji współczesnego świata i miejsca, jakie w tym świecie zajmuje człowiek, raz po raz pojawiają się odwołania do literatury. Wszelako Agamben nie sięga do tekstów nam współczesnych, lecz do Franza Kafki i Roberta Walsera. Jacques Ranci?re - jak pisałem wyżej - skupia się na pisarzach z przełomu XIX i XX wieku, znajdując u nich narzędzia pozwalające na krytykę teraźniejszych struktur społecznych. Okazuje się, że istnieją teksty, które przekraczają granice tymczasowości, a na dodatek wcale nie wyrastają z idei literackiego estetyzmu czy hermetyzmu. Gdybym miał krótko odpowiedzieć na zarzut, że pisarze zaangażowani lądują na jałowej ziemi, gdzie żywot dzieła jest intensywny, ale krótki, powiedziałbym, że nie tylko sam gest zaangażowania jest tutaj istotny, lecz sposób, w jaki ów gest się wykonuje.

Być może nie powinniśmy w ogóle mówić o literaturze (a szerzej: sztuce) zaangażowanej, lecz - jak robi to Paweł Mościcki w książce "Polityka teatru" - o sztuce (i literaturze) angażującej, czyli takiej, która wciąga czytelnika do politycznej i ideologicznej gry, zmuszając go do porzucenia tradycyjnych pozycji ideowych, z których nie tylko oceniamy teksty literackie, ale także rzeczywistość, w jakiej żyjemy. Wbrew temu, co pisze Auden, dystans pomiędzy literaturą i polityką jest nie do utrzymania, co ma rozmaite konsekwencje, ale na pewno nie oznacza, że czekają nas lata nijakich i nudnych powieści czy wierszy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad 02 (41/2009)