Palący problem z piekłem

Zamiast o wiecznym potępieniu, pomyślmy o możliwości pośmiertnego dojrzewania do nieba – taki jest obecnie kierunek nauczania Kościoła.

10.04.2018

Czyta się kilka minut

Pieter Huys, Piekło, 1570 r. / UIG / GETTY IMAGES
Pieter Huys, Piekło, 1570 r. / UIG / GETTY IMAGES

Papież twierdzi, że piekło nie istnieje, Bóg morduje zatwardziałe dusze, a grzesznicy mogą grzeszyć do woli za życia, mają bowiem możliwość nawrócenia się po śmierci – takie rewelacje pojawiły się ostatnio w internecie. Ich katalizatorem stała się rzekoma wypowiedź Franciszka, zacytowana przez byłego naczelnego włoskiej gazety „La Repubblica” Eugenia Scalfariego. Papież w niedawnej prywatnej rozmowie z 94-letnim nestorem włoskich dziennikarzy miał powiedzieć: „Ci, którzy okażą skruchę, otrzymają wybaczenie i zajmą miejsce pośród kontemplujących Boga. Natomiast ci, którzy nie wyrażą żalu, nie będą mogli otrzymać przebaczenia – znikną. Piekło nie istnieje, istnieje unicestwienie grzesznych dusz”.

Cytat ten oburzył m.in. wziętego polskiego vlogera, który doszukał się w nim trzech wymienionych wyżej herezji. Niezależnie jednak od wątpliwej zdolności owego vlogera do kontrolowania stopnia absurdu we własnych komentarzach, pytania o to, co naprawdę sądzi Franciszek o piekle i czego o nim naucza Kościół, są same w sobie warte rozważenia.

Papież o piekle

Odpowiedź na pierwsze pytanie nie jest trudna: motyw realnie istniejącego piekła często przewija się w katechezach Franciszka. Na przykład w marcu 2015 r., spotykając się z rodzinami ofiar włoskiej mafii, papież apelował do jej członków: „Władza, pieniądze, które macie dzisiaj z tylu brudnych interesów, tylu mafijnych zbrodni, to pieniądze zbrukane krwią, to władza splamiona krwią. Czeka was piekło, jeśli dalej pójdziecie tą drogą”. Z kolei w orędziu na Wielki Post w 2016 r. Franciszek przestrzegał ludzi o zatwardziałym sercu: „Coraz szczelniej zamykając się na Chrystusa, który w ubogich i potrzebujących wciąż puka do drzwi ich serc, pyszni, możni i bogaci skażą sami siebie na tę wieczną otchłań samotności, którą jest piekło”.

Równie często Franciszek mówi o diable. „Wierzę, że diabeł istnieje. W osobistym doświadczeniu czuję się wciąż kuszony, aby zrobić coś innego niż to, o co prosi mnie Bóg” – wyznał jeszcze jako arcy­biskup Buenos Aires w książce rozmów z rabinem Abrahamem Skórką z 2010 r.

Z tych i wielu innych wypowiedzi nie wynika, by papież chciał zmienić dotychczasowe nauczanie Kościoła. Jak zatem należy rozumieć cytat Scalfariego?

Przedstawiający się jako niewierzący, założyciel lewicowego dziennika „La ­Repubblica” przyzwyczaił już media, że – wykorzystując znajomość z Franciszkiem – regularnie kontaktuje się z nim, a potem publikuje sprawozdania z tych kontaktów, zastrzegając, że nie nagrywa swoich rozmów, tylko odtwarza je z pamięci. Skutkuje to tym, iż kilkakrotnie już ogłaszał rewelacje, które rzekomo miał powiedzieć papież, np. że grzech nie istnieje, albo że wszyscy rozwodnicy żyjący w nowych związkach, którzy będą tego chcieli, otrzymają dostęp do komunii. Te tezy stoją w sprzeczności z nauczaniem papieża. Jak było tym razem?

Najprawdopodobniej Scalfari i Franciszek rozmawiali o hipotezie utożsamiającej stan potępienia z niebytem, która od dawna obecna jest w teologii. Głośno stało się o niej w 1996 r., kiedy to Synod Generalny Kościoła anglikańskiego przyjął ją za swoje oficjalne nauczanie. Choć brzmi ona zaskakująco, ma silne uzasadnienie metafizyczne. Jeśli w Bogu dostrzegamy źródło życia i istnienia, ostateczne odwrócenie się od Niego musi skutkować także zanikiem istnienia. „»Piekło nie jest wieczną męką« – pisał na tych łamach ks. Wacław Hryniewicz, cytując przyjęty przez anglikanów raport. – To przede wszystkim ostateczny i nieodwołalny wybór tego, co »sprzeciwia się Bogu tak całkowicie i tak absolutnie, że jedynym końcem jest całkowity niebyt«” („TP” nr 38/96).

Paradoks miłości

Takie podejście unika czynienia z Boga sadystycznego monstrum, które się mści, nakładając okrutne i wiecznie trwające kary. „Kwestią, która dziś sprawia najwięcej trudności sumieniu chrześcijańskiemu, jest niewątpliwie wieczny charakter kar piekła” – zauważa Luis Ladaria (obecnie arcybiskup i prefekt Kongregacji Nauki Wiary) w drugim tomie „Historii dogmatów”. Z innych teologicznych hipotez, próbujących rozwiązać ten problem, wymienić można hipotezę czasowości kar piekielnych (tylko Bóg jest wieczny) oraz nadzieję powszechnego zbawienia (piekło istnieje, ale może się okazać, że jest puste). Gorącym propagatorem takiej nadziei jest u nas ks. Wacław Hryniewicz.

Piekło jest paradoksalną konsekwencją miłości rozumianej jako ostateczny wybór. Miłość zakłada wolność, bez wolności nie ma miłości. Ostateczne powiedzenie Bogu „tak”, by mogło być miłością, zakłada możliwość ostatecznego powiedzenia „nie”. A to jest właśnie piekło.

Sposobem na złagodzenie tego paradoksu jest położenie akcentu na możliwość piekła, która apeluje do naszej odpowiedzialności, a nie na jego straszną rzeczywistość, która wzbudza lęk (paraliżujący z kolei miłość). Niestety, traktująca o rzeczach ostatecznych eschatologia była w Kościele przez wieki wykorzystywana bardziej do inżynierii społecznej i utrzymywania strachem w ryzach elementarnej moralności ciemnych mas społeczeństwa feudalnego niż do przepowiadania Ewangelii. Miejscami staczała się wręcz w sadyzm.

Jęzory ognia

Autor najwcześniejszych tekstów Nowego Testamentu, św. Paweł, niespecjalnie interesował się tematem piekła. W Liście do Rzymian pisze wprawdzie o Bogu, który „odda każdemu według uczynków jego”, ale o losie nieprawych dowiemy się tyle, że spadnie na nich „gniew i oburzenie” albo że „zapłatą za grzech jest śmierć”. Ewangelie często wspominają z kolei o Gehennie (czyli dolinie Hinnom, przeklętym miejscu dawnego bałwochwalczego kultu Molocha, w którym płonęły śmieci i zwierzęce zwłoki), o ogniu wiecznym czy nieugaszonym, a Apokalipsa m.in. o jeziorze gorejącej siarki, do którego trafią „tchórze, niewierni, obmierźli, zabójcy, rozpustnicy i guślarze” (Ap 21, 8).

Mało precyzyjny język symboli nie wystarczał pierwszym chrześcijanom. Braki te nadrobiły apokryfy, w których, jak pisał historyk Kościoła, ks. Jan Kracik, „antyczna demonologia ludowa spotkała się z manichejskim dualizmem, infekując w jakiejś mierze chrześcijaństwo”. Apokalipsa św. Piotra, która ponad tysiąc lat później zainspiruje Dantego, tak opisywała piekielne kaźnie: „Niektórzy spośród przebywających tam zawieszeni byli za języki: to ci, którzy bluźnili przeciw drodze sprawiedliwej. (...) Kobiety, które dopuściły się cudzołóstwa, powieszone za włosy, wisiały ponad błotem gorejącym. Zaś mężczyźni, którzy z nimi razem splamili się tym grzechem, powieszeni byli za stopy, podczas gdy głowy ich nurzały się w błocie (...). Widziałem inne miejsce ciasne, skąd wydobywał się smród karanych, a wyciekająca z nich ropa tworzyła całe jezioro. A w tej posoce kobiety były zanurzone po szyję. I naprzeciw nich leżało wiele urodzonych przed czasem dzieci, które płakały. Wytryskujące z nich jęzory ognia raziły oczy kobiet. To były matki, które poczęły poza małżeństwem, a dzieci swoje zabiły”.

Pierwsi teologowie chrześcijaństwa nie byli zgodni co do istoty i czasu trwania kar piekielnych. Klemens Aleksandryjski czy Orygenes pisali, że mają one sens oczyszczający i leczniczy (a więc nie są wieczne), ale Tertulian uważał, że jedną z łask, jakiej dostąpią zbawieni, będzie oglądanie wiecznej męki grzeszników. Św. Hieronim porównywał liczbę potępionych do strząśniętych z drzewa oliwek, natomiast nieliczne pozostałe na gałęziach owoce obrazowały zbawionych. Niemniej Ojcowie Kościoła byli w większości przekonani o przewadze liczby zbawionych nad potępionymi. Sam Hieronim nie był konsekwentny: proroctwo Izajasza skomentował w duchu Orygenesa, zaznaczając jednak, że nauczanie to nie powinno pójść w lud, któremu do uniknięcia grzechu potrzebny jest lęk.

Sytuację zmienił okres prześladowań: odtąd chrześcijanie coraz chętniej umieszczali swoich oprawców w piekle. Św. Cyprian z Kartaginy, męczennik, pisał: „będziemy o tyle błogosławieni i weseli, i z łaski Bożej uczczeni, o ile pozostaną winnymi i nieszczęśliwymi ci, którzy porzuciwszy Boga lub zbuntowawszy się przeciw Niemu, spełniali wolę diabła”. Najmocniejszy fundament pod zachodniochrześcijańskie duszpasterstwo strachu, skupiające się raczej na straszeniu piekłem niż na odkupieniu, położył św. Augustyn. Stwierdził, że na karę wiecznego piekła skazani są ludzie nieochrzczeni i zatwardziali grzesznicy. Męczarnie potępionych – zanurzenie w ogniu palącym ciała i dusze, ale nieniszczącym ich – zaczynają się zaraz po śmierci, a wzmagają po Sądzie Ostatecznym.


EDYTORIAL KS. ADAMA BONIECKIEGO: O piekle dzisiaj mówimy rzadko. Jego średniowieczne wyobrażenia konstruowane z opisów tortur i cierpień, jakie tylko autorzy opisów byli w stanie sobie wyobrazić, przestały pełnić dydaktyczną rolę. Z czasem opowieści o kotłach ze smołą, ogniu i okrutnych diabłach z rogami stały się materią dowcipów, w których perypetie dusz są opowiedziane tak, jakby chodziło o postacie w materialnym ciele.


Katusze potępieńców

W kierunku wyznaczonym przez Augustyna poszło chrześcijańskie średniowiecze. „W centrum tego nauczania słowem, dłutem, a wkrótce i pędzlem, znajduje się ciągle Chrystus, ale bardziej jako Sędzia niż Zbawca. (...) Szerzenie eschatologicznego strachu wydawało się skuteczniejsze od wątłych zachęt” – oceniał ks. Jan Kracik. Zwieńczenie tego procesu to oczywiście „Boska komedia”, która „zapożyczy wyobrażenia piekła ludowego, a logikę z piekła teologicznego” i „uporządkuje chaos starych opisów katuszy potępieńców, dostosowując je do rodzaju grzechów”.

Prekursorzy Dantego to przede wszystkim mnisi, którzy w mistycznych widzeniach – przytoczonych przez Georges’a Minois w „Historii piekła” – odwiedzali zaświaty. Beda Czcigodny (VIII w.) w swoim dziele o historii Anglii przytoczył m.in. opowieść niejakiego ­Dryethelma z Northumberland: „ujrzałem tłum złych duchów, które śmiejąc się i nie posiadając z radości, ciągnęły za sobą w głąb czeluści pięć wyjących i jęczących dusz ludzkich. Rozpoznałem wśród nich człowieka z tonsurą duchownego, osobę świecką i kobietę. Złe duchy wciągnęły ich do wnętrza gorejącej studni, a kiedy się w niej pogrążali, przestałem już rozróżniać ludzkie lamenty od diabelskiego śmiechu”.

Najwybitniejszy teolog średniowiecza św. Tomasz z Akwinu nie miał szacunku do tego typu wizji i w swoich pismach starał się uporządkować nauczanie na temat piekła. Podkreślał raczej duchowy niż cielesny charakter kary, opowiadając się jednak za jej wiecznością, bo „byt skończony nie mógłby nieskończenie intensywnie odczuwać cierpienia, trzeba je zatem zrównoważyć czasem trwania”.

Tymczasem w XIII w. nauczanie o potępieniu wiecznym w piekle trafiło do magisterium Kościoła, wyrażone przez papieża Innocentego III i potwierdzone przez późniejsze sobory – przy czym podkreślano jego nieuchronność dla osób nieochrzczonych. A teza, według której potępionych ma być więcej niż zbawionych, mocno zakorzeniła się w kaznodziejstwie. W XIV w. mistyk nadreński Jan Tauler straszył: „pomnij, że wiele tysięcy ludzi trafiło do piekła i że być może nie czynili oni tyle zła, co ty”.

Epoka lęku

Nowożytność pobiła średniowiecze na głowę w straszeniu perspektywą piekielną. „Była w rzeczywistości nieustannie nękana poczuciem grzechu, lękiem przed śmiercią, szatanem, Sądem Ostatecznym w obliczu groźnego (wręcz mściwego!) Boga” – oceniał ks. Wacław Hryniewicz. W ikonografii, pismach i kaznodziejstwie dominował „niepodzielnie przerażający motyw gniewu (dies irae), surowości i sprawiedliwości Boga oraz okropności mąk piekielnych, (...) szatan i piekło zawładnęły całkowicie wyobraźnią ludzi Zachodu”.

Przekonanie o czekającym większość ludzkości potępieniu głosili nawet tacy, kojarzeni dzisiaj raczej z miłosierdziem, święci jak Wincenty à Paulo czy Alfons ­Liguori. Ignacy Loyola radził medytować na temat piekła, prosząc „o dogłębne uczucie kary, którą cierpią potępieni, aby przynajmniej strach przed karami pomógł mi do uniknięcia grzechu, gdybym kiedy z powodu swych win zapomniał o miłości Pana odwiecznego”. Tego typu pobożność szerzyły licznie wydawane po Soborze Trydenckim katechizmy. Jeden z nich, z XVIII już wieku, pouczał, że aby trafić do piekła, wystarczyło nie odpokutować choćby jednego grzechu, a „miejsce to jest strasznym więzieniem, ohydnym lochem, wydrążonym w środku ziemi”.

Wiek XIX, czas wielkich rewolucji społecznych i wielkich idei, sprzyjał dalszemu utwierdzaniu się Kościoła w przekonaniu, że wszyscy jego przeciwnicy trafią w czeluście piekielne. Powszechnemu wśród kaznodziejów (w tym u Proboszcza z Ars) i teologów stanowisku, że zbawienie dostępne jest dla garstki wybranych, sprzeciwiały się takie pojedyncze osoby jak św. Teresa z Lisieux. Sposób spojrzenia na duszpasterstwo niewiele się różnił od zaprezentowanego półtora tysiąclecia wcześniej przez Hieronima. W 1901 r. na wątpliwości pewnego księdza co do poświęcania tak wielkiej uwagi potępieniu, redakcja francuskiego pisma „Przyjaciel Duchowieństwa” odpowiedziała: „Należy unikać prezentowania wiernym tak umiarkowanej wersji piekła, by mogli wyobrażać sobie, że w przyszłości da się tam wytrzymać”.

Sytuacja taka trwała właściwie do Soboru Watykańskiego II, który radykalnie zmienił akcenty w nauczaniu, skupiając się raczej na zbawczej ofierze Chrystusa niż na losie potępionych. Jak oceniał ks. Kracik, „nagminne i wielowiekowe odwracanie podstawowego przesłania biblijnego – wyrażonego choćby w Pawłowym »gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska« – należy do największych grzechów Kościoła”.

W czasach współczesnych

Dzisiaj prawie nikt nie wierzy w piekło – to konsekwencja wielowiekowego nim straszenia. Teolog zajmujący się eschatologią, ks. Eligiusz Piotrowski, w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” zauważa: – Kościół zmarnował szansę Jubileuszu Roku 2000 na zrobienie teologicznego rachunku sumienia i m.in. skorygowania nauki o piekle. Przemyślenie tematu wiecznego potępienia to zadanie, które wciąż nie jest odrobione.

Warto jednak przyjrzeć się magisterium Kościoła próbującego nauczać o rzeczach ostatecznych w ewidentnie niesprzyjających warunkach. Katechizm Kościoła Katolickiego (z 1992 r.) – którego głównym założeniem było zebranie prawd wiary w jednym kompendium (stąd jego zwięzłość) – surowe tezy dogmatyczne („Nauczanie Kościoła stwierdza istnienie piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, »ogień wieczny«”) stara się złagodzić uwagą duszpasterską („Stwierdzenia Pisma Świętego i nauczanie Kościoła na temat piekła są wezwaniem do odpowiedzialności (...) i do nawrócenia”). Ale już wersja katechizmu dla młodych („Youcat”) zauważa: „Czy rzeczywiście ktoś w momencie śmierci potrafi spojrzeć w twarz absolutnej miłości i na zawsze powiedzieć »Nie«, tego nie wiemy”.

Poważnej zmiany kierunku nauczania próbował dokonać Benedykt XVI w encyklice o nadziei „Spe salve”. W rozdziale traktującym o Sądzie Ostatecznym jako miejscu uczenia się nadziei poprzednik Franciszka piekłu poświęca cztery zdania, niebu – jedno, zaś czyśćcowi aż trzy obszerne akapity. Przy czym zauważa, że ani zwyrodnienie zasługujące na piekło, ani czystość gotowa na niebo „nie jest normalnym stanem ludzkiej egzystencji”. „Jak możemy przypuszczać, u większości ludzi w najgłębszej sferze ich istoty jest obecne ostateczne wewnętrzne otwarcie na prawdę, na miłość, na Boga. Jednak w konkretnych wyborach życiowych jest ono przesłonięte przez coraz to nowe kompromisy ze złem” – pisze Benedykt XVI.

Powinniśmy zatem głównie myśleć o czyśćcu. Z teologicznego punktu widzenia ma on „zalety” piekła (nie bagatelizuje zła), unikając zarazem jego wad: nie jest wieczny. ©℗

POLSKI WKŁAD W DUSZPASTERSTWO STRACHU

KS. PIOTR SKARGA: Na sądzie tym nie będzie odwłoki, nie będzie żadnego miłosierdzia, nie przeszkodzi łaska, musi miłosierdzie albo milczeć, albo z daleka i próżno płakać; a sprawiedliwość szczera i goła skazować ma. (...)

Pójdzie za Panem jedno czarne wojsko straszliwe katowskie, diabłów i duchów złych, którzy pójdą z okazaniem jadu swego i gniewu na ludzie, i z ­naczyniami piekielnymi, i ­łańcuchy, i powrozy, i okowy, do ­wiązania i karania ­nieprzyjaciół Chrystusowych. Bo i oni są egzekutorowi rozkazania Jego. (...)

Kozły na lewicy usłyszą piorun z ust Chrystusowych: – Odstąpcie ode mnie przeklęci! A oni krzykną: – Izali nas przeklinasz, Twórco i Odkupicielu nasz? Gdzież one wnętrzności miłosierdzia twego? Wspomnij, jakoś dla nas umarł, abyś nas od tej wiecznej śmierci wybawił? A Pan też rzecze: – W czas było miłosierdzia szukać: precz przeklęci! – A gdzież nam każesz? – W ogień! – A długoż? – Na wieki ­wieków. – Wżdy po stu tysięcy lat nas wyzwól! (...) – Nie. Na wieki wieków nie zmiłuję [się]! – Cóż będziem tam mieć za pany i w czyjej mocy będziemy? – U diabłów, nieprzyjaciół waszych, którym gwoli mnieście nie słuchali. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2018