Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W referendum, które odbyło się w minioną niedzielę, wyraźną większością głosów (61 proc. na „nie”, 39 proc. na „tak”; frekwencja wyniosła 63 proc.) Grecy odrzucili unijne warunki oszczędnościowe oraz plan reform, których przyjęcie było warunkiem otrzymania – jakże im przecież potrzebnej – pomocy finansowej z Unii Europejskiej. Tak naprawdę jednak Grecy opowiedzieli się przeciw całej Europie. Szczerze mówiąc, wyraźne greckie „nie” to prawdziwa katastrofa – ten niewielki, niespełna 11-milionowy kraj śródziemnomorski może teraz ostatecznie wypaść poza zrąb naszego kontynentu.
W Grecji nie udało się to, co sprawdziło się w innych krajach. We względnie krótkim czasie międzynarodowe programy naprawcze wyleczyły schorowane niegdyś gospodarki innych państw członkowskich UE – Hiszpanii, Irlandii, Portugalii czy Słowacji. Rządy tych państw spełniły warunki, do przestrzegania których zobowiązały się otrzymując miliardy euro unijnej pomocy: wprowadziły reformy gospodarcze, obniżyły wydatki budżetowe, ich społeczeństwa okazały gotowość do wyrzeczeń. Dziś kraje te wychodzą z kryzysu, ich gospodarki rosną. Przepisane im „europejskie lekarstwo” okazało się wyjątkowo skuteczne.
Tak się jednak nie stało w Grecji. Tutaj wręcz przeciwnie: ten sam lek dramatycznie pogorszył stan pacjenta. Dlaczego? Wygląda na to, że diagnoza postawiona 5 lat temu, gdy zaczynał się kryzys, zlekceważyła istotne symptomy greckiej choroby: inaczej niż w przypadku innych krajów, Grecja nie jest – i nie była – państwem rządzonym na tyle efektywnie, że możliwe jest tu skuteczne realizowanie narzuconych przez Europę programów naprawczych. Nie zauważono jeszcze jednego ważnego objawu. Grecja jest oczywiście demokracją, samo słowo „demokracja” pochodzi z greki. Ale miejscowy system polityczny różni się od systemów większości krajów Unii Europejskiej. Choć nowożytna Grecja jest niepodległa od niemal dwustu lat, często wciąż zachowuje się, jakby pozostawała częścią imperium osmańskiego, do którego należała przez prawie pięć stuleci. Zachowuje się jak więzień własnej historii. Państwo jest tu postrzegane jako przeciwnik, poborca podatków; podważanie i oszukiwanie każdej władzy wydaje się tu niemal narodową powinnością. Każdej partii politycznej – od socjaldemokratycznego PASOK [tzw. Ogólnogrecki Ruch Socjalistyczny, założony przez Adreasa Papandreu; rządził w Grecji przez niemal całe lata 80. i 90. XX w. – red.] po bardziej konserwatywną Nową Demokrację – trudno było rządzić w społeczeństwie z taką mentalnością. Sytuacja pogorszyła się jednak dramatycznie od momentu, gdy w styczniu tego roku władzę w kraju objęła skrajnie lewicowa SYRIZA, głosząca antykapitalistyczne i antyzachodnie postulaty.
Dokąd teraz, po referendum, dryfuje Grecja? Nie wie tego chyba nikt; prawdopodobnie nawet premier Aleksis Tsipras nie zna odpowiedzi na to pytanie. Wydaje się, że stracił kontrolę nad rutynową, codzienną działalnością swojego rządu. Ideologiczne urojenia i polityczny dyletantyzm tworzą wyjątkowo niebezpieczną miksturę. A na horyzoncie nie widać żadnego pomysłu na zapanowanie nad nasilającym się kryzysem. „Chaos” – to również greckie słowo.