Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie tak samo, ale razem. W Łagiewnikach odkryłem tę prawdę dla siebie. Dla mnie otwarty to znaczy otwarty na myślenie, na zastanawianie się, na zadawanie pytań, a szczególnie na drugiego człowieka – niezależnie od przynależności plemiennej.
Na sali pojawiały się różne głosy, czasami sprzeczne, ale to jest właśnie otwartość, żeby mówić, żeby słuchać, nie żeby się od razu zgadzać. Jest jeden problem: zamknięcie z drugiej strony... „Nie ma drugiej strony” – słychać było na sali. Wszak wszyscy jesteśmy Kościołem! Tak, tak. Tolerancja, akceptacja... Dlaczego tak trudno mi otworzyć usta, kiedy słyszę, że „przecież to jest uświęcone tradycją...”, „to na pewno zamach...”, „Kościół musi mieć wpływ na państwo...”?
Znajomi mówią: zostaw to, po co ty sobie tym w ogóle zawracasz głowę? Świata i tak nie zmienisz! Mają rację! Ale niestety, to jest ich racja, a ja nie potrafię przestać. Czy to jest otwartość? Nie wiem. Nie wiem, czy słuchacze Radia Maryja mówią i myślą o sobie, że są otwarci, po prostu nie wiem, co im w duszy gra. Wiem natomiast, że nie potrafię z nimi rozmawiać, choć bardzo chcę, bo oni mówią do mnie regułkami, wyuczonymi na pamięć wierszykami, takimi, jakimi mówimy do biskupa, który nawiedza naszą parafię. A dla mnie to nowomowa, mam wysypkę. Czy to jest „zamkniętość”? Nie wiem. Wiem natomiast, że jak słyszę na falach radia, że kolejny żyd (mała litera nie jest przypadkowa)... maleję, karłowacieję, jestem zawstydzony.
A gdy słucham czy czytam Hryniewicza, Sławka, Bartosia czy Hellera, gdy czytam Tischnera, czuję się wolny, czuję się szczęśliwy.