Otwarte rany

Radziecka interwencja w Afganistanie zaczęła się w 1979 r. i trwała dziesięć lat. Była jednym z najkrwawszych konfliktów XX w.

23.08.2015

Czyta się kilka minut

Pisano o niej wiele, ale doświadczenie jej uczestników nie doczekało się pełnej ekspresji. Swietłana Aleksijewicz, autorka głośnej książki „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, postanowiła wypełnić tę lukę.

Okropności wojny

Książkę otwiera opowieść matki, której syn wrócił z frontu oniemiały, siedział tylko z kolegami z wojska i pił, aż w końcu zabił kogoś tasakiem i dostał wyrok piętnastu lat więzienia. To jedna z dziesiątek takich historii.

Aleksijewicz wysłuchała relacji matek i żon, szeregowców, saperów, sanitariuszy, lekarzy. Tych, którzy ułożyli sobie jakoś życie, oraz inwalidów próbujących przeżyć za 300 rubli renty. Są wśród nich pilot śmigłowca dotknięty amnezją oraz chirurg, który mówi, że „człowiek umiera całkiem inaczej niż na filmach, niezgodnie z zasadami Stanisławskiego”, i nie szczędzi opisów konania w przeludnionych szpitalach polowych. Tłumacz wojskowy oraz pielęgniarka, która jedzie do Afganistanu, by kupić magnetofon i po powrocie sprzedać go z zyskiem. Z ich opowieści wyłania się obraz okropności wojny totalnej. Strzelanie na oślep, dobijanie rannych, trofea bojowe. Czasowe zawieszenie norm etycznych, zgodnie z zasadą: „kto strzeli pierwszy, ten przeżyje”. Specyficzna intensyfikacja doznań: „wojna to świat, a nie wydarzenie... Wszystko tutaj jest inne: i krajobraz, i człowiek, i słowa”.

Z książki wyłania się też historyczna i kulturowa specyfika tamtego konfliktu. W świecie krwawych walk istniał równoległy świat wymiany towarowej. Żołnierze kradli naczynia i meble, by handlować nimi z miejscowymi. Sprzedawali naboje (gotowane, a więc niegroźne) i wymieniali je na kosmetyki. Okradali trupy, zwłaszcza te z amerykańskim ekwipunkiem. Osobny wątek to historia frontowych używek – oczywiście wódki, ale też marihuany, heroiny, fenazepamu. Specyfika tego konfliktu ma jednak przede wszystkim charakter ideologiczny.

Żarna historii

Propaganda głosiła, że oddziały radzieckie „udzielają braterskiej pomocy narodowi afgańskiemu”. Dziarskie reportaże telewizyjne ukazywały „ograniczony kontyngent” wojsk budujący mosty, drogi i szkoły. Przekaz ten wpisywał się w starą rewolucyjną narrację (niesiemy wolność uciśnionym) i w jej nacjonalistyczną mutację (naród rosyjski to awangarda postępu). Nie było w nim miejsca na frontowe potworności ani na kontyngenty cynkowych trumien. Tysiące młodych ludzi zgłaszało się na ochotnika. Ich motywacje były różne: poczucie patriotycznego obowiązku, rewolucyjny idealizm, poszukiwanie „czegoś romantycznego”, potrzeba sprawdzenia siebie. Poborowi bywali też pozyskiwani podstępem, jak ci absolwenci technikum samochodowego, których oszukano, że jadą pomagać przy żniwach w Taszkencie.

A potem ich udziałem stała się nieznośna ambiwalencja. Oto żołnierze internacjonaliści wkraczają do Kabulu, a mieszkańcy miasta ciskają w nich kamieniami i wołają: „Rusek, wracaj do domu”. Pojawiają się wątpliwości: „Kim jestem: bohaterem czy durniem, którego trzeba wytykać palcem? A może zbrodniarzem? Dawali nam ordery... Które uczciwie zdobyliśmy na nieuczciwej wojnie”. Inny żołnierz dopowiada: „Niby zrównali nas z uczestnikami Wielkiej Wojny Narodowej, ale tamci bronili ojczyzny, a my co? Myśmy wystąpili w roli Niemców”. Poczucie dumy ustępuje zmieszaniu, zażenowaniu, wściekłości. Czują się niepotrzebni i oszukani, a wokół ich historii narasta milczenie.

Już podczas zbierania materiałów zaczęły się telefony z pogróżkami. Ta wojna – formacyjne doświadczenie całej generacji – objęta jest bowiem tabu. Po publikacji książki Aleksijewicz została pozwana przez grupę matek; oskarżono ją o znieważenie honoru żołnierzy. W procesie wzięli też udział jej interlokutorzy, którzy nagle poczuli się znieważeni i zażądali finansowej rekompensaty. Ostatnie rozdziały „Cynkowych chłopców” gromadzą dokumenty sądowe, listy otwarte, komentarze prasowe. To fascynująca lektura. Znaleźć tu można gwałtowne ataki pełne sentymentu do sowieckiego imperium, wezwania do posypania głów popiołem i przeproszenia Afgańczyków oraz odezwy wobronie wolności słowa.

Pisarka chciała przedstawić losy zwykłych ludzi, którzy trafili między żarna historii. Chciała „zmniejszyć historię do wymiarów pojedynczego człowieka”. Okazało się, że trafiła w splot zbiorowych narracji tożsamościowych – pokoleniowych i narodowych. Dotknęła ran, które nie chcą się zagoić. ©

SWIETŁANA ALEKSIJEWICZ, CYNKOWI CHŁOPCY, przeł. Jerzy Czech, Czarne, Wołowiec 2015

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, redaktor Magazynu Literackiego „Książki w Tygodniku”, prozaik, eseista, poeta.

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2015