Ostrzegam

Zarzucono mi, że swoim wystąpieniem na pogrzebie prezydenta Gdańska dzielę Polskę i mówię głosem jednej strony. To nieprawda.

28.01.2019

Czyta się kilka minut

O. Ludwik Wiśniewski OP, styczeń 2019 r. /  / FOT. GRAŻYNA MAKARA
O. Ludwik Wiśniewski OP, styczeń 2019 r. / / FOT. GRAŻYNA MAKARA

Zabieram ponownie głos, bo nadal uważam i czuję, że nie można milczeć. Nie można zmarnować tej dziejowej chwili. Zamordowanie Pawła Adamowicza wciąż jest dla nas szansą na opamiętanie. Wydaje się, że zdecydowana większość Polaków tego chce, ale od czasu pogrzebu prezydenta narosło znów wiele nieporozumień.

To nie jest wcale łatwe, by w imię odpowiedzialności reagować publicznie. Czasem musimy jednak z siebie wydobywać słowa, zmagać się z nimi, z sobą i światem, na którym nam zależy. Czuję, że nasza sytuacja wciąż wymaga reakcji. Nie daje mi to spokoju. Wierzę, iż to Pan Bóg sprawia, że człowiek musi ostrzegać.

Wyjaśnienie

W ostatnich dniach zostałem poproszony przez grono osób, aby porozmawiać o sytuacji w ojczyźnie po gdańskiej tragedii. Przekonywano mnie, że słowa przeciw nienawiści, które wygłosiłem podczas pogrzebu w bazylice Mariackiej, były atakiem na obecnie rządzących. To nieprawda. I jeszcze raz chcę to podkreślić: były one skierowane do wszystkich stron sceny politycznej! Ponadto zarzucono mi, że przyczyniam się do jeszcze większego podziału. „Gdzie ojciec był, kiedy po śmierci Lecha Kaczyńskiego atakowano PiS?” – pytano.

Padło też najbardziej zdumiewające oskarżenie: że nie mówię w swoim imieniu i mówię głosem jednej strony. Tak jakby dzisiaj w Polsce nie można było myśleć i mówić samodzielnie, ponad podziałem na dwa obozy.

Po moim wystąpieniu na mszy pogrzebowej dziennikarze mówili z kolei, że wielu z tych, którzy byli w kościele, poczuło się niewinnych. Grzegorz Schetyna od razu wskazał winnych: strona pisowska. Miałem już okazję w kilku miejscach to prostować, ale powtórzę także tutaj: w polskim sporze słowa nienawiści padały ze wszystkich stron. Nie ma wagi, która precyzyjnie odważyłaby winę.

Przyszedł więc czas, żeby postawić kropkę w tym polsko-polskim nienawistnym sporze. Zacznijmy nowy rozdział! Przestańmy się oskarżać o zbrodnie, zdrady i niszczenie kraju! To rok wyborczy, kiedy najłatwiej puszczają hamulce – jeśli się nie opamiętamy, pozjadamy się wzajemnie.

Władysław Kosiniak-Kamysz pytał: co się jeszcze musi wydarzyć w Polsce, żebyśmy się wreszcie opamiętali – krew musi popłynąć ulicami? Jest to też moje pytanie, mój największy niepokój.


Cała Polska czeka, ażeby z Gdańska wyszło przesłanie, które dotrze do każdego Polaka, i które przywróci moralną równowagę w naszym kraju i w naszych sercach – mówił o. Ludwik Wiśniewski podczas uroczystości pogrzebowych prezydenta Pawła Adamowicza.


Mój apel

Chcę przypomnieć słowa wypowiedziane na mszy pogrzebowej. Mówiłem, że z Gdańska wielokrotnie wychodził głos, właściwie krzyk, który wielu ludziom przywracał moralną równowagę. Osiemdziesiąt lat temu z Gdańska, z Westerplatte, wyszedł rozpaczliwy krzyk wołający do całego świata, że wolność jest wartością bezcenną, że wolności trzeba bronić. Zawsze bronić.

Niemal 40 lat temu z Gdańska wyszedł też apel do świata, w którym dobitnie wołano, że należy porzucić stary świat – świat egoizmu, darwinowskiej walki klas. Że należy tworzyć świat nowy – świat solidarności, w którym jeden człowiek bierze na siebie brzemię drugiego człowieka. I w którym porzuca się już etos walki ze złem, a buduje się świat, w którym zło zwycięża się dobrem. Gdańsk słusznie się nazywa – i wielokrotnie powtarzał to tak dobrze mi znany Paweł Adamowicz – miastem wolności i solidarności.

Mówiłem, że przeżywamy tam, w Gdańsku, nowy dziejowy moment. Cała Polska – może nie tylko Polska – czeka, ażeby z tego miasta wyszło przesłanie, które dotrze do każdego Polaka, i które przywróci moralną równowagę w naszym kraju i w naszych sercach.

Zauważyłem, że w ostatnich dniach wielu ludzi próbowało formułować to przesłanie, które wynika ze śmierci Pawła. Byłem przekonany, iż Paweł, który jest już u Boga, chce, abym wypowiedział słowa: „Trzeba skończyć z nienawiścią! Trzeba skończyć z nienawistnym językiem! Trzeba skończyć z pogardą! Trzeba skończyć z bezpodstawnym oskarżaniem innych! Nie możemy być dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w internecie, w szkołach, w parlamencie, a także w Kościele”.

I powiedziałem to zdanie, które odbiło się najszerszym echem, ale które też zostało najbardziej zmanipulowane: „Człowiek posługujący się językiem nienawiści, człowiek budujący swoją karierę na kłamstwie nie może pełnić wysokich funkcji w naszym kraju... i będziemy odtąd tego przestrzegać”.

Nie, nie mówiłem o jednym człowieku. Mówiłem o zasadzie.


Edytorial ks. Adama Bonieckiego: Nie mam przecież zamiaru z o. Ludwika robić proroka Jeremiasza. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że mało jest księży, których Polacy słuchają z tak wielką uwagą. 


Co trzeba zrobić

Pytano mnie: skąd w tej wypowiedzi pewność, że tak się stanie? Kto będzie tego przestrzegać?

Ja po prostu w to wierzę. Wierzę, że śmierć Pawła Adamowicza nie pójdzie na marne. Że ten dzwon już nas obudził. I że nie spadniemy z powrotem w błoto.

Decydujący będzie ten rok – rok wyborczy. Czy potrafimy zdobyć się na inny język? Język zachowujący elementarny szacunek do drugiego człowieka: inny polityk jest moim przeciwnikiem, ale on także chce dobra Polski. Mój apel dotyczył też mediów. I nas wszystkich. Jeżeli Polaków, którzy staną się wrażliwi na język debaty politycznej, będzie dużo i będą reagować na nienawistną mowę, politycy będą musieli się z nimi zacząć liczyć.

Próbowałem powiedzieć: zacznijmy od nowa i pilnujmy tego! Ale to łatwo można zmarnować. Od kiedy jestem księdzem (już prawie 60 lat), ciągle słyszę, gdy pojawiają się trudne pytania i trudne sprawy do rozwiązania: zacznijmy od siebie! A tak w ogóle to się trzeba modlić. Oczywiście: modlić się trzeba zawsze, ale nie można na tym poprzestać.

Widzę to inaczej. Jeżeli przed drzwiami leży kupa gnoju, trzeba wziąć łopatę i gnój wyrzucić. Samo odmawianie „Zdrowaś Mario” nie wystarcza.

Mój współbrat i były prowincjał o. Maciej Zięba niedawno zauważył, że „wkroczyliśmy w etap walki z nienawiścią”. Na łamach „Rzeczpospolitej” w artykule „Zacznijmy od siebie” przekonywał: „Przez cały tydzień prawie wszyscy politycy, prawie wszystkie media i prawie wszyscy celebryci ofiarnie walczyli z nienawiścią. Nienawistnicy – głównie w mediach społecznościowych, acz nie tylko – deklarowali wręcz nienawiść do nienawiści. Nawet w dniu pogrzebu Pawła Adamowicza mówiło się głównie o walce z nienawiścią”.

Odbieram te słowa jako skierowane także do mnie i jako rozmywanie nie tylko siły mojego wołania na pogrzebie, ale też jako rozmywanie siły tego tragicznego wydarzenia.

Marzy mi się powołanie nieformalnego gremium autorytetów, które przed wyborami i w ich trakcie z uwagą wsłuchiwałoby się w debatę publiczną, rozstrzygałoby, co jest mową pogardy, i piętnowałoby ją ku zawstydzeniu ludzi, którzy chcą się nią posługiwać. Do tego grona mogliby należeć ludzie o nieposzlakowanych życiorysach, reprezentujący różne strony naszej, tak zróżnicowanej, ojczyzny.


O. LUDWIK WIŚNIEWSKI: OSKARŻAM
W Polsce umiera chrześcijaństwo. Wykorzeniają je gorliwi członkowie Kościoła. Biskupi milczą, niestety.


Służba dla innych

Pewne kręgi zarzucają mi, że wygłosiłem polityczne kazanie. Nigdy nie mówiłem i nie mówię politycznych kazań. Jasno odróżniam politykę od metapolityki. Polityka jest sztuką zdobywania władzy i rządzenia. Metapolityka jest obroną wartości, na których powinno się budować państwo.

W soborowej konstytucji o Kościele czytamy: „Kościół jest w Chrystusie jakby sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” („Lumen gentium”). Wyraźnie jest tu określony podwójny cel Kościoła: ma prowadzić ludzi do Pana Boga, ale ma też łączyć ludzi. Ma stać na straży jedności rodzaju ludzkiego, a to znaczy, że ma się też przeciwstawiać nienawiści.

Jeśli chcemy zrozumieć, na czym polega służba publiczna, musimy przyjąć za swoje kilka wartości. Najpierw bezinteresowność – polityka nie może być sferą załatwiania prywatnych czy grupowych interesów.

Potem szacunek dla innych. Jeśli ktoś uważa, że na prawdziwe pojednanie jest jeszcze za wcześnie, to jednak nie jest za wcześnie na wyzbycie się pogardy do drugiego człowieka i nienawiści. A wyzbyć się nienawiści oznacza: zrezygnować z chęci odwetu, zrezygnować z agresji słownej, pomodlić się – jeśli jest się wierzącym w Pana Boga – za człowieka, z którym jeszcze nie potrafię się pojednać.

Wreszcie niezbędna jest sama zdolność do kompromisu. Joseph Ratzinger jeszcze jako kardynał napisał, że duszą polityki jest kompromis. Muszą być brane pod uwagę różne propozycje rozwiązania problemów. Dopiero poprzez starcie się tych propozycji można dojść do rozwiązań, które budują dobro wspólne. Siły polityczne, które nie są zdolne do kompromisu, niszczą państwo.

Wspomnienie Pawła

Paweł Adamowicz był wzorem samorządowca. Nie pamiętam naszego pierwszego spotkania. Był za młody, by znaleźć się w duszpasterstwie, które prowadziłem w Gdańsku w latach 60. i na początku lat 70. Ale tak jakoś było, że kiedy już się spotkaliśmy, od początku złapaliśmy porozumienie – właściwie rozumieliśmy się bez słów. On szukał kontaktu ze mną. Przed wyborami samorządowymi byłem w Gdańsku na jakiejś debacie. Poprosił o rozmowę. Siedliśmy w kącie, niewiele sobie wówczas powiedzieliśmy, ale czułem, że jemu potrzeba tej rozmowy.

Widziałem też, jak przygotowywał swoich wiceprezydentów: Olę Dulkiewicz i Piotrka Grzelaka. Nazywam ich swoimi wnukami, gdyż ich rodzice byli w moim duszpasterstwie. Oli życzę teraz dużo siły.


Rozmowa z Aleksandrą Dulkiewicz, p.o. prezydenta Gdańska: Media publiczne zobojętniły nas na kłamstwo, a gdy przekroczyły pewną granicę, przestaliśmy się temu dziwić. W Gdańsku tego nie odpuścimy.


Wielu świadków i komentatorów życia Pawła podkreśla, że za czasów jego prezydentury Gdańsk stał się metropolią i urósł do rangi serca Europy. To prawda. Paweł był niezwykłym gospodarzem miasta i niezwykłym prezydentem. Dbał, by miasto było po prostu piękne, było centrum kultury i zachowało wszystko to, co dla Polaków jest najważniejsze. Chciał, aby Gdańsk był niejako „wizytówką Polski”. I do tego doprowadził. Miał ambitną wizję rozwoju miasta, czego już – niestety – nie będzie mógł zrealizować.

Ale Paweł dbał nie tylko o ulice, place, mosty, osiedla – nade wszystko dbał o konkretnego człowieka, zwłaszcza skrzywdzonego, wykluczonego i bez dachu nad głową. Trzeba zebrać liczne świadectwa świadczące o wielkim umyśle, ale też o wielkim i czułym sercu prezydenta Pawła.


PO ŚMIERCI PAWŁA ADAMOWICZA – SERWIS SPECJALNY >>>


Tak – tak, nie – nie

Był taki moment, kiedy wydawało się, że dzięki stanowczości kilku prezydentów miast, w tym Pawła Adamowicza, uda się przełamać niezrozumiałe opory polskich władz i będzie możliwość przyjmowania na leczenie dzieci z krajów, gdzie szerzy się wojna. Paweł z innymi prezydentami zgłosił władzom gotowość wzięcia na siebie pełnej odpowiedzialności za to dzieło i opracował szczegółowy plan pobytu w Polsce chorych dzieci. Nie udało się tej akcji przeprowadzić. Pozostał tylko żal i wstyd za polski kraj... „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie” – mówił Chrystus. My, Polacy, nie przyjęliśmy Go.

Już jakoś tak jest na tym naszym ziemskim padole, że człowiek bezinteresownie służący innym ludziom jest nie tylko nierozumiany, ale często oskarżany. Nie chcę szczegółowo przypominać, o co Paweł bywał oskarżany. Najbardziej zdumiewającym zarzutem był ten o brak patriotyzmu.

Prezydent Paweł Adamowicz nie był urzędnikiem siedzącym za biurkiem. To był człowiek dostrzegający drugiego człowieka, to był człowiek służby.

Św. Paweł w liście do Rzymian pisał: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie; jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana, jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana”. Żyjemy i umieramy dla Pana, a to oznacza, że żyjemy i umieramy także dla innych ludzi. Prezydent Paweł Adamowicz żył dla swojej rodziny, ale także dla miasta Gdańska, i umarł dla nas wszystkich. Był przejrzysty – nie udawał, nie kręcił, nie kłamał. Będzie Gdańskowi go brakowało. Jego wizji rozwoju Gdańska i jego stanowczości. Jego „tak – tak, nie – nie”, przy jednoczesnym poszukiwaniu kompromisu z każdym przeciwnikiem politycznym.

Kalwaria

Dobrze wiem, co przeżywa rodzina Pawła Adamowicza. Pragnąłbym ukoić ich ból, ale jestem bezradny. Mogę jedynie razem z nimi patrzeć na krzyż Chrystusa – krzyż okrutny, ale zwycięski. I płakać.

Paweł zginął, kiedy uczestniczył w zbiórce Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – tego wspaniałego, niezwykłego dzieła Jerzego Owsiaka. Zginął, kiedy ludzie, przede wszystkim młodzi ludzie w całej Polsce, wpatrzeni byli w niebo, wysyłając do nieba światełko, a razem ze światełkiem to, co w człowieku najpiękniejsze: dobroć i miłość. Dzień Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zawsze kończy się jakby pukaniem do nieba o rozlanie dobroci i miłości wśród nas. I wtedy to się stało. Niesamowite! Zwarły się ze sobą i splotły nienawiść z miłością. Jak na Kalwarii. To jest dramatyczna, niesamowita, ale wielka lekcja dla nas wszystkich. Bob Dylan śpiewał w piosence „Blowin’ in the Wind” („Odpowie ci wiatr”): „Jak blisko śmierć musi przejść obok nas / By człowiek zrozumiał swój los”. Więc pochyliliśmy się nad tą śmiercią, która ma nas wszystkich nauczyć, jak żyć.

Nasz Mistrz, nasz Pan powiedział kiedyś, że na Sądzie Bożym Syn Człowieczy do tych, którzy szli przez życie uczciwie, powie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie Królestwo przygotowane wam od założenia świata, bo byłem głodny, a daliście mi jeść. Byłem spragniony, a daliście mi pić. Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie...” ©


CZYTAJ WIĘCEJ ARTYKUŁÓW O. LUDWIKA WIŚNIEWSKIEGO >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dominikan, długoletni duszpasterz akademicki. W PRL działacz opozycji antykomunistycznej. Laureat Medalu Świętego Jerzego. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” dokonywał wnikliwej diagnozy sytuacji w polskim Kościele, stawiając trudne pytania niektórym biskupom… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2019