Ostrożnie z „genderyzmem”

„TP” 02/2014

03.02.2014

Czyta się kilka minut

Ojciec Maciej Zięba OP napisał bardzo interesujący tekst o problemach związanych z pojęciem gender, czuję się jednak zobowiązany zwrócić Autorowi uwagę na nieścisłości i chwyty retoryczne niesprzyjające rzeczowej debacie.

Pierwszy problem to pojęcie genderyzmu, zdefiniowane jako ideologia postulująca stworzenie prawodawstwa, „które, minimalizując lub wręcz ignorując ludzką płciowość (sex), chce ją redukować głównie do elementu kulturowego i wprowadzić całkowitą zamienność roli mężczyzny i kobiety w społeczeństwie”. Stosowane przez filozofa terminy powinny być możliwie klarowne w odniesieniu do pojęć używanych powszechnie. Tymczasem słowo genderism w mowie potocznej społeczeństw anglojęzycznych oznacza dyskryminację ze względu na płeć kulturową. Może się z nią zetknąć na przykład heteroseksualny Francuz na wycieczce w Polsce, jeśli paryskie normy męskości okażą się nieprzystawalne do warszawskich.

Zastosowanie pojęcia genderyzm wbrew zachodniemu uzusowi wprowadza zamęt i pozostawia w naszym aparacie pojęciowym lukę, którą i tak trzeba by wypełnić. Słowo „seksizm” nie wydaje się wystarczające, skoro nazywa redukcję osoby do cielesności. Jeśli jakiś ojciec jest wyśmiewany, bo korzysta z urlopu rodzicielskiego, prawdopodobnie pada ofiarą genderyzmu. Autorzy docinków raczej nie wyrażają przeświadczenia, że człowiek posiadający cechy biologiczne mężczyzny nie jest w stanie zajmować się dzieckiem. Po prostu chłopu nie wypada siedzieć w domu.

Ojciec Zięba pisze też o marksistowskich korzeniach „ideologii gender”, by skonstatować: „Bez wątpienia jest to silny prąd w dzisiejszej kulturze Zachodu, posiadający głośnych politycznych orędowników, duży wpływ na mainstreamowe media oraz spore fundusze do realizowania swoich celów”. Ten dyskurs przypomina stosowane w przedwojennej prasie metody demonizacji komunistów – nihilistycznego ruchu, który dysponuje międzynarodową siatką, własnymi gazetami i górą pieniędzy. To samo można powiedzieć o Kościele. Co wynika z takiej konstatacji? Na Zachodzie idee Marksa postrzega się inaczej niż w Polsce – na różne sposoby nawiązywali do nich tak wpływowi myśliciele jak Veblen, Braudel, Bourdieu, Said. Ich prace okazują się inspirujące nie tylko z powodu narzędzi badawczych, ale również ze względu na potencjał społeczny.

Trzeci problem jest związany z końcową partią artykułu: „Nie wątpię jednak, że jak wszystkie ideologie odziane w szaty »sprawiedliwości i naukowości«, jak choćby szerzący »sprawiedliwość ludową naukowy socjalizm«, również genderyzm poniesie klęskę. Pozostaje jednak pytanie, jak wielu rodzinom, jak wielu dzieciom i jak wielu niegenderystom wyrządzi on przedtem krzywdy i zranienia?”.

Znam wiele osób, które czują się skrzywdzone i zranione przez ideologię katolicką, ale pomińmy to. Zajmuje mnie kwestia „sprawiedliwości i naukowości”. Czy Kościół nie stroi się w te same szatki? Jest przecież instytucją, która, uzasadniając własne stanowisko, posługuje się koncepcją prawa naturalnego, będącą de facto konstruktem kulturowym. Co więcej, ideologię katolicką propagują teologowie, posługujący się autorytetem akademików, choć często zdobywali wykształcenie na uczelniach dalekich od neutralności. Jak Katolicki Uniwersytet Lubelski, którego rektor tłumaczył niedawno, że kurs dotyczący „ideologii gender” został wprowadzony na takiej zasadzie jak wykłady dotyczące patologii społecznej czy przestępczości zorganizowanej. Wątpię, czy ks. prof. dr hab. Antoni Dębiński stara się przyjąć bezstronną perspektywę, nie czynię jednak z tego zarzutu. Ethos badacza, tak jak gender studies czy katolicyzm, zostały ufundowane na zapatrywaniach, których słuszność trudno racjonalnie udowodnić – choć można próbować. Warto jednak to czynić bez użycia przemocy symbolicznej.


OD AUTORA:

Zrozumiałem, że zarzuty są trzy. Niestety, mniej zrozumiałem, czego one dotyczą. Pierwszy odnosi się chyba do tego, że słowa genderyzm użyłem „wbrew mowie potocznej społeczeństw anglojęzycznych”. Nie jestem jednak pewien, primo, czy słowo genderyzm należy do mowy potocznej w krajach anglojęzycznych (mam nadzieję, że nie), secundo, w języku polskim „genderyzm” najczęściej używa się właśnie w znaczeniu „ideologia gender”, a mój tekst był „polskojęzyczny”. Po trzecie jednak i najważniejsze, aby uniknąć wszelkich nieporozumień, zarówno zdefiniowałem znaczenie słowa „gender”, jak i zdefiniowałem pojęcie „ideologii”, do której to pojęcie odnoszę. Czytelnik ma więc całkowitą klarowność o co chodzi.

Zarzut drugi byłby zapewne interesujący z punktu widzenia teorii Freuda. Jako żywo bowiem – wbrew temu, co imputuje mi Łukasz Łoziński – nie napisałem ani słowa o marksowskich korzeniach genderyzmu. A moje opisowe słowa o genderyzmie, iż „bez wątpienia jest to silny prąd w dzisiejszej kulturze Zachodu, posiadający głośnych politycznych orędowników, duży wpływ na mainstreamowe media oraz spore fundusze do realizowania swoich celów” prowadzą polemistę do wniosku: „ten dyskurs przypomina stosowane w przedwojennej prasie metody demonizacji komunistów – nihilistycznego ruchu, który dysponuje międzynarodową siatką, własnymi gazetami i górą pieniędzy”, a potem do pouczenia: „na Zachodzie idee Marksa postrzega się inaczej niż w Polsce – na różne sposoby nawiązywali do nich tak wpływowi myśliciele jak Veblen, Braudel, Bourdieu, Said”. Na Boga, gdzie ja demonizuję genderystów na modłę przedwojennych komunistów (nawiasem mówiąc historia uczy, że byli oni dosyć wpływowi w owym czasie, wykonywali wskazania Kominternu i zasilani byli finansami z Kraju Rad)?! Czy ja gdziekolwiek twierdzę, że marksizm jest tak samo postrzegany na Wschodzie jak na Zachodzie (acz to pierwsze pojmowanie jest bardziej realistyczne)?! I co do tego mają Veblen, Braudel, Bourdieu i Said (mógłbym dodać jeszcze paru myślicieli, na których idee wpłynął Marks, gdybym widział jakikolwiek związek z tematem)?!

Zarzut trzeci dotyczy chyba „przemocy symbolicznej”, której miałem użyć pisząc, że ideologia genderyzmu może skrzywdzić wielu ludzi. Sądzę, że Łukasz Łoziński nie dostrzegł istoty mojej argumentacji. Twierdzę bowiem, że każda ideologia (tak jak ją zdefiniowałem w tekście), nie szanując ludzkiej wolności i godności, ze swej natury krzywdzi ludzi. Dotyczy to i genderyzmu, i katolicyzmu redukowanego do ideologii (napisałem o tym w ostatnich 20 latach co najmniej parędziesiąt tekstów). A to, że ideologie powołują się na „sprawiedliwość dziejową” oraz „naukowe uzasadnienie” jest zwykłym nadużyciem. Czy to jest „przemoc symboliczna”?

To, co – ale może się mylę – zrozumiałem z tekstu Łukasza Łozińskiego, to jego pewność, że prawo naturalne jest produktem kultury, że wiara katolicka jest tożsama z ideologią, a „bezstronne” i „neutralne” są jedynie te uczelnie, w których nie wspomina się o Bogu, Kościele i chrześcijaństwie. Ja tej pewności nie podzielam. Ale to temat na zupełnie inną dyskusję.


O. MACIEJ ZIĘBA OP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2014