Ostatnie takie królestwo

Złote gody, 50. rocznicę niepodległości, a także własne 50. urodziny i rocznicę wstąpienia na tron Mswati III, ostatni prawdziwy król w Afryce, postanowił uświetnić zmianą nazwę państwa. Swaziland ma odtąd nosić miejscowe imię eSwatini, co znaczy „kraj ludu Suazi”.

21.04.2018

Czyta się kilka minut

Król Mswati III podczas 30. rocznicy urodzin i niepodległości Suazi / Fot. WALTER DHLADHLA / AFP / EAST NEWS /
Król Mswati III podczas 30. rocznicy urodzin i niepodległości Suazi / Fot. WALTER DHLADHLA / AFP / EAST NEWS /

Nowa nazwa znaczy to samo co stara, tyle że już nie po angielsku, języku dawnych kolonialnych władców, ale w mowie suazi, spokrewnionej z mową sąsiadów Zulusów. Tłumacząc potrzebę zmiany król przekonywał, że była konieczna, by cudzoziemcy nie mylili jego kraju z europejską Szwajcarią. „Gdzie nie pojadę i odpowiadam, skąd przybywam, wszyscy mylą nasz kraj, nazywany po angielsku Swazilandem ze Szwajcarią, która po angielsku nazywa się Switzerland. Trzeba wreszcie skończyć z tym niepotrzebnym zamieszaniem” – ogłosił król na stadionie Mavuso w Manzini, gdzie tym razem postanowił obchodzić urodziny i 32. rocznicę wstąpienia na tron, obchodzone w jego królestwie jako państwowe święta. „Poza tym – dodał monarcha – wielu naszych sąsiadów w Afryce, uwolniwszy się z kolonialnej niewoli, zrzucało nadane im przez zaborców imiona i wracało do dawnych, afrykańskich, lub przybierało nowe, też rodzime. Nowa nazwa naszego państwa nada w końcu naszej wolności prawdziwe znaczenie. Od dziś będziemy się nazywać Królestwem eSwatini”.

Po zdobyciu niepodległości wiele afrykańskich krajów rzeczywiście zmieniło nazwy nadane im przez kolonialne metropolie. Północna Rodezja stała się Zambią, a Południowa – Zimbabwe, Nyasaland – Malawi, Beczuana – Botswaną, Bastholand – Lesoyho, Kongo – Zairem, a Górna Wolta – Burkina Faso. Argument monarchy, że cudzoziemcy mylą jego kraj ze Szwajcarią wydaje się jednak chybiony.

Królestwo Suazi jest co prawda krajem górzystym (u podnóża gór Smoczych) i niewielkim, jednym z najmniejszych w Czarnym Lądzie, ale w przeciwieństwie do Szwajcarii, uchodzącej za uosobienie bogactwa, porządku i sąsiedzkiej demokracji, jest także ostatnią w Afryce i (jedną z ostatnich na świecie) monarchią absolutną – jednym z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych krajów świata. Król sprawuje tam władzę niczym nieskrępowaną. To on wyznacza premiera i ministrów. Od jego akceptacji zależy też ostatecznie, czy ktoś wybrany w powszechnych wyborach na posła lub senatora będzie mógł zasiąść w parlamencie. W królestwie eSwatini partie mogą co prawda istnieć, ale nie wolno im działać, a zwłaszcza uczestniczyć w wyborach. Król uważa, że skłócają i mącą w głowach jego poddanym, nie ma z nich żadnego pożytku, a jedynie same biedy. Kandydaci na posłów i senatorów startują więc jako kandydaci bez przynależności partyjnej. W królestwie wydawane są gazety, działa telewizja i rozgłośnie radiowe, ale właścicielem największych jest sam monarcha, a wszystkie obowiązuje ścisła cenzura.

Poddani króla Mswatiego od lat zaliczają się do największych na świecie nędzarzy. Z prawie półtora miliona mieszkańców królestwa, trzy czwarte żyje w biedzie, a ich dzienny dochód przekracza często ledwie jednego dolara. Statystyczny mieszkaniec królestwa nie dożywa sześćdziesiątki, a dziesiątkuje ich zwłaszcza epidemia AIDS (nosicielami śmiercionośnego wirusa jest jedna trzecia obywateli).


POLECAMY: STRONA ŚWIATA: SPECJALNY SERWIS Z REPORTAŻAMI I ANALIZAMI WOJCIECHA JAGIELSKIEGO


Ogromna większość Suazyjczyków utrzymuje się z pracy w sąsiedniej Południowej Afryce, kontynentalnego mocarstwa, z którego gospodarką królestwo jest niemal całkowicie połączone i uzależnione. W czasach, gdy w RPA obowiązywał ustrój apartheidu, segregacji rasowej (1948-90), i kraj ten podlegał międzynarodowemu ostracyzmowi, wiele zachodnich przedsiębiorstw, obchodząc obowiązek sankcji, przenosiło filie swoich firm z RPA do Suazi. Ta złota epoka skończyła się wraz z upadkiem apartheidu, nastaniem demokracji i przejęciem władzy w Południowej Afryce przez czarnoskórą większość w 1994 r.

Demokratyczna rewolucja w Południowej Afryce okazała się też groźną pułapką dla suazyjskiej monarchii. Nowe mody, jakie zapanowały tuż za miedzą, sprawiły, że i w królestwie podniosły się głosy, powątpiewające w potrzebę utrzymywania monarchii i uznające ją za wstydliwy przeżytek. Początkowo młody król Mswati, sprawiał wrażenie, że sam dostrzega potrzebę zmian, jest zwolennikiem postępu. Zwoływał poddanych do swojej zagrody, by słuchać ich skarg i naradzać się nad przyszłością, obiecywał nawet, że podaruje im nową konstytucję, a nawet pogodzi się z partiami politycznymi i ścierpi ich warcholstwo. Okazało się jednak, że ostrożny władca z niczym się jednak nie spieszył, a z czasem coraz bardziej przekonywał nie do potrzeby zmian, ale do tego, by wszystko pozostawić po staremu. Okazał się w tym nieodrodnym synem swojego ojca, króla Sobhuzy II, który panował aż 82 lata (przez 20 lat, co prawda, w jego zastępstwie władzę jako regentka sprawowała jego babka), a przed śmiercią wskazał Mswatiego na swojego następcę.

Miłościwie panujący monarcha nosił wtedy imię Makhosetive. Przyszedł na świat w 1968 r. jako 68. syn swojego wielkiego ojca, króla Sobhuzy, który w tym samym 1968 r. przejął władzę od Anglików. Odwiedzając królestwo Suazi nie raz słyszałem opowieści, że przesądny król Sobhuza uznał liczbę 68 (niepodległość i urodziny  za szczęśliwą, i dlatego wybrał na swojego następcę Mswatego-Makhosetive, a nie któregoś ze starszych synów. Naprawdę jednak koronę zawdzięcza Mswati swojej matce, najmłodszej, najbardziej urodziwej i kochanej, ostatniej żonie, która tak owinęła wokół palca starego króla, że wskazał jej syna na dziedzica.  Na jej korzyść przemawiał też fakt, że jako jedyna z królewskich żon (Sobhuza miał ich prawie sto i spłodził z nimi ponad dwieście, a według niektórych nawet i z pół tysiąca dzieci) urodziła Sobhuzie tylko jednego syna.

W królestwie Suazi monarcha wskazuje jedynie następcę, ale nowego władcę wybiera starszyna rodowa dopiero po śmierci starego króla (w ten sposób żaden z marzących o tronie z królewskich synów nie dybie na śmierć ojca). W trosce o stabilność i ciągłość władzy starszyzna wybiera na następcę tronu któregoś z młodszych synów. A żeby dodatkowo uniknąć braterskiej rywalizacji o władzę – wybiera najchętniej tego, który jest jedynym synem którejś z królowych matek. Makhosetive spełniał wszystkie te warunki. Miał 14 lat i pobierał nauki w Wielkiej Brytanii. Dopóki nie dorósł i nie pokończył szkół, w królestwie Suazi rządziła jako regentka jego matka. Dopiero w 1986 r. osiemnastoletni Mac (tak nazywali księcia koledzy z uniwersytetu oksfordzkiego) wrócił do kraju i został ogłoszony Mswatim III, szesnastym władcą z dynastii Dlaminich, panujących w królestwie Suazi od prawie pół tysiąca lat.

Pięć lat po objęciu władzy w niepodległym Suazi, Król Sobhuza podarł i podeptał podarowaną mu przez Brytyjczyków konstytucję i zaprowadził monarchię absolutną. Mswati okazał się jego nieodrodnym synem, bo choć w 2005 r. pozwolił posłom napisać i przyjąć obiecaną przez niego poddanym nową ustawę zasadniczą, to w niczym nie zmieniła ona porządku w królestwie, a sam władca ma ją za nic. Zignorował ją także zmieniając nazwę państwa, która w konstytucji zapisana jest ze dwieście razy.

Poza pogardą dla konstytucji i przywlekanych z zagranicy politycznych nowinek i mód, do ojca coraz bardziej upodabnia Mswatiego także jego kochliwość (dochował się piętnastu żon, z których dwie zmarły w młodym wieku, a z dwoma innymi się rozwiódł, i ponad dwóch tuzinów dzieci). Odróżnia zaś go upodobanie do przepychu i brak skrupułów przy sięganiu do pustawego państwowego jak do własnego.

Wielu poddanych króla, zwłaszcza wśród najskłonniejszych do nieposłuszeństwa studentów i działaczy związkowych oburzyło się, kiedy królewscy urzędnicy ogłosili, że na świętowanie urodzin monarchy, rocznicy jego wstąpienia na tron, a także całorocznych obchodów przypadającej na 6 września 50. rocznicy niepodległości, ze skarbu państwa zostanie wydanych zostanie dwa miliony dolarów i że rząd weźmie je z funduszów emerytalnego i rozwojowego. W królewskiej stolicy, Mbabane, doszło nawet do gorszących rozruchów, a dwa tysiące studentów i związkowców paliło na ulicach opony i próbowało wedrzeć się do siedziby premiera.

Zgorszenie poddanych Mswatiego budzi zwłaszcza jego przywiązanie do przepychu. Nowa nazwa kraju, mająca być dla nich świątecznym prezentem, pociągnie przecież niepotrzebne koszty – trzeba będzie pozmieniać urzędowe tablice, przepisać konstytucję i kodeksy, pozmieniać nazwy linii lotniczych i banku centralnego. A sobie samemu na urodziny król kupił za 30 milionów dolarów drugi już, prywatny odrzutowiec, a za kolejnych 10 milionów kazał sprowadzić flotyllę limuzyn BMW 740i dla swoich żon, dzieci i świty. Mswati gorszył już nieraz poddanych zadłużając się, by zapłacić wiano za kolejne żony, pobudować im i urządzić oddzielne pałace oraz kupując samoloty i najdroższe samochody. W ślady monarchy usiłują iść jego dworzanie. W zeszłym roku dopiero po ulicznych protestach rząd odstąpił od zamiaru przeznaczenia pół miliona dolarów ze skarbu państwa na budowę nowego domu dla premiera Barnabasa Dlaminiego.

Mimo zagranicznych krytyk, a czasami oburzenia poddanych, król Mswati wierzy w ich przywiązanie do tradycji: nie traci rezonu, ani wiary w przyszłość. W 1995 r., podczas obchodów 50. rocznicy utworzenia ONZ zapowiedział zgromadzonym w Nowym Jorku przywódcom państw z całego świata, że jako jedyny z nich będzie uczestniczył również w setnej rocznicy urodzin ONZ. W 2045 roku będzie miał 79 lat i blisko sześćdziesięcioletni królewski staż. Jego ojciec Sobhuza II przeżył lat 83 i rządził jako król przez lat 61.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej