Ostatni dzień Generała

Dariusz Baliszewski, historyk: To była zbrodnia polsko-brytyjska: Sikorskiego i oficerów z jego otoczenia zamordowano w pałacu gubernatora Gibraltaru. Później Brytyjczycy zainscenizowali katastrofę samolotu, poświęcając przy okazji swych obywateli.

01.07.2008

Czyta się kilka minut

Gen. Władysław Sikorski i Winston Churchill wizytują polskie oddziały w Szkocji, 1940 r. / fot. CAF ARCHIWUM / PAP /
Gen. Władysław Sikorski i Winston Churchill wizytują polskie oddziały w Szkocji, 1940 r. / fot. CAF ARCHIWUM / PAP /

Wojciech Pięciak: Kilka dni temu wrócił Pan z Gibraltaru. Co Pan robił w miejscu, gdzie zginął gen. Sikorski?

Dariusz Baliszewski: W ciągu ostatnich dwóch lat pracowałem nad serialem TVN "Generał", moja podróż była finałem tej pracy. Pojechałem, by znaleźć odpowiedź na ostatnie pytanie. Chodzi o postać Jana Gralewskiego, kuriera AK. To postać kluczowa, za którą kryje się tajemnica i dramat. Gralewski pojawił się w Gibraltarze w chwili, gdy znalazł się tam Sikorski. Wszystko wskazuje na to, że jego tożsamość posłużyła do przerzucenia do bazy kilku zamachowców. Gralewski nie był wprowadzony w spisek, był tzw. traserem, jego zadaniem było wytyczenie nowej trasy z okupowanej Polski przez Francję do Hiszpanii.

Tego kuriera w stopniu szeregowca znaleziono na płycie lotniska, zastrzelonego. W komunikatach brytyjskich wymieniany jest jako pułkownik i ten stopień widnieje na jego grobie w Gibraltarze. W wojsku bywają szybkie awanse, ale z szeregowca na pułkownika?

Co można ustalić na miejscu po 65 latach?

Nawet Pan sobie nie wyobraża, jak wiele. Jeśli ktoś przez lata gromadzi dokumenty i świadectwa ludzi, czasem nieznane, to w pewnym momencie konieczne staje się skonfrontowanie ich z miejscem, którego dotyczą. Np. w dzienniku jednego z Polaków, który 4 lipca był na Gibraltarze, jest zapis: "W nocy strzały. Następnego dnia dowiedziałem się, że to na lotnisku, race". Dziś jestem w miejscu, gdzie był ów Polak, i nie słyszę nawet odrzutowców na lotnisku. To dowód, że ktoś strzelał, ale nie na lotnisku.

Co zatem ustalił Pan w sprawie Gralewskiego?

Że 4 lipca 1943 r. musiał się czymś niesłychanie zasłużyć. Że musiał odegrać nieświadomie ważną rolę, skoro pośmiertnie awansowano go na pułkownika, niejako w geście zadośćuczynienia. Przed laty rozmawiałem z Ludwikiem Łubieńskim, jedynym świadkiem "katastrofy" gibraltarskiej. Pytam, jak wyglądał ten Gralewski: czy był wysoki, chudy? Nikt tego nie wie, a to ważne, bo mordercy Sikorskiego i jego współpracowników przeniknęli do Gibraltaru, podając się właśnie za niego. Na to Łubieński, że nie wie, jak wyglądał. Zdumiałem się: "Przecież Pana podpis widnieje pod identyfikacją ciała Gralewskiego". Łubieński: "Nie, nie identyfikowałem żadnych ciał poza Sikorskim, to Anglicy". Mówię: "Ale Pana podpis jest pod dokumentami, gdy wkładano ich do trumien, także Gralewskiego, Pan poświadczył, że to on". Łubieński: "Gralewski... Ach, to ten, który wyraził życzenie, żeby być pochowanym na Gibraltarze". Krew odpłynęła mi z twarzy. Jak to, miał za chwilę wsiąść do samolotu Sikorskiego, a tu wyraża życzenie, gdzie chce być pochowany? Rzuciłem: "Co Pan opowiada za bzdury?" Łubieński się zmitygował i mówi: "Naprawdę nie wiem, jak wyglądał Gralewski". A na koniec rozmowy ten polski hrabia, w Międzywojniu sekretarz ministra Józefa Becka, mówi (do dziś widzę jego twarz): "Jeśli to była zbrodnia, to na rany Chrystusa przysięgam, nie miałem nic wspólnego z tą zbrodnią".

Dlaczego Gralewski jest tak ważny?

To był filozof i poeta, uczeń Kotarbińskiego, człowiek wrażliwy. Idzie jako kurier przez okupowaną Europę. Nieoczekiwanie zmienia cel podróży i za wszelką cenę dąży na Gibraltar, gdzie ginie. Równocześnie pojawiają się inni Gralewscy, także dążący na Gibraltar, z innymi numerami identyfikacyjnymi (kurier wychodzący z Warszawy miał odnotowywane numery dokumentów). Ktoś - nie rozstrzygajmy, kto - wpadł na pomysł, aby tego Gralewskiego "przemnożyć", tak że 4 lipca w Gibraltarze znajdzie się nagle kilku "Gralewskich". Ale nie wiedzieli jednej rzeczy: że ten poeta pisze po drodze listy do ukochanej żony, czasem w formie zaszyfrowanej, i zostawia je w melinach, by zabrali je kurierzy idący do kraju. Nie wiedzieli, że Gralewski luźno traktował zasady konspiracji. W tym quasi-dzienniku, którego ostatnie części zachowały się na kartkach-bibułkach, opisywał także pobyt w Gibraltarze. To świadectwo wypłynęło po pół wieku, wcześniej mieliśmy głównie relację Łubieńskiego, co się działo tego dnia.

Jak więc wyglądał ostatni dzień Sikorskiego?

To była niedziela, ale nikt z grupy Sikorskiego nie poszedł do kościoła, oddalonego ledwie o 300 metrów od pałacu gubernatora, gdzie kwaterowali. Coś ich powstrzymało, bo podczas całej podróży bliskowschodniej byli na Mszy co niedzielę, choć bywało to skomplikowane. Tymczasem 4 lipca nikt z Polaków nie wyszedł z pałacu.

Cofnijmy się o kilka godzin. Historia śmierci Sikorskiego związana jest z postacią Iwana Majskiego, ambasadora ZSRR w Londynie, który tego samego 4 lipca pojawia się na Gibraltarze. Z Kairu przylatuje Sikorski, z Londynu Majski. Nie ma przypadku. Spotkanie zostało zaplanowane z inicjatywy Brytyjczyków. Jest to moment szczególny: 2,5 miesiąca po ujawnieniu przez Niemców Katynia i zerwaniu przez Stalina stosunków z rządem Sikorskiego. Brytyjczykom zależy, by ten konflikt załagodzić. Aranżują spotkanie, by doszło do rozmów. Majski jest w drodze do Moskwy, wezwany przez Stalina, a wezwanie ma charakter restrykcyjny wobec Anglików; na Kreml wezwano także ambasadorów z USA i Kanady. To akt nieufności Sowietów wobec aliantów, ocierający się o szantaż zawarcia przez Stalina separatystycznego pokoju z Hitlerem. Trudno nie zrozumieć Churchilla, że chce załagodzić konflikt Stalin-Sikorski. Anglicy robią wszystko, by skoordynować rzecz tak, aby Majski i Sikorski znaleźli się w jednym miejscu. I tej niedzieli nikt nie wychodzi z pałacu. Są rozmowy.

Twierdzi Pan, że 4 lipca odbyły się rozmowy Majski-Sikorski?

Bez wątpienia. Anglicy zrobili dużo, by spotkanie się odbyło i by je utajnić; w końcu po Katyniu sprawa była delikatna. I oto proszę sobie wyobrazić, że w tym momencie, gdy Majski i Sikorski są na Gibraltarze, po południu ktoś zabija podczas sjesty Sikorskiego oraz szefa sztabu polskiej armii Klimeckiego i szefa wydziału operacyjnego sztabu Mareckiego, a także adiutanta. Czołówkę polskiej armii. Ludzie gubernatora wchodzą do ich pokojów i widzą trupy. Co robić? Zwłaszcza że na miejscu jest Majski, człowiek bliski Stalinowi. Jeśli sprawa zostanie ujawniona, skutki dla sojuszu między Wielką Brytanią, USA i ZSRR mogą być potworne. Taka informacja nie może pójść w świat.

Ale kto zabił?

Opowiadam, co się zdarzyło. Pytanie, kto zabił, to osobna sprawa. Wracając do rekonstrukcji tamtego dnia: Brytyjczycy wpadają na pomysł, że trzeba zmistyfikować katastrofę samolotu Sikorskiego i tak przedstawić przyczynę jego śmierci. Puszczają też w świat kłamstwo, że Majski był na Gibraltarze, ale rankiem 4 lipca odleciał.

I Brytyjczycy zabili też własnych ludzi: załogę samolotu i kilku oficerów?

To druga zbrodnia: aby ukryć fakt śmierci Sikorskiego, zdecydowali się poświęcić swoich ludzi, byle mistyfikacja miała cechy prawdopodobieństwa.

Ale zorganizowanie takiej operacji wymagało zaangażowania wielu ludzi, choćby po to, by przenieść zwłoki z pałacu do samolotu.

A po co miałby ktoś przenosić zwłoki? Ciał Sikorskiego i pozostałej trójki nie było w samolocie, gdy ok. 23 wpadł do morza.

Kto więc wsiadł do samolotu?

Kilka osób, które zginęły potem w samolocie. Zapewne także osoby podstawione, udające Sikorskiego i jego ludzi, które wysiadły. Odegrano teatr: jeśli ktoś patrzył z boku, wyglądało, że wsiada Sikorski.

A jeśli ktoś z Anglików, którzy mieli lecieć, spostrzegł, że to nie Sikorski?

Nie wiem. Może jeśli coś spostrzegli, zostali zabici jeszcze przed startem. Charakterystyczne, że Gralewskiego, który też miał lecieć do Londynu, znaleziono na płycie lotniska. Mógł się zorientować, że coś nie gra, że wsiada Sikorski, który nie jest Sikorskim, Zosia, która nie jest Zosią - i zginął.

Właśnie: w samolocie miała być córka Sikorskiego, Zofia.

Nie było jej w pałacu, gdy zamordowano jej ojca. Kiedy się dowiedziała, że nie żyje, zażądała lotu do Londynu, prosiła o wstawienie łóżka do samolotu, żeby ojca wieźć na łóżku. Jestem przeświadczony, że nie wsiadła do samolotu. Churchill ją uwielbiał, przed podróżą bliskowschodnią dwa razy do niej dzwonił, by nie leciała. Jestem przekonany, że nie zginęła 4 lipca, ale została zabrana do Rosji samolotem Majskiego. Są świadectwa ludzi, którzy twierdzą, że widzieli ją w ZSRR po 1945 r. Dotarłem do nazwisk ludzi, którzy byli na Gibraltarze 4 lipca, a potem w 1945 r. szli do Rosji po córkę Sikorskiego, by ją uwolnić.

Ciała córki nie znaleziono, miało je porwać morze.

Absurd. Samolot wodował 400-500 metrów od brzegu, tam jest płytko, 10 metrów, i nie ma prądów. I był to akwen zamknięty: Brytyjczycy zbudowali w wodzie stalowe siatki, chroniące przed miniaturowymi okrętami podwodnymi. Nawet gdyby prąd zniósł ciało, zatrzymałoby się na siatce.

Skąd więc w wodzie ciała polskich oficerów, które morze miało wyrzucać potem na brzeg, nawet kilka dni później?

Dokumentacja akcji ratunkowej w aktach brytyjskich to bzdura. Twierdzę, że do mistyfikacji użyto zwłok ludzi wcześniej zmarłych. Wywiad brytyjski miał tu doświadczenie. W maju 1943 r. na brzeg hiszpański podrzucił rzekome zwłoki majora Martina, wcześniej trzymane w suchym lodzie, przy których Hiszpanie znaleźli dokumenty sztabowe sugerujące, że będzie desant w Grecji. Hiszpanie przekazali je Niemcom, ci zrobili sekcję, analizowali akta i uwierzyli. Był to element dezinformacji.

Do morza wrzucono ciała, które udawały ofiary wypadku?

Faktem jest, że ciała Polaków, które morze potem miało wyrzucać na brzeg, były nie do zidentyfikowania: rzekomemu Ponikiewskiemu brakowało głowy, głowa rzekomego Klimeckiego była zmasakrowana, rzekomy Marecki miał twarz zjedzoną przez kraby. Brytyjczycy mieli identyfikować ich po mundurach. A Gralewskiego, który zginął na lotnisku, wedle brytyjskich dokumentów wyłowiono 8 lipca. Gdyby to była prawda, jakim cudem ocalały jego gibraltarskie zapiski, piórem na bibułkowym papierze, które miał przy sobie, a które mam w archiwum? Po czterech dniach w wodzie? Starczyłyby dwie minuty, by została z nich papka.

Autopsji nie przeprowadzono. Jeśli Klimeckiego, Mareckiego i Ponikiewskiego zastrzelono, ich sekcja powinna to ujawnić nawet dziś.

Bez wątpienia sekcja tych trzech ofiar mogłaby wiele powiedzieć. Oni spoczywają w Newark. Ich rodziny mogą domagać się sprowadzenia bliskich. Także polski prokurator generalny może zwrócić się do Brytyjczyków o takie badanie. Jeśli chodzi o Sikorskiego, decyzja o autopsji należy wyłącznie do polskich władz. Skoro potrafimy odpowiedzieć na pytania związane z mumiami egipskimi, można mieć nadzieję, że autopsja Sikorskiego wiele by powiedziała. Także to, czy to Sikorski...

???

4 lipca i potem zamiany ciał odbywały się kilkakrotnie. Choć nie mam wątpliwości, że na Wawelu spoczywa Sikorski. Zbyt wiele osób widziało jego twarz w trumnie.

Twierdzi Pan, że zamach to polskie dzieło z brytyjską pomocą. Ale dlaczego?

Odpowiedź jest trudna. Moja opinia jest taka, że Sikorski w tym momencie przeszkadzał i Brytyjczykom, i Polakom. O powodach brytyjskich mówiłem: z ich punktu widzenia usunięcie Sikorskiego zdejmowało sprawę polską z politycznej wokandy Londyn-Waszyngton-Moskwa. A przez polską emigrację polityczną i wojskową był znienawidzony za "politykę bluszczową", jak to zwano, "politykę owijania się u stóp każdego, kto akurat był ważny" - Francuzom, potem Anglikom. Zarzucano mu, że nie broni polskiej racji stanu. Nienawidzono go w przekonaniu, że prowadzi Polskę do zguby, do podporządkowania ZSRR.

A Sowieci?

Wbrew wielu historykom nie wierzę w sowiecki współudział. Oni po zerwaniu z polskim rządem tworzyli już zalążek "swojego" rządu i armii Berlinga. Mieli w nosie Sikorskiego, tak jak potem Mikołajczyka. Ich obchodziły Wielka Brytania i USA.

A Brytyjczycy?

Gibraltar był bazą wojenną, nie było cywilów, zostali ewakuowani. Tam nikt nie był w stanie nic zrobić bez wiedzy Brytyjczyków. Albo, precyzując: jakiejś brytyjskiej grupy.

Ale kto zabił?

Sikorskiego - Polacy. A potem Brytyjczycy - załogę i pasażerów samolotu, swoich obywateli. Dlatego dla pierwszego mordu tak ważny jest Gralewski: jego tożsamość "wprowadza" na Gibraltar kilku ludzi, którzy potem znikają.

Można ustalić, kto zabił?

Moja praca jako badacza sprowadza się do ustalenia, kto z Polaków 4 lipca był na Gibraltarze i co jest w tym nienaturalnego. A nienaturalne jest, jeśli tego dnia pojawia się tu kilku ludzi, którzy mają, jako kurierzy z Polski, dostęp do pałacu, gdzie jest Sikorski. Zwykły polski żołnierz czy oficer takiego dostępu by nie miał, nawet gdyby był w bazie. Ale kurier, jeden czy drugi - tak. Po 4 lipca ci ludzie się dematerializują. Znikają, podkreślam, z jednego z najlepiej strzeżonych miejsc Europy. Szukając śladów tych "kurierów", badałem np. listy więźniów w hiszpańskich więzieniach.

Kto mógł wydać rozkaz: zabić?

Nie wiem. Ustalam fakty, dalej można spekulować: jeśli to polskie wykonawstwo z brytyjską pomocą, można sądzić, że rozkaz wydali jacyś Polacy i jacyś Brytyjczycy. Bliżej tego nie da się dziś sprecyzować. Nie da się powiedzieć odpowiedzialnie, że taki rozkaz wydał np. gen. Sosnkowski czy gen. Dąb-Biernacki, choć są dokumenty to sugerujące. Latem 1944 r. odbyły się rozmowy polskich komunistów (Bieruta, Żymierskiego, Wasilewskiej) z Mikołajczykiem i Tadeuszem Romerem, szefem MSZ. W ich trakcie Żymierski powiedział: "Świetnie wiemy, że za śmiercią Sikorskiego stoi gen. Dąb-Biernacki". Nikt z ekipy londyńskiej nie zaprotestował. Dalej, nie da się powiedzieć, czy Anders wiedział, czy wiedział prezydent Raczkiewicz.

Czy Churchill wydał taki rozkaz albo choć wiedział?

Tak twierdził Stanisław Skalski, słynny pilot-generał. Opowiadał mi rozmowę z Churchillem zaraz po wojnie, gdy ten nie był już premierem. Zapytał: "Czy może mi pan powiedzieć, kiedy zostanie wyjaśnione, co się stało na Gibraltarze?". Churchill odparł: "Niech pan na to nie liczy. Może za sto lat". Skalski miał na to zapytać, dlaczego. I kto to zrobił? A Churchill: "Ja bym się na pana miejscu o to nie dopytywał".

Czy Brytyjczycy kiedyś odtajnią swoje archiwa? Ich akta dotyczące Sikorskiego są nadal objęte klauzulą tajności.

Premier Thatcher ogłosiła, że akta dotyczące sprawy Rudolfa Hessa, zastępcy Hitlera, który w 1941 r. uciekł do Anglii z tajną misją, zostaną ujawnione po 75 latach, czyli w 2016 r. Przypuszczam, że np. w 2018 r., na 75-lecie, Londyn odtajni akta o śmierci Sikorskiego. Nikt ze świadków nie będzie żyć. Choć, jeśli złożyli swoich ludzi na ołtarzu "racji stanu"...

Wracając do rekonstrukcji 4 lipca: jeśli na Gibraltarze sfingowano katastrofę, musiano to uczynić w porozumieniu z Londynem.

Między Gibraltarem a Londynem zapewne kursowały depesze. Czy są w archiwach? Brytyjczycy utajnili wszelkie materiały, uznając je za akta operacyjne. Nie tylko oni. Także Rosjanie czy Francuzi, którzy mieli tam swoje misje. Chciałem dotrzeć do akt francuskich w ich archiwum wojskowym. W katalogu były sygnatury, a potem okazało się, że tych akt się nadal nie ujawnia.

W filmie "Generał" jest teza, że Sikorskiego uduszono, a jego oficerów zastrzelono.

Sikorski nie nosił broni. Pozostali tak. Trudno bezszelestnie usunąć czterech ludzi.

Podczas oględzin ciała w Londynie w lipcu 1943 r. i ekshumacji w Newark w 1993 r. przed przeniesieniem go na Wawel wielu świadków widziało ciało. Nie dostrzegli ran postrzałowych, za to bardzo brązową twarz. Mam zdjęcia Sikorskiego, zrobione w 1993 r.: w trumnie, w majtkach i podkoszulku. Ludzkie truchło, rzucone w trumnę... Nie ubrano go nawet w mundur. Tak się chowa premiera i naczelnego wodza? Nienawiść tych ludzi była szalona.

DARIUSZ BALISZEWSKI (ur. 1946) jest dziennikarzem i historykiem. Prowadził w telewizji programy "Świadkowie" i "Rewizja nadzwyczajna" o zagadkach XX w. Obecnie współautor serialu dokumentalno-fabularnego "Generał", który zostanie nadany przez TVN w 2009 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008