Ostatni dogmat

Formuła uznana za szczyt przedsoborowej mariologii dziś zyskuje nowe, bardziej uniwersalne znaczenie. Jakie były okoliczności ogłoszenia dogmatu o Wniebowzięciu Maryi?

11.08.2018

Czyta się kilka minut

Obrzędy Zaśnięcia Matki Bożej,  Kalwaria Pacławska, sierpień 2004 r. / KRZYSZTOF LOKAJ / FORUM
Obrzędy Zaśnięcia Matki Bożej, Kalwaria Pacławska, sierpień 2004 r. / KRZYSZTOF LOKAJ / FORUM

Wstążka jest zielona i mierzy niespełna 90 cm długości. Utkano ją z delikatnej, koziej wełny i ozdobiono złotą nicią. Wieczorem, 15 sierpnia, biskup trzykrotnie podnosi ją w górę – najpierw wewnątrz katedry, potem na zewnątrz, wdrapując się na piętnastowieczną ambonę Donatella i Michelozza. Przepaska, którą Matka Boża zgubiła wstępując do nieba, jest najważniejszą relikwią w Prato, niedaleko Florencji.

Według legendy wstążkę Maryi złapał apostoł Tomasz, ten sam, który nie chciał uwierzyć w opowieści o zmartwychwstaniu Jezusa. Teraz miał szansę zrehabilitować się w gronie Dwunastu, jako jedyny świadek Wniebowzięcia.

To tylko jedna z wielu legend, jakimi obrosło obchodzone od starożytnych czasów święto. Najnowsze badania z zakresu archeologii, historii sztuki i egzegezy apokryficznych tekstów (M. Olejnik, 2017) dowodzą, że już w I wieku czczono je w jerozolimskiej gminie judeo- chrześcijańskiej, opiekującej się dwoma grobami: Jezusa nieopodal Golgoty i Maryi na zboczu Góry Oliwnej. Przypominało wiernym o czekającym ich życiu wiecznym. Prawdopodobnie było obchodzone w czasie żydowskiego święta namiotów, które również miało eschatologiczny wymiar.

Konflikty między „Kościołem obrzezanych” a „Kościołem pogan”, czyli tych, którzy z judaizmem nie mieli żadnych związków, oraz postępujący aż do V w. proces „dejudeizacji” chrześcijaństwa wyjaśniają milczenie Ojców Kościoła (z tego okresu) na temat Wniebowzięcia. Gdy myśl teologiczna okrzepła, ujęta w kategorie filozofii greckiej, i przełamała uprzedzenia wobec judeochrześcijan, wielcy pisarze i teologowie Kościoła zaczęli zgłębiać tajemnicę śmierci Matki Jezusa, coraz chętniej wracając do starodawnych podań. W cesarstwie wschodnim święto Wniebowzięcia pojawiło się oficjalnie (często pod nazwą Zaśnięcia Maryi) w VI w., na Zachodzie – sto lat później.

W kolejnym tysiącleciu kult rozwinął się, okrzepł i przyjął najrozmaitsze formy, jak wspomniane błogosławieństwo relikwią maryjnej przepaski czy urządzane już od XVII wieku w polskich sanktuariach-kalwariach „pogrzeby Maryi”, czyli procesje z figurą Matki Bożej śpiącej i wniebowziętej.

Galopująca mariologia

I stało się. Kiedy oddała ducha w ręce Boga, apostołowie położyli swoje dłonie na jej oczach. I usnęła snem prawdziwym w nocy, 20 stycznia, to jest rano 21 dnia miesiąca Tobi, w pokoju Boga. Amen.

(APOKRYF SAIDZKI O ZAŚNIĘCIU MARYI)

Jezuici Wilhelm Hentrich i Rudolf De Moos stanęli przed nie lada wyzwaniem. W 1942 r. Pius XII kazał im przygotować do druku petycje, jakie duchowieństwo i wierni od lat przysyłali do Watykanu, domagając się ogłoszenia dogmatu o Wniebowzięciu. Było ich, bagatela, ponad 8 mln (w tym prośba polskiego episkopatu z 1936 r.). Większość stanowiły formularze z jednakową treścią, opatrzone dziesiątkami podpisów. Publikacja zajęła cztery lata, a powstałe dzieło liczyło ponad 2 tys. stron.

Niemal sto lat wcześniej, w 1854 r., Pius IX ogłosił jako prawdę wiary, że Maryja była jedynym człowiekiem bez grzechu pierworodnego. Bardzo szybko – już po czterech latach – ten dogmat uzyskał nadprzyrodzoną pieczęć: Matka Boża, ukazując się Bernadecie z Lourdes, nazwała się „Niepokalanym Poczęciem”. Czciciele Matki Bożej zaczęli więc domagać się kolejnego dogmatu, o Wniebowzięciu, przekonując, że wolne od wszelkiej skazy ciało Matki Bożej nie mogło ulec skażeniu śmiercią. Rozwinął się tzw. ruch asumpcjonistyczny, a jego przywódca, o. Giuseppe Vaccari, benedyktyn z Monte Cassino, zjeździł świat, głosząc kazania maryjne i zbierając podpisy pod prośbą do papieża.

Na początku XX w. asumpcjoniści stali się jeszcze bardziej aktywni. Prośby do Watykanu wysyłano masowo, organizowano światowe kongresy mariologiczne, pojawiły się pierwsze poważne, historyczno-dogmatyczne prace o Wniebowzięciu. Gwałtowny rozwój tej gałęzi teologii zaczął przybierać wręcz patologiczne rozmiary. Ojciec Yves Congar, dominikanin, późniejszy ekspert Soboru ­Watykańskiego II i kardynał, nazwał to zjawisko „galopującą mariologią”.

Dramatyczne przeżycia I wojny światowej skłaniały ludzi do szukania ratunku w maryjnej pobożności, dodatkowo rozpalonej objawieniami w Fatimie.

13 maja 1917 r., gdy Maryja po raz pierwszy ukazała się trzem pastuszkom, w watykańskiej Kaplicy Sykstyńskiej święcenia biskupie otrzymał 41-letni prałat, Eugenio Pacelli, przyszły papież Pius XII. Ta zbieżność będzie dla niego znakiem z nieba i wskazówką na dalsze życie.

Ostatni taki korektor

Jesteś piękna i Twoje dziewicze ciało jest święte (...) Niemożliwe, by to naczynie godne Boga w proch się rozsypało po śmierci. (św. german, patriarcha konstantynopola, VIII w.)

(ŚW. GERMAN, PATRIARCHA KONSTANTYNOPOLA, VIII W.)

Pacelli został papieżem w marcu 1939 r. Był ostatnim rzymianinem, który zasiadł na Piotrowym tronie, ostatnim arystokratą (jego dziadek otrzymał tytuł wraz z majątkiem od Piusa IX, któremu pomagał podczas ucieczki do Gaety). Już w pierwszych wojennych latach pontyfikatu zyskał sympatię Rzymian, gdy z wyciągniętymi ku niebu ramionami stanął na gruzach zbombardowanej dzielnicy San Lorenzo. Mówiono, że przeniesie się na Lateran, by zapobiec kolejnym amerykańskim nalotom, nazwano go „papieżem przeciwlotniczym”.

Mimo ciągłych problemów zdrowotnych (całe życie był na specjalnej diecie, przez co nie ukończył w normalnym trybie seminarium, a do kapłaństwa przygotowywał się w rodzinnym domu), był tytanem pracy, obsesyjnie przejętym lękiem przed zmarnotrawieniem choćby jednej cennej chwili.

Szybko stał się uosobieniem dostojeństwa i powagi Kościoła. Ale szacunek wzbudzał już wcześniej – jako biskup, nuncjusz w Niemczech, czy kardynał – sekretarz stanu. Sprzyjały temu jego warunki fizyczne: był wysoki (185 cm wzrostu) i szczupły, głowę nosił wysoko, a szlachetności dodawała mu skupiona twarz i rzymski, orli nos.

Jednak za tą hieratyczną sylwetką kryła się – jak twierdził kard. Siri – osoba nieśmiała, drżąca przed publicznymi wystąpieniami. Dlatego Pacelli zawsze starannie się do nich przygotowywał, a przemówień uczył się na pamięć. Każdy temat długo i dogłębnie studiował, otaczając się książkami z własnej biblioteki i sprowadzanymi na zamówienie z całego świata, a także korzystając z rad najlepszych ekspertów. Uważał, że wypowiedź papieska – na każdy temat – musi być rzeczowa, precyzyjna i niepozostawiająca wątpliwości.


Czytaj także: ks. Grzegorz Strzelczyk: Kopia bezpieczeństwa


Godzinami poprawiał nie tylko swoje teksty. Codziennie wieczorem przynoszono mu wydruki próbne watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano”, którego korektę robił do późnej nocy.

Znał osiem języków. Podczas 19 lat pontyfikatu wygłosił blisko 1400 przemówień, z czego 300 na różnego rodzaju kongresach. Nawet w ostatnich latach życia, gdy podupadł na zdrowiu i wycofał się z aktywnego zarządzania Kościołem (co doprowadziło do stagnacji w kurii i było powodem oskarżeń), spotykał się z przedstawicielami różnych grup zawodowych i wygłaszał przemówienia na takie tematy, jak chirurgia oka, inżynieria wodno-kanalizacyjna, dietetyka czy projektowanie samochodowych karoserii...

Osobliwe referendum

Ogłaszamy, oświadczamy i określamy jako dogmat, prawdę przez Boga objawioną, że Bogurodzica Maryja, zawsze Dziewica, po zakończeniu życia ziemskiego, z ciałem i duszą, została wzięta do nieba.

(Z BULLI „MUNIFICENTISSIMUS DEUS”)

W czerwcu 1948 r. Pius XII ogłosił zaskoczonym kardynałom, że rok 1950 będzie 25. rokiem jubileuszowym w historii Kościoła. Mało kto wierzył, że pomysł uda się zrealizować. Wydawało się, że zniszczony wojną Rzym nie jest gotów na przyjęcie pielgrzymów, a ludzie nie mają pieniędzy na dalekie podróże. A jednak papież miał rację.

W ceremonii otwarcia „drzwi jubileuszowych”, w wigilię Bożego Narodzenia 1949 r., uczestniczyło 10 tys. wiernych. W ciągu całego roku Watykan odwiedziło ponad 2 mln pielgrzyów, rozkręcając tym samym turystyczną koniunkturę w Wiecznym Mieście. Punktem kulminacyjnym jubileuszowych obchodów było ogłoszenie dogmatu o Wniebowzięciu Maryi.

To ostatni dogmat katolickiego Kościoła, w dodatku dość szczególny. Papież odszedł od odwiecznej zasady, że tego rodzaju aktów dokonują sobory i że ich celem jest obrona wiary przed herezjami. Teraz nikt nie kwestionował Wniebowzięcia Maryi, niepotrzebna była żadna apologetyka.

Pominął też zwyczaj, że dogmat musi być mocno osadzony w Piśmie Świętym. A ponieważ w Biblii nie ma informacji o losach Maryi po Zesłaniu Ducha Świętego, oparł się na tzw. sensus fidelium, czyli zakorzenionym w tradycji i rozpowszechnionym w całym Kościele wierzeniu.

Sięgnął zresztą do sprawdzonego przed stu laty wzoru. Jego poprzednik i dobrodziej rodziny, Pius IX, przed ogłoszeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu zapytał o zdanie biskupów. Papież Pacelli również wysłał – w 1946 r. – do episkopatów wszystkich krajów pytanie: „Czy sądzicie, Czcigodni Bracia, odznaczający się mądrością i roztropnością, że Wniebowzięcie cielesne Najświętszej Dziewicy może być ogłoszone za dogmat wiary i czy życzycie sobie tego Wy, duchowieństwo i lud?”. Otrzymał 1191 odpowiedzi, z czego tylko 22 głosy były przeciwne. Oponenci nie byli przekonani, że potrzebny jest akt tak wysokiej rangi, bali się też, że papież będzie próbował rozstrzygać stary spór, czy Maryja zmarła i została wskrzeszona, czy też została wzięta do nieba w ostatnich chwilach życia. Dogmat pozostawił tę kwestię otwartą.

Uroczyste odczytanie bulli ogłaszającej dogmat o Wniebowzięciu nastąpiło 1 listopada 1950 r. Papież zakończył ją słowami: „Niech więc nikt z ludzi nie waży się naruszać tekstu Naszego orzeczenia, ani też sprzeciwiać się mu i przeciwdziałać w niebacznej zuchwałości. Gdyby jednak ktoś spróbował się na to odważyć, niech wie, że narazi się na gniew Wszechmogącego Boga i świętych Jego Apostołów Piotra i Pawła”.

Dwie kawy, proszę

W pewnym momencie, gdy podniosłem oczy znad kartek, które miałem w ręce, uderzyło mnie zjawisko, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Słońce, które jeszcze było dość wysoko, pojawiło się niczym zacieniona, jasnożółta kula, całe otoczone świetlistym kręgiem. Poruszało się powoli, to wirując, to przesuwając z lewa do prawa i na odwrót.

(PIUS XII)

30 października 1950 r., dwa dni przed ogłoszeniem dogmatu, papież jak zwykle po obiedzie odpoczywał w watykańskich ogrodach. Gdy szedł alejką wzdłuż murów obronnych, niedaleko groty Matki Bożej z Lourdes, zobaczył na niebie dziwne zjawisko. Zapisał w dzienniku: „To samo powtórzyło się następnego dnia, 31 października, i 1 listopada, w dzień ogłoszenia. Potem znów 8 listopada, w oktawę tej samej uroczystości. Potem już nigdy”.

Od razu zorientował się, że to jeden z cudów fatimskich. Jego powtarzanie się w dniach związanych z ogłoszeniem dogmatu uznał za dowód, że ta decyzja jest dla losów Kościoła i świata równie ważna, jak orędzie z Fatimy. Maryjnym objawieniem był od lat mocno przejęty. W 1942 r. upublicznił dwie tajemnice fatimskie i zgodnie z zawartą w nich prośbą powierzył „opiece Niepokalanego Serca Maryi” najpierw świat, a potem Rosję (1952 r.).

O cudownych przeżyciach papieża wiedzieli wszyscy. W Watykanie opowiadano anegdotę, że gdy pewnego razu opiekująca się nim s. Pascalina (Pacelli sprowadził ją z Niemiec, gdzie zarządzała jego domem, gdy był nuncjuszem) zapukała do drzwi z pytaniem, czy życzy sobie kawy, zatopiony w rozmowie z Jezusem papież odpowiedział: „Dwie, bardzo proszę”.

Zgadzał się na upublicznianie takich informacji. O „watykańskim cudzie słońca” opowiadał rok później w kazaniu jego legat na uroczystościach w Fatimie. A o tym, że Pan Jezus odwiedził chorego papieża i usiadł przy jego łóżku, napisał watykański dziennik „L’Osservatore Romano”, w odpowiedzi na wcześniejsze sensacyjne doniesienia prasy świeckiej.

Równocześnie ten sam papież był wielbicielem nauk ścisłych (zamiłowanie zrodziło się jeszcze w liceum, gdy jego wychowawcą był o. Giuseppe Lais – zakonnik, bibliotekarz i astronom, późniejszy dyrektor Obserwatorium watykańskiego). Otworzył drzwi Kościoła – może jeszcze nie na oścież – dla ewolucjonizmu i egzegezy biblijnej, zlecił prace archeologiczne w grotach watykańskich, które doprowadziły do odnalezienia grobu św. Piotra, i często powtarzał, że wiara i rozum to dwie siostry, które razem poszukują bożej prawdy.


Czytaj także: s. Barbara Chyrowicz: Wniebowzięta i wniebowzięci


Był miłośnikiem technicznych nowinek – lubił szybką jazdę samochodem, miał w apartamencie „mechanicznego konia”, dar od wiernych z Niemiec, który miał mu zastąpić ulubioną, a niedostępną papieżowi rozrywkę, hippikę, golił się elektryczną maszynką, sprezentowaną przez kard. Spellmana z USA. Jak wspominał dr Galeazzi-Lisi, „o wiele prędzej ogoliłby się zwykłą żyletką, ale słowo »elektryczny« zawsze kojarzyło mu się z szybkością i oszczędnością czasu”.

Sam dr Galeazzi-Lisi jest dobrym przykładem słabości Piusa XII do naukowych nowości. Został osobistym lekarzem papieża, bo oczarował go wizją oryginalnych terapii. Co prawda był okulistą, a papież cierpiał głównie na choroby układu pokarmowego, ale potrafił sprowadzić ze Szwajcarii twórcę „terapii komórkowej”, opartej na zastrzykach z komórek owiec, którymi próbowano – bezskutecznie – wyleczyć papieża z uporczywej czkawki. Słabość Piusa XII do nadwornego medyka była tak wielka, że gdy udowodniono mu sprzedaż informacji o chorobach papieża, nie został zwolniony, a tylko na pewien czas odsunięty od obowiązków, co okazało się fatalne w skutkach.

Z duszą i ciałem

Nie potrzebuję pozostawiać duchowego testamentu – jak przykładnie czyni wielu pobożnych hierarchów – ponieważ ta niemała liczba aktów i przemówień, jakie przeze mnie, z konieczności sprawowanego urzędu, zostały wydane czy wygłoszone, pozwoli każdemu, kto przypadkiem tego zapragnie, poznać moją myśl na różne tematy religijne i moralne.

(TESTAMENT PIUSA XII)

„Mnie nie zajmują sprawy doktrynalne – zwierzył się kard. Siriemu papież Jan XXIII. – Pius XII zrobił już wszystko w tej kwestii. Napisał całą encyklopedię doktryny”.

Papież Pacelli stworzył co prawda kompendium „starej” teologii, która już wkrótce miała zostać zastąpiona nową wersją przez Sobór Watykański II, ale i tak jest najczęściej cytowanym papieżem w soborowych dokumentach i punktem odniesienia dla wielu współczesnych refleksji.

Tak samo jest z ostatnim dogmatem. Uznany za szczyt przedsoborowej mariologii, odczytywany jako akt wiary w osobisty i wyjątkowy przywilej Maryi – wybranej na Matkę Boga, czego konsekwencją było uchronienie jej przed grzechem pierworodnym i zepsuciem świętego ciała po śmierci – dziś zyskuje nowe, bardziej uniwersalne znaczenie.

Współczesna mariologia interpretuje decyzję Piusa XII nie tylko w kluczu historycznym (stwierdzenie faktu Wniebowzięcia), ale też eklezjologicznym (Maryja jako przewodniczka Ludu Bożego), antropologicznym (ciało ludzkie jako dar Boży), feministycznym (uwielbienie kobiety nie tylko jako matki – Cristo-fora, niosącej Boga – ale też uczennicy, siostry i przyjaciółki). Pojawiają się również wyjaśnienia dogmatu oparte na psychologii (wyraz pierwotnej tęsknoty za matką w chwilach udręki i cierpienia, jakie przyniosła II wojna) czy naukach medycznych (odkryty przez genetyków chimeryzm płodowo-matczyny, czyli obecność komórek dziecka w układzie krążenia matki jako dowód, że ciało Maryi, zawierające komórki Jezusa, nie mogło ulec zniszczeniu).

A jak zakończyło się ziemskie życie ostatniego papieża przedsoborowych czasów?

Źle zdiagnozowana i nieumiejętnie leczona choroba, przejawiająca się uporczywą czkawką, która nie ustępowała miesiącami, uniemożliwiając mówienie, spożywanie posiłków, spanie, zmieniając się w torsje – wyniszczyła fizycznie organizm. Ostatnie miesiące życia Pius XII spędził w Castel Gandolfo, kilka dni przed śmiercią zapadł w śpiączkę. Biskupi, którzy przyjeżdżali, by się z nim pożegnać, ocierali o ciało leżącego w agonii papieża różańce, nakładali na jego palce swoje pierścienie. Gdy już zmarł, 9 października 1958 r., i wszyscy rozbiegli się, by zgodnie z procedurami zabezpieczyć testament i pozostawione w apartamentach watykańskich dokumenty, dr Galeazzi-Lisi sfotografował leżące samotnie, w pustym pokoju ciało papieża, jeszcze w piżamie, i sprzedał zdjęcia prasie.

Na uroczystości żałobne Watykan zażądał od władz Rzymu karety zaprzężonej w białe konie, ale ostatecznie zgodzono się na samochód, nad którego dachem cztery putta rozpościerały jedwabny, biały baldachim ozdobiony tiarą. Towarzyszyła mu eskorta wojskowa, a od granic miasta do Watykanu także wielotysięczny kondukt utworzony z duchowieństwa, władz świeckich i wiernych.

Zgodnie z wcześniejszą decyzją samego papieża osobisty lekarz zabezpieczył zwłoki według autorskiej i nowatorskiej metody – obłożył je mieszanką ziół i owinął przeźroczystą folią. Otwarta trumna miała być wystawiona w bazylice przez dziewięć dni, ale ciało zaczęło się rozkładać już w pierwszej dobie. Szwajcarzy trzymający straż mdleli. Zwołano nową komisję lekarską, która zdecydowała o zdjęciu celofanu i zabezpieczeniu zwłok formaliną. Na twarz papieża nałożono woskową maskę. Po zakończeniu uroczystości doczesne szczątki Piusa XII złożono w podziemiach, nieopodal grobu św. Piotra. Doktor Galeazzi-Lisi został zwolniony z pracy przez Jana XXIII i skreślony z listy członków izby lekarskiej. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2018