OSCARY: Igrzysko to nie wszystko

Główna statuetka dla filmu o pedofilii w Kościele katolickim świadczy o jednym: tak zaangażowanych Oscarów nie było już dawno.

29.02.2016

Czyta się kilka minut

  Josh Singer i Tom McCarthy odbierają Oscara dla filmu „Spotlight” za najlepszy scenariusz oryginalny. Los Angeles, 28.02.2016 r. /  / Fot. A.M.P.A.S/REX/Shutterstock
Josh Singer i Tom McCarthy odbierają Oscara dla filmu „Spotlight” za najlepszy scenariusz oryginalny. Los Angeles, 28.02.2016 r. / / Fot. A.M.P.A.S/REX/Shutterstock

Reanimowanie mrocznych legend Dzikiego Zachodu i eksplozja futurystycznej wyobraźni czy naświetlanie trudnych tematów współczesnej Ameryki? Widowiskowe kino ekstremalnych doznań czy pozbawione efekciarstwa kino ze społecznym pazurem? Pośród takich sprzeczności toczył się główny pojedynek o tegoroczne Oscary w hollywoodzkim Dolby Theatre. Starcie, rzec by można, iście polityczne, biorąc pod uwagę, jak bardzo podzielone są dzisiejsze Stany Zjednoczone. Naprzeciwko siebie stanęły bowiem dwa skrajnie różne modele amerykańskiego kina, reprezentowane z jednej strony przez „Zjawę” (12 nominacji, 3 nagrody) i „Mad Maxa: Na drodze gniewu” (10 nominacji, 6 nagród), z drugiej zaś przez „Spotlight” (najlepszy film i nagroda za scenariusz oryginalny) czy „Big Short” (nagroda za scenariusz adaptowany). Główna statuetka dla skromnego, choć obsadzonego gwiazdami, filmu o pedofilii w Kościele katolickim świadczy o jednym: tak zaangażowanych Oscarów nie było już dawno.

Wątroba i misja

O mały włos 88. edycję opanowałaby „Zjawa”. Film o przygodach walczącego o przetrwanie XIX-wiecznego trapera przypomniał o jarmarcznej naturze kina, a przy okazji samych Oscarów. Wszyscy twórcy tego igrzyska: reżyser Alejandro González Iñárritu, operator Emmanuel Lubezki, aktor Leonardo DiCaprio, dali spektakularny popis swych umiejętności, co zostało docenione. Twórca „Birdmana” mógł otrzepać z naftaliny ubiegłoroczny smoking – jego film rozbił w ubiegłym roku niemal cały bank. Jeszcze bardziej cieszył się z nagrody odtwórca tytułowej roli, który zjadł ponoć na planie surową wątrobę bizona, by uwiarygodnić swoją postać. Jak widać, opłaciło mu się. DiCaprio, czterokrotny przegrany oscarowych wyścigów, w tym wypadku zaimponował bardziej determinacją niż talentem. Dopełnieniem tej igrzyskowej tendencji był sukces „Mad Maxa: Na drodze gniewu” George’a Millera. Kolejna, czwarta z tej serii, ostra jazda po śmietnisku naszej cywilizacji to żywioł kina w stanie czystym, rozbuchana wyobraźnia podrasowana analogowym sznytem i feministycznym przekazem – zasłużenie doceniona w prawie wszystkich kategoriach wizualnych i dźwiękowych.

To jednak „Spotlight” Toma McCarthy’ego okazał się najważniejszym filmem minionego roku. Czy również najlepszym? Oparta na faktach historia śledztwa dziennikarzy „The Boston Globe” tropiących przypadki pedofilii wśród bostońskich duchownych opowiedziana została surowym językiem, nawiązując do publicystycznego kina lat 70., ocierając się o dziennikarski produkcyjniak. Z tych porównań film wychodzi jednak zwycięsko, mimo że zbiorowy bohater i podporządkowanie fabuły żmudnym procedurom dochodzenia ustawiają widza raczej w roli kibica niż uczestnika wydarzeń.

I choć przyznanie głównego Oscara „Spotlight” było gestem bardziej politycznym niż artystycznym, to na pewno też znacznie bardziej odważnym niż nagrodzenie filmu o dzielnym zwiadowcy, co niedźwiedziom się nie kłaniał. Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej zdecydowała się uhonorować tytuł, który reprezentuje coś więcej niż wyczynowe rzemiosło. „Spotlight” to film na miarę naszych czasów, w Polsce ważny szczególnie. W dobie tabloidyzacji czy odradzającej się cenzury w mediach upomina się o rzetelne i niezależne dziennikarstwo misyjne.

Prawdziwa sztuka

Największym oscarowym przegranym okazał się „Pokój” na podstawie powieści Emmy Donoghue – klaustrofobiczny thriller o kobiecie i dziecku więzionych latami przez psychopatę, a zarazem studium wychodzenia z traumy i budzenia się do życia. Dramat Lenny’ego Abrahamsona doczekał się nawet interpretacji teologicznej, bywa też nazywany filmem „platońskim”, odsyłającym do słynnej alegorii jaskini. Wewnętrzny świat chłopca wychowywanego w niewoli, niemal organicznie zrośniętego z matką, świat zbudowany ze szczątkowych informacji i dziecięcych wyobrażeń, w konfrontacji z rzeczywistością okazuje się bardziej realny i bezpieczny.

Hollywoodzcy akademicy nie dostrzegli jednak emocjonalno-intelektualnej gęstości „Pokoju”. Docenili jedynie grającą rolę matki Brie Larson, która aktorską dojrzałością przebiła sympatyczne wygibasy Jennifer Lawrence („Joy”), anachroniczny wdzięk Saoirse Ronan („Brooklyn”) czy eleganckie cierpienie w wydaniu Cate Blanchett („Carol”). Konkurencją dla młodziutkiej Larson mogłaby być jedynie weteranka kina Charlotte Rampling, równie znakomita w filmie „45 lat”. Od początku jednak było wiadomo: Hollywood to nie jest raj dla starych ludzi, dla kobiet w szczególności.

W kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego również obyło się bez niespodzianek. „Syn Szawła” nie miał konkurencji, nawet w obliczu tak świetnych tytułów jak francuski „Mustang” czy kolumbijski „W objęciach węża”. I wygrał bynajmniej nie dlatego, że Hollywoodem rządzi jakiś „żydowski spisek”, nagradzający w zeszłym roku polską „Idę”, a tym razem węgierski film o Holokauście. Żaden z tegorocznych nominowanych nie był w stanie przebić filmu László Nemesa pod względem intensywności filmowego języka – rzecz nietypowa dla Oscarów, zwykle zachowawczych w swoich gustach.

Sidła poprawności

Zwycięstwo „Spotlight” okazało się także znaczącym podsumowaniem tegorocznej gali, której twórcy postanowili już na początku odnieść się do newralgicznych kwestii, dotyczących między innymi reprezentacji (czy raczej dyskryminacji) rasowej przy typowaniu nominacji. Mimo że szefową Akademii jest czarnoskóra kobieta, a skład nominowanych wskazuje na problem znacznie głębszy niż tylko branżowy, od lat mówi się o Oscarach jako „imprezie białych mężczyzn”.

Tym razem próbowano różnymi sposobami rozbroić tę minę. Prowadzący galę afroamerykański komik Chris Rock do znudzenia dowcipkował nie tylko na temat samych nagród, ale rasizmu w ogóle. Werdykty przekonały jednak, że jest o czym rozmawiać na poważnie. Za sztandarowy przykład rasowego uprzedzenia uważa się zlekceważenie „Creed. Narodziny legendy” w reżyserii czarnoskórego Ryana Cooglera – bardzo udany współczesny przypis do bokserskich filmów o Rockym z młodym, również czarnoskórym aktorem Michaelem B. Jordanem w roli głównej. „Creed” doczekał się zaledwie jednej nominacji, ale nawet nostalgiczna i autoironiczna drugoplanowa rola Sylvestra Stallone’a jako starzejącego się trenera, bez wątpienia najlepsza w swojej kategorii i w jego karierze, nie została dostrzeżona.

Pomimo kontrowersji i uchybień, tradycją oscarowej gali staje się godzenie ze sobą blichtru, biznesu i społecznego zatroskania. W tym roku wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden wyrażał na scenie sprzeciw wobec molestowania kobiet, nagrodzeni za najlepszą piosenkę dedykowali statuetkę mniejszości LGBT, DiCaprio wystąpił z ekologicznym manifestem, a producent „Spotlight” apelował do papieża Franciszka o ochronę dzieci przed pedofilią. I mimo że filmy najszlachetniejszej próby, jak wspomniany „Pokój”, „Carol” (piszemy o nim więcej na str. 60) czy „Ex Machina” (nagroda tylko za efekty specjalne), pozostały w cieniu wielkich widowisk i wielkich problemów, ostatecznie zwyciężyło kino „dla dorosłych”, które nie próbuje za wszelką cenę oszałamiać, ale budzi sumienia i wymiata spod dywanów niewygodne sprawy. To o wiele cenniejsze niż polityczna poprawność oscarowej gali.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2016