Orkiestra, która nie milknie

W dorosłość wchodzi właśnie pokolenie rówieśników Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. To generacja wychowana „na Owsiaku”. I dająca nadzieję na lepszą przyszłość polskiej dobroczynności.

13.01.2014

Czyta się kilka minut

W uszach jeszcze dźwięczy „Siema!” wykrzykiwane zdartym głosem pomysłodawcy WOŚP podczas każdego z kilkunastu telewizyjnych wejść na żywo. Na torebkach, czapkach, kurtkach i plecakach czerwienią się serduszka przyklejone w niedzielę przez któregoś ze 120 tys. kwestujących wolontariuszy w zamian za datek – bez względu na to, czy do puszki trafiło 2,20 czy 200 złotych.

Do północy z niedzieli na poniedziałek Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zebrała ponad 35 mln zł, ale dokładna kwota, przeznaczona na ratowanie życia dzieci i opiekę geriatryczną, nie jest jeszcze znana. Fundacja poda ją dopiero pod koniec lutego, gdy będzie rozliczać się z Ministerstwem Finansów. Pieniądze zbiera się przecież nie tylko – jak to było na początku, 22 lata temu – do puszek, ale też za pośrednictwem sms-ów, stron internetowych, kart kredytowych i na aukcjach, na których obok darów od celebrytów czy sportowców (tegorocznym hitem były buty z autografem Leo Messiego) licytowane są ręcznie robione szaliki, haftowane serwetki czy wycinanki ofiarowane przez Koła Gospodyń Wiejskich. W zeszłym roku w dniu finału zebrano 39 mln zł – po zsumowaniu innych wpływów kwota przekroczyła 50 mln.

Jedno wiadomo na pewno: znowu się udało. Orkiestrowe sztaby (około 1,5 tys.) w różnych miastach prześcigały się w pomysłach i zmobilizowały setki ludzi do pomocy. Na koncertach, imprezach, przedstawieniach i pokazach sztucznych ogni bawiło się, jednocześnie pomagając, pół Polski.

I choć na następny finał czekać trzeba będzie cały rok, zaangażowanie zwraca się każdego dnia. Wcale nie dlatego, że co dzień do polskich szpitali trafiają cztery urządzenia kupione za pieniądze Orkiestry. To przecież dzięki WOŚP Polacy przekonali się, że pomaganie nie musi być nudne, trudne, żmudne, a wolontariat zaczął wzbudzać pozytywne skojarzenia.

WYCHOWANI NA POMAGANIU

W dorosłość weszło już pokolenie rówieśników Orkiestry – ci, którzy jako nastolatki kwestowali podczas pierwszych Finałów, mają dziś pokaźne doświadczenie zawodowe. – To generacja ludzi, którzy dobrze wiedzą, co to jest wolontariat, bo się na nim wychowali. Oni są tym rodzajem działania „zarażeni” i próbują na różne sposoby kanalizować tę aktywność – uważa Dariusz Pietrowski, prezes warszawskiego Centrum Wolontariatu, organizacji pośredniczącej między chętnymi do pracy społecznej a tymi, którzy szukają wolontariuszy.

Badania Eurobarometru pokazują co prawda, że do krajów takich, jak Wielka Brytania czy Szwecja, gdzie w różne formy działania pro bono angażuje się nawet połowa obywateli, a także do wynoszącej około 23 proc. średniej europejskiej wciąż nam sporo brakuje, ale robimy postępy. Na przykład w sondażu, corocznie przeprowadzanym przez Millward Brown dla Stowarzyszenia ­Klon/Jawor, 16 proc. Polaków zadeklarowało, że angażuje się w różne formy pomocy bądź samodzielnie je organizuje. Przygotowują festyny, sprzątają kościół, poświęcają czas na odrabianie lekcji z dziećmi ze swojej miejscowości czy osiedla, albo pomagają zniedołężniałym sąsiadom. Jeszcze więcej pracowało nieodpłatnie na rzecz jakiejś fundacji zajmującej się ochroną zdrowia, działalnością charytatywną lub religijną, edukacją lub opieką nad zwierzętami. W 2009 r. ten rodzaj zaangażowania deklarowało nieco ponad 12 proc., potem liczba nieco wzrosła, by spaść rok później, a dziś osiągnąć „przyzwoity” poziom 18 proc.

Dlaczego w jednym roku Polacy pomagają więcej, a w innym mniej? Zdaniem Dariusza Pietrowskiego to nieistotne różnice. – Ważniejsze od gonienia europejskich statystyk jest tworzenie pozytywnej atmosfery wokół wolontariatu – zaznacza. Takiej, która sprawiłaby, że prócz angażowania się w jednorazowe akcje, Polacy zaczną pomagać regularnie.

RAZ DO ROKU TO ZA MAŁO

Dla fundacji i ich podopiecznych najcenniejsze są właśnie systematyczne działania. – Chętnych rzeczywiście z każdym rokiem zgłasza się więcej – mówi Anna Strumińska, prezes zarządu warszawskiej Fundacji Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Hipoterapia” (ma porównanie, bo organizacja działa od 1988 r.). Podkreśla jednak, że motywacje do pracy są różne, np. dodatkowe punkty na świadectwie licealnym albo pozycja w CV. – W efekcie z dziesięciorga zgłaszających się osób, na dłużej zostają może trzy, a na lata tylko pojedyncze „sztuki” – potwierdza statystyki Strumińska.

Trafiali już do niej ludzie, którzy – mimo że podpisali umowę wolontarystyczną, określającą zakres obowiązków, ale i umożliwiającą (w myśl ustawy o wolontariacie z 2003 r.) ubezpieczenie ich przez organizację, w której pomagają – „robili łaskę” rehabilitantom, pracownikom i podopiecznym. Wykruszali się, znudzeni monotonią i warunkami pracy (przygotowanie konia do pracy z dzieckiem, siodłanie, czyszczenie kopyt, szczotkowanie, najczęściej niezależnie od pogody, potem pracowite godziny z dziećmi autystycznymi, z zespołem Downa, z porażeniem mózgowym). A przecież jeśli umówiony na określony dzień i godzinę wolontariusz się nie pojawia, a później znika bez śladu, burzy precyzyjnie zaplanowaną pracę instytucji.

– Ci, którzy wytrzymują próbę czasu i charakteru, to naprawdę niezwykli ludzie – mówi Anna Strumińska. – Często pod wpływem wolontariatu kompletnie zmieniają swoje drogi życiowe. Idą np. na kolejne studia: psychologię, pedagogikę, rehabilitację, albo wręcz zmieniają zawód na „pomocowy”, bo choć to zazwyczaj mniej dochodowe zajęcie, w takiej pracy widzą większy sens – zaznacza.

„ZAWODOWI” WOLONTARIUSZE

Na szczęście nie zawsze trzeba zmieniać zawód, by poświęcić się pracy społecznej. Dzięki programom tzw. wolontariatu pracowniczego można – przy pełnej aprobacie szefostwa – robić jedno i drugie. – Odpowiedzialne przywództwo to dla jednych po prostu hasło, a dla innych przyczynek do działania – mówił podczas przypadającego 5 grudnia Dnia Wolontariatu psycholog biznesu Leszek Mellibruda.

– Skoro ludzie chcą się angażować w działania dobroczynne, równie dobrze mogą to robić ze wsparciem lub wręcz pod szyldem firmy, w której pracują – dodaje Dariusz Pietrowski. Korzyści, również te firmowe, są nie do przecenienia. „Darmowa” integracja pracowników, poprawa wizerunku i wzrost zaufania do firmy (zwłaszcza jeśli pomoc ma charakter lokalny), większe przywiązanie i lojalność pracowników, którzy czują, że nie tkwią bezczynnie za biurkami, ale razem zmieniają świat.

Działające w Polsce przedsiębiorstwa wzięły to sobie do serca. Z najnowszego, opublikowanego we wrześniu, Ogólnopolskiego Badania Wolontariatu Pracowniczego wynika, że w ciągu czterech lat świadomość tego pojęcia wzrosła z niecałych 40 do 68 proc. Badacze szacują, że za cztery lata już w co dziesiątej spośród dużych polskich firm będą działać „firmowi wolontariusze”.

Tam, gdzie już są, pracują ciężko, ale świetnie się przy tym bawią, angażując czasem w pomoc przyjaciół i rodziny. Podczas akcji Danone „Podziel się posiłkiem”, ramię w ramię z pracownikami żywność w hipermarketach zbiera management firmy. Prezes zarządu BOŚ Eko Profit, Bartłomiej Pawlak, osobiście koordynuje zbiórkę pieniędzy na wyposażenie Centrum Informacyjnego przy polskim cmentarzu wojennym na Monte Cassino, którego otwarcie zaplanowane jest na maj. Z kolei wśród pracowników Orange jest już ponad 3 tys. wolontariuszy: połowa z nich przed świętami, w przebraniu św. Mikołajów, zaniosła pacjentom szpitali dziecięcych wory wypchane prezentami, reszta w malarskich kitlach upiększała za pomocą kolorowej farby szpitalne świetlice. W City Handlowym każdy pracownik może zgłosić projekt, w który chciałby zaangażować siebie i kolegów. W banku szacują, że od początku działania programu wolontariusze przepracowali „za darmo” grubo ponad kilkadziesiąt tysięcy godzin.

CO ZA CO?

A jeśli owo „za darmo” przynosi wolontariuszom niematerialne, ale jednak profity? Wbrew deklarowanej w badaniach organizacji Klon/Jawor opinii tych, którzy w wolontariat się nie angażują, nikt nie powiedział, że wolontariat to aktywność dla garstki hołdujących wyższym etycznym normom „Prometeuszy”, którzy nie chcą (bo to nie wypada) nic w zamian.

O tym, że wolontariat nie wyklucza osobistych korzyści, świadczą motywacje tych, którzy udzielają się charytatywnie. 46 proc. Polaków twierdzi, obalając mit o wolontariuszu, który musi cierpieć i się poświęcać, że pomaga, bo im to sprawia przyjemność. 30 proc. pomaga licząc, że gdy sami znajdą się w potrzebie, też otrzymają wsparcie, i przyznaje, że taka działalność pozwala im zaskarbić sobie sympatię i szacunek otoczenia. Niewiele mniej liczy na nawiązanie ciekawych znajomości i cieszy się z możliwości przebywania w grupie, wielu deklaruje, że wolontariat daje im możliwość zdobycia doświadczenia i nowych umiejętności. Prawie co czwarty jest przekonany, że praca, którą wykonuje dla innych, przyda się także ich rodzinom.

WOLONTARIAT NIE WYKLUCZA

Unia Europejska też podkreśla rolę indywidualnych i społecznych korzyści płynących z bycia wolontariuszem. Organizacje, które chcą za pieniądze wspólnoty realizować programy dla wolontariuszy, we wnioskach o dofinansowanie muszą wykazać, co dzięki ich projektowi zyska społeczeństwo, wspólnota lokalna i właśnie wolontariusze, którzy się w nie zaangażują. Skierowany np. do studentów program „Wolontariat Europejski” pozwala im łączyć pracę wolontariusza z marzeniami o zwiedzaniu świata i poznawaniu innych kultur. Zresztą pomagać za granicą mogą nie tylko uczniowie i studenci. W ramach programu „Uczenie Się Przez Całe Życie” powstaje coraz więcej inicjatyw kierowanych do osób po 50. roku życia.

To, co do niedawna było raczej specyfiką „Starej Europy” (austriaccy czy holenderscy seniorzy już od dawna uczestniczą w projektach, w ramach których m.in. przeprowadzali przez ulice włoskie dzieci, porządkowali rzymskie parki czy prowadzili lekcje muzealne) staje się faktem również nad Wisłą. W ramach programu „Senior Urban and Rural Environmentalist” emerytowani łodzianie prowadzili we Włoszech warsztaty z recyklingu i edukacji ekologicznej, „Senior clubbing” zaangażował najstarszych mieszkańców warszawskiej Ochoty w prowadzenie zajęć artystycznych w Zagrzebiu.

– W Holandii brałam udział w różnych formach wolontariatu. Pakowałam prezenty dla dzieci z ubogich rodzin, przygotowywałam kanapki dla bezdomnych i gotowałam im zupy, na przykład tradycyjny polski rosół – wspomina z kolei emerytowana olsztynianka, jedna z uczestniczek projektu Senior Citizens Voluntary Work. – Człowiek czuje się taki dumny, gdy widzi uśmiech dziecka czy wdzięczność w oczach starszego – dodaje jej koleżanka.

Oczywiście nie wszyscy seniorzy-wolontariusze pomagają za granicą, wielu wykorzystuje swoje talenty w kraju. W gdańskim Hospicjum im. ks. Dutkiewicza ponad połowa z 60 wolontariuszy to ludzie starsi. – Wielu z nich już oswoiło śmierć, często sami stracili bliskich. Nie boją się trzymać za rękę umierającego, podczas gdy dla młodszych bywa to wyzwaniem ponad siły – tłumaczy Barbara Szynaka, koordynatorka hospicyjnego wolontariatu.

Niejeden z pomagających w Gdańsku seniorów wcześniej odwiedzał tam najbliższych. Pustkę po ich odejściu wypełniają, pomagając innym. Barbara Szynaka podkreśla też, że seniorzy są bardziej „stacjonarni”. Z pracy w hospicjum nie rezygnują tak często jak młodzi, którzy zmieniają studia, zaczynają pracę, zakładają rodziny.

Nie o każdym można powiedzieć to samo. Panią Beatę Chomicz, 90-letnią toruniankę, trudno w ogóle zastać w domu. Pomysłodawczyni i współzałożycielka Harcerskiego Kręgu Seniora albo organizuje koncert charytatywny, albo kwestuje na rzecz toruńskich cmentarzy, albo przygotowuje spotkanie seniorów z uczniami którejś z kujawsko-pomorskich szkół. Harcerka-emerytka przez całe życie angażowała się społecznie. – Jeszcze przed wojną pomagałam mamie w Caritasie albo uczyłam czytać chłopskie dzieci – wspomina. Potem przyszło harcerstwo, KIK i inne, trudne do zliczenia działania.

– Czasem brakuje sił, i zamiast gdzieś iść, muszę odpocząć w domu. Ale nie jestem wtedy z siebie zbyt zadowolona – twierdzi torunianka.

W niedzielę jednak do kościoła się wybrała. Po drodze oczywiście wrzuciła datek do puszki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tak samo jak Anna Strumińska, choć ona akurat w „pokolenie orkiestry” nie wierzy. – Wracałam kiedyś z synem, który porusza się o kulach, z warszawskiego finałowego koncertu – opowiada. – Autobus wypełniony był wolontariuszami Orkiestry, ale oni byli tak zajęci sobą i rozbawieni, że nie zauważyli niepełnosprawnego. Nikt nie ustąpił mu miejsca.

Co nie zmienia faktu, że w szpitalu, w którym przyjdzie się leczyć pani Strumińskiej albo któremuś z podopiecznych jej fundacji, z pewnością znajduje się sprzęt kupiony dzięki 22-letniej pracy Jerzego Owsiaka i jego ekipy.


46 proc. Polaków obala mit o wolontariuszu „cierpiącym za innych”: pomagają, bo im to sprawia przyjemność.
30 proc. liczy, że gdy znajdą się w potrzebie, też otrzymają wsparcie.
Niewiele mniej liczy na nawiązanie ciekawych znajomości. Prawie co czwarty jest przekonany, że praca dla innych przyda się też ich rodzinom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2014