Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W swoim zbiorze „Pożegnanie krawędzi” (przekład Anny Wasilewskiej) odnawia orficki mit w klasycznych, kunsztownych i estetyzujących wierszach. To poeta zainteresowany kwestiami przemijania, śmierci, pamięci, współbycia ze zmarłymi, słowem, refleksją filozoficzno-metafizyczną. Ale jest ona w „Pożegnaniu krawędzi” podana tonem lekkim, ekstatycznym, modernistycznie nieważkim, nawet jeśli brać pod uwagę psalmiczne inwokacje. Nie mamy wrażenia, że Goffette stylizuje, miarowe strofy i rytmiczne frazy w jego wierszach płyną zupełnie swobodnie. Modernistyczny estetyzm tego poety jest jednak niezaprzeczalny. Piękno – nieśmiertelne, łudzące i niebezpieczne dla ludzkich ciał – to nadal ważna kategoria. W „Pożegnaniu krawędzi” refleksje o drapieżnym pięknie (jak z Rilkego i Baudelaire’a) bywają kontrapunktowane obrazami oddawania się mówiącego podmiotu pod opiekę Pana. Mity, religia, pogańskie wielobóstwo i monoteizm mieszają się tu ze sobą, by ostatecznie świętować zwycięstwo sztuki i poezji. Ich siła jest u Goffette’a oczywiście dwuznaczna: wywołują świat, obiecują nieśmiertelność i miłość, rozsnuwają miraże szczęścia i pełni, ale też – no tak – roznoszą „pył czasu”. Dlatego czas to koronny temat tego zbioru i dlatego słyszymy pouczenia: „spieszmy się schrupać jabłko aż po ogonek”, które świadczą o tym, że jednak witalizm wygrywa z kontemplacją w „Pożegnaniu krawędzi”.