Opowieść z Wielkich Równin

Gdy czytam historię Czerwonej Chmury, wodza Siuksów, wracają wspomnienia z młodzieńczych lat.

07.08.2017

Czyta się kilka minut

Czerwona Chmura z żoną, ok. 1899 r. / LIBRARY OF CONGRESS
Czerwona Chmura z żoną, ok. 1899 r. / LIBRARY OF CONGRESS

Moją wczesną fantazję o Indianach rozbudzili tacy autorzy jak Friedrich von Gagern, Piero Pieroni i Dee Brown, niezrównani gawędziarze. „Prawdziwe życie Skórzanej Pończochy” Gagerna zawiera przepyszne anegdoty z pola walki, szaleńcze pościgi i ucieczki oraz smutne odchodzenie dzielnych Indian, którzy na koniec zawsze przegrywają. Do dziś pamiętam wrażenie, jakie zrobiły na mnie ostatnie słowa rozdziału o wojnie z 1794 r., po której Indianie musieli oddać dolinę rzeki Ohio: „Nigdy więcej łowów w tym kraju! Żadne indiańskie czółno nie śmie ukazać się na starej Ohio! Piękna rzeka, radość indiańskich oczu, ziemia ojców – zamknięta dla nich. Go ahead! Idź precz...”.

Smutek i poezja przebijały z każdego rozdziału relacjonującego kolejną klęskę Indian, np. po bitwie nad Wielką Kanawhą „pogrzebano białych żołnierzy; ciała Indian pozostały na pastwę drapieżników. Liście opadające z drzew przykryły ich kości, puste oczodoły zasnuła pajęczyna”.

Wojna i dyplomacja

Te wspomnienia wracają, kiedy czytam wydane właśnie „Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznaną historię Czerwonej Chmury, wodza Siuksów” Toma Clavina i Boba Drury’ego. Rzecz dzieje się w północnej części Wielkich Równin. Punktem kulminacyjnym jest „wojna Czerwonej Chmury”, która toczyła się w latach 1866-68. Zakończyło ją zamknięcie pod presją Indian słynnego Szlaku Bozemana, którym podążali poszukiwacze złota z fortu Laramie w Wyomingu do Virginia City w Montanie. Na koniec będzie jednak jak zawsze – to Indianie odejdą. Zanim to nastąpi, autorzy przyprawią melancholią odejście białych bohaterów. Oto ponura, mroźna noc zimowa 1866 r., trzy dni przed Bożym Narodzeniem. Siuksowie wycięli właśnie w pień 80-osobowy oddział kapitana Fettermana. Komendant fortu pułkownik Henry Carrington wysyła gońca z informacją o klęsce do innych fortów. „Niech Bóg ma pana w opiece – rzucił. Carrington i trzech strażników stali bez słowa przez pół minuty. Pułkownik z przekrzywioną głową, jakby nasłuchiwał świstu strzały. Następnie odgłosy kopyt ucichły. Śnieg padał coraz mocniej”. Tam były liście, pajęczyny i wilki, tu śnieg i cichnący tętent końskich kopyt. Jednak w „Sercu wszystkiego...” poezji jakby mniej. Dużo za to akcji, okrucieństwa i anegdot sprawiających, że ponad 400-stronicową opowieść czyta się bez znużenia.

Czasem środek ciężkości między anegdotą a historią przesuwa się nadto mocno w stronę tej pierwszej. Na przykład ­omawiając traktat znad Horse Creek (1851 r.), autorzy skupili się na przechwałkach przewodnika Jima Bridgera, jakoby nastraszył Siuksów i nie dopuścił, żeby zaatakowali podczas obrad jego przyjaciół Szoszonów. W istocie traktat potwierdzał dominację Siuksów w regionie, a główna grupa Szoszonów ze strachu przed Siuksami i Szejenami nawet nie odważyła się stawić na obrady.

Dwaj obsypywani nagrodami amerykańscy dziennikarze, wspólnie piszący książki o różnych wojnach, ale nigdy dotąd o Indianach, budują panoramiczną opowieść o migracjach Siuksów w XVIII i XIX wieku, walkach z innymi ludami i relacjach z białymi handlarzami, podróżnikami, misjonarzami i wreszcie żołnierzami. A kiedy trzeba, umiejętnie cofają się do prehistorii, np. by wyjaśnić pochodzenie niezwykłych Złych Ziem (Badlands) na terytorium Siuksów Zachodnich.

Ukazują samonakręcającą się spiralę przemocy. Gdy w drugiej połowie XIX wieku Krainę Indian zaczęły zalewać fale poszukiwaczy złota, tubylcy odpowiadali atakami na karawany i farmy osadników, a ci brali odwet na Indianach. W tej opowieści nie mogło zabraknąć relacji o powstaniu Dakotów pod wodzą Małej Wrony w 1862 r. Okrutną śmierć poniosło najpierw kilkuset osadników, a zapłaciło za nią jeszcze więcej Indian. Zakończyło ją zbiorowe powieszenie 38 wojowników, zatwierdzone przez prezydenta Lincolna.

Sporo tu ustępów o barbarzyństwach Indian. Szejenowie i Siuksowie wydłubują wrogom oczy i odcinają genitalia, gwałcą i mordują białe kobiety. Trudno powiedzieć, gdzie kończy się niezbędny opis, a gdzie zaczyna epatowanie makabrą. Czy opisy te usprawiedliwią w oczach potomnych bezwzględną realizację „jawnego przeznaczenia” amerykańskiego narodu, którym było „ucywilizowanie” rzekomo niezagospodarowanej ziemi i jej rzekomo dzikich mieszkańców? Cytowany w „Sercu...” generał William Tecumseh Sherman pisał do głównodowodzącego amerykańskiej armii, przyszłego prezydenta Ulyssesa Granta: „Wobec Siuksów musimy postępować z mściwą rzetelnością, posuwając się nawet do eksterminacji mężczyzn, kobiet i dzieci”. Na szczęście wskazówki Shermana nigdy nie stały się oficjalną doktryną i strategią amerykańskiej armii.

W tej opowieści o Siuksach, białych traperach i amerykańskich żołnierzach są też opisy wielkich narad, podczas których Indianie otrzymują prezenty i stawiają krzyżyki pod dokumentami, których do końca nie rozumieją i które czasem niewarte były papieru, na którym je sporządzano. Przedstawiony jest dramat dowódcy odległej placówki, którego głównym zadaniem i pasją jest umacnianie fortu, a nie walka z tubylcami. Ale i on zmuszony jest podjąć wyzwanie. Po klęsce Fettermana do historii przejdą starcia z koszącymi trawę żołnierzami w pobliżu fortu C.F. Smith i oddziałem żołnierzy-drwali na barykadzie wozów w pobliżu fortu Kearny na początku sierpnia 1867 r. W obu żołnierze, dzięki szybkostrzelnym karabinom, zadali przeważającym liczebnie Indianom ogromne straty. Jednak ataki na żołnierzy i osadników na Szlaku Bozemana nie ustają i Waszyngton decyduje, że lepiej będzie się wycofać. Żołnierze odchodzą, wojownicy Czerwonej Chmury palą puste forty.

Okrutny wojownik, twardy negocjator

Tytułowy bohater, Czerwona Chmura, wódz Oglalów, zanim został mężem stanu, jak większość mężczyzn w swej grupie pobierał lekcje wojaczki, wyprawiając się na wioski wrogich indiańskich ludów. Do legendy przeszła opowieść o tym, jak wyciągnął z rzeki tonącego Indianina Ute po to tylko, żeby na brzegu go oskalpować.

Wyczyny na wojennej ścieżce były sposobem na zdobywanie podziwu współplemieńców i pozycji w grupie. Tę samą drogę przeszli występujący też w książce Siedzący Byk i Szalony Koń. Ich młodość upływała na krwawych rajdach na inne plemiona: Wrony, Paunisów, Szoszonów czy Kiowów. Wyróżniając się w nich, Czerwona Chmura w latach 60. XIX wieku stał się najważniejszym wodzem Siuksów Zachodnich.

„Zaliczanie ciosów”, zdejmowanie skalpów, okrutne okaleczanie przeciwników służyły także całemu plemieniu. Budując indywidualnymi rajdami przewagę nad rywalizującymi grupami, Lakoci zagarniali ich terytoria i uzyskiwali dostęp do spornych terenów łowieckich. W ten sposób zdominowali Równiny Północne, a odłam tego ludu, Oglalowie, krainę rzeki Powder. Jak to ujęli Clavin i Drury, „kiedy Lakotom podobał się jakiś kraj, nie była to dobra wiadomość dla jego mieszkańców”. Aż pojawił się silniejszy najeźdźca. Biali pokryli indiańskie łowiska fortami i osadami, a koczownicze ludy zaczęli wsadzać do rezerwatów, zamiast mięsa bizoniego oferując im zepsute konserwy wołowe. Handlarz w rezerwacie Dakotów nad rzeką Minnesota, gdy usłyszał o głodujących Indianach, rzucił: „skoro są głodni, niech jedzą trawę albo swoje łajno”. Można więc zrozumieć (choć nie usprawiedliwić!) ich wściekłość i brutalną reakcję. W tym sensie gwałcenie białych kobiet służyło temu samemu celowi, co palenie domów osadników: przywróceniu dominacji Siuksów.

Dojrzały Czerwona Chmura wiedział, kiedy twardo negocjować – jak wtedy, gdy jego niezłomna postawa podczas narady pokojowej w forcie Laramie wiosną 1866 r. powstrzymała zalanie jego ziemi przez osadników. Ale kiedy zawodziła dyplomacja, bez wahania wiódł swych ludzi na wojnę. A kiedy zrozumiał, że w obliczu potęgi Stanów Zjednoczonych walka nie ma sensu, wracał do dyplomacji (np. podróżował do Waszyngtonu, by rozmawiać z prezydentem) i pomocy wpływowych znajomych wśród białych.

Był zupełnie innym typem przywódcy niż słynniejsi od niego lakoccy wodzowie Siedzący Byk i Szalony Koń, którzy znali tylko jedną metodę dbania o interesy Lakotów – walkę. Dojrzalszym. Szalony Koń zginął w 1877 r., Siedzący Byk 13 lat później, zamordowani podczas prób zaaresztowania przez indiańską policję. Czerwonej Chmurze dane było żyć aż do 1909 r. Ślepnący wódz do końca walczył o dotrzymanie warunków traktatów pokojowych przez Amerykanów i zachowanie integralności Wielkiego Rezerwatu Siuksów.

Niejednoznaczne życiorysy

Historia Czerwonej Chmury nie jest jednak, jak głosi podtytuł książki, „nieznana”. Biografii wodza napisano już kilka, a jedną nawet przetłumaczono na polski (Robert Larson „Czerwona Chmura. Wojownik i mąż stanu Siuksów Oglala”, 2009). Widać zresztą, że autorzy „Serca wszystkiego...” obficie się nią posiłkowali, zwłaszcza w opisie młodzieńczych lat wodza.

Często najciekawsze w biografii indiańskich przywódców jest to, co się działo po ich poddaniu się i osadzeniu w rezerwacie. Na przykład w biografii Geronima najważniejszy jest nie paroletni epizod wojenny (lata 80. XIX w.), polegający głównie na ucieczce przed amerykańską armią, a w szczególności przed jej apackimi zwiadowcami, lecz późniejsze życie w rezerwacie słynnego Apacza, kiedy występował w cyrku objazdowym Buffalo Billa, sprzedawał swoje zdjęcia z autografem i wydrapywał dla turystów swe imię na laskach.

W opowieści o życiu Czerwonej Chmury pióra historyka Roberta Larsona najbardziej pasjonujące są nie brawurowe rajdy wodza Oglalów na Indian Wrony i Ute czy oblężenia fortów. Tym, co wynosi Czerwoną Chmurę ponad stereotyp walecznego okrutnego wojownika, jest jego nieugięta postawa, która doprowadziła do odejścia żołnierzy z krainy rzeki Powder, a w drugiej połowie życia wodza, którą spędził w rezerwacie, jego opór wobec amerykańskiej administracji i nazbyt głębokiej asymilacji Lakotów. To w tym okresie pojawia się melancholia i dramat wodza, coraz bardziej spychanego na margines przez podstępnych urzędników, ale do końca walczącego o swój lud. Clavin i Drury zaś główną część opowieści kończą na masakrze Fettermana. Jakby nagle odechciało im się pisać. Resztę wojny, trwającej jeszcze przez rok, opisują telegraficznie w Epilogu, podobnie jak kończący ją traktat w Laramie (1868 r.). Dalszemu życiu Czerwonej Chmury poświęcają kilka akapitów, chociaż zmarł 40 lat po opisywanych w książce wypadkach. Miał 88 lat.

Drukuj legendę!

Autorom „Serca wszystkiego...” zdarza się przesadzić. Piszą np. o 400-milionowej populacji amerykańskich bobrów w XVII wieku, choć naukowcy sądzą, że nawet 60 milionów może być zawyżoną liczbą. Informują o co najmniej pięciu tysiącach osadników zabitych przez Indian w samym 1850 r., prawdziwą liczbę ofiar mnożąc, bagatela, pięćdziesiąt razy. Indianie na Wielkich Równinach w połowie XIX w. jeszcze mało przejmowali się białymi, zajęci wewnątrzplemiennymi walkami, w których faktycznie ginęły setki ludzi (a jeszcze więcej Indian umierało zarażonych cholerą i ospą). W tamtym czasie Czerwona Chmura lubił ze swoją grupą przebywać w okolicy fortu Laramie i handlować z białymi. Nawet jeszcze wtedy, kiedy w 1862 r. w Mankato, w Minnesocie, odbywało się masowe wieszanie Dakotów Małej Wrony, Oglalowie Czerwonej Chmury, ich pobratymcy, spokojnie polowali nad rzeką Powder.

„Czerwona Chmura to jedyny Indianin, który zdołał pokonać armię Stanów Zjednoczonych i narzucić jej pokój na własnych warunkach” – zachęca wydawca na okładce. To częściowo prawda, ale warto pamiętać, iż to władze w Waszyngtonie uznały, że nie opłaca im się wojna o utrzymanie paru fortów na coraz bardziej pustoszejącym Szlaku Bozemana – osadnicy i tak już korzystali z nowo wybudowanej kolei Union Pacific Railroad, zapewniającej szybszy dostęp do złotonośnych pól w Montanie. A zwolnieni ze Szlaku żołnierze mogli teraz zająć się chronieniem „żelaznych koni”.

Ale nawet jeśli narracji Clavina i ­Drury’ego brak czasem historycznej wnikliwości, jej siłą jest różnorodność perspektyw, odtworzenie mnóstwa ciekawych wydarzeń, nadanie im literackiego szlifu, wypełnienie opowieści interesującymi postaciami.

Przemilczani bohaterowie

Komancze, Nawahowie, Siuksowie, Apacze – o tych ludach opowiada się najczęściej. Powinniśmy jednak pamiętać, że prawo do swojej historii mają także wszyscy ci Indianie, którzy nie zasłynęli z walk z białymi. Indianie Makah, poławiacze wielorybów z wybrzeża Pacyfiku; Delawarowie, którzy jako zwiadowcy amerykańskiej armii wytyczali szlaki na zachód, prowadząc ekspedycje naukowe i militarne; miłujący pokój Mandanowie – rolnicy znad Missouri, żyjący w imponujących osadach złożonych z okrągłych ziemianek, których zdziesiątkowała ospa i najazdy Siuksów w XIX w. I dziesiątki innych ludów, których nazwy literatura popularna z reguły przemilcza.

W oryginalnej wersji książki, w ostatnim akapicie Epilogu autorzy wyznają, że ich zamiarem było „snucie dobrej opowieści” (zostało to pominięte przez polskiego tłumacza). Radzę nie traktować tego jako kokieterii i po prostu delektować się narracją.

Do książki wkradło się też niestety sporo błędów, jak mylne utożsamienie Dakotów z Lakotami i Nakotami. Dakotami są odłamy Santee i Yankton, Lakoci to Siuksowie zamieszkujący najbardziej na zachód, m.in. Oglalowie Czerwonej Chmury. Nakoci zaś to Assiniboinowie z Kanady, niebędący wcale Siuksami. Imię wodza Old Man Afraid of His Horses nie oznacza, jak chcą autorzy, Starego Człowieka Który Boi Się Swoich Koni, lecz – tłumacząc z lakockiego – „jego koń wzbudza strach”. Rzymski Nos nie był przywódcą stowarzyszenia Żołnierzy Psów, lecz stowarzyszenia o nazwie Skrobaczka z Jeleniego Rogu. Stolica Wyomingu wcale nie powstała w miejscu fortu Caspar – jest nią położone 300 kilometrów dalej Cheyenne.©

Tom Clavin, Bob Drury, SERCE WSZYSTKIEGO CO ISTNIEJE. NIEZNANA HISTORIA CZERWONEJ CHMURY, WODZA SIUKSÓW, przeł. Adam Czech, Czarne, Wołowiec 2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2017