Opowiem wam o bólu

Wystawę „Do czysta” w Toruniu okrzyknięto wydarzeniem jeszcze przed otwarciem. Medialny szum i protesty mogą odstraszać, ale twórczość Mariny Abramović – mimo celebryckiej otoczki – świetnie się broni.

18.03.2019

Czyta się kilka minut

Na ekspozycji w Toruniu: Marina Abramović, Portret artystki ze świecą, 2013 r. / REPR. WOJCIECH WOŹNIAK / CSW TORUŃ
Na ekspozycji w Toruniu: Marina Abramović, Portret artystki ze świecą, 2013 r. / REPR. WOJCIECH WOŹNIAK / CSW TORUŃ

Przy wejściu na wystawę w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu stoi używana pralka. Wydaje się zwyczajnym, niepotrzebnym dziś przedmiotem. Coś ją jednak wyróżnia: wałki wyżymaczki zostały pokryte złotymi płatkami. Z tą pralką związane są wspomnienia z dzieciństwa. Podobna była w rodzinnym domu Mariny Abramović w Belgradzie. Lubiła się nią bawić. Włączała urządzenie, wkładała palec do wyżymaczki, a następnie szybko go cofała. Pewnego dnia nie zdążyła. Wałki zaczęły wciągać jej dłoń. W domu była jedynie babka przyszłej artystki. Nie potrafiła pomóc. Gdy wreszcie udało się uwolnić rękę, kości były pogruchotane.

„W tym momencie – wspomina Abramović – do łazienki weszła matka. Rozejrzała się i jak zwykle wiedziała, co się stało. Wymierzyła mi policzek, zanim zabrała mnie do szpitala”. Swą pracę, przypomnienie wydarzenia sprzed wielu lat, artystka zatytułowała „Do czysta”. Ten sam tytuł nosi cała wystawa, zaś ból doświadczany przez nią przez całe życie nieustannie jest na niej obecny.

Granice siebie

Jej rodzice, Danica i Vojo Abramović, podczas II wojny walczyli w komunistycznej partyzantce Tity. Po wojnie należeli do establishmentu nowej Jugosławii. Żyli w dobrobycie. Mieli kontakty wśród komunistycznej władzy, ale też matka artystki m.in. kierowała belgradzkim Muzeum Sztuki i Rewolucji. Jednocześnie jej babka – która małą Mariną się opiekowała – była osobą głęboko wierzącą i od dzieciństwa Marina weszła w świat religijnych rytuałów. Z jednej strony dostatnie życie, z drugiej przemoc, konflikty domowe, brak miłości, poczucie braku wartości. Po latach otwarcie mówi: „Uważałam się za najbrzydszego dzieciaka w szkole”.

Postanawia zostać artystką. W 1965 r. zaczyna studia w belgradzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Zaczyna malować. Jugosławia jest ciekawym przykładem: to kraj zdecentralizowany, z wieloma odrębnymi ośrodkami artystycznymi, z dość dużym – w porównaniu z innymi państwami bloku wschodniego – marginesem swobody pozostawianej twórcom i licznymi kontaktami z Zachodem.

Performance "Artysta obecny", Museum of Modern Art, Nowy Jork, 2010 r.

Początki twórczości Abramović przypadają na przełom lat 60. i 70., czas rewolty artystów przeciwko promowanej przez władze sztuce abstrakcyjnej, twórczości wygodnej i bezpiecznej. Członkowie grupy Gorgona, Tomislav Gotovac czy Sanja Iveković zaproponowali sztukę zaprzeczającą dotychczasowej, działania efemeryczne, happening i performance. Wyszli poza przestrzeń galerii i zaczęli interweniować w przestrzeni publicznej. Wśród poszukujących znalazła się Abramović.

Może podróżować po Europie Zachodniej. Spotyka m.in. Josepha Beuysa. Materią jej działań staje się jej własne ciało. W cyklu „Rytm” z lat 1973-74 zadawała sobie ból, traktowała je płomieniem, dokonywała samookaleczeń. W „Rytmie 10” z 1973 r. wzięła 23 noże. Jak w znanej grze, szybko wbijała ostrze między rozstawione palce. Aż do skaleczenia – wtedy brała kolejny nóż. Wreszcie użyła wszystkich – na jej rękach pozostały liczne rany. Cały performance zapisywała na dyktafonie. Swe działania starannie planowała, ale jednocześnie wpisany był w nie element przypadkowości, a nawet ryzyka. „Rzeczy po prostu się zdarzają” – podkreśla.

W jej performance’ach stale pojawiają się pytania o granice własnej fizyczności, bycia kobietą i artystką. W jednej z akcji czesała swoje długie włosy. Atrakcyjna, powabna kobieta powtarzała gesty znane dobrze z filmu i telewizji. Za każdym razem widać jednak ból, udręczenie. Czynność czesania zamienia się w torturę. Zatytułowała to działanie: „Sztuka musi być piękna, artysta musi być piękny” (1975). Z kolei w „Zamianie ról” z 1975 r. znajduje kobietę pracującą jako prostytutka i proponuje jej układ. Zastępuje ona artystkę na otwarciu w amsterdamskim De Appel Art Centre, Abramović zaś w tym samym czasie siedzi w oknie w tamtejszej dzielnicy „czerwonych latarń”.

Bycie razem

Wyjazd do Holandii w 1975 r. okazał się przełomowy. Na lotnisku w Amsterdamie poznaje Ulaya, niemieckiego artystę. Ma być jej przewodnikiem po mieście. Momentalnie znajdują wspólny język. „Od początku oddychaliśmy tym samym powietrzem, a nasze serca biły jednym rytmem” – wspominała po latach. „Jedno z nas kończyło zdanie rozpoczęte przez drugie, bo dokładnie wiedzieliśmy, co mamy na myśli”. Abramović wraca do Belgradu, ale szybko decyduje się wyjechać na stałe. Do Ulaya. Przez ponad dekadę będą ze sobą związani życiowo i artystycznie

Jest to wyjątkowy okres w życiu obojga artystów. Są bardzo blisko. Nie mają wiele, ale podróżują po całym świecie. Wspólnie tworzą serie performance’ów o dwoistości i symbiozie, bliskości i bólu. W czerwcu 1977 r. stają nadzy w głównym wejściu do bolońskiej Galleria Comunale d’Arte Moderna. Przodem do siebie. Przejście było ciasne, między nimi pozostało niewiele miejsca. Osoby wchodzące do muzeum muszą się przeciskać, ocierając o nagie ciała. Za każdym razem podejmując decyzję: do kogo staną przodem. Performance „Imponderabilia” miał trwać 6 godzin. Po 90 minutach został przerwany przez policję. I stał się legendą sztuki II połowy XX wieku.

Powstają kolejne wspólne działania, oparte na grze ryzyka i wzajemnego zaufania. Proste, czasami wręcz minimalistyczne. Podczas jednego – „Energia spoczynkowa” (1980) – Ulay trzymał łuk z zatrutą strzałą skierowaną wprost w jej serce. Jedna chwila słabości i mogło dojść do tragedii.


Czytaj także: Intensywna obecność - Anita Piotrowska o filmie "Marina Abramović: artystka obecna"


Postanawiają pojechać do Chin. 30 marca 1988 r. Marina Abramović wyrusza z Shanhaiguan na zachód, Ulay zaś z pustyni Gobi na wschód. Po 90 dniach spotykają się pośrodku Wielkiego Muru. Każde z nich przeszło 2,5 tys. kilometrów. Tak wyglądało ich ostatnie wspólne działanie.

W 1999 r. oboje podpisują kontrakt o prawach i podziale zysków ze wspólnego dorobku. A jednak po latach Ulay wytacza artystce proces. W 2016 r. sąd ogłasza, że Abramović ma nie tylko zapłacić zaległe tantiemy, ale też ich wspólne dzieła powstałe w latach 1976-80 muszą być podpisane „Ulay/Abramović”, a z lat 1981-88 „Abramović/Ulay”. Na wystawach są wciąż obecni oboje.

Powrót na Bałkany

Abramović jest świadkiem rozpadu jej Jugosławii. „Zawsze mówię, że pochodzę z kraju, który już nie istnieje” – podkreśla. Podczas Biennale Sztuki w Wenecji w 1997 r. w piwnicy włoskiego pawilonu 6 godzin dziennie, przez 4 dni siedzi na stercie kości i obiera je z resztek. Mięso się psuje. Śmierdzi, pojawiają się larwy. „Staje się narodową alegorią Jugosławii: matką, która opłakuje »swoich« zmarłych i »swój« zmarły kraj” – pisze o tej akcji historyczka sztuki Bojana Pejić.

Zdjęcie z akcji „Energia spoczynkowa” (Ulay/Abramović, 1980)

Za „Bałkański barok” Marina Abramović otrzymuje na Biennale Złotego Lwa dla Najlepszego Artysty. Tworzy kolejne prace poświęcone rodzimym ziemiom. „Bohater” (2001) to witryna z przedmiotami należącymi do jej ojca Voja Abramovicia, m.in. fotografie, karty pocztowe i odznaczenia wojskowe. Towarzyszy jej nagranie wideo. Artystka – niczym żołnierz – siedzi na białym koniu, trzymając białą flagę. W tle słuchać pieśń „Hej, Słowianie”, która za czasów Tity była jugosłowiańskim hymnem narodowym. Po dawnej przeszłości zostają jedynie resztki, wyblakłe wspomnienia.

Artystka medialna

Jeden z punktów ogłoszonego przez nią „Manifestu życia artysty” stanowi: „Artysta nie powinien robić z siebie bożka”. A jednak sama Abramowić staje się jedną z największych celebrytek świata sztuki współczesnej. Świetnie odnajduje się w tej roli. Współpracuje m.in. z Jayem-Z i Lady Gagą. W jednym z odcinków „Seksu w wielkim mieście” Carrie i Charlotte oglądają jej akcję „Dom z widokiem na ocean”.

W 2011 r. na Międzynarodowym Festiwalu w Manchesterze ma premierę „Życie i śmierć Mariny Abramović” – spektakl autorstwa wybitnego reżysera teatralnego Roberta Wilsona. Wystąpili w nim m.in. Willem Dafoe, niezwykły muzyk Antony oraz sama Marina Abramović w dwóch rolach: własnej oraz matki. W następnym roku widzowie mogą oglądać dokument w reżyserii Matthew Akersa „Marina Abramović: artystka obecna”. W 2016 r. ukazują się jej wspomnienia „Pokonać mur” (w polskim przekładzie wyszły dwa lata później). Zgodziła się nawet w 2014 r. na potrzebę reklamy odtworzyć stworzony z Ulayem w 1978 r. performance „Stosunek pracy”, w którym grupy osób przenoszą kamienie z jednego końca sali na drugi. W nowej wersji uczestnicy występują... w butach Adidasa.

Jej wystawy stają się medialnymi wydarzeniami. Podobnie jest w przypadku wystawy w CSW Znaki Czasu. Toruńska galeria za rządów obecnej dyrekcji chętnie sięga po głośne nazwiska. W ostatnich latach pokazywano tu m.in. fotografie gwiazdy muzyki pop Bryana Adamsa oraz malarstwo Davida Lyncha. Obecny pokaz Mariny Abramović budził liczne kontrowersje. Spierano się o warunki pracy performerów mających odtwarzać na wystawie działania artystki. Sensację wzbudziły wysokie koszty ekspozycji. Przed samym jej otwarciem zaczęły padać kuriozalne oskarżenia o satanizm. Tymczasem wystawa, chociaż zupełnie niewpisana w polski kontekst, została niezwykle starannie przygotowana i przemyślana (to całkiem innej klasy wydarzenie niż wcześniejsze celebryckie pokazy w Toruniu). Po raz pierwszy zaprezentowana w 2017 r. w sztokholmskim Moderna Museet, potem trafiła do duńskiego Humlebæk, Henie Onstad Kunstsenter w norweskim Høvikodden, do Bonn i Florencji. Co więcej, chociaż przygotowało ją aż czterech kuratorów, to sama artystka stała za wyborem prac. Ona też jest narratorem na wystawie.

Sala "Artysta jest obecny", CSW, Toruń, marzec 2019 r.

Abramović nie lubi określenia „retrospektywa”, można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z (auto)kanonicznym pokazem, który ma stworzyć obowiązujący jej wizerunek. Znaczące jest zresztą to, co zostało na niej pominięte: od działań na styku z kulturą masową po coraz częściej pojawiające się związki z teatrem. A przecież pracuje teraz nad operą, w której ma wystąpić. W jej produkcję jest zaangażowanych aż 12 teatrów.

Odegrać raz jeszcze

„Do czysta” w Torunie zobaczyło w weekend otwarcia aż 4 tys. widzów. Wystawa jest bardzo obszerna. Pokazuje ponad 120 prac, poczynając od prób malarskich z lat 60., poprzez najważniejsze performance’y z lat 70. i 80., po kluczowe działania z ostatnich 30 lat. Mimo wielkiej różnorodności, siłą tej ekspozycji są jej performance’y. Są tu ich nagrania wideo, fotografie, szkice wstępne, przedmioty w nich używane.

Performance opiera się na działaniu na żywo, na bezpośrednim kontakcie artysty z publicznością. I na niepowtarzalności. Oczywiście, najczęściej pozostawała po nich dokumentacja. W przypadku Mariny Abramović wykonana świetnie. Można nawet odnieść wrażenie, jakby poszczególne akcje specjalnie były wykonywane do kamery. Wystawa pokazuje, że artystka ma świetne wyczucie obrazu i bardzo świadomie nim operuje.

Jednak długo performance z racji swej efemeryczności znajdował się trochę na marginesie i to m.in. Abramović sprawiła, że trafił do mainstreamu sztuki. Co więcej, zaproponowała nową formułę jego istnienia, czyli reperformance: powtórzenie dawnych działań. Nie tylko swoich. W 2005 r. w cyklu „Siedmiu łatwych prac” w nowojorskim Guggenheim Museum odtworzyła działania z lat 70., kluczowe dla sztuki z tamtego czasu: Vita Acconciego, Josepha Beuysa, Valie Export, Bruce’a Naumana i Giny Pane, a także dwa własne, w tym słynne „Usta Tomasza”, w którym m.in. zjadała kilogram miodu i wypijała litr czerwonego wina, wycinała sobie na brzuchu pięcioramienną gwiazdę i biczowała się. Pięć lat później na wystawie „Artystka obecna” w nowojorskim Museum of Modern Art Abramović pokazała wyłącznie rekonstrukcje swych najbardziej znanych performance’ów. W nią oraz Ulaya wcielili się młodzi performerzy (niektóre z tych rekonstrukcji, w tym „Imponderabilia”, są odtwarzane także w Toruniu). Nie tylko można, ale trzeba powtarzać – przekonuje w wywiadzie opublikowanym niedawno w polskim wydaniu „Vogue’a” – „bo istotą performance’u jest to, że żyje, a nie to, że opisano go w książkach”.

To, co pozostanie

„To, co fizyczne, jest chwilowe i nieważne. Ostatecznie liczy się to, co duchowe. To pozostaje” – to jedna z uwag Mariny Abramović przywołana na wystawie. Wielokrotnie przewija się na niej wątek zainteresowań artystki mitami, wierzeniami, medycyną naturalną. Dla wielu staje się wręcz guru, duchową przewodniczką. Chwilami trudno traktować te zainteresowania bardzo poważnie. Jednak czy ten dystans nie jest podyktowany częstą dziś nieufnością do obecności tego, co nieuchwytne, osadzone w przeżyciu duchowym? Zresztą, czy jednym ze źródeł popularności Mariny Abramowić nie są poszukiwania?

Na wystawie można zobaczyć jej „Archeologię prywatną” (1997/2015). To cztery drewniane szafki, podobne do tych, które można zobaczyć w dawnych muzeach historii naturalnej. W szklanych szufladach artystka umieściła to, co było dla niej ważne. Są tu ślady miodu, krwi i soli, fragmenty kryształu, kwarcu czy ametystu, zdjęcia z performance’ów m.in. Beuysa, Antonia Diasa, Valie Export, Bruce’a Naumana, ale też fragment XII-wiecznej rosyjskiej ikony i aborygeńskiego malowidła naskalnego. Wszystko to zdaniem Abramović ukształtowało ją i jej sztukę.

Obok, na ścianie zamieszczono wspominany już „Manifest”. Jeden z jego punktów głosi: „Artysta przed pogrzebem powinien zostawić instrukcję, żeby wszystko odbyło się zgodnie z jego wolą”. I kolejny: „Pogrzeb to ostatnie dzieło artysty przed odejściem”. Jej własny pogrzeb został już zaplanowany. Trumny mają być trzy, ale żałobnicy nie dowiedzą się, w której jest ciało. Czerń jest zakazana. Wszyscy mają ubrać się jaskrawo. Jedna z trumien zostanie pochowana w Belgradzie, kolejne w Amsterdamie i Nowym Jorku. Pomysł z potrójnym pogrzebem wydaje się kolejnym żartem artystki, która nadal jest ogromnie aktywna. Jednak sama wystawa chwilami wydaje się próbą podsumowania, a nawet pożegnania.

Ekspozycję zamyka dokumentacja z jej słynnego performance’u „Artystka obecna” w Metropolitan Museum of Art w 2010 r. Widzowie przez 736 godzin (7 godzin dziennie) mogli siadać pojedynczo przy ustawionym w jednej z sal stole i patrzeć na artystkę tak długo, jak tego chcieli. Jak sama obliczyła, spotkała się z 1675 osobami. Wspominała potem: „byłam fizycznie i psychicznie wykończona, jak nigdy przedtem. Co więcej, wszystkie moje poglądy, wszystko, co wcześniej wydawało mi się mieć znaczenie, moje całe życie codzienne, rzeczy, które lubiłam, i te, których nie lubiłam, to wszystko zostało nagle wywrócone do góry nogami”. Działanie artystyczne ostatecznie okazuje się nieustanną konfrontacją artystki ze sobą, z własnymi poglądami, upodobaniami, ocenami. Z bólem z tym związanym. I zaproszeniem widzów, by z tym doświadczeniem sami się zmierzyli. ©

Marina Abramović DO CZYSTA, Toruń, Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu, wystawa czynna do 11 sierpnia br. Kuratorzy: Tine Colstrup, Lena Essling, Susanne Kleine, Wacław Kuczma.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2019