Omylny. Co się dzieje z papieżem?

Jest uparty, przekonany o własnej racji, a przecież nie zawsze ją ma. Na przykład gdy mówi o sprawach wojny i polityki.

09.05.2022

Czyta się kilka minut

Papież na audiencji generalnej, plac św. Piotra, 4 maja 2022 r. / GRZEGORZ GAŁĄZKA / SIPA / EAST NEWS
Papież na audiencji generalnej, plac św. Piotra, 4 maja 2022 r. / GRZEGORZ GAŁĄZKA / SIPA / EAST NEWS

To dezinformacja, oszczerstwo, zniesławienie i koprofilia. Słyszałem, że niektórzy dostają za to pieniądze” – napisał papież Franciszek o dziennikarzach, którzy oskarżają go o pro­rosyjską postawę. Od pierwszego dnia rosyjskiej inwazji takich opinii nie brakowało. Ostatni wywiad papieża dla „Corriere della Sera” sprawił, że będzie ich znacznie więcej.

Czy Franciszek rzeczywiście zasłużył na miano „papieża Putina”? Skąd wzięło się przekonanie o jego sympatii do ­prezydenta Rosji i ile jest w tym prawdy? I wreszcie – kto odpowiada za upadek papieskiego autorytetu: koprofilni dziennikarze, Watykan czy sam Franciszek?

Klucznik z Kremla

Był koniec lata 2013 r. Od dwóch lat trwała wojna w Syrii. Wojska prezydenta Baszara Asada użyły broni chemicznej, zabijając kilkaset osób. Kolejna „czerwona linia”, wyznaczona przez prezydenta Baracka Obamę, została przekroczona. Spodziewano się amerykańskiej odpowiedzi. 4 września papież Franciszek, wybrany ledwie pół roku wcześniej, pisze list do Władimira Putina, który ma gościć przywódców państw G20 w Petersburgu. Prosi go o zapobieżenie amerykańskiej interwencji. Organizuje też całonocne modlitewne czuwanie na placu św. Piotra.

Zrobienie emisariuszem pokoju prezydenta Rosji, która wspierała syryjski rząd w walce z opozycją, było autorskim pomysłem papieża. Sekretariat Stanu był w tym czasie nieobsadzony – poprzedni sekretarz, kard. Tarcisio Bertone, złożył rezygnację, a nowo mianowany kard. Pietro Parolin z powodów zdrowotnych nie objął jeszcze urzędu.

Franciszek był przekonany, że do interwencji USA nie doszło dzięki jego „pokojowej inicjatywie”. Tyle że wojna trwała nadal i stawała się coraz bardziej okrutna. Dwa lata później, jesienią 2015 r., rosyjskie lotnictwo zaczęło bombardować syryjskie miasta opanowane przez opozycję (robi to do dziś). Do tej pory w Syrii zginęło ponad pół miliona ludzi, a 13 mln musiało uciekać z domów.

Ale przekonanie, że Putin to racjonalny polityk, który trzyma w ręku klucze do światowego pokoju, pojawiło się w Watykanie na długo przed pontyfikatem papieża Bergoglia. A za Benedykta XVI, po nawiązaniu relacji dyplomatycznych z Rosją, w 2010 r., kontakty stały się bardzo ciepłe. Prezydenta Putina wychwalano za „renesans chrześcijaństwa” w jego kraju, obronę tradycyjnych wartości, hojne wspieranie prawosławia na Bliskim Wschodzie i ratowanie tam cerkwi z wojennej pożogi.

Franciszek przyjmował go w Watykanie trzykrotnie – w 2013, 2015 i 2019 r. Znaczące było zwłaszcza drugie spotkanie, kilka dni po szczycie G7, na który prezydenta Rosji nie zaproszono, w reakcji na aneksję Krymu i rozpętanie wojny w Donbasie. Przyjęcie Putina w takim momencie przez papieża zostało odczytane jako wsparcie. Choć równie dobrze mogło wynikać z najważniejszej zasady watykańskiej dyplomacji: niewykluczania nikogo, zostawiania uchylonych drzwi do rozmów, „zszywania, a nie rozcinania”.

To zresztą jeden z głównych powodów niezrozumienia Watykanu i stawiania mu – dziś i w historii – zarzutów o sprzyjanie oprawcom. Stolica Apostolska nie zrywa kontaktów z dyktatorami, nie odcina się od przywódców państw, którzy wywołują wojny, łamią prawo międzynarodowe, prześladują swoich obywateli. Mówi, że rozmawia z każdym (choć papież nie z każdym się spotyka – np. nie spotkał się z kubańską opozycją podczas wizyty na wyspie ani z liderką z białoruskiej opozycji Swiatłaną Cichanouską).

„Pozytywna neutralność” ma dużą wartość i jeszcze większą cenę, kryje bowiem kilka pułapek. Umożliwia propagandowe wykorzystywanie autorytetu papieża przez tyranów i dyktatorów. Grozi popadnięciem w symetryzm, który nie ma nic wspólnego z prawdą i sprawiedliwością. I naraża Watykan na krytykę tych, którzy oczekują zdecydowanego stanowiska.

Gdy papież pisał list do Putina, konflikt w Syrii uważano za „wojnę domową”, choć już wtedy angażował, mniej lub bardziej oficjalnie, kilka państw. Ulla Gudmundson, była ambasador Szwecji przy Watykanie, wspomina, że w taki sam sposób Stolica Apostolska traktowała później wojnę w regionie ługańskim i donieckim, uznając ją za wewnętrzny problem Ukrainy. To była optyka Kremla. Podobnie jak nazwanie ataku na Ukrainę „rozpoczęciem rosyjskiej operacji militarnej” w oficjalnym komunikacie Watykanu wydanym w pierwszym dniu rosyjskiej inwazji.

Nomina sunt odiosa

„Papież nigdy nie wymienia z nazwiska głowy państwa, a tym bardziej nazwy kraju” – tłumaczył Franciszek jeszcze niedawno w wywiadzie dla argentyńskiej gazety „La Nacion”. W podobny sposób mówili jego najwierniejsi obrońcy – Andrea Tornielli, dyrektor wydawniczy watykańskich mediów, i Antonio Spadaro, redaktor jezuickiego dwutygodnika „Civiltà Cattolica”. Wyjaśniali, że papieże, przestrzegając tej zasady, kierują się względami moralnymi (publicznie można napiętnować grzech, nie grzesznika) i taktycznymi (zawsze trzeba pozostawić uchylone drzwi do pokojowych rozmów).

Tyle że w przypadku Franciszka argument „z tradycji” brzmi mało przekonująco. Argentyński papież nieraz pokazał, że nie przejmuje się panującymi w Watykanie zwyczajami, także dyplomatycznymi. Pójście do rosyjskiej ambasady w drugim dniu obecnej inwazji było tego dowodem.

Dlatego opinia publiczna żądała zdecydowanego opowiedzenia się Watykanu po stronie tych, którzy potępiają agresję, a nie tych, którzy, do spółki z rosyjską propagandą, szukają dla wojny ­wymówek i eufemizmów. Domagała się jasnego stwierdzenia, kto odpowiada za śmierć i cierpienie niewinnych ludzi. Stanowisko papieża dla wielu było rozczarowaniem.

Zwłaszcza że Franciszkowi zdarzało się już wytykać winę krajom i rządzącym politykom: w lutym 2022 r. oskarżył Libię o zakładanie obozów koncentracyjnych, w lipcu 2015 r. – rząd Grecji o doprowadzenie kraju do zapaści finansowej.

Warto też przypomnieć mało znany epizod z wizyty w Paragwaju (2015 r.), gdy papież wtrącił do przemówienia uwagę: „Są tu obecni politycy, jest prezydent republiki. Powiem tak, po bratersku. Ktoś mi powiedział: »Zrób coś, bo jakiś człowiek został uprowadzony przez wojsko«. Nie wiem, czy to prawda, czy nie, czy słuszne, czy nie, ale jedną z metod stosowanych przez ideologie dyktatorskie ubiegłego wieku było rozdzielanie ludzi, wypędzanie ich lub osadzanie w więzieniu czy w nazistowskich albo stalinowskich obozach zagłady”. Mocne oskarżenie, skierowane do polityków rządzącej prawicowo-nacjonalistycznej partii, okazało się jednak nietrafione: za porwaniem nie stało rządowe wojsko, ale lewicowa bojówka terrorystyczna.

Trudno nie odnieść wrażenia, że powściągliwość i ostrożność papieża jest wybiórcza. Na publiczną krytykę Rosji, Chin czy nawet Kuby, gdzie łamane są prawa człowieka, jak dotąd sobie nie pozwolił. Jego obrońcy tłumaczą, że za tym milczeniem stoją wyższe racje.

Klakier Putina

„Rozmawiałem z Cyrylem 40 minut na Zoomie. Przez pierwsze 20 minut czytał mi, z kartką w ręku, wszystkie uzasadnienia dla wojny. Słuchałem i powiedziałem: »Nic z tego nie rozumiem. Bracie, nie jesteśmy na usługach państwa (...). Patriarcha nie może się zmieniać w ministranta Putina«” – powiedział Franciszek w wywiadzie dla „Corriere della Sera”. Aby po chwili, odpowiadając na pytanie, czy pojedzie do Kijowa, dodać: „W pierwszej kolejności muszę pojechać do Moskwy”.

Zaskakujące słowa. Po siedemdziesięciu dniach bezosobowych apeli do „tych, którzy wywołali wojnę” i „tych, którzy używają religijnego języka, by ją usprawiedliwić”, papież zrywa z zasadą, której dotąd on i jego apologeci bronili.

Naiwnością byłoby sądzić, że poniosły go emocje, wylała się gorycz, nie ugryzł się w porę w język. To świadoma zmiana strategii, nawet jeśli on sam wiele razy zapewniał, że żadnej strategii nie ma, i że mówi to, co w danej chwili uważa za słuszne. A na pewno przekreślenie dotychczasowej strategii watykańskiej dyplomacji, zamykające drzwi do dalszych rozmów, przynajmniej z Cyrylem – „ministrantem Putina”. I spisanie na straty wieloletnich starań – własnych i poprzedników – o „postawienie stopy biskupa Rzymu na rosyjskiej ziemi”. Także tych obecnych planów wyjazdu do Moskwy. Bo mało prawdopodobne, by doszło do tego bez zaproszenia ze strony patriarchy. Choć kto wie – Cyryl zrobi to, co mu na Kremlu każą.

O pielgrzymce do Rosji marzył już Jan Paweł II – wtedy na przeszkodzie stanął ówczesny patriarcha Aleksy II, który oskarżał polskiego papieża o prozelityzm i tworzenie łacińskich struktur na jego „kanonicznym terytorium”. Blisko celu był Benedykt XVI, który ocieplił relacje z Moskwą, ale jego plany zniweczyła śmierć Aleksego w 2008 r.

Wybór Cyryla powitano w Watykanie z radością – w nowym zwierzchniku Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej widziano wybitnego teologa, który będzie godnym partnerem dla Ratzingera. Łączyło ich zresztą nie tylko zamiłowanie do wyrafinowanej spekulacji. Wielu widziało w patriarsze obrońcę wartości konserwatywnych i tradycyjnych, krytykującego moralne zepsucie Zachodu, ideologię gender i małżeństwa jednopłciowe.

Franciszek zintensyfikował wysiłki ekumeniczne i bardzo dbał o dobre relacje z Cyrylem. W 2016 r. doszło do ich pierwszego spotkania w Hawanie. Wspólna deklaracja zawierała, oprócz apeli o jedność chrześcijan, także pochwałę rosyjskiego prawosławia i krytykę zeświecczonego Zachodu. Był to ukłon w stronę patriarchy, choć przecież Franciszek nie zrobił go wbrew sobie – rzeczywiście podziwiał, jak mówił, odrodzenie religijne Rosji, a sam nieraz krytykował kapitalizm, konsumpcjonizm i indywidualizm. Nawet w kwestiach obyczajowych ma podobne do Cyryla zdanie, tyle że potrafi je delikatniej wyrazić.

Do kolejnego spotkania miało dojść w czerwcu tego roku w Jerozolimie. Jeszcze miesiąc temu papież mówił dziennikarzom, że bardzo mu na nim zależy. Dwa tygodnie później przyznał z żalem, że trzeba je odwołać, bo dyplomacja Watykanu uznała, iż „w obecnej sytuacji wprowadziłoby zbyt wiele zamieszania”. Teraz uznał Cyryla za nic nieznaczącego klakiera.

Wideo-rozmowa, której szczegóły Franciszek zdecydował się obecnie zdradzić, miała miejsce 16 marca. Z inicjatywą wyszedł Cyryl, który spotkanie online wykorzystał propagandowo: rosyjska opinia publiczna miała się dowiedzieć, że rzymski papież o wojnie w Ukrainie myśli podobnie jak patriarcha. Watykan ograniczył się wtedy do lakonicznego komunikatu. Milczenie było ceną za rozpoczęte właśnie negocjacje w sprawie wizyty Franciszka na Kremlu. W wywiadzie dla „Corriere della Sera” papież przyznał, że starania o zaproszenie do Rosji podjął w dwudziestym dniu inwazji.

W Watykanie Cyryl był uważany za najlepszy kanał dostępu do Putina. Sądzono, że z jego pomocą uda się przeprowadzić ewakuację cywilów z Mariupola. Jednak obiecaną zgodę trzykrotnie w ostatniej chwili cofano. Papież bardzo to przeżył. Okazało się, że potajemne negocjacje z Moskwą nie mają sensu. U podstaw polityki Kremla leży kłamstwo. Franciszek poczuł się oszukany.

„Ujadanie NATO”

„Może gniew Putina został nie tyle sprowokowany, co ułatwiony? Może przez ujadanie NATO pod drzwiami Rosji?” – zastanawia się teraz Franciszek w rozmowie z dziennikarzami. A po chwili, nawiązując do innych wojen toczących się w świecie, dodaje: „Nie można myśleć, że jeden wolny kraj wypowiada wojnę innemu wolnemu krajowi. W Ukrainie ktoś inny wywołał konflikt”.

Twierdzenie, że rosyjska agresja na Ukrainę była uzasadniona jako „działanie prewencyjne” mające zapewnić bezpieczeństwo Rosji przed panoszącym się tuż obok wrogim NATO, to jeden z ulubionych argumentów Kremla, w dodatku dobrze sprzedawany w świecie. Można go usłyszeć wszędzie, gdzie Pakt Północnoatlantycki traktowany jest jako zbrojne ramię amerykańskiego imperializmu. Dla nas brzmi to jak peerelowski slogan, ale mieszkańcy Azji, Afryki czy Ameryki Łacińskiej mają inne doświadczenia. Franciszek powiedział kiedyś, że patrzy na świat z „perspektywy Magellana” – człowieka, który z Europy się wywodzi, ale dopiero spojrzenie z oddali, z Ameryki Łacińskiej, pozwala mu na jej właściwą ocenę.

– Antyjankesizm to polityczne DNA większości demokratycznych ruchów na tamtym kontynencie. Nie tylko lewicowych czy marksistowskich – mówi mi Artur Domosławski, reporter i ekspert od Ameryki Łacińskiej.

Dla większości Polaków Stany Zjednoczone są synonimem demokracji i światowego bezpieczeństwa. Pamiętamy ich wsparcie dla Solidarności, sojusz prezydenta Reagana i Jana Pawła II w walce z komunizmem. Dla ludzi z Ameryki Łacińskiej to imperium, które w ich krajach wspierało reżimy dyktatorskie, odpowiadało za wojny domowe, finansowało krwawe szwadrony.

W ojczyźnie obecnego papieża antyamerykanizm też jest mocny, choć ma nieco inny rodowód. Jego ojcem był Juan Peron, prezydent Argentyny w latach 1945-55.

– Peronizm jest z pewnością ważnym punktem w biografii Franciszka – mówi mi Joaquin Morales Sola, publicysta argentyńskiego dziennika „La Nacion”, znający się z Franciszkiem od ponad 30 lat. Potwierdza to, co słyszałem wielokrotnie, także w Watykanie, gdy próbowano mi wytłumaczyć skomplikowany system przekonań obecnego papieża. Bo peronizm to zlepek niemal wszystkich możliwych poglądów, który potrafił połączyć – przynajmniej na jakiś czas – ludzi lewicy i prawicy, konserwatystów i progresistów.

Domosławski wyjaśnia to na przykładzie Solidarności, która też była masowa i skupiała ludzi o skrajnie różnych światopoglądach: od nacjonalistów przez liberałów po radykalnych egalitarystów (choć w przeciwieństwie do peronizmu była ruchem oddolnym).

Morales Sola na to porównanie kręci głową – dla niego zbyt dużo było w peronizmie faszyzmu (Juan Peron był attaché wojskowym w Rzymie za Mussoliniego) i populizmu. Choć program sprawiedliwości społecznej mógł porwać ludzi, w tym nastoletniego Bergoglia.

Jedną z najważniejszych cech tego politycznego nurtu była tzw. trzecia droga – zachowanie neutralności w czasach zimnej wojny i jednakowy dystans do Związku Sowieckiego i USA.

Morales Sola nie nazwałby jednak papieża peronistą. Tłumaczy, że dzisiejszy peronizm różni się od tego sprzed lat, a z kilkoma ostatnimi prezydentami Argentyny kard. Bergoglio był skonfliktowany. Uważa, że poglądy Franciszka to po prostu nauka społeczna Kościoła, z której Juan Peron czerpał pełną garścią. A jeszcze bardziej – Ewangelia, która jest czystszym źródłem pacyfizmu papieża niż jakakolwiek doktryna polityczna. Pacyfizmu radykalnego, tak jak radykalne jest Franciszkowe chrześcijaństwo.

Obaj moi rozmówcy są zgodni, że antyamerykanizm obecnego papieża nie oznacza sympatii do Rosji. My uważamy, że albo się jest po jednej, albo po drugiej stronie. Argentyńczycy mówią, że jest też strona trzecia.

To prawda, że w latynoamerykańskich mediach powszechny jest pogląd, iż konflikt w Ukrainie jest wojną Rosji z USA i NATO. Ale jednocześnie wydarzenia na wschodzie Europy przedstawiane są jako walka wyzwoleńcza z rosyjskim imperializmem. To pojęcie zrozumiałe i bliskie tamtejszym czytelnikom. Dlatego większość trzyma stronę Ukraińców.

Omylny i samotny

Na opinii o prorosyjskim papieżu zaważyły pierwsze dni inwazji. Co prawda papież odciął się od słów Sekretariatu Stanu na temat „operacji militarnej” (tak inwazję określa Putin, słowo „wojna” jest w Rosji zakazane), ale wpadka i tak poszła na jego konto.

Do obrazu symetrysty przyczynił się też jego apel do „wszystkich zaangażowanych stron” o powstrzymanie się „od jakichkolwiek działań, które prowadzą do cierpienia ludzi”. Brzmiało to jak wezwanie do Ukraińców, by zaniechali obrony swego kraju. Tyle że Franciszek wypowiedział te słowa podczas audiencji generalnej 23 lutego, dzień przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji.

Gdy prześledzimy wszystkie późniejsze wypowiedzi Franciszka o inwazji, nie znajdziemy ani jednej, która byłaby prorosyjska. Jest wiele pojedynczych zdań, które pozwalają na interpretację w jedną czy drugą stronę, ale to nie to samo. Chętnie zostały podchwycone przez media, stając się przedmiotem oburzenia, krytyki, memów. Okazały się też pożyteczne dla rosyjskiej propagandy.

Wizerunkowej katastrofie pewnie dałoby się zapobiec, gdyby nie chaos w Watykanie. Przede wszystkim komunikacyjny. Pięć lat temu, podczas reorganizacji dykasterii komunikacji, Franciszek uznał, że sam będzie swoim rzecznikiem prasowym. To nie mogło skończyć się dobrze. Matteo Bruni, dyrektor Sala Stampa, rzecznikiem jest tylko z nazwy – jego rola ogranicza się do zarządzania biurem prasowym i przekazywania oficjalnych komunikatów. O tym, co robić w sytuacjach kryzysowych (do których prowadzą na przykład niektóre wypowiedzi papieża), nikt nie ma pojęcia.

Służby prasowe nie reagują na czas, nie odpowiadają na pytania. Czasy ­Joaquína Navarro-Vallsa czy o. Federica Lombardiego, którzy potrafili w każdej sytuacji cierpliwie i kompetentnie tłumaczyć dziennikarzom, co dzieje się w Pałacu Apostolskim, odeszły wraz z poprzednimi papieżami. Odsiecze Torniellego i Spadaro nadchodzą z opóźnieniem. Wszystko to można podsumować krótko: za późno, za mało.

Pracy swoim służbom nie ułatwia sam papież. O niektórych jego wywiadach telewizyjnych czy prasowych Sala Stampa dowiaduje się niemalże po fakcie. Do Domu św. Marty trafiają różni dziennikarze – własnymi ścieżkami. Wywiady zwykle nie są autoryzowane.

Franciszek nie ułatwia też pracy swojej dyplomacji. Można odnieść wrażenie, że prowadzi osobną, własną, czasem tylko zbieżną z działaniami Sekretariatu Stanu. Teraz, w sprawie rosyjskiej inwazji, obie poniosły porażkę, co pogłębiło rozgoryczenie i wzajemne pretensje.

Papież jest uparty, przekonany o własnej racji, a przecież nie jest nieomylny. Przynajmniej gdy mówi o sprawach wojny i polityki. I jest samotny, czemu trudno się dziwić.

Patrzy na świat ze swojej własnej perspektywy. Ukształtowała ją Ewangelia, argentyńska kultura, jezuicka szkoła, franciszkańska natura. Nie jest to perspektywa Putina ani Ukraińców, Polaków czy Amerykanów.

W lipcu 2016 r. w Krakowie, podczas spotkania z jezuitami, Franciszek mówił: „Świat nie jest czarno-biały. Ma tyle odmian szarości, że aż można się pogubić”.

Fakty mówią, że się pogubił.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2022