Ogłuszyć widza

Głośny film, w którym nie pada żadne słowo, wyprowadza nas w rejony, jakich wolelibyśmy nigdy nie odwiedzać.

23.05.2015

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Plemię” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Plemię” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Dzieci gorszego Boga”, „Tamta strona ciszy”, „Rozumiemy się bez słów” – już same tytuły filmów o ludziach głuchoniemych brzmią niczym oswajanie czy dowartościowywanie ułomności. Na tym tle film ukraińskiego debiutanta Mirosława Słaboszpickiego może się wydać politycznie niepoprawny czy wręcz obraźliwy. „Plemię”, rozgrywające się w szkole z internatem dla dzieci głuchoniemych, to niezwykle brutalne antropologiczne studium zależności i przemocy. Jednak widz dość szybko orientuje się, że ten radykalny film, zrealizowany wyłącznie w języku migowym, bez napisów czy lektora, z miejsca przeskakuje na inny poziom refleksji. Niemota okazuje się nie tyle jego tematem, ile bardzo mocnym filmowym środkiem wyrazu, wyostrzającym kontury i wyprowadzającym nas poza język werbalny w te rejony, których wolelibyśmy nigdy nie odwiedzać.

Być może trochę racji mieli ci, którzy w nadejściu ery dźwiękowej upatrywali końca rozwoju kina. Film operujący wyłącznie obrazem siłą rzeczy zaczyna poszukiwać oryginalnych rozwiązań wizualnych. Słaboszpicki opowiada więc historię inicjacyjną nowego ucznia, ale robi to właściwie nie opowiadając. Stawia na behawioralny zapis, w którym obserwujemy na zimno kolejne stopnie wtajemniczenia bohatera: najpierw pada ofiarą prześladowań ze strony silniejszych kolegów, potem coraz bardziej wsiąka w system, by w końcu, pod wpływem rodzącego się uczucia, zbuntować się przeciwko panującym regułom. Ponieważ wszystko rozgrywa się w ciszy (słychać jedynie niesłyszane przez bohaterów dźwięki z otoczenia), film wymaga od nas większej uważności. Po pewnym czasie zaczynamy przyzwyczajać się do zredukowanego na ekranie obrazu świata. Wówczas reżyser uderza nas obuchem.

Naga, odarta z języka przemoc, filmowana z oddali w długich, nieruchomych ujęciach, działa ze zdwojoną siłą. Zerwanie intymnego kontaktu z bohaterem, możliwego zazwyczaj dzięki zbliżeniom kamery, ustawia nas w bardzo niekomfortowej pozycji. W jednym z najbardziej obscenicznych fragmentów filmu przyglądamy się (w czasie rzeczywistym!) chałupniczej aborcji, której poddaje się uczennica zmuszana do prostytucji przez gang złożony z jej szkolnych kolegów. Kiedy akcja przenosi się poza krąg ludzi głuchoniemych, ten wizualny dystans znajduje dodatkowe uzasadnienie – podobnie jak bohaterowie, nie słyszymy tego, co mówi urzędnik czy policjant. Stwarza to poczucie wyobcowania i niemożności wpływu na sytuację. W tym filmie, niby hiperrealistycznym, ale jednak wypreparowanym z rzeczywistości, uderzająca jest nieobecność instytucji, które powinny chronić bohaterów, choćby z racji ich niepełnoletności czy niepełnosprawności. Tymczasem szkoła czy policja w najlepszym razie pozostają „głuche” na uprawiany przez uczniów proceder, w najgorszym – sankcjonują go i czerpią zeń zyski.

Pośród dwudziestu kilku nagród przyznanych „Plemieniu” znajduje się nagroda krytyki FIPRESCI w Cannes oraz laur Krzysztofa Kieślowskiego festiwalu w Denver. Można je uznać za symboliczne. Brutalna rozwałka w finale ukraińskiego debiutu niejednemu skojarzy się z „Krótkim filmem o zabijaniu”. Jednocześnie „Plemię” w swojej potrzebie „ogłuszenia” widza, w konsekwentnej metodzie „czarne na czarnym”, budzi uzasadnione podejrzenia o nadmierne eksploatowanie okrucieństwa, brzydoty i zła w imię artystycznego efektu. Sponiewierany, pozostawiony w poczuciu bezsilności widz nie będzie mógł oprzeć się pokusie zmetaforyzowania tego, co przed chwilą zobaczył. Zwłaszcza że film hojnie rozsiewa rozmaite znaki: raz pojawia się ukraińska flaga, to znów mapa Europy, w długim ujęciu przystanku autobusowego straszy wrak samochodu, a przed włoskim konsulatem stoi długa kolejka po wizy.

Czyżby reżyserowi chodziło o coś więcej niż sportretowanie zamkniętego środowiska, które rządzi się gangstersko-plemiennymi regułami i pozostaje w tym całkowicie bezkarne? Rosyjski krytyk Andriej Płachow z „Kommiersanta” nie ma wątpliwości: „To film o tym, jak ludzie przezwyciężają milczenie i zaczynają walczyć z systemem. O tym, jak plemię, rozdarte przez korupcję i nietolerancję, zamienia się w kraj wolnych ludzi”. Pomimo że taka interpretacja brzmi życzeniowo, jedno jest pewne: „Plemię” to film, po którym trudno się pozbierać. Metafora kraju osieroconego zarówno przez komunizm, jak i kapitalizm pomaga choć trochę uporać się z przytłaczającym okrucieństwem wizji reżysera. ©


PLEMIĘ (Plemia), reż. Mirosław Słaboszpicki, prod. Ukraina/Holandia 2014. W kinach od 29 maja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2015