Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gwiazdy są finansowym i wizerunkowym paliwem festiwali filmowych. Trudno się dziwić, że organizatorzy stają na głowie, aby przyciągnąć znaną twarz i skierować bijący z niej blask na swoją imprezę – na tyle widocznie ważną, że tak znamienita osobistość umieściła ją w napiętym grafiku.
Benedict Cumberbatch jest bardzo zajętym człowiekiem – po serialowej roli Sherlocka Holmesa dostaje coraz to nowe propozycje z Hollywood. Otrzymaną podczas zakończonej właśnie Off Plus Camery nagrodę „Pod prąd” skwitował więc ironiczną uwagą o „perwersyjności” tego osobliwego lauru. Najwyraźniej obecność gwiazdy warto uzasadnić nagrodą, nawet jeśli kończy się to absurdem – jak kilka lat temu na festiwalu Camerimage, kiedy na poły rozbawiony, na poły osłupiały Viggo Mortensen nie mógł pojąć, co znaczy „nagroda dla aktora za szczególną wrażliwość wizualną”.
Cumberbatch zgarnął wszystkie nagłówki i zgromadził najwięcej groupies (inni twórcy nie zwabili żadnych, miał więc ułatwione zadanie). Znakomity skądinąd aktor nie był jednak największą atrakcją poznawczą festiwalu. Christiane Kubrick, wdowa po Stanleyu, oraz Jan Harlan, producent filmów wielkiego reżysera, opowiadali o bohaterze otwartej właśnie w Muzeum Narodowym wystawy. A w programie znalazło się kilka filmów, które istotnie szły pod prąd. Zaskakiwały, drażniły, intrygowały.
Dwa być może najciekawsze tytuły znalazły uznanie w oczach jury, co regułą bynajmniej nie jest. Główna nagroda w konkursie „Wytyczanie drogi” powędrowała do Robina Campillo za „Eastern Boys”. To film, który zaczyna się jak skrzyżowanie „Funny Games” Hanekego z „Nienawiścią” Kassovitza – oto Francuz, którego wiek i klasę można określić jako „wyższe średnie”, przeżywa inwazję biednych imigrantów z Europy Wschodniej. „Obcy” urządzają mu w domu przymusową imprezę, w ruch idą odpowiednie kategorie: różnice klasowe, arogancja białych mieszczan, wykluczenie społeczne i wynikająca zeń przemoc.
Campillo jest świadom tych zjawisk i nie próbuje ich trywializować. Wykorzystuje znane tło, by pograć z narracyjnymi kliszami współczesnego kina. Zamiast analitycznego chłodu Hanekego czy paradokumentalnej obserwacji Kassovitza odnajdziemy w „Eastern Boys” nieoczywisty, poddany szeregowi zmiennych portret miłosnej relacji między dojrzałym mężczyzną a młodym chłopakiem. Ostatnia, nienachalnie optymistyczna scena to już jawne i inteligentne podpuszczanie publiczności – przyzwyczajonej do przygnębiającego determinizmu.
Łatwego fatalizmu unika też Eskil Vogt – autor nagrodzonego przez jury FIPRESCI „Blind”. Podobnie jak Andrzejowi Jakimowskiemu w „Imagine”, Vogtowi udaje się rzecz paradoksalna – buduje wizualny model percepcji osoby niewidomej. „Blind” jest filmem oszczędniejszym w swoim obrazowym i dźwiękowym pejzażu niż „Imagine”, ale dzięki temu kapitalnie oddaje przekleństwo wyobraźni, która staje się dla niepełnosprawnej pisarki źródłem kreatywności i udręki. Uwięzieni z bohaterką w jej zamkniętym świecie, odkrywamy nagle, że władzę nad opowieścią przejął ktoś inny. Jest to gest, który zapobiega katastrofie.
Jeśli dodamy jeszcze, że konkurs polski wygrała „Ida” Pawła Pawlikowskiego, okaże się, że zwycięskie trio mówi nade wszystko o trudnej emancypacji i zyskiwaniu (samo)świadomości dzięki relacji z drugim człowiekiem. Ocaleniu, które ma swoją cenę.