Odzyskiwanie Donbasu

Ukraińcy przełamują opór separatystów. W odbitych miastach nastroje są mieszane: część mieszkańców patrzy nieufnie na ukraińskich żołnierzy, ale część ma nadzieję na powrót do normalności.

03.08.2014

Czyta się kilka minut

W lutym 35-letnia Bianka Zalewska pojechała z pomocą do Kijowa. Zafascynowana Majdanem, postanowiła zostać. 26 lipca separatyści ostrzelali jej auto pod Donieckiem. Jest ciężko ranna. / Fot. ESPRESO.TV
W lutym 35-letnia Bianka Zalewska pojechała z pomocą do Kijowa. Zafascynowana Majdanem, postanowiła zostać. 26 lipca separatyści ostrzelali jej auto pod Donieckiem. Jest ciężko ranna. / Fot. ESPRESO.TV

Ukraińcy odbijają Donbas. Nieuznawane rosyjskie „republiki” w obwodach donieckim i łuhańskim nie mają już w zasadzie wspólnej granicy. „Ukraińska armia używa artylerii, w natężeniu nieoczekiwanym nawet dla mnie” – mówił, jakby tłumacząc się z kolejnych porażek, Rosjanin Igor Girkin – dowódca „sił zbrojnych Donieckiej Republiki Ludowej” (a etatowo oficer rosyjskich tajnych służb, z doświadczeniem z Bośni, gdzie 20 lat temu walczył po stronie serbskiej, oraz potem z Czeczenii).

Girkin wystąpił na konferencji prasowej w Doniecku – 800-tysięcznym niedawno mieście, które dziś znalazło się już na pierwszej linii walk. Jego wystąpienie nie zawierało większych konkretów – wydaje się, że miało raczej za cel pokazać, że „komendant Striełkow” (pod takim pseudonimem Girkin działa od wiosny w Donbasie) wciąż jest na miejscu i dowodzi.

Taki sygnał jest dziś więcej niż potrzebny. Szeregi rosyjskich separatystów są bowiem coraz bardziej przetrzebione. Uciekają także przywódcy. Do Moskwy uciekł inny obywatel Rosji, który – podobnie jak Girkin – przybył tu z Federacji Rosyjskiej: Aleksandr Borodaj, tytułujący się „premierem Donieckiej Republiki”. Wcześniej do Rosji przedostał się jeden z niewielu mieszkańców Donbasu wśród separatystów – Denys Puszylin (po tym, jak zastrzelono kilku jego współpracowników). Nie wiadomo, co się dzieje z Igorem Bezlerem, pseudonim „Bies” – do niedawna postrachem Gorłówki. Pojawiają się informacje, że także on uciekł do Rosji.

Przekaz z konferencji prasowej Girkina był więc tyleż prosty, co rozpaczliwy: „My tu wciąż jesteśmy”. Możliwe, że już niedługo.

Wypychanie wroga

– Debalcewe? Już przejęte, droga wolna – mówi na blokadzie (posterunku drogowym) ukraiński żołnierz w Popasnej. Ale na miejscu okazuje się, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W pobliżu Debalcewe rozstawione są pozycje ukraińskiej armii, w tym liczna artyleria. Poza moździerzami stoją tu nawet systemy rakietowe „Uragan”, ale jak dotychczas nie są używane, bo ofiary ludzkie i zniszczenia miasta byłyby wtedy znacznie większe. – Nie ma przejazdu, to zbyt niebezpieczne – mówi żołnierz na blokadzie pod Debalcewe.

Co chwila na niebie widać smugę, potem wybuch i chmura dymu. – Jak zaczniemy się rozbiegać, to znaczy, że strzelają separatyści. Wtedy też uciekajcie – instruuje dziennikarzy jeden z żołnierzy.

Armia stara się ostrzeliwać tylko pozycje separatystów, ale to nie zawsze się udaje. Wiele z nich umieszczono między budynkami mieszkalnymi, co – przy nie najnowszym ukraińskim sprzęcie – powoduje, że także one ulegają zniszczeniu. Zresztą podczas ukraińskiego ostrzału separatyści zwykli się chować do okolicznych domów. Następnie wracają, odbudowują stanowiska i wszystko zaczyna się od nowa.

Dlatego Ukraińcy muszą wprowadzać do walki w miastach oddziały piechoty. Zwykle bój o każde kolejne miasto i okoliczne terytoria trwa kilka dni. Prędzej czy później ukraińskie siły przełamują pozycje wroga. Ale cena często jest bardzo wysoka; w minionym tygodniu jeden tylko batalion ochotniczy „Ajdar” (nazwa pochodzi od rzeki płynącej przez Donbas) zmniejszył liczebność w ciągu jednej doby o 23 zabitych.

Milicjanci podają naboje

Choć więc separatyści tracą teren, nie znaczy to, że nie stawiają oporu. Choć w Popasnej kontrolę przejęli Ukraińcy, w okolicy wciąż trwają walki. Cały czas słychać artylerię. Ale ona jest dziś mniej skuteczna, separatyści stosują coraz sprytniejsze metody.

– Rano wyglądają jak cywile, a wieczorem strzelają – mówi o separatystycznym batalionie „Duchy” żołnierz ukraińskiej Gwardii Narodowej. „Duchy” stały się utrapieniem dla Gwardii i wojska. Batalion ma się składać z lokalnych mieszkańców, którzy dobrze znają teren, dzięki temu łatwiej im się ukryć i prowadzić działania partyzanckie.

Poza tym, pod przykrywką różnych służb, np. komunalnych, separatyści przewożą broń i prowadzą działalność wywiadowczą. Jakiś czas temu upatrzyli sobie ciężarówki, w których przewożono chleb – żeby nie doprowadzić do katastrofy humanitarnej, Ukraińcy puszczają transporty żywności do otoczonych miast. Teraz jeżdżą w autach pogotowia gazowego. – Łapcie go! – krzyczy jeden z gwardzistów, gdy drogą jedzie taki pojazd. Trzy osoby zostają zatrzymane.

– Popasna przekonała mnie, że nie cała milicja z Donbasu się zhańbiła – mówi „Tyler” z ukraińskiego batalionu ochotniczego „Donbas”. Opowiada, że to jedno z nielicznych miast, gdzie funkcjonariusze lokalnej milicji nie zdarli naszywek z państwowymi symbolami Ukrainy; teraz większość z nich nie będzie musiała zostać zwolniona. Gdy ukraińskie siły weszły do miasta, milicjanci zadeklarowali, że chcą im pomóc. W odpowiedzi usłyszeli, że nie mają przecież żadnej broni (bo wcześniej odebrali im ją separatyści). Na co mieli odpowiedzieć: – To przynajmniej będziemy podawać wam naboje.

Nieufność i nadzieja

Z rosyjskich mediów i od separatystów miejscowa ludność nasłuchała się zapewne wiele o siłach ukraińskich. Gdy wkraczają one do kolejnych miast, wielu mieszkańców musi się oswoić. – Przez pierwsze dni boją się wychodzić z domu. Potem podchodzą bliżej. Wreszcie rozumieją, że nic im nie grozi – mówi jeden z gwardzistów. Z czasem zaczynają rozmawiać i nawet przynosić jedzenie. Z rzadka można usłyszeć: „Chwała Ukrainie!”.

– Przepraszam, czy to droga na Debalcewe? – pada pytanie z auta, na którym są wywieszone kamizelki kuloodporne z napisem „Press”. Starsza kobieta ledwo łapie oddech, trzyma się za serce. Po chwili wydusza z siebie: – Tak.

Nie wszyscy mieszkańcy reagują na ukraińskich żołnierzy paniką. W Popasnej podczas walk zniszczono kilka, może kilkanaście bloków mieszkalnych. Zostały szczątki dachów i mieszkań. Czasem całe budynki są do wyburzenia. Mieszkańcy stoją przed jednym i rozmawiają o tym, co się wydarzyło. Twierdzą, że za ich tragedię odpowiadają separatyści.

– Na aucie ustawili moździerz i strzelali na oślep. Nie wiem, co chcieli osiągnąć – mówi Andrij z Popasnej. Dla takich jak on odwojowanie Donbasu przez siły ukraińskie to szansa na powrót do normalności.

Słowiańsk nie ma złudzeń

W miejscach, gdzie separatyści nie mieli głównych baz, lecz była ich tylko garstka, wielu ludzi wciąż wierzy w „ochotników” z Donbasu. – To niby oni rozpoczęli ten konflikt? Nie sądzę – mówi Oksana z Artemiwska, pracująca w lokalnym hotelu. Nie przekonuje jej, że pierwsi separatyści z bronią pojawili się w Donbasie na długo przed tym, zanim zjawiły się tu wojska ukraińskie. Podobnie jak to, że sytuacja w jej mieście jest znacznie lepsza niż w Doniecku, „twierdzy” Girkina: z europejskiego miasta Donieck staje się dziś zapadłą dziurą, z której ucieka coraz więcej mieszkańców.

Tu, w Artemiwsku, separatystów tak naprawdę nigdy nie było. W przeciwieństwie do Słowiańska czy Gorłówki, tu nie stacjonowały liczniejsze ich oddziały ani ciężki sprzęt. – Była ich garstka, nie mieli realnej kontroli – mówi Jurij, który prowadzi w Artemiwsku sklep sportowy.

– Tu połowa mieszkańców wciąż popiera separatystów – twierdzi Jurij. Mężczyzna przekonuje, że tam, gdzie ludzie nie odczuli zbyt dotkliwie, jak wyglądały rządy separatystów – zamordyzm i zniszczenia – ciągle chętniej ich popierają.

Tymczasem w Słowiańsku, który jeszcze kilka tygodni temu był głównym ośrodkiem władzy „ministra” Girkina – i gdzie teraz ekshumowany jest masowy grób z ofiarami tych rządów – mało kto ma złudzenia, że powrót separatystów mógłby przynieść coś dobrego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2014