Odwrót z Watykanu

Odchodzą, tłumacząc, że rozbiły się o mur patriarchatu. Przyczyny dymisji redakcji watykańskiego kobiecego magazynu mogą być jednak mniej wzniosłe.

01.04.2019

Czyta się kilka minut

Lucetta Scaraffia, była redaktor naczelna miesięcznika „Donne Chiesa Mondo”, Rzym, luty 2018 r. / DOMENICO STINELLIS / AP / EAST NEWS
Lucetta Scaraffia, była redaktor naczelna miesięcznika „Donne Chiesa Mondo”, Rzym, luty 2018 r. / DOMENICO STINELLIS / AP / EAST NEWS

Rzucamy ręcznik, ponieważ czujemy się otoczone atmosferą nieufności i postępującej delegitymizacji, pod spojrzeniem, w którym nie czujemy szacunku i kredytu koniecznego, by kontynuować naszą współpracę” – napisała w liście do papieża Franciszka Lucetta Scaraffia, naczelna kobiecego magazynu „Donne Chiesa Mondo” wychodzącego jako comiesięczny dodatek do watykańskiego tygodnika „L’Osservatore Romano”. Dodawała, że wraz z ich odejściem kończy się nowe i wyjątkowe doświadczenie dla Kościoła: to, że po raz pierwszy samorządna grupa kobiet mogła pracować w sercu Watykanu, w wolności umysłu i serca.

Naczelna ogłosiła, że ona i jej redaktorki podają się do dymisji. Co nie jest do końca jasne, bo redakcja „DCM” w dużej mierze polega na pracy redaktorek z różnych sekcji językowych „OR”. Czy dziennikarki odchodzą, czy tylko rozwiązują zespół zostając na pierwotnych stanowiskach?

O tej decyzji błyskawicznie rozpisała się światowa prasa, nie tylko branżowa, podchwytując sugestie o cenzurze i patriarchacie. Scaraffia wspomniała bowiem o uciszaniu inicjatywy i powrocie do dawnego zwyczaju decydowania na górze oraz klerykalnej autoreferencyjności.

Od grudnia 2018 r. Giovanniego Marię Viana w funkcji redaktora naczelnego „L’Osservatore Romano” zastąpił Andrea Monda i to jego nowe porządki oburzyły kobiecą redakcję.

Czy jednak chodzi faktycznie o powrót patriarchatu? Sprawa nie wydaje się aż tak jednoznaczna. Na razie Monda podkreślił, że historia dodatku wbrew zapowiedziom Scaraffi wcale się nie kończy, oraz że zapewniał zespołowi „DCM” całkowitą autonomię i wolność.

Słuchanie kobiet

Siła oddziaływania dodatku „Donne Chiesa Mondo” jest niepodobna innym wyrażającym głos kobiet. Comiesięczny suplement, który dociera do rąk prenumeratorów, dostępny jest po włosku, hiszpańsku i francusku, a po angielsku w wersji internetowej; ma ok. 12 tys. nakładu.

Jednak nie to stanowi o sile jego głosu, lecz fakt, że to watykańskie i zarazem kobiece pismo. Ilekroć redaktorkom zdarzyło się w jakiejś sprawie tupnąć nogą, od razu podchwytywały to inne duże media, choć nie zawsze był to najradykalniejszy głos w danym temacie. Tak było przy okazji szumu, jaki wywołał lutowy numer wspominający o molestowaniu seksualnym zakonnic. Niby pisano o tym wcześniej gdzie indziej i bardziej dobitnie, ale to po publikacji „DCM” dziennikarze skonfrontowali z tematem papieża, a ten przyznał, że takie przypadki się zdarzają. Podobnie rok temu pismo zwróciło uwagę na źle opłacaną czy wręcz niewolniczą pracę zakonnic, co również wzmogło zainteresowanie tematem. Trzeba przyznać, że redakcja umiejętnie używa watykańskości tytułu do podkreślenia wagi niektórych spraw.

Niech nikt jednak nie ulegnie złudzeniu, że mieliśmy do czynienia z radykalnie feministycznym pismem, które co miesiąc gotowało rewolucję w Kościele i teraz zostało zdławione przez jeźdźców kościelnego patriarchatu. To raczej starannie redagowany magazyn o religii, kulturze i sztuce, który co jakiś czas pozwalał sobie na zaczepkę w ważnej sprawie. Za to, że pismo brało na warsztat tematy od lat omawiane przez katolickie feministki, były one wdzięczne. Kilka lat temu zwróciło uwagę na temat diakonatu kobiet, który dzięki redakcyjnemu namaszczeniu przestał być czymś, o czym w katolickich kręgach nie wypada dyskutować.

Skąd więc w „L’Osservatore Romano” wziął się taki kobiecy magazyn? Za poprzedniego pontyfikatu Benedykt XVI zażyczył sobie obecności kobiet w „OR” jako dziennikarek. Wcześniej nie pracowała tam w roli dziennikarki żadna kobieta. To wtedy Giovanni Maria Vian zaproponował Lucetcie Scaraffii prowadzenie stron „Donne Chiesa Mondo”. W 2016 r. z czterostronicowego dodatku przekształcił się on w czterdziestostronicowy magazyn o osobnym grzbiecie. Ta magazynowa forma miała „wytyczyć drogę nowemu, pozytywnemu nawykowi słuchania kobiet” – podkreślał w 2016 r. watykański sekretarz stanu kard. Pietro Parolin.

Intencje z początku były skromne. W pierwszym numerze dodatku w 2012 r. pisały: „Mamy nadzieję, że w ten sposób przysłużymy się zwiększeniu wiedzy na temat roli kobiet w Kościele dziś i w przeszłości”. I faktycznie, łamy wykorzystywały do pokazywania różnorodnego zaangażowania kobiet w Kościele. Jak tłumaczyła „Tygodnikowi” zaangażowana w tworzenie magazynu Giulia Galeotti („TP” nr 27/2016), redaktorki postanowiły pokazać, że kobiety to temat: – Ważne jest, jak zaczynasz. Uznałyśmy, że w Watykanie i w Kościele mądrzej jest nie prosić, tylko pokazać wszystkie rzeczy, które kobiety robią w Kościele katolickim. Jest tego sporo, a ludzie nie wiedzą lub udają, że tego nie dostrzegają.

Faktycznie, ich łamy pozwalały poznać katolickie autorki z różnych części świata, dowiedzieć się o zapomnianych kobiecych postaciach czy wysłuchać opinii żyjących. Galeotti w tamtej rozmowie podkreślała, że „Donne Chiesa Mondo” to pismo środka, i przyznawała też, że zadowolenie wszystkich jest misją niemożliwą. Oczekiwania wobec nich miały zarówno katolickie feministki, jak i Watykan, gdzie tematy związane z kobietami wciąż są obce i elektryzujące. – To, co drukujemy, ludzie traktują jak oficjalne wypowiedzi, ale tak nie jest. Jesteśmy grupą ludzi Kościoła, która stara się to robić jak najlepiej – mówiła Galeotti.

Osoba naczelnej

Tę grupę ludzi Kościoła zebrała Lucetta Scaraffia i być może najwięcej o tym przedsięwzięciu, w gruncie rzeczy dość autorskim, mówi postać samej naczelnej pisma.

Scaraffia była jedną z pierwszych włoskich feministek, która potem oddaliła się od liberalnego nurtu. Zajęła się studiowaniem sytuacji zakonnic, przeżyła nawrócenie. Konserwatystka: obrończyni encykliki „Humanae vitae”, przeciwniczka kapłaństwa kobiet, małżeństw jednopłciowych oraz adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Z jednej strony krytykuje Kościół w sprawach kobiet, z drugiej podkreśla, że jest lepiej niż mówią niektórzy. Na przykład ważne jest docenianie przez Kościół macierzyństwa, które świat traktuje lekceważąco.

Włoska prasa podkreśla, że jest eksfeministką i eksmarksistką, która w tej chwili jest na froncie obrony Kościoła przed polityczną poprawnością. I faktycznie tak brzmiał głos Scaraffii, gdy zasiadała w komisji bioetycznej. Zdawać by się mogło, że jest blisko bezpiecznego „nowego feminizmu”, gdyby nie zaskakiwała światowych mediów od czasu do czasu swoimi mocnymi wypowiedziami. W 2012 r. AFP cytowała jej słowa: „Nie da się tak dalej. W Kościele jest mizoginia i kobiety są rozgniewane”. Do znudzenia powtarza też, że kobiety są większością w Kościele i większością wśród osób zakonnych – i powinny być słyszane.

Podczas konferencji Catholic Women Speak w październiku 2018 r. wygłosiła płomienne przemówienie, w którym pytała, czemu dotąd mocniej nie konfrontowałyśmy się z hierarchią. I choć przemówienie zrobiło ogromne wrażenie swoją wyrazistością, mogło wydawać się też niestosowne. Ostatecznie dosyć konserwatywna kobieta, która wybrała strategię działania od wewnątrz i przez kompromis, o „naszych zaniechaniach” mówiła również do obecnych na sali działaczek, z których niektóre już 40 lat temu demonstrowały na ulicach i zawsze w zdecydowany sposób mówiły, co myślą.

Kłopotliwe pytania

„Nowy magazyn ma zwrócić uwagę na głos kobiet – mówił o „Donne Chiesa Mondo” parę lat temu kard. Parolin. – Jeśli nie posłuchamy uważnie głosu kobiet w decydujących momentach życia Kościoła, stracimy kluczowy wkład geniuszu kobiet w Kościół”.

Ten szlachetny gest, jakim było utworzenie miejsca dla kobiet i ich wolnego głosu w watykańskiej redakcji, nie jest zupełnie niekontrowersyjny. Można bowiem zastanawiać się nad przejrzystością nominacji, np. dlaczego Scaraffia? Ale można też pytać: czy akurat kobieca redakcja powinna mieć większą autonomię wobec naczelnego niż wszystkie inne redakcje? Na czym fundowana jest ta wyjątkowość akurat kobiecego magazynu, że ma być niezależny od nowo mianowanych szefów, którzy biorą odpowiedzialność za watykańską komunikację? Ostatecznie mówimy o prasowym organie Watykanu, a nie niezależnej gazecie.

Tu dodatkowym tematem jest autorskość przedsięwzięcia, jakim było „DCM”. To wielka władza, mieć taką pozycję, by kształtować linię wpływowego pisma. Trzeba rozumieć swój przywilej. Chyba trudno uważać, że będzie się to działo poza watykańską i redakcyjną polityką albo kontrolą komunikacji płynącej z kościelnej centrali.

Cała ta sytuacja przypomina nam też o problemie nieprzejrzystości nominacji. Problemie, o który można potknąć się wszędzie w Kościele i w watykańskich urzędach.

Czemu akurat Scaraffia ma kształtować ton rozmowy o kobietach? Jak zwykle w Watykanie nikt nie ogłaszał konkursu. Scaraffia umiejętnie skorzystała z otrzymanej możliwości, ale ponieważ jest to dream job dla niejednej katolickiej feministki, warto pytać: czemu dotychczasowa linia pisma musi być nietykalna?

W rozmowie z Associated Press, które ujawniło sprawę, Lucetta Scaraffia wspomina, że Andrea Monda już w styczniu zasugerował jej, że przejmie rolę redaktora, a następnie wycofał się, gdy zespół zagroził dymisją. Wspomina też o wprowadzeniu na łamy „L’Osserwatore Romano” autorek reprezentujących inną linię. Znów, skąd oczekiwanie, że naczelna kobiecego magazynu musi aprobować autorki publikujące na jego głównych łamach? To chyba dobrze, że „L’Osservatore Romano” włącza kobiecy głos nie tylko w stworzonym do tego celu dodatku. Zwłaszcza że ten głos nie był znacząco różny od linii pisma Scaraffii.

Bardziej wprost na ten temat pisze Rita Ferrone na łamach „Commonweal Magazine”, sugerując, że właśnie może na tym polega problem. Dobre dziennikarstwo robione przez kobiety spoza zespołu Scaraffii sprawia, że kobiecy dodatek nie jest już czymś wyjątkowym. Daje do myślenia także fakt, że ostateczna decyzja o rezygnacji została podjęta po informacji, iż „L’Osservatore Romano” planuje zorganizować konferencję o kobietach.

Scaraffia stawia też zarzut delegitymizowania jej redakcji i zatrudniania tylko posłusznych kobiet. Taki argument to niebezpieczna broń. Bez konkretów pozostaje insynuacją skierowaną do nowych autorek „OR”, co jest nie fair. Poza tym mógłby być użyty również wobec naczelnej „DCM”. Owszem, udzielała ostrzejszych wywiadów i wpuszczała na łamy trudniejsze tematy, ale wciąż pasowała do linii redakcyjnej ze swoim konserwatyzmem. Z jakiegoś powodu wolność myśli i serca, którą zachwala w liście do papieża, nie obejmowała bardziej radykalnych głosów, obecnych przecież wśród kobiet w Kościele.

Zostajemy więc z pytaniem: czy poprzedni naczelny był bardziej otwarty na kwestie kobiet, czy też może bardziej otwarty na współpracę z Lucettą Scaraffią? Gromy posypały się na Mondę, jakby był reprezentantem cenzury i patriarchatu. Wiemy jednak tylko, że jest nowym naczelnym watykańskiej prasy i próbuje zaczynać naznaczać ją swoim stylem zarządzania. Nie jest tajemnicą, że wbrew wcześniejszym zwyczajom pojawił się na styczniowym zebraniu redakcyjnym „DCM”, a jego uwagi nie zostały dobrze przyjęte. Łatce „propagatora patriarchatu” przeczą fakty: wpuszczenie na łamy nowych kobiecych głosów, a także zaproszenie na spotkanie 1 kwietnia ponad 30 katolickich publicystek, wśród nich również tych, którym poetyka „wkładu geniuszu kobiety w Kościół” jest obca, i nie można powiedzieć, by były „posłuszne”.

To wszystko sprawia, że zwłaszcza włoska prasa, bliżej znająca Scaraffię, zaczęła podkreślać, iż przyczyną sporu nie jest patriarchat, lecz ambicje. Pozostajemy zatem z pytaniami, o co właściwie chodzi. Jeśli rzeczywiście ambicje wchodzą w grę, spektakularne publiczne odejście odda sprawie kobiecej niedźwiedzią przysługę.

Zadanie zostaje

Nie można jednak ignorować okoliczności, że kariery w Kościele robią zwykle kobiety lojalne i posłuszne. Na próżno szukać feministycznych działaczek i teolożek w radach duszpasterskich, na wydziałach teologicznych czy na kościelnych stanowiskach. Podobna zasada dotyczy także świeckich i w dużej mierze księży.

Wolność głosu w Kościele wymaga „wywalczenia” sobie niezależności, czasem wręcz zadbania, by materialny byt nie był zależny od konsekwencji wygłaszanych opinii. Jest to jedna z patologii systemu. Większość z nas nie ma jednak przywileju spektakularnego podania się do dymisji ani „rzucenia ręcznikiem”. W Kościele nie można zaprzestać pracy na rzecz równości kobiet i mężczyzn. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2019