Odwaga grzeszników

Gdy papież Franciszek mówi o biskupach, że powinni być pasterzami, którzy nie mają „psychologii książąt”, kiedy wzywa do wyjścia z krucht, wielu adresatów jego słów czuje zagrożenie. Jeśli Kościół stanie się korporacją, nie będzie miał sensu.

12.08.2013

Czyta się kilka minut

 „Wszyscy jesteśmy Kościołem, chociaż nie wszyscy rozumiemy, co to słowo znaczy”. Sagrada Familia w Barcelonie / Fot. Krzysztof Wójcik
„Wszyscy jesteśmy Kościołem, chociaż nie wszyscy rozumiemy, co to słowo znaczy”. Sagrada Familia w Barcelonie / Fot. Krzysztof Wójcik

To nie będzie wnikliwa analiza sytuacji w polskim Kościele, błyskotliwa diagnoza stanu rzeczy ani odkrywcze wskazanie dróg wyjścia z kryzysu (kłopotów? tylko ambarasu?). Takie teksty już powstały, publikował je m.in. „Tygodnik”. Problem w tym, że wszystko pozostało nieporuszone, nawet źdźbło trawy nie drgnęło. Niczego nie oczekując ani sobie nie wyobrażając, dzielę się więc poruszeniami serca na myśl o tym, co się dzieje. Na kolejne wypowiedzi niektórych hierarchów czy przełożonych zakonnych, ich decyzje, zachowania czy sytuacje, w jakich stawiają swoich podwładnych, wiernych, obserwatorów życia kościelnego.

Zacznę jednak od rzeczy podstawowej: kocham Kościół, kocham takim, jaki jest, kocham go jak siebie samego. Jestem jego cząstką i – jak mój Kościół – mam w sobie wiele zranień, grzechów, ograniczeń, zaniedbań, braków. A także jedną wielką tęsknotę – pragnienie Jezusa Chrystusa, który jest jedynym powodem, dla którego ten Kościół istnieje, oraz jedyną przyczyną, dla której w nim jestem.

NIE ZOSTAŁBYM KSIĘDZEM

Oto trzy wypowiedzi zaprzyjaźnionych księży. W różnym wieku i z różnym stażem kapłańskim.

Ksiądz pierwszy, w wieku tuż przedemerytalnym, profesor teologii, zapracowany wykładowca w kilku uczelniach: „Gdybym kilkadziesiąt lat temu wiedział tyle o Kościele, co wiem dzisiaj – nigdy nie zostałbym księdzem!”. Nie powiedział o kryzysie wiary, nie mówił, że załamało się jego powołanie, pogubił się lub zatracił. Nic z tych rzeczy. Odkrył instytucję, organizację, korporację. I się w niej nie odnalazł. Stała się ona dla niego udręką.

Ksiądz drugi, w średnim wieku, aktywny publicysta. W medialnej wrzawie wokół sprawy abp. Hosera i ks. Lemańskiego wsparł tego drugiego. W prywatnej rozmowie kwitował całe zamieszanie tak: „Lemański to pieniacz. Po co się on tak awanturuje, przecież każdy z nas dostał po d... od swojego szefa. Nie on pierwszy i nie on ostatni”. Mój rozmówca ani nie twierdzi, że ks. Lemański nie ma racji, ani że arcybiskup postąpił źle. Słowem-kluczem jest tu „szef” i oczywistość faktu, że „szef” działa ostro, nawet niesprawiedliwie. Dlatego nie ma powodu do buntu. Ale w tonie tej wypowiedzi jest coś więcej: subtelna zazdrość, że ks. Lemańskiego stać jednak było na bunt. I niechęć do własnego konformizmu, który uwiera.

Ksiądz trzeci, na emeryturze, niegdyś aktywny rekolekcjonista, popularny zwłaszcza wśród duchowieństwa: „Znam wszystkie słabości księży, wiem, jacy są. Wiele rzeczy mnie bolało i boli. Ale zawsze starałem się docierać do nich życzliwością, dobrocią, okazywać miłość. Miałem do przekazania tylko jedną myśl – nikogo nie traćcie, nie gubcie nikogo z powierzonej wam owczarni, nie bądźcie przyczyną zgorszenia, załamania wiary, nie bądźcie jak ten starszy brat z przypowieści o synu marnotrawnym, który wypchnął z domu ojca młodszego brata. To zawsze jest straszne, gdy owym starszym bratem okazuje się ksiądz lub biskup. Nikogo nigdy nie wykluczajcie – powtarzałem wielokrotnie i na różne sposoby”. Mój emerytowany przyjaciel swój przekaz formułuje, mogłoby się zdawać, minimalistycznie. Godzi się, że jest, jak jest, byleby nie było jeszcze gorzej – i to wystarczy, by można było powiedzieć, że jest w miarę dobrze. W miarę, ale czy wystarczająco?

I pointa. Młody ksiądz, nieudany nauczyciel religii w szkole pełnej uczniów-kontestatorów, agresywnych wobec Kościoła, aroganckich wobec nauczycieli, niepohamowanych wobec księży. Po długiej opowieści o swoim biskupie, u którego bezskutecznie szukał pomocy, popada w zadumę. „Bo tak się dzieje, gdy w Kościele zabraknie Chrystusa” – kończy. I dodaje historię o ordynariuszu sąsiedniej diecezji, który w kazaniu podczas święceń kapłańskich – zazwyczaj będącym ojcowskim przesłaniem, delegacją na trudną drogę życia – mówił o sporach nad projektowanym przez rząd odpisem podatkowym na Kościół, o procentach i ułamkach procentów, całą homilię koncentrując na finansach, polityce i podstępnych wrogach Kościoła.

W przemówieniu do biskupów Ameryki Łacińskiej papież Franciszek „przestrzegał przed stawianiem przez Kościół siebie w centrum swej misji, podczas gdy w centrum powinno być miejsce dla Chrystusa. Kościół wówczas przestaje być Oblubienicą, aby stać się w ostateczności zarządcą dóbr. Ze sługi przekształca się w »kontrolera« wiary” (cyt. za KAI). Dodajmy – w kontrolera swoich kapłanów. Wielu z nich staje się kontrolerami swoich podwładnych, a ci kontrolerami wiernych.

Dobry biskup, a za nim dobry kapłan, obdarza ludzi optymizmem, wolnością i miłością. „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście (...), bo jestem cichy i pokorny sercem” (Mt, 11, 28-29). Tak w Kościele i poprzez Kościół objawia się Jezus, nie inaczej. Na szczęście w polskim Kościele są dobrzy biskupi i dobrzy kapłani, ale nie oni skupiają uwagę opinii publicznej. Świadectwo przychodzi skądinąd, niestety. Duch Święty niewątpliwie żyje w Kościele, tak teraz, jak i kiedyś, bo gdyby było inaczej, Kościół już dawno przestałby istnieć. Tylko że postronnym trudno go dostrzec.

JESTEŚMY STRASZNI

„Wszystko niech się odbywa godnie i w należytym porządku” (1 Kor 14, 40), bo „Bóg nie jest Bogiem zamieszania, ale pokoju” (1 Kor 14, 33). Te słowa Apostoła Pawła przywołuje w świetnej książce „Kościół Ducha Świętego” rosyjski ksiądz Mikołaj Afanasjew, wybitny prawosławny eklezjolog. Opisując pierwsze wieki Kościoła (jeszcze przed podziałem), zauważa: „Natchnienie odchodziło z życia Kościoła, a jego dni powszednie stały się nudne i szare. Hierarchia kościelna też miała swoje braki. Tertulian gorzko ironizował, że Apostołowie tylko w tym celu zakładali Kościoły, żeby biskupi mogli korzystać z dochodów kościelnych, starannie chroniąc się przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem ze strony władz rzymskich, lub też że wprowadzali posty w swoich Kościołach w celu osobistego wzbogacenia się. Filipiki Orygenesa przewyższały sarkazm Tertuliana. Orygenes mówił o tym, że biskup powinien być sługą wszystkich, aby dla wszystkich być pożytecznym w dziele zbawienia. W rzeczywistości natomiast biskupi swoją pychą przewyższają złych przywódców ludu i gotowi są otaczać się gwardią jak cesarze. »Jesteśmy straszni – dorzuca – niedostępni, zwłaszcza dla biednych. Kiedy dostaną się do nas i zwracają się o pomoc, to jesteśmy bardziej gwałtowni niż tyrani i najbardziej okrutni wodzowie dla swych poddanych. Oto, co można zobaczyć w wielu znakomitych kościołach, zwłaszcza w tych, które są w dużych miastach«”.

A Timothy Radcliffe, były generał zakonu dominikanów, który z tej racji zjeździł nieomal cały świat, w książce „Globalna nadzieja” pisze: „Od samego początku istnienia Kościoła, od momentu, kiedy Piotr i Paweł po raz pierwszy starli się w Antiochii, życie Kościoła zawsze naznaczone było oskarżeniami, potępieniem i zagrożeniem. Nie ma w tym nic dziwnego. To po prostu nieunikniona konsekwencja tego, że Chrystus powołuje – do dziś – na swoich uczniów grzeszników. Jesteśmy bezbronni wobec siebie nawzajem i wobec grup nacisku, które grożą, że doniosą na nas Watykanowi. Jesteśmy bezbronni wobec reprymend ze strony przełożonych, wobec niezrozumienia ze strony naszych współbraci kapłanów, biskupów czy świeckich, wobec błędnej interpretacji naszych czynów, wobec stania się pośmiewiskiem dla innych. Jesteśmy bezbronni, ponieważ jesteśmy w istocie słabi, grzeszni i omylni. Dlatego właśnie Kościół jest wspólnotą, w której jest o wiele za dużo lęku. W związku z tym powinniśmy pracować nad wspólnotą, w której obdarzalibyśmy się nawzajem odwagą. Musimy dzielić się odwagą po to, aby nawet ci, z którymi się nie zgadzamy, mieli jej więcej. (...) Wspólnotę, w której odwaga jest zaraźliwa, możemy jednak zbudować dopiero wtedy, kiedy uwolnimy się nawzajem od obaw”.

Do uznania siebie za grzesznika potrzeba odwagi. Do dojrzenia w drugim – w podwładnym, podopiecznym czy przełożonym, takiego samego, ograniczonego w swoich słabościach i brakach – człowieka jak ja także potrzebna jest odwaga. Do porzucenia starych nawyków myślenia, działania, reagowania, które być może kiedyś „działały”, ale teraz są bezużyteczne – bo są inne sytuacje, bo świat staje się inny, a my wraz z nim – potrzebna jest odwaga.

Gdy papież Franciszek mówi o biskupach – ale w domyśle także o przełożonych zakonnych, o wszystkich duchownych – że powinni być pasterzami miłującymi ubóstwo (w każdym znaczeniu tego słowa), którzy nie mają „psychologii książąt”, aby byli „ludźmi zdolnymi do czuwania nad powierzoną im owczarnią i troszczenia się o wszystko, co ją utrzymuje w jedności (...), ale przede wszystkim, aby umocnić nadzieję: aby lud miał w sercu słońce i światło”; kiedy wzywa do wyjścia z dusznych krucht, to zapewne wielu adresatów jego słów czuje zagrożenie: „Jak to? Tyle lat mojej posługi było nadaremno? Byłem złym biskupem? Niedobrym księdzem?”. Papież wzywa do nawrócenia, a do tego także potrzeba odwagi. „Ty ze swej strony nawróciwszy się, utwierdzaj swoich braci” (Łk 22, 32). Wszyscy potrzebujemy odwagi.

KS. LEMAŃSKI I ABP HOSER

Rysunek w jednej z amerykańskich gazet: rozwalony w fotelu gruby prezes korporacji na tle wykresu sukcesów i porażek firmy mówi do stojącego przed nim podwładnego: „No cóż, wysłuchałem pańskich argumentów. We wszystkim ma pan rację. Jedyne, co mogę zrobić w tej sytuacji, to pana zwolnić”.

Podobnie racjonalnie i zrozumiale czyni abp Henryk Hoser wobec ks. Wojciecha Lemańskiego. Oto podwładny stwarzający kłopoty, narażający na szwank interesy organizacji, niekontrolowalny, krytykujący system, który od lat działał i wciąż jakoś działa. Trzeba chronić system, w którym wszystko ma swoje miejsce, kolejność, zależności i ład. Immanentną cechą tego systemu jest kontrolowalność i sterowalność, gdyż daje (złudne, co prawda) poczucie mocy. Dlatego ks. Lemański (podobnie jak kiedyś ks. Adam Boniecki) musiał ponieść konsekwencje swoich wyborów i działań.

Przełożony ks. Bonieckiego zachował się wobec niego „inteligentnie” – zakazał publicznej aktywności w „nie naszych” mediach, ale jednak zachował swobodę działania w „Tygodniku”, w związku z tym uniemożliwił posiłkowanie się przez zwolenników księdza mitem „męczeństwa”. Decyzja abp. Hosera już tej „inteligencji” nie ma. Jest zbyt łopatologiczna. A wystarczyło wobec ks. Lemańskiego zastosować starą, napoleońską zasadę wobec niepokornych oficerów: „awans i na front”. Ksiądz powinien dostać dobrą posadę lub zadanie kurialne, najlepiej zgodne z jego zaangażowaniem w dialog. Wysłany na studia przygotowujące do jej pełnienia, najlepiej za granicę, znika z parafii, ogranicza aktywność publiczną, z czasem milknie. I nie może się przecież uskarżać na awans, bo wyglądałby niepoważnie w oczach opinii publicznej, straciłby moc oddziaływania.

To są oczywiście ponure żarty. Bo Kościół nie jest korporacją, organizacją, instytucją jak wszystkie inne. Jeśli by tak było, nie miałby żadnego sensu.

Obaj duchowni – i arcybiskup, i proboszcz – uznając siebie samych za osoby grzeszne, ograniczone i słabe jak my wszyscy, mogliby się otworzyć na działanie Łaski, dając innym świadectwo głębi chrześcijaństwa, miłosierdzia, przebaczenia, miłości, ostatecznie obecności Chrystusa w Kościele. Tak powinien uczynić arcybiskup i proboszcz. Jeden i drugi. Nie tylko jeden, ale jeden i drugi. „Jeden drugiego brzemiona noście” (Ga 6, 2).

KRÓTKA HISTORIA

Brat Moris, kapłan ze zgromadzenia Małych Braci Jezusa, w książce „Wierzę w Kościół” opisuje taką oto historię: „Wspominając naszego świętego papieża Jana Pawła II, przychodzi mi na myśl bardzo wzruszające wydarzenie. Niedawno odwiedziłem przyjaciół w Paryżu; opowiedzieli mi, że pewna znana im rodzina była na pielgrzymce w Rzymie. Jako że rozmawiali po francusku na jakimś placu w Rzymie, pewien kloszard zbliżył się do nich, mówiąc, że jest księdzem – to alkoholizm doprowadził go do tego stanu. Nazajutrz, wciąż poruszone tym spotkaniem, osoby te uczestniczyły w audiencji prywatnej w Watykanie i udało im się powiedzieć kilka słów na temat tego księdza-kloszarda papieżowi. Jan Paweł II wydał się nim bardzo zainteresowany i powiedział: »Odnajdźcie go i przyprowadźcie do mnie«. Następnego dnia przybyli więc ponownie do Watykanu z tym księdzem, którego papież zaprosił do osobistego gabinetu. Gdy ów ksiądz stamtąd wyszedł, był wstrząśnięty. Opowiedział czekającej na niego rodzinie, że w czasie spotkania, po wymianie kilku zdań, papież ukląkł i powiedział: »Niech mnie ksiądz wyspowiada«. Gdy wróciłem do wspólnoty, opowiedziałem to pewnemu małemu bratu. Podczas następnego pobytu w stolicy Francji brat ten oznajmił mi, że udało mu się skontaktować z rodziną, która potwierdziła wszystko, co opowiedziałem, i dodała jeszcze, że później ten ksiądz został na nowo przyjęty do swojego klasztoru”.

Gdy przeczytałem tę historię – płakałem. Tęsknię do takiego Kościoła.

Nasz Kościół brnie w ślepą ulicę. Wszyscy jesteśmy temu winni. Bo my wszyscy jesteśmy Kościołem, chociaż nie wszyscy rozumiemy, co to słowo znaczy. Napisał cytowany już ks. Afanasjew: „Wola ludzka panuje w samym Kościele i stara się przekształcić Kościół w środek do osiągnięcia ludzkich celów. Nigdy, być może, sami wierzący nie wystawili tak »Oblubienicy Chrystusa« na hańbę”.

A co z naszym zbawieniem?


BOGDAN BIAŁEK jest psychologiem, redaktorem naczelnym miesięcznika „Charaktery”, wiceprzewodniczącym Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2013