Odległość między więzieniem a życiem

Po raz dwudziesty młodociany więzień wraz z opiekunem wędruje polskim szlakiem św. Jakuba. Żeby przemyśleć dotychczasowe życie. I wymyślić nowe.

06.09.2015

Czyta się kilka minut

Piotr Fabisiak i Przemysław Śliwiński we wspólnej drodze / Fot. Mariusz Sepioło
Piotr Fabisiak i Przemysław Śliwiński we wspólnej drodze / Fot. Mariusz Sepioło

Idą. Najczęściej szosami, czasem wchodzą między pola albo w las. Na ostatnich metrach już za dużo nie gadają. Widzą tablicę, na przykład: „Kraśnik”. Tablica – powiedzą później – po trzydziestu kilometrach drogi zbliża się bardzo, bardzo powoli.

Pielgrzymi na szlaku św. Jakuba. Idą ramię w ramię. Teraz widać, że Piotrek jest od Przemka o głowę wyższy. I szerszy w barkach, kawał chłopa. W więzieniu miał czas, to pakował.
 

Droga

– Są dwudziestą parą, która idzie szlakiem św. Jakuba – ponad 800 km z Lublina do Zgorzelca – w ramach projektu „Nowa Droga” – mówi ks. Mieczysław Puzewicz, jeden z pomysłodawców tego projektu. Stowarzyszenie Postis z Lublina we współpracy z więzieniem i urzędem pracy od kilku lat organizuje wędrówki młodych więźniów (18-25 lat) i ich opiekunów. – Trwający 30 dni wspólny marsz to dla więźniów (dla opiekunów pewnie też) okazja do przemyśleń, podsumowań i planowania. A jest po co wracać. Jednym z elementów projektu jest pomoc w wejściu więźniów na rynek pracy. Organizujemy staże, szkolenia, roczne zatrudnienie wspierane przez urząd pracy.

Ale o Piotrku Fabisiaku (rocznik 1990), który teraz idzie do Zgorzelca, trudno mówić „więzień”. Trzeba z nim pogadać, posiedzieć przy herbacie, żeby zobaczyć, że ta etykietka do niego nie pasuje. Są pewnie tacy, którzy się go boją: wysoki, barczysty, z tatuażami na rękach. Razem z opiekunem, coachem Przemkiem Śliwińskim z Wrocławia, nocują w domach pomocy społecznej, w bursach albo u zwykłych ludzi, którzy potem się przekonują, że strach ma wielkie oczy. I że ludzi się „po okładce” nie ocenia, jak mówią Piotrek i Przemek.

Spotykamy się na setnym kilometrze, po trzech dniach wędrówki. W przydrożnym barze chłopaki jedzą coś ciepłego, obok towarzystwo pije piwo (oni mają zasadę: zero używek). Jest jeszcze wcześnie, dopiero się poznają. Przemek do Piotrka mówi „Piotruś” – trochę testuje jego cierpliwość. Ale Piotrek się już dawno jej nauczył. Żeby wytrzymać w jednej celi z sześcioma wielkimi chłopami, trzeba mieć cierpliwość szachisty.

No więc idą i gadają. Albo idą i milczą. Cisza im nie przeszkadza. Umówili się wcześniej: chcesz mieć chwilę dla siebie, nie ma problemu. Na przykład dzisiaj Przemek trochę się modlił, bo bolała go noga i trochę zwątpił. Często jest tak, że Piotrek idzie z przodu, za nim Przemek kilkanaście metrów dalej. – W ten sposób też się można poznać – mówi Przemek. – Patrzę, widzę, że idziesz, i spoko – myślę: wytrzymam.
 

Czubki
Idą i myślą. Piotrek pewnie intensywniej. Na przykład o tej przestrzeni, którą po trzech latach w celi teraz po prostu trudno ogarnąć wzrokiem. – Tyle rzeczy przez te trzy dni przemyślałem, że po trzydziestu to wszystko pozapominam – mówi. Spotykają ludzi. Także o to w tym projekcie chodzi. Żeby się otworzyć, zderzyć z cudzymi historiami, żeby przemyśleć własne. Spotykają księży, którzy podejmują ich obiadem, rosołem, jakiego Piotrek całe lata już nie jadł. Spotykają ludzi, którzy bardzo chcą pomóc, chociaż nawet nie wiedzą, o co chodzi. Jak na przykład ta babcia, głucha jak pień, ale krzyczała, że zaraz przyjedzie zięć, co wozi poziomki, i chłopaków podwiezie. Albo były żołnierz z misji w Syrii, który opowiadał, jaki plecak nosił w wojsku: 30 kg ciężaru. Chłopaki mieli po dziesięć, do tego woda i coś do jedzenia. Wstali zmotywowani, poszli dalej, nawet nie śmieli narzekać.

Ale są też tacy, jak ci nad piwem w przydrożnym barze. Nie mogli zrozumieć, po co tyle iść, i to za darmo. Komentowali na głos. Pielgrzymka? Nabroiłeś żonie i z domu uciekłeś! 800 km? A pociągiem to, k..., nie można? Normalnie czubki! – Rozmawialiśmy o tym w drodze – mówi Piotrek. – Że każdy ma swoje granice. Cierpliwości albo poczucia humoru. Jednego takie coś nie obejdzie, inny się obrazi. Teraz już wiem, że na te granice trzeba uważać.

Nie narzekają. Myśleli, że ludzie będą nieufni, przestraszeni, że nie zrozumieją. A okazało się, że ludzie potrafią zaskakiwać. Siedzieć do późna w nocy, pytać i słuchać. Pożyczyć „szerokości”, „powodzenia”. Nie oceniać. W którymś domu gospodarz zapytał Piotrka: – Jaki jest twój problem? Odpowiedział: – Mam nieuporządkowane życie, chciałbym je sobie ułożyć. Gospodarz pokiwał głową i poszedł spać, bo wstawał na ranną zmianę. Zrozumiał.
 

Cele
Teraz Piotrek często się śmieje. Na przykład, kiedy Przemkowi jak zwykle nie zamykają się usta i opowiada śmieszne historie. W tych historiach ludzie są normalni, przeciętni. Robią głupoty, przeginają, ale nikogo nie krzywdzą. Piotrek jeszcze niedawno takich historii nie znał. Wychował się na wsi pod Lublinem, pomagał w gospodarstwie u rodziców. W Kocku skończył podstawówkę i gimnazjum, w Puławach ochotnicze hufce pracy. Wykształcił się na tapicera. Teraz chce do zawodu wrócić, wtedy nie przepracował w nim nawet godziny. Nie zdążył. Co zdecydowało? Złe towarzystwo, biedna okolica? Kiepskie życiowe przykłady, które pokazywały, że można żyć tylko na skróty? – To jest jak z tą drogą – mówi Piotrek. – Masz zawsze dwa rozwiązania. Idziesz uczciwie, powoli, metr za metrem, i zmęczony docierasz do celu. Albo oszukujesz, podjeżdżasz stopem, udajesz. Osiągasz sukces, ale nieuczciwie.

Na początku wybierał to drugie. Różne głupie rzeczy ma dziś na koncie, nie chce o nich mówić. Teraz przyznaje, że miał blisko do ciemnej strony mocy. W końcu przegiął, dostał wyrok za bójkę i jazdę motorem po pijanemu. Łącznie 4,5 roku. – Jakbym mógł spotkać siebie samego z tamtego okresu, to bym kolesiowi sprzedał takiego kopa w tyłek, że by się otrząsnął – mówi.

Pisał odwołania, wnioski o zwolnienie. Nic nie dawały, zrezygnował. Może się przyzwyczaił? – Nie. Ale widziałem tam takich, którzy się przyzwyczaili – opowiada. Dzisiaj twierdzi, że złe doświadczenia mogą się zmienić w pozytywne. – Więzienie daje dużo dobrego – mówi Piotrek. – Po pierwsze, doceniasz tych, którzy byli przy tobie, kiedy odwalałeś głupoty i są dalej, jak jesteś w więzieniu. Po drugie, uczysz się porządku. – Popatrz na nasz pokój – wtrąca Przemek. – Moja połowa: chaos i bałagan. Połowa Piotrka: porządek jak w pudełku.

W końcu poznał Asię. Wychodził zza murów do pracy, ona była tam „z wolności”. Zaczęli gadać, w przerwach na „ciasteczko”. – Ona daje mi zaj... motywację – mówi Piotrek. – Gdyby jej nie było, pewnie nie widziałbym sensu wychodzenia na wolność. Pokazuje mi, co mogłem stracić. Że w życiu trzeba mieć normalne cele, i że spoko jest do nich dążyć. Jasne, że chcę pracować, zarabiać. Przynajmniej tyle, żeby założyć rodzinę.

Po trzech latach odsiadki Piotrek usłyszał o „Nowej Drodze”. Postanowił pójść. Dla sądu był to dowód, że chce się poprawić. Piotrek wyszedł warunkowo półtora roku przed końcem kary.
 

GPS
Idą szlakiem św. Jakuba. Przed wyjściem dostali błogosławieństwo ks. Mieczysława Puzewicza. Czy przed drogą byli religijni? Przemek: – Tak, ale zawsze najważniejszy był dla mnie inny człowiek. Piotrek: – Wierzyłem zawsze, ale do kościoła chodziłem rzadko. Nie podoba mi się to, że ludzie, zwłaszcza na wsi, przychodzą do kościoła, żeby popatrzeć, jak inni się ubrali, ocenić. Zawsze mnie to wkurzało.

Przemek też ma swoje do przemyślenia, może nawet dlatego się zdecydował. Może jeszcze dlatego, żeby wszystkim udowodnić, że nie ma się czego bać. Parę lat temu pracował w banku, na wysokim piętrze, podpisywał ważne dokumenty. Garnitur, krawat, litry kawy i red bulla. Wielka odpowiedzialność i wielka presja. Typowa historia chłopaka z ambicjami. Skończyła się też typowo: stan przedzawałowy, ostry dyżur i mocne postanowienie zmiany. Postanowił zostać coachem i w takich zmianach pomagać innym. Ktoś zaproponował mu „Nową Drogę”. Nawet się nie wahał. Przyjechał do Lublina. Po całej nocy w podróży usłyszał, że więzień, z którym miał iść, nie przyjechał, wrócił do dawnego, złego życia. Przemek poczekał miesiąc, wyszedł z Piotrkiem.

Jednego boli kostka, drugiego łydka. Moczą nogi w wodzie z solą, łykają witaminy, wcierają maści. Nie zwątpili? – Nawet nie biorę takiej opcji pod uwagę – mówi stanowczo Piotrek.

Podczas kolacji dochodzi do wniosku, że droga to nie jest tylko kawał szutru albo asfaltu. To jest pewien proces, który właśnie się w jego życiu dzieje.

– Droga jest jak życie – mówi Piotrek. – Czasem ciężko znaleźć właściwy kierunek, nawet z GPS-em. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2015