Odkurzane dogmaty

Propagowana dziś przez Kreml wykładnia początków II wojny światowej niebezpiecznie zbliża się do historiografii sowieckiej. O agresji na Polskę 17 września 1939 r. ogromna większość Rosjan nigdy nie słyszała. I szybko nie usłyszy.

14.09.2014

Czyta się kilka minut

Plakat na kijowskim Majdanie, koniec lipca 2014 r. / Fot. Sergei Supinsky / AFP / EAST NEWS
Plakat na kijowskim Majdanie, koniec lipca 2014 r. / Fot. Sergei Supinsky / AFP / EAST NEWS

Rosyjskie podręczniki do historii pełne są „białych plam”. Wiele wydarzeń z przeszłości jest nadal – z różnych powodów – niewygodnych dla obecnych władz.

W efekcie są one pomijane milczeniem, opisywane półprawdami lub interpretowane w sposób, który wypacza ich faktyczne znaczenie.

W okresie rządów prezydenta, premiera i teraz znów prezydenta Władimira Putina liczba takich „białych plam” szybko wzrosła. Do jednych z najważniejszych należy interpretacja tego, co zdarzyło się we wrześniu 1939 r.

Agresja? Jaka agresja?

W tym roku 75. rocznica wybuchu II wojny światowej została w dużym stopniu zignorowana przez rosyjskie władze – inaczej niż pięć lat wcześniej, gdy zaangażowały się one poważnie w promowanie swojej wykładni historycznej. Wówczas, w 2009 r., rosyjska kampania historyczna, skierowana na rzekomą „walkę z fałszowaniem historii”, przybrała niespotykaną wcześniej skalę. Lansowana oficjalna rosyjska linia uzyskała zaś swoją najpełniejszą formę.

W mediach rosyjskich pojawiło się wówczas wiele artykułów, programów i filmów dokumentalnych – z jasnym i agresywnym przesłaniem, że w przededniu wojny ZSRR był jedynym państwem działającym na rzecz zapobieżenia konfliktowi, a wszystkie podejmowane przez niego działania miały wyłącznie charakter obronny.

Mogliśmy więc usłyszeć, że państwa europejskie układały się wtedy z Hitlerem, że okresowo były nawet jego sojusznikami, że wzięły udział w rozbiorze Czechosłowacji. I że w takiej sytuacji ZSRR nie miał innego wyjścia niż bronić własnego terytorium przed agresywną polityką Niemiec. Taki tylko cel miał mieć – głosiła (i głosi nadal) rosyjska propaganda historyczna – pakt Hitler–Stalin, przedstawiany jako niezbędny mechanizm mający zapewnić ZSRR czas na przygotowanie do obrony przed III Rzeszą. Zajęcie ziem wschodnich II RP interpretowane jest zaś jako obrona narodów białoruskiego i ukraińskiego – i efekt dążenia do odsunięcia możliwie daleko granicy z Rzeszą.

Odwilż trwała krótko

Wtedy, w 2009 r., lawina publikacji medialnych miała charakter przygotowanej i skoordynowanej akcji propagandowej. Aby zademonstrować swoją determinację, władze Rosji stworzyły nawet oficjalną komisję ds. walki z fałszowaniem historii – walki, która w ich wydaniu coraz bardziej upodobniała się do schematów historiografii sowieckiej.

Tymczasem nie zawsze tak było. Przypomnijmy: jeszcze w grudniu 1989 r. Zjazd Deputowanych Ludowych ZSRR uznał, że tajne protokoły sowiecko-niemieckie z lat 1939-41 o rozgraniczeniu stref wpływów były „sprzeczne z suwerennością i niepodległością wielu państw trzecich”, a zatem „prawnie bezpodstawne i nieważne od chwili ich podpisania”.

Potem, w okresie rządów prezydenta Borysa Jelcyna, widoczna była ostrożna tendencja, aby zajrzeć do ciemnych kart sowieckiej historii. Jednak do prawdziwego rozliczenia z czerwonym totalitaryzmem nie doszło – ani na gruncie wewnętrznym, ani zewnętrznym. Historyczna odwilż trwała krótko, przy czym warunki dla dekomunizacji Federacji Rosyjskiej nigdy nie zaistniały – i w rezultacie w polityce historycznej doszło do powrotu ancien régime’u.

Za symboliczny moment odkurzenia sowieckich dogmatów w historii można uznać oświadczenie rosyjskiego MSZ z września 1999 r. Stwierdzało ono ni mniej, ni więcej, że do agresji ZSRR na Polskę… nigdy nie doszło, a Polacy zajmują się „przepisywaniem” historii. Ten utrzymany w ostrym tonie rosyjski komunikat był odpowiedzią na uchwałę Sejmu, przyjętą w 60. rocznicę wydarzeń z 17 września 1939 r.

Obrona przez atak

Uwagę zwraca, że w tej wizji historii, którą prezentuje putinowska Rosja, Polska nie odgrywa roli niewinnej ofiary dwóch totalitaryzmów, lecz aktywnego uczestnika spisku z Hitlerem; blisko tu do tezy, że Polska ponosi współodpowiedzialność za wybuch tej wojny. Broniąc się przed zarzutem, że w 1939 r. Związek Sowiecki uderzył na Polskę wspólnie i w ścisłym sojuszu z Niemcami, kremlowscy propagandziści próbują wykreować więc rzekomą polską winę za doprowadzenie do wybuchu konfliktu.

Podobny „mechanizm przeciwwagi” wobec niekorzystnych dla siebie faktów historycznych Rosja stworzyła (z sukcesem) wobec Zbrodni Katyńskiej. Na mocy odgórnej decyzji, podjętej zresztą jeszcze przez ostatniego prezydenta ZSRR Michaiła Gorbaczowa, znaleziono „anty-Katyń”, czyli rzekomą polską odpowiedzialność za wymordowanie jeńców sowieckich na początku lat 20., po wojnie polsko-bolszewickiej.

W złagodzonej formie tezy propagandy historycznej przedstawił Władimir Putin w tzw. „Liście do Polaków”, opublikowanym w końcu sierpnia 2009 r. na łamach „Gazety Wyborczej”. W przeddzień spotkania na Westerplatte rosyjski (wówczas) premier pisał o propagowanych przez niektóre państwa „półprawdach”, o „próbach napisania historii od nowa na potrzeby chwilowej koniunktury politycznej” oraz o udziale Polski i Węgier wspólnie z Hitlerem w „nowym podziale terytorialnym Europy”. Ale, z drugiej strony, łagodził przekaz, aby „z pełnym uzasadnieniem” potępić „niemoralny charakter” paktu Stalin–Hitler.

Zapomniał jednak dodać o jego skutkach w formie sowieckiej agresji i setkach tysięcy obywateli Polski, którzy trafili na Syberię i do Kazachstanu. Ten ostatni element zwykle jest przemilczany w rosyjskiej narracji o latach 1939-41. Nie jest bowiem w stanie zmieścić się w tej wizji historii i nie da się go niczym zrównoważyć. A skoro tak, to najlepszą strategią jest udawanie, że nic takiego nie miało miejsca.

Putina „List do Polaków” dopełniony został po kilku tygodniach oświadczeniem rosyjskiego MSZ, które – w odpowiedzi na kolejną rezolucję polskiego parlamentu – konstatowało jej „tendencyjność i upolitycznienie”. Jednocześnie ministerstwo wysłało sygnał, że „kwestia genezy II wojny światowej powinna w końcu być pozostawiona historykom”. Komunikat był bardziej niż jasny: rozwój poprawnych stosunków polsko-rosyjskich jest możliwy, ale przestańcie wreszcie dotykać niewygodnych dla nas spraw historycznych.

Polskie zabiegi – na rzecz prawdziwej wykładni historii i oceny systemu sowieckiego jako zbrodniczego na równi z hitleryzmem – zaburzają lansowaną przez władze Rosji pamięć o II wojnie światowej jako o zwycięstwie wielkim i „świętym”. 17 września i jego następstwa stoją bowiem w fundamentalnej sprzeczności z linią „niewinna ofiara” (ZSRR) kontra „krwawy agresor” (hitlerowskie Niemcy).

„Obraźliwe fragmenty”

Putinowska Rosja zrezygnowała z prób rozliczenia z komunistyczną przeszłością – i dąży dziś do jej akceptacji, do swoistego oswojenia przez obywateli. Wpisuje się to również w politykę gloryfikowania i rehabilitacji ZSRR, którego rozpad – jak orzekł kiedyś Putin – był „największą tragedią XX wieku”. Dobrze oddaje to również przemówienie Putina do nauczycieli akademickich sprzed kilku lat: zalecił w nim, aby wpajać młodym Rosjanom „dumę z historii sowieckiego mocarstwa” i usunąć z podręczników „obraźliwe fragmenty”.

Rezultat takiej polityki historycznej Kremla już widać: w podręcznikach, książkach i filmach nie ma dziś owych „obraźliwych fragmentów”. Dorasta nowe pokolenie Rosjan, dla których Związek Sowiecki był przede wszystkim mocarstwem światowym, równorzędnym wobec USA. I mimo pewnych „ciemnych stron sowieckiej modernizacji”, przeważa raczej duma niż wstyd.

Efekty zmasowanej neosowieckiej polityki historycznej widać w sondażach. Centrum Lewady, ostatni niezależny ośrodek badania opinii publicznej, zadało w 2010 r. pytanie: „Czy wie Pan/Pani, że Armia Czerwona najechała Polskę we wrześniu 1939 r. i krótko potem odbyła się wspólna sowiecko-niemiecka parada wojskowa w Brześciu?”. Odpowiedzi twierdzącej udzieliło 21 proc., zaś aż 56 proc. odpowiedziało, że nigdy o tym nie słyszało. Dziś ta druga grupa byłaby zapewne jeszcze liczniejsza.

Podobne wyniki jednak nie zaskakują – skoro w tym samym badaniu 28 proc. Rosjan uznało, że za Zbrodnię Katyńską odpowiedzialni są Niemcy, a jedynie 19 proc., że wina leży po stronie kierownictwa ZSRR (53 proc. nie miało zdania).

Nie miejmy złudzeń: w sytuacji, kiedy to Polska jest oskarżana o bycie „fałszerzem historii”, dialog historyczny z Rosją będzie w przyszłości jeszcze trudniejszy. Tymczasem bez odkłamania historii trudno jest zbudować normalne, dobrosąsiedzkie stosunki.


WOJCIECH KONOŃCZUK jest analitykiem w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2014