Odepchnięci z granicy

Nie tylko Czeczeni spotykają się z odmową rozpatrzenia prośby o azyl w Polsce. Nasze służby coraz częściej nie wpuszczają także Tadżyków.

04.09.2016

Czyta się kilka minut

Na przejściu granicznym w Terespolu, sierpień 2016 r. / Fot. NADBUŻAŃSKI ODDZIAŁ STRAŻY GRANICZNEJ
Na przejściu granicznym w Terespolu, sierpień 2016 r. / Fot. NADBUŻAŃSKI ODDZIAŁ STRAŻY GRANICZNEJ

. 23-letnia Farida, absolwentka filologii rosyjskiej, pochodzi z miasta w południowym Tadżykistanie. Do jesieni 2015 r., gdy tamtejsze władze zdelegalizowały Partię Islamskiego Odrodzenia Tadżykistanu (PIOT) – główną siłę opozycyjną w kraju – Farida i jej mąż Rustam, nauczyciel arabskiego, działali w jej lokalnej młodzieżówce.

Potem, opowiada dziś Farida, zaczęło się robić coraz straszniej. Z 15 osób w ich grupie część została aresztowana i zaginęła bez wieści. O innych wiadomo, że żyją – są w więzieniu. Kilkoro kolejnych, jak oni, wyjechało za granicę w obawie o wolność i życie. Wielu członków zdelegalizowanej partii, którzy zostali w Tadżykistanie, przebywa dziś w ukryciu – aresztowania trwają, prześladowane są też rodziny działaczy. Farida i Rustam na wszelki wypadek nie kontaktują się z bliskimi pozostałymi w kraju.

W lipcu 2016 r. małżeństwo – wraz z trójką dzieci (dwuletnimi bliźniakami i roczną córeczką) oraz grupą innych uciekinierów – dotarło na białorusko-polskie przejście graniczne Brześć-Terespol, aby prosić polskie władze o status uchodźcy. Jednak mimo wielu prób przez prawie miesiąc nie udało im się nawet złożyć wniosku o objęcie ochroną międzynarodową – funkcjonariusze Straży Granicznej odmawiali jego przyjęcia.

Jak czytać statystyki

Rodzina Faridy nie jest wyjątkiem – wiele wskazuje, że takich przypadków może być bardzo dużo. Tymczasem pod koniec sierpnia Polska Agencja Prasowa opublikowała depeszę pod tytułem: „Uchodźcy nie chcą do Polski. Spadła liczba wniosków o azyl w naszym kraju”. PAP informowała, że w lipcu 2016 r. o status uchodźcy (tj. o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce) wystąpiły 1122 osoby, podczas gdy miesiąc wcześniej było ich 1597. Najwięcej wniosków złożyli obywatele Rosji, Ukrainy – i właśnie Tadżykistanu. PAP podała też, że łącznie od początku 2016 r. do końca lipca o azyl w Polsce wystąpiło 8121 osób (najwięcej z Rosji, Ukrainy, Tadżykistanu, Armenii i Gruzji).

Liczby można różnie interpretować – i problem w tym, że nietrafna wydaje się interpretacja zawarta w tytule depeszy PAP: że „uchodźcy nie chcą do Polski”. Dlaczego? Warto sięgnąć do statystyk dostępnych na stronie internetowej Urzędu ds. Cudzoziemców.

Okazuje się, że w 2015 r. złożono ponad 12 tys. wniosków o status uchodźcy, a ponad 41 tysiącom obcokrajowców odmówiono wjazdu do Polski. Tymczasem w pierwszej połowie tego roku proporcja wygląda tu inaczej: było prawie 7 tys. wniosków i nieco ponad 28 tys. odmów wjazdu. Widać zatem, że o ile liczba kandydatów do azylu pozostaje na niemal podobnym poziomie (jest tu tylko nieznaczny wzrost), o tyle liczba przypadków, gdy cudzoziemcowi odmówiono prawa wjazdu do Polski, wzrosła raptownie – o prawie jedną trzecią.

Pytanie: ilu z tych, którym Straż Graniczna odmówiła wjazdu, zamierzało – tak jak rodzina Faridy – złożyć wniosek o azyl? I czy taka praktyka jest zgodna z polskim prawem?

Reżim, bieda, represje

Zanim jednak poszukamy odpowiedzi na te pytania, zatrzymajmy się na innym: dlaczego to właśnie Tadżycy usiłują teraz uciekać masowo do Europy?

Tadżykistan – dawna republika Związku Sowieckiego, od 25 lat niepodległa – to górzysty kraj, wciśnięty między Chiny, Afganistan, Uzbekistan i Kirgistan. Choć rozmaite problemy – od wojny domowej po nędzę – dotykają go właściwie nieustająco od uzyskania niepodległości, to ostatnio sytuacja pogarsza się szczególnie szybko. Prócz trudności ekonomicznych – ich skutkiem jest od dawna masowa emigracja zarobkowa, głównie do Rosji – nasilają się represje polityczne i prześladowania opozycji przez autorytarny rząd prezydenta Emomaliego Rahmona.

Zacznijmy od gospodarki. Tadżykistan to kraj bodaj najbardziej na świecie uzależniony od pieniędzy słanych przez migrantów. Do 2014 r. transfery te stanowiły aż połowę tadżyckiego PKB. Dziś, gdy sytuacja gospodarcza w Rosji pogarsza się, wielu migrantów traci tam pracę i wraca. W efekcie w 2015 r. wielkość indywidualnych transferów pieniężnych z Rosji spadła o 65 proc. Kurs waluty krajowej (somoni) do dolara spadł w 2015 r. o 31 proc. w porównaniu z 2014 r.

Towarzyszą temu inflacja i wzrost cen – średnia miesięczna płaca wynosi równowartość ok. 12 dolarów. Tymczasem bezrobocie wynosi 32 proc. (wg Banku Światowego) i jest najwyższe na obszarze Wspólnoty Niepodległych Państw. Edukacja, opieka zdrowotna, infrastruktura i w ogóle usługi publiczne są w dramatycznym stanie, państwo praktycznie wycofało się z lokalnych inwestycji. Jego rolę częściowo przejęły organizacje międzynarodowe, ale to nie zaspokaja potrzeb. Dodatkowo rozwój hamują wszechobecna korupcja i nepotyzm.

Prezydent Rahmon rządzi od 1994 r., otoczony grupą „wybranych ludzi” – składającą się z członków jego rodu i osób z nim związanych. Jak większość udzielnych władców, trzyma w ręku główne gałęzie gospodarki, które przynoszą dochody jemu i jego zapleczu. Inne źródła bogactwa to przemyt narkotyków i pomoc międzynarodowa – spora jej część znika w kieszeniach oficjeli.
Nic dziwnego, że narasta frustracja. Ale Tadżycy się nie buntują – pamiętają straszne skutki wojny domowej z lat 1992-97, która zniszczyła kraj. Wielu uważa, że „jest jak jest, ale przynajmniej mamy pokój”. Takie myślenie jednak nie wyżywi rodzin, a wracający migranci – głównie mężczyźni w wieku produkcyjnym – zasilają szeregi niezadowolonych.

Z brodą nie pochodzisz

Obawiając się wybuchu rozruchów, władze coraz bardziej ograniczają prawa obywateli. Prezydent zlikwidował całą opozycję. W 2015 r. zakazano działalności PIOT, która była jedyną oficjalnie działającą partią na obszarze Azji Centralnej odwołującą się do wartości islamu.

Podczas wojny domowej PIOT stanowiła trzon opozycji, tworząc koalicje z innymi grupami. Po wojnie przez jakiś czas i z trudnościami utrzymała kilka miejsc w parlamencie, ale po wyborach w marcu 2015 r. została z niego usunięta (uczciwość wyborów kwestionowała misja OBWE). Ciesząca się pewną popularnością PIOT krytykowała władze, a jako siła opozycyjna jeszcze z czasów wojny była uważana przez Rahmona za zagrożenie. Postulowała wprowadzenie rządów prawa, transparentnych procedur, likwidację korupcji i podniesienie poziomu życia. Choć otwarcie nawiązywała w programie do wartości religijnych, jej działacze podkreślali, że religia powinna funkcjonować w ramach świeckiego państwa.

Od 2010 r. nasilała się nagonka na PIOT. Zbiegła się z kampanią mającą na celu kontrolę życia religijnego pod pretekstem walki z terroryzmem islamskim. Naciski zaczęły się tu od uchwalenia kilku ustaw, ograniczających funkcjonowanie instytucji religijnych i uczestnictwo w życiu religijnym obywateli. Wprowadzono np. ograniczenia dotyczące edukacji religijnej i zakaz uczestnictwa w życiu religijnym młodzieży do 18. roku życia, w tym chodzenia do meczetu (sic!). Studiującym na uczelniach religijnych za granicą prezydent nakazał powrót do kraju. Zakazano noszenia hidżabów w instytucjach publicznych i na uniwersytetach. Naloty na sklepy z akcesoriami islamskimi i literaturą, przymusowe golenie mężczyzn noszących długą brodę i zatrzymywanie kobiet w hidżabach przez policję stały się codziennością. Liderów religijnych niewygodnych dla władzy odsuwa się – to zarówno niezależni imamowie, jak też osoby sprzyjające PIOT. Jeszcze przed delegalizacją tej partii wielu jej członków doświadczyło rewizji i wezwań na komisariaty; niektórych aresztowano.

Opozycja w likwidacji

Aby uzasadnić takie działania, władze zaczęły twierdzić, że PIOT to formacja radykalna. Jednak PIOT już w okresie powojennym stała się ugrupowaniem umiarkowanym. Stanowczo opowiadała się przeciw terroryzmowi i potępiała ugrupowania skrajne.

Prowadziła też np. spotkania, na których omawiano zagrożenie radykalnym islamem w wydaniu ekstremistów. Choć część członków PIOT opowiadała się za dość ortodoksyjną wersją islamu, to ideologicznie i doktrynalnie partia czerpie z różnych źródeł – zarówno muzułmańskich myślicieli z Bliskiego Wschodu i Azji, jak też z nauk rodzimych nauczycieli islamu. Mimo różnic światopoglądowych w samej partii, proponowana wersja religii nie nawołuje jednak do burzenia porządku społecznego i budowania państwa islamskiego.

Pretekst do ostatecznego rozprawienia się z PIOT dały Rahmonowi incydenty zbrojne we wrześniu 2015 r. koło Duszanbe, na których czele stanął zwolniony wcześniej wiceminister obrony Abduhalim Nazarzoda, były członek PIOT, weteran wojny domowej. Władze PIOT wprawdzie zaprzeczyły, by Nazarzoda należał do partii, ale do dziś jest to kwestia niejasna. W każdym razie polityk został zabity kilka dni później przez siły rządowe.

Partia została więc zdelegalizowana – pod zarzutem współuczestnictwa w zamachu stanu i powiązań z tzw. Państwem Islamskim oraz innymi nielegalnymi organizacjami. Wkrótce nastąpiły aresztowania: do października 2015 r. zatrzymano ok. 200 aktywistów, a 13 członków zarządu PIOT skazano na wieloletnie więzienie (twierdzą, że zarzuty były fałszywe). Wkrótce potem zatrzymano też niezależnych adwokatów stających w obronie PIOT, a innych straszono.

Dodajmy, że oczywiście nikt nie zaprzecza, iż zagrożenie terroryzmem islamskim jest w regionie bardzo duże. Tadżykistan graniczy z Afganistanem, a ok. 100 Tadżyków walczy w Syrii po stronie dżihadystów. Jednak rząd tadżycki zbyt często wykorzystuje „walkę z terroryzmem” do załatwiania własnych wewnętrznych interesów i niszczenia oponentów.

Ucieczka donikąd

Członkowie PIOT, którym udało się opuścić ich kraj, starają się szukać schronienia poza WNP, w tym poza Rosją – boją się ekstradycji do Tadżykistanu. W 2013 r. na terenie całej Unii Europejskiej wnioski o ochronę międzynarodową złożyło 295 Tadżyków, rok później 590, a dwa lata później już 1125. W pierwszych sześciu miesiącach 2016 r. państwa Unii przyjęły wnioski już od 1210 Tadżyków. Skala migracji w poszukiwaniu ochrony rośnie zatem szybko.

Tadżycy dotarli też do Polski. Co więcej, w ostatnich miesiącach ponad połowa wszystkich wniosków o ochronę ze strony obywateli Tadżykistanu na terenie Unii to te składane w Polsce. Do końca 2015 r. o udzielenie ochrony międzynarodowej wnioskowało do polskich władz 541 Tadżyków, stając się tym samym trzecią (po obywatelach Rosji – w większości mieszkańcach Kaukazu – i Ukraińcach) grupą cudzoziemców szukających ochrony w naszym kraju.

W tym roku do końca lipca Tadżycy złożyli już 680 wniosków. Znacznie wyższe są natomiast liczby dotyczące odmów wjazdu. Od stycznia do lipca wjazdu do Polski odmówiono ponad 4 tysiącom obywateli Tadżykistanu. Wśród nich – Faridzie, Rustamowi i ich dzieciom. Farida mówi, że grupa, w której się znaleźli, a która została zawrócona z granicy bez możliwości wnioskowania o azyl, liczyła 60 osób.

Oczywiście nie możemy założyć, że wszyscy Tadżycy stający na polskiej granicy to uchodźcy w rozumieniu Konwencji Genewskiej. Rozstrzygnięcie, czy tak jest, to kompetencja szefa Urzędu ds. Cudzoziemców, opisana w stosownej procedurze. I jasne jest też, że część z nich może być migrantami ekonomicznymi.

Jednak w opinii Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która zajmuje się dziś sprawą Tadżyków, w grupie Faridy były osoby, co do których zachodzi prawdopodobieństwo prześladowań w przypadku powrotu do ojczyzny. Przybyszom nie pozwolono jednak złożyć wniosków o status uchodźcy – Straż Graniczna odesłała ich z powrotem na Białoruś (do tego kraju mogli wjechać bez wiz). Władze białoruskie części z nich nie przedłużyły prawa pobytu, tak więc kilka rodzin musiało wyjechać do Rosji. Pozostała część tadżyckich rodzin, nadal znajdujących się w Brześciu, poprosiła o wsparcie białoruskich prawników. Ale Straż Graniczna nie pozwoliła adwokatom uczestniczyć przy składaniu wniosków. Tadżykom po raz kolejny nie dano możliwości opowiedzenia, dlaczego uciekają z ojczyzny, i nakazano opuścić strefę graniczną.

Rustam twierdzi rozgoryczony, że wielu wyższych rangą działaczy PIOT otrzymało azyl w krajach Unii. Z żalem dodaje, że dla nich, szeregowych aktywistów, widocznie nie ma już miejsca – sądząc po postępowaniu funkcjonariuszy Straży Granicznej na polsko-białoruskiej granicy.

Pogranicznik nie usłyszał

Gdy poranny pociąg z Brześcia wjeżdża do strefy granicznej w Terespolu, na peronach panuje tłok. Cudzoziemcy mający wizy idą do odprawy wizowej, a osoby, które chcą wnioskować o azyl, czekają – często po wiele godzin – na rozmowę z funkcjonariuszami Straży Granicznej.

Rozmowy z osobami pragnącymi złożyć wnioski odbywają się w wątpliwych warunkach.

W małym pomieszczeniu, gdzie obok siebie ustawionych jest kilka stołów, a na sprawę przypada 1-2 minuty. Panuje tłok, procedurze towarzyszą krzyki, nerwowa atmosfera i – bywa – niestosowne komentarze funkcjonariuszy. W takich warunkach ciężko opowiedzieć, jak wyglądało życie w kraju, z którego się uciekło, i jakie ma się obawy przed powrotem. Do tego dochodzi strach i obecność innych cudzoziemców w pomieszczeniach, gdzie zbierany jest wstępny wywiad.

Warunki na przejściu granicznym Brześć-Terespol zostały ostatnio opisane w raporcie z monitoringu, który przeprowadziło Stowarzyszenie Interwencji Prawnej. Ocena zgodności stosowanych tu procedur z normami prawa międzynarodowego wypada gorzej niż w przypadku przejścia w Medyce czy strefy granicznej lotniska na Okęciu (one też były objęte badaniem).

Okazało się, że w wielu przypadkach – w odniesieniu m.in. do ludzi z Tadżykistanu i Czeczenii – funkcjonariusze z Terespola „nie słyszeli” deklaracji, że ktoś chce ubiegać się o azyl. Albo że, wchodząc w kompetencje Urzędu ds. Cudzoziemców, negatywnie weryfikowali przesłanki uzasadniające ubieganie się o azyl. Organizacje podejmujące interwencje w sprawie Tadżyków i Czeczenów otrzymywały ze strony funkcjonariuszy informacje, że nikt z nich o azyl nie prosił. Cudzoziemcy pokazywali zaś wydane przez Straż Graniczną pisemne odmowy wjazdu, gdzie jako powód podano tylko brak wizy lub dokumentu pobytowego.

Bez nadzoru komisarza

Tymczasem niedopuszczenie do złożenia wniosku byłoby pogwałceniem podstawowej normy prawa międzynarodowego w odniesieniu do azylu: zasady non-refoulement, która zabrania zawracania uchodźcy do kraju, w którym może mu grozić niebezpieczeństwo.

Zapytana przez nas rzecznik Straży Granicznej Agnieszka Golias twierdzi, że funkcjonariusze są przeszkoleni w kierunku stosowania indywidualnego podejścia do każdego cudzoziemca, tak aby zminimalizować ryzyko naruszenia powyższej zasady. Dodaje, że jeśli cudzoziemiec nie spełnia warunków wjazdu do Polski i cel jego przyjazdu jest inny niż poszukiwanie ochrony, to konsekwencją jest odmowa wjazdu.

Płk Tomasz Lipski – pełnomocnik komendanta głównego Straży Granicznej ds. Ochrony Praw Człowieka i Równego Traktowania – dodaje, że część osób składających wnioski w sposób niejasny wyraża, dlaczego chce się ubiegać o status uchodźcy. Np. ktoś mówi, że chce złożyć wniosek, i jednocześnie dodaje, że ma brata w Niemczech i tam jedzie, by pracować. Lipski zaznacza jednak, że funkcjonariusze Straży Granicznej nie mają kompetencji i uprawnień, by oceniać zasadność podstaw do złożenia wniosku o ochronę. Należałoby tu, w jego opinii, wzorem innych krajów poddawać takie osoby wstępnej weryfikacji przez komisję składającą się z osób posiadających odpowiednie kompetencje.

Trudno zweryfikować te zapewnienia – obecnie ani organizacje pozarządowe, ani przedstawiciele Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców nie mają dostępu do miejsc, gdzie cudzoziemcy bez ważnych dokumentów wjazdowych po raz pierwszy zgłaszają wolę ubiegania się o ochronę – i nie mogą obserwować przebiegu przeprowadzonych tam czynności. Jedno natomiast wydaje się pewne: procedury wymagają takich usprawnień, które pozwolą „wyłapać” osoby rzeczywiście zagrożone prześladowaniami w swym kraju.

Jak być niewidocznym

Rustam i Farida przez miesiąc mieszkali w hotelu w Brześciu. Powoli tracili nadzieję, że uda im się złożyć wniosek o azyl i wjechać do Polski. Bali się, że białoruskie służby nakażą im wyjazd i będą musieli pojechać do Rosji – tam też nie potrzebują wiz.
Ale twierdzą, że Rosja nie jest dla nich bezpieczna. Boją się, że Tadżykistan skutecznie zażąda ich wydania od władz rosyjskich.

Na możliwość takiej sytuacji wskazują podobne sprawy opisywane w raportach organizacji międzynarodowych, m.in. Amnesty International. Gdy kolejny raz Straż Graniczna nie przyjęła od nich wniosku o azyl, Farida i Rustam wyjechali w kierunku Rosji – nie chcieli łamać białoruskiego prawa. Usiłują być „niewidoczni”, unikają kontaktu z władzami. Zastanawiają się, czy warto próbować jeszcze raz – jeszcze raz prosić Polskę o azyl.

Tymczasem w ubiegłym tygodniu niedaleko punktu granicznego po stronie białoruskiej zaczął się protest ok. 150 osób. Zebrani – głównie Czeczeni – protestują przeciw odmawianiu im przez polską Straż Graniczną możliwości złożenia wniosku o ochronę międzynarodową. ©

Imiona bohaterów tekstu zostały na ich prośbę zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2016