Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na samym końcu najnowszego tomiku Jacka Gutorowa małą czcionką, jakby od niechcenia, przeczytać możemy, że „Rok bez chmur” może być czytany jako kontynuacja „Kartek” wydanych w 2015 r. Informacja ta, schowana między podziękowaniami a stopką redakcyjną, ma kluczowe znaczenie dla odczytania najnowszych wierszy Gutorowa – radykalnie innych od tych sprzed trzech lat. Nie ma tu typowego dla autora eleganckiego, klasycyzującego tonu, ujawniającego rzadko spotykaną erudycyjną finezję. Oba tomy różnią się diametralnie, bo „Rok bez chmur” to poezja ekstremalna, efekt skrajnej redukcji języka, sprowadzonego do nieredukowalnej resztki. Nagie słowa, które w milczeniu przyglądają się same sobie. Jeśli zatem to kontynuacja, to na zasadzie awersu albo drugiego, domykającego skrzydła ołtarza.
Niebo bez chmur to epifania: poznanie pełne i doskonałe, w którym widać rzeczy w sposób niezapośredniczony. Oczyiście osiągnięta – unieważniłaby sens istnienia poezji (bo po co szukać nowych słów, jeśli wiemy już o świecie wszystko?). Gutorow-dekonstrukcjonista wie, w jak niebezpieczną grę próbuje nas wciągnąć, dlatego zatrzymuje się tuż przed krawędzią tej świetlistej przepaści. „Odchodzenie od poezji / To też poezja” – tłumaczy się na zakończenie wiersza poświęconego Różewiczowi. ©℗
Jacek Gutorow ROK BEZ CHMUR, WBPiCAK w Poznaniu, Poznań 2017