Odchodzenie na raty

Angela Merkel rezygnuje z przywództwa w swej partii, ale kanclerzem chce pozostać do 2021 r. Czy to się uda, zależy nie tylko od niej.

05.11.2018

Czyta się kilka minut

Angela Merkel  czeka na  prezydenta RPA, który odwiedza Niemcy. Tego dnia ogłosi decyzję o swym planowanym odejściu.  Berlin,  29 października 2018 r. / KAY NIETFELD / DPA / PAP
Angela Merkel czeka na prezydenta RPA, który odwiedza Niemcy. Tego dnia ogłosi decyzję o swym planowanym odejściu. Berlin, 29 października 2018 r. / KAY NIETFELD / DPA / PAP

Na bilanse przyjdzie czas. Trzy lata to dużo czasu, wiele może się zdarzyć. Bo pogłoski o jej odejściu są przedwczesne. Po 18 latach na czele chadeckiej CDU i 13 latach w Urzędzie Kanclerskim Angela Merkel zapowiedziała wprawdzie, że nie będzie znów kandydować na przewodniczącą CDU (zjazd partii w grudniu), ale kanclerzem chce być do końca kadencji. Nie jest to więc koniec, lecz jakby „list intencyjny”, w którym Merkel przedstawia pomysł, jak na własnych warunkach chciałaby odejść z polityki (bo deklaruje, że nie chce zabiegać o funkcje w Unii Europejskiej).

Tymczasem już od roku widać, że kończy się jej polityczna epoka – jej czas w roli lidera, który ma władzę, by zmieniać rzeczywistość przez kreowanie swoich rozwiązań, a przy tym ma autorytet, nie tylko w swoim obozie, lecz także w społeczeństwie. W sondażu przeprowadzonym po tym, jak Merkel ogłosiła swój „list intencyjny”, aż 68 proc. pytanych deklarowało, że nie żałuje tego, iż pani kanclerz odejdzie (żałowało 28 proc., a tylko 4 proc. nie miało zdania).

Trudno się temu dziwić. Ostatni rok – od wyborów do Bundestagu, w których obywatele wyraźnie okazali niezadowolenie z tego, jak rządzi nimi koalicja chadeków (CDU/CSU) i socjaldemokratów (SPD), siłą rozpędu zwana „wielką” (w sondażach tworzące ją partie mają dziś łącznie niewiele ponad 40 proc. poparcia, gdy kilkanaście lat temu było to dwie trzecie) – otóż ten rok to pasmo zdarzeń, które można określić jako bardzo nieniemieckie, niepasujące do polityki robionej w Berlinie (a wcześniej w Bonn).

Najpierw żmudne budowanie świeżej koalicji – chadeków, liberałów i zielonych; podobno Merkel bardzo chciała tego sojuszu – i spektakularna klęska. Potem wymuszone negocjacje CDU/ /CSU i SPD: klejenie „małżeństwa po przejściach”, od początku bez dobrych emocji. A gdy to się udało, ciąg sporów ukazujących kruchość tego „związku z rozsądku”. I miażdżąca informacja zwrotna, czyli przekaz od elektoratu, że ma dość – pod postacią wyborów w landach Bawarii i Hesji. Fakt, że chadecja obroniła tam status quo (tj. premiera rządu krajowego), przyćmiła dramatyczna ucieczka wyborców – i od chadeków, i od SPD.

To, dokąd uciekano, pokazuje dylemat obu formacji, które kiedyś przekonywały do siebie 80 proc. Niemców. Dylemat na dziś – gdy przy świetnej kondycji gospodarczej wyzwaniami są migracja (kiepska kontrola nad nią i jej skutkami), bezpieczeństwo wewnętrzne, a także demografia i powiązane z tym renty oraz zdrowie itd. Taki szczegół: w Hesji tyle samo wyborców odeszło od chadecji do Zielonych (dziś partii o profilu liberalno-lewicowo-mieszczańskim), co do skrajnie prawicowej AfD.

Publicysta „Die Welt” Ulf ­Pos­chardt nazwał styl Merkel „kontrromantycznym pragmatyzmem”. Nie oferował on porywających idei, a realizowaną politykę prezentował jako najbardziej racjonalną, wręcz bezalternatywną. Długo to przekonywało – może dlatego, że w czasach kryzysów dawało poczucie stabilności. Teraz się wyczerpało. Chadecja musi pokazać obywatelom, że alternatywa istnieje. Niekoniecznie zaraz rewolucyjna, w opozycji do Merkel. Za to przekonująca dla szerokiego elektoratu: Helmut Kohl uważał, że sukces niemieckiej chadecji zasadzał się na integrowaniu komponentów konserwatywnego, socjalnego i liberalnego.

Czy to dziś możliwe? Kto w CDU może zapewnić nowy start? I czy jest on prawdopodobny, dopóki punktem odniesienia (oraz oceny) aż do roku 2021 będzie wciąż obecna kanclerz? Jak długo wreszcie wytrzyma SPD, która spadła do jednej ligi z Zielonymi i AfD? Zbyt wiele jest zmiennych, by dziś osądzić, czy Angela Merkel odejdzie na własnych warunkach. ©℗


CZYTAJ TAKŻE:

ROBIN ALEXANDER, autor książki „Angela Merkel i kryzys migracyjny”: Niemcy i Polacy wspólnie chcą, by USA nie opuszczały Europy, nasze gospodarki są ze sobą sprzęgnięte, a wobec agresywnej Rosji więcej nas łączy, niż dzieli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2018