Od wieszaka do magazynu

Pół roku temu hotel Cracovia, jeden z najcenniejszych krakowskich zabytków modernizmu, trafił w ręce państwa. Nowy właściciel nie zdecydował jeszcze, co chciałby z nim zrobić.

13.05.2017

Czyta się kilka minut

Na widokówce z lat 60. XX w. /
Na widokówce z lat 60. XX w. /

Architekt Maria Chronowska ma do Cracovii – a właściwie zespołu urbanistycznego przy Alejach Trzech Wieszczów, składającego się również z kina Kijów oraz biurowca – stosunek osobisty, a nawet: uczuciowy. To podczas doszlifowywania na niezliczonych rysunkach kolejnych faz budowy kompleksu, który już dźwigał się z fundamentów planowanego wcześniej w tym miejscu bloku dla związkowców, dopadła ją miłość do kolegi po fachu, również zatrudnionego do tego zadania przez jej promotora, profesora Witolda Cęckiewicza. Odtąd Jerzy i Maria Chronowscy, którzy zdążyli wziąć ślub, zanim w hotelu pojawili się pierwsi goście, spędzili razem 44 lata, realizując wspólnie mnóstwo projektów – głównie bloków na krakowskich osiedlach mieszkaniowych.

– Same szczęśliwe lata – uśmiecha się Chronowska. Nie dlatego, że krakowianie dobrze oceniali ich realizacje. Z nieżyjącym już mężem stanowili znany w środowisku, nierozłączny tandem.

Projekt hotelu Cracovia ocenia z perspektywy lat jako przełomowy dla historii polskiego powojennego modernizmu. – Pierwsza kurtynowa ściana w Polsce, na którą profesorowi udało się pozyskać kilkadziesiąt ton aluminium, praktycznie w tamtych czasach niedostępnego, bo całą produkcję wysyłano Rosjanom – wylicza Chronowska. – Żelbetowa, wsparta na słupach i ścianach poprzecznych konstrukcja, wykorzystanie gotowych prefabrykatów – to były nowatorskie rozwiązania, nawiązujące do zachodnich wzorców, zgodne z wytycznymi Le Corbusiera. Po strasznych latach 50. to było niczym objawienie. Nikt dotąd nie budował tak odważnie, z takim rozmachem. Staliśmy się symbolem popaździernikowej odwilży.

Zachodnia jakość

Budowa hotelu naprzeciw Muzeum Narodowego, obok Błoń, nie była przejawem wizjonerskiego myślenia ówczesnych władz miasta. Rolę sprawczą odegrał Orbis, który na poodwilżowej fali nawiązywał stosunki z zagranicą i potrzebował odpowiednio reprezentacyjnej bazy dla gości. Biuro podróży zwróciło się do Witolda Cęckiewicza, wówczas zatrudnionego w roli głównego architekta miasta i cieszącego się już sporą sławą jako projektant.

– Orbisowi tak zależało na inwestycji, że sfinansował wyprawę studyjną – mówi Maria Chronowska. – Najpierw oglądaliśmy dobrze zaprojektowane hotele w demoludach – na Węgrzech, w Bułgarii, Rumunii. Potem była wycieczka do Paryża i wyjazd do Włoch, w której, niestety, nie mogłam wziąć udziału, bo właśnie urodził się nasz syn. Jak żałowałam! Kiedy zaczynaliśmy studia, taki wyjazd był dla nas czystą abstrakcją. Prywatnymi kanałami zdobywało się literaturę fachową od znajomych z Anglii czy Francji, by zobaczyć chociaż na zdjęciach, jak projektuje świat.

Podróż była inwestycją w architektów. Pozyskane inspiracje miały sprawić, że hotel będzie pod każdym względem „naj”. Najdłuższy, największy, najnowocześniejszy. Nie tylko w Krakowie, ale w całym PRL-u. Zespół wywiązał się z zadania popisowo. Proste, kubiczne bryły, konstrukcja uwalniająca ściany zewnętrzne budynków od funkcji nośnej, dzięki czemu projektanci mogli dowolnie ukształtować fasady, wykorzystane po raz pierwszy w hotelarstwie moduły z wielkiej płyty, ogromne, przeszklone powierzchnie i daleko wysunięte zadaszenie nad głównym wejściem z efektownym podjazdem, przed którym w wyobraźni można było zobaczyć gwiazdy wysiadające z limuzyn. Kompozycja elewacji nawiązywała do abstrakcji geometrycznych, Mondriana i Stażewskiego. We wnętrzu, projektowanym przy pomocy wybitnych artystów plastyków, co było rozwiązaniem precedensowym, znalazły się złota mozaika, serpentynowe schody i posadzki z marmuru.

Niektóre spośród zastosowanych wówczas pomysłów wróciły dopiero dekadę później podczas budowy warszawskiego Supersamu. Analogie można prześledzić na zdjęciach, bo z krajobrazu stolicy Supersam zniknął na zawsze – mimo protestów miłośników architektury zburzono go w kapitalistycznej Polsce.

Głos ludu

Ci sami, usłyszawszy, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podpisało z dotychczasowym właścicielem Cracovii, firmą Echo Investment, umowę zakupu opiewającą na niezbyt wygórowaną, niższą od ceny zakupu kwotę 29 mln zł, a następnie przekazało hotel na rzecz Muzeum Narodowego w Krakowie, odetchnęli z ulgą. Zbyt wiele cennych obiektów powstałych w latach 50., 60. i 70. ubiegłego wieku nie miało takiego szczęścia. Nawet w przetrzebionej przez wojnę Warszawie, gdzie wobec niedostatku wartościowej reprezentacji wcześniejszych epok to właśnie dobrej jakości realizacje z czasów powojennych tworzą architektoniczne dziedzictwo miasta, wyróżniające je na tle sąsiednich europejskich stolic.

Bogaty w zabytki szacowniejsze i o znacznie dłuższej historii Kraków ani nie kojarzy się powszechnie z modernistyczną architekturą, ani sam nie miał do niej nigdy nabożnego stosunku. Wcześniej, jesienią 2016 r., obrońców opustoszałego od lat hotelu, którzy wszczęli protesty na wieść o planach ówczesnego właściciela, szykującego Cracovii los podobny do Supersamu (w jej miejscu miała powstać galeria handlowa lub zespół biurowców), ucieszyła decyzja Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o wpisaniu całego założenia do rejestru zabytków nieruchomych województwa małopolskiego.

Euforia, jaka zapanowała w różnych środowiskach na wieść o ocaleniu szczególnego zabytku modernizmu, jednak nieco przygasa, jeśli uświadomić sobie, że pół roku po jego odzyskaniu nie wiadomo jeszcze, co dokładnie będzie się w Cracovii znajdować. Mogłoby być Muzeum Architektury i Designu, jak sugerowano jeszcze przed sfinalizowaniem transakcji. Jedyne w kraju Muzeum Architektury istnieje co prawda we Wrocławiu, ale zasłużona instytucja mieści się w budynkach późnogotyckiego zespołu pobernardyńskiego, co mocno ogranicza jej możliwości, także wystawiennicze. Jeśli, bazując na coraz większym zainteresowaniu modernizmem, przyjąć, że w Polsce potrzebne jest muzeum o większym rozmachu, nawet na skalę europejską, skoncentrowane głównie na prezentacji rodzimego dziedzictwa tej epoki, nie tylko w architekturze, ale również w innych dziedzinach sztuki, Cracovia nadawałaby się na taki cel nieporównywalnie lepiej.

Jako zwolennik, a nawet pomysłodawca wspomnianej koncepcji występował Andrzej Szczerski, wicedyrektor ds. naukowych w krakowskim Muzeum Narodowym, a jej wstępną wizję opracowała nawet Alicja Nowak, studentka profesora Krzysztofa Ingardena. Potem jednak zapadła długa cisza, po której dyrekcja Muzeum rozpoczęła publiczną debatę nad dalszymi losami Cracovii. Po pierwszym, marcowym spotkaniu, w którym udział wzięło ponad 100 osób, stało się jasne, że oczekiwań jest mnóstwo, w dodatku dość rozbieżnych.

Uczestniczący w debacie profesor Witold Cęckiewicz, którego zdanie – jako głównego autora projektu, od lat postulującego objęcie Cracovii bezwzględną ochroną konserwatorską – powinno liczyć się dla właściciela najbardziej, wypowiada się o sprawie ostrożnie. Podkreśla, jak bezprecedensowa jest decyzja o oddaniu obiektu na cele kulturalne.

– Dopełnia tym samym w najlepszy sposób ciąg gmachów użyteczności publicznej, tworzących kilkusetmetrowy odcinek krakowskiego Ringu – mówi. – Po przebudowie placu dzielącego go od gmachu istniejącego Muzeum Narodowego ma szansę wytworzyć unikalną przestrzeń publiczną, łączącą pobliskie tereny rekreacyjne ze sztuką, mieszczącą się nie tylko w budowlach, ale i tą nową, wychodzącą coraz silniej poza mury i wnętrza muzeów.

Zdaniem Cęckiewicza wystarczająco duże wyzwania przyniesie sama zmiana funkcji tak olbrzymiego obiektu wraz z przylegającym doń terenem o powierzchni blisko 1,7 ha.

– Hotel posiada wyraźnie rozdzielone dwa rodzaje przestrzeni. Dolna, parterowa, to dwupoziomowe powierzchnie sklepów, hole komunikacyjne, sale po dawnej restauracji i zabudowane patio, zmienione w główną halę kasyna. To wszystko może być na różny sposób dostosowane do potrzeb muzealnych – mówi architekt. – Druga, górna, pięciokondygnacyjna część zawiera ponad 300 jednostek hotelowych, wszystkie wyposażone w podobnej wielkości łazienki z węzłami sanitarnymi. Standard tych pomieszczeń odbiega od współczesnych wymogów, więc byłoby trudno je zaadaptować na cele wystawiennicze, ale być może – przejściowo – na pokoje dla prac konserwatorskich albo biura? Obie części różnią się też konstrukcyjnie. Przebudowa musiałaby objąć całość, łącznie ze ścianą kurtynową. Żeby wykorzystać jak najlepiej sąsiedni teren, trzeba byłoby rozdzielić komunikację kołową i szynową od potrzebnych tu ciągów pieszych, być może sprowadzając część ruchu pod ziemię, jak zakładałem jeszcze podczas prac projektowych. To wszystko wymaga dogłębnych przemyśleń w szerokim gronie, więc organizacja cyklu dyskusji dotyczących całego założenia jest dobrym pomysłem – dodaje dyplomatycznie prof. Cęckiewicz.

Pokusa komercji

Debata o przyszłości Cracovii z jednej strony jawi się jako wyraz otwartości i chęć wsłuchania się w głos społeczeństwa. Z drugiej – może dowodzić niepewności lub niejasności intencji właściciela, który kupując tak prestiżowy obiekt powinien był zawczasu zaplanować jego dalszy los. Przekazanie budynku Muzeum Narodowemu niejako wymusza jego przeznaczenie na cele kulturalne, ze wskazaniem na przyszłe muzeum, jednak jego profil jeszcze nie został sprecyzowany. Ostatnie słowo w tej materii zapewne będzie należeć do ministra kultury. Choć Andrzej Szczerski, znawca modernizmu (a prywatnie brat szefa gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy), szczerze przekonany do sensowności pierwotnej koncepcji, walczył o nią na najwyższych szczeblach, można wątpić, czy wszyscy przedstawiciele obecnej władzy podzielają te fascynacje, czy też raczej są skłonni przenosić na polską architekturę lat powojennych antypatie związane z grzechami poprzedniego systemu. Stąd pojawiające się już podczas marcowej dyskusji głosy o możliwości ulokowania w budynku „muzeum kultury polskiej”, „być może z częścią poświęconą architekturze i designowi” – sugerujące zmianę proporcji. Pewne jest na razie tylko tyle, że na czas remontu Muzeum Narodowego gmach Cracovii posłuży głównej placówce za tymczasową przechowalnię zbiorów.

Oprócz zagrożenia związanego ze sporami na tle ideologicznym, ryzyko niesie sama zmiana formy własności – z prywatnej na publiczną. Dawny hotel Cracovia, budowany w wysokim standardzie na potrzeby Orbisu za państwowe pieniądze, miał służyć pozyskiwaniu dewiz od gości zagranicznych i był inwestycją w pełni opłacalną. Rentowność zaczął tracić dopiero po prywatyzacji w 1989 r., gdy nieremontowane wnętrza traciły blask. Każdy prywatny inwestor, podejmując decyzje takie jak ta, którą podjęło niedawno państwo, dokładnie analizuje skutki zaciągniętych na jej poczet kredytów, z góry zakładając, że będzie musiał je zwrócić. Inwestor państwowy natomiast dysponuje wcześniej zaplanowanymi na ten cel środkami z budżetu albo z rezerw – zwykle skromnych. Dlatego żeby utrzymać opłacalność inwestycji, często pomaga sobie, dokładając do planowanych funkcji nowe – komercyjne. Niewykluczone, że w przypadku Cracovii, mimo szczytnych założeń, po pewnym czasie też pojawi się taki pomysł. Pokusa, by wykorzystać część hotelową zgodnie z jej przeznaczeniem i pozwolić jej zarabiać na utrzymanie części kulturalnej, może okazać się zbyt silna. Która z funkcji w przyszłości przeważy – trudno osądzić.

Nie ulega też wątpliwości, że jeśli przebudowie ma ulec cały kompleks urbanistyczny, razem z przyległym do gmachu Muzeum Narodowego placem, tworząc nową jakość w wykorzystaniu krakowskiej przestrzeni publicznej, może nawet – strach pomyśleć! – konkurencyjną wobec Rynku, kroi się gigantyczna inwestycja, wymagająca równie olbrzymich pieniędzy oraz sprawnego współdziałania władz centralnych i samorządowych. Środki tej skali są poza zasięgiem jednych i drugich, w grę mogłyby więc wchodzić zapewne fundusze europejskie, a ich pozyskanie wymaga czasu oraz spełnienia dodatkowych warunków, z czym przynajmniej jedna – rządowa – strona miewa ostatnio problem.

Miejsce, które zobowiązuje

Cracovia mogła wyrosnąć tam, gdzie stoi, bo już na samym początku udało się przezwyciężyć przeszkodę zdawałoby się nieusuwalną, natury politycznej. Przekonano mianowicie towarzyszy z Komitetu Wojewódzkiego PZPR, by na potrzeby inwestycji – było nie było, stuprocentowo komercyjnej – zgodzili się zlikwidować pozostałości po niedoszłej siedzibie związków zawodowych i partii.

Projektanci niegdysiejszego hotelu podkreślają, że to miejsce zobowiązuje do wizjonerskiego spojrzenia. O wizje w dotychczasowej polskiej historii, także tej architektonicznej, raczej nietrudno – plany stworzenia wielkiego założenia urbanistycznego w tej części Krakowa liczą sobie już ponad sto lat. Gorzej bywa z konsekwentnym wcielaniem ich w życie. Jeśli i tym razem powtórzy się dobrze znany schemat i niszczejąca Cracovia z wieszaka dla wielkoformatowych reklam, którym była przez ostatnie lata, zmieni się w wieczny magazyn dla zbiorów Muzeum Narodowego, będzie można mówić o kolejnej zaprzepaszczonej szansie.

Na otarcie łez zostaną wspomnienia z dansingów i studniówek, legendy o kunszcie hotelowych fryzjerów i coraz słodszy w miarę upływu czasu smak kremówek z cukierni, po które przyjeżdżał swoim mercedesem Stanisław Lem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2017