Obywatelstwo po nokaucie

Racje służące godnemu życiu są wyższe niż racje służące wyłącznie do wygrania następnych wyborów. Politycy o tym zapomnieli.

22.01.2018

Czyta się kilka minut

Protest zorganizowany przez Ogólnopolski Strajk Kobiet, Kraków, 17 stycznia 2018 r. / FILIP RADWAŃSKI / FORUM
Protest zorganizowany przez Ogólnopolski Strajk Kobiet, Kraków, 17 stycznia 2018 r. / FILIP RADWAŃSKI / FORUM

Co ma czynić szara obywatelka? Piszę tak nie dlatego, że chciałbym przemówić w imieniu kobiet; potrafią to zrobić lepiej i dobitniej niż ja. „Obywatelka” dlatego, że właśnie kobieta ma dzisiaj szczególne prawo do zadawania ważnych pytań wobec zagrożeń, jakie spotykają ideę obywatelstwa w Polsce. Idea ta polega, z grubsza rzecz ujmując, na chęci nie tylko do wypowiadania własnych racji, ale przede wszystkim do słuchania racji odmiennych niż moje. Dopiero w sytuacji takiej rozmowy, po rozważeniu różnych argumentów, można przejść do ustalania wniosków i stanowienia praw.

Gdy odmawia się rozmowy, a zatem gdy traci się zdolność do wysłuchania Drugiego – otwiera się drogę do wszelkiego rodzaju autorytaryzmów. Równowaga mówienia i słuchania, centrum i peryferii, przepisów prawa i religii oraz etyki – to podstawowe warunki, bez których społeczeństwo obywatelskie nie zaistnieje. Bez takiej równowagi nie ma wspólnoty, są jedynie brutalne rządy (często iluzorycznej) większości. Opierają się one na przeświadczeniu, że mogę robić, co chcę, nie dlatego, że jest to dobre, lecz dlatego, że jest moje. Postawa wielu posłów opozycji w czasie głosowania nad dalszymi losami projektu obywatelskiego uwzględniającego liberalizację możliwości przerwania ciąży oznacza, z punktu widzenia szarej obywatelki, że nastąpiło łagodne wchłonięcie opozycji przez partię władzy.

Prawo do wysłuchania

W społeczeństwie obywatelskim szara obywatelka nie może rościć sobie prawa do tego, by jej racje uznawano za jedyne słuszne; ma natomiast pełne prawo do ich wypowiadania i do tego, by zostały one wysłuchane. Projekt obywatelski z tytułu swej obywatelskości właśnie winien być dyskutowany, niezależnie od tego, czy efektem tej dyskusji będzie pełna realizacja jego postulatów, czy też zostaną one zmodyfikowane. Ale warunkiem podstawowym i niezbywalnym jest podjęcie rozmowy nad tym, co obywatelki zgłosiły.

Sytuacja, do jakiej doszło za sprawą całkiem niemałej liczby posłów PO i Nowoczesnej, ma co najmniej dwie groźne konsekwencje.

Po pierwsze, obie wzmiankowane partie z powodu swego liberalnego rodowodu mają obowiązek poważnego wczytywania się w to, co obywatelki mają do powiedzenia. Niekoniecznie dlatego, by się z wszystkim zgadzać, lecz dlatego, że to głos obywatelski, a bez tego głosu społeczeństwo demokratyczne traci sens. Ten obowiązek został pogwałcony; okazało się, że idea obywatelskości nie ma dla sporej części liberalnych polityków większego znaczenia. Obywatelki zostały więc zostawione same sobie. Nie mam wątpliwości, że sobie poradzą, choć mam nadzieję, że już bez pomocy rzeczonych polityków.

Po drugie, zakłócona została mapa wyborczych upodobań obywatelek. Sceną politycznych wyborów zarządzają trzy partie, które złożyły swym potencjalnym wyborcom konkretne obietnice. Jedną z nich było w przypadku Nowoczesnej i PO wspieranie obywatelek i obywateli w ich dążeniu do mądrzejszego urządzenia stanu spraw ludzkich. Teraz obywatelki albo na PO i Nowoczesną nie zagłosują (czemu trudno się dziwić), albo do urn się nie stawią, co znów wypaczy ideę rządów większości i jeszcze bardziej zaszkodzi przyszłości społeczeństwa obywatelskiego.

Radź sobie sama

Przyczyny rezygnacji z głosowania, jakie podawali posłowie, a także (rzecz w tym przypadku nie bez znaczenia) posłanki były co najmniej niejasne, by nie rzec: kuriozalne.

Chodzić miało już to o względy natury światopoglądowej, już to o nie do końca zrozumiałą postawę partii, jeśli chodzi o dyscyplinę głosowania. Bodaj najbardziej irytujący powód podała profesor Chybicka argumentując, że jej głos jako posłanki opozycji jest bez znaczenia, więc głosowanie nie miałoby i tak sensu. To cios iście nokautujący, po którym obywatelka i obywatel znaleźli się na deskach. W jednym zdaniu zakwestionowano podstawę demokratycznego ładu opartego na odpowiedzialności za stanowione prawo, co w praktyce oznacza dokonywanie wyboru w wyniku przemyśleń i doświadczeń, a nie jedynie dopasowania się do arytmetyki politycznej. Gdy przyjąć argumentację pani profesor, wynika z niej, że społeczeństwo staje się teraz już niemal na zawsze niewolnikiem raz podjętej decyzji, zwalnia się z obowiązku krytycznej oceny sytuacji („po co, skoro i tak to bez znaczenia”) oraz petryfikuje status quo („dlaczego proponować zmiany, skoro są bez szans natychmiastowego powodzenia”). To, że za tymi propozycjami stoją ludzkie losy i doświadczenia życiowe, praca intelektualna, wysiłek formowania grup obywatelskich, nie odgrywa w karierze naszych polityków większej roli.

Posłowie oraz posłanki PO i Nowoczesnej wysłali sygnał następujący: obywatelko, radź sobie sama, my bowiem wybraliśmy wygodną bezradność, którą zawsze obłudnie zasłonimy moralnymi pryncypiami, a jeśli to nie wystarczy, usprawiedliwimy się, mówiąc: „Moglibyśmy chcieć, ale po co – przecież i tak jesteśmy w mniejszości”. Teraz szara obywatelka już wie, że to język zwodniczy i będzie się miała na baczności.

Polityka równa się arytmetyka

Gdyby szara obywatelka starała się dociekać przyczyn tej sytuacji, mogłaby dojść do mało budującego wniosku, że za wszystkim stoi rosnąca latami niechęć elit politycznych do podjęcia intelektualnej pracy nad stanem społeczeństwa, jego przyszłością i ich własną rolą w kształtowaniu tej przyszłości. Polityka sprowadzona została do pragmatyki realizowania własnych celów bez uwzględnienia tych czynników, jakie mogłyby owym celom przeciwstawić racje odmienne. Stała się nie więcej niż arytmetyką głosów i doraźnym administrowaniem.

Polityka „ciepłej wody w kranie” jest dobitnym przykładem ideowej pustki, podobnie jak obecnie uprawiana polityka historyczna.

Pierwsza doprowadziła do wyjałowienia życia publicznego, nie dostrzegając, jak wiele obywatelek i obywateli jest pozbawionych dostępu do owej metaforycznej „ciepłej wody”. W ten sposób powstał zdeformowany obraz społeczeństwa i jego dobrostanu.

Druga nachalnie narzuca kult „żołnierzy wyklętych”, nie zważając na protesty historyków. Proponuje nam upojenie jagiellońską wielkością, nie biorąc pod uwagę głosów przekonujących, że lepsze efekty przyniósłby namysł nad okresem Sejmu Czteroletniego. Z jego prób naprawy Rzeczypospolitej wynika jasno, że rację mieli mądrzy działacze w rodzaju Kołłątaja, Staszica, Jezierskiego, gdy wykazywali, że słabość państwa (a w konsekwencji jego upadek) była mniej rezultatem agresji z zewnątrz, a bardziej wynikiem naszej własnej głupoty i słabości.

Szara obywatelka i jej siostry powiedziałyby więc paniom posłankom i panom posłom: „Zrobiliście to ze zwykłego lenistwa i duchowej ospałości, która przeszkodziła wam w podjęciu trudu rozmowy nad tym, co wam przedstawiłyśmy. Do bezradności dołączyliście bezmyślność. Jak panowie szlachta nie chcieli przez stulecia słuchać głosu mieszczan i chłopów, nie dopuszczając ich do rozmowy publicznej, tak wy dzisiaj nie słuchacie głosu obywateli”.

Chrześcijaństwo wyciągniętej ręki

Szara obywatelka mogłaby więc powiedzieć za Eurypidesem: „dziś jestem bez miasta, najnędzniejsza z ludzi”, bowiem, istotnie, „miasto”, w znaczeniu systemu politycznego i jego instytucji, opuściło szarą obywatelkę. Ale nie znaczy to wcale, że powinna ona zwątpić w swoje racje i odstąpić od ich dochodzenia. Porzucona przez urzędników polis powinna zacząć konstruować nową polis, nowe miasto obywatelskie. Człowiek jest, przekonuje Hannah Arendt, istotą, której dana jest zdolność nieustannego zaczynania na nowo. Zacząć więc trzeba od tego, od czego właśnie odżegnali się politycy: od podjęcia poważnej debaty, z pewnością publicznej, ale przede wszystkim debaty jako rozmowy w najbliższym kręgu sióstr i braci, bowiem od zaprzestania takiej rozmowy zaczyna się psucie życia publicznego.

Nieodzowne będą protesty i marsze – z tego szara obywatelka nie zrezygnuje, i słusznie. Ale będzie pamiętała o napomnieniu Eurypidesa: „Oto co gubi niewątpliwie miasta, / ludzi i rody: nazbyt piękne słowa. / A mówić trzeba nie co miłe uszom, / lecz to, co czyni ludzi szlachetnymi”. Szlachetność zaś zaczyna się od aktu dobrej woli, który dopuszcza Innego do obecności i do głosu. Dlatego szara obywatelka będzie, bardzo bym tego pragnął, rozszerzała krąg rozmowy po to, by stało się jasne, że racje służące godnemu życiu są wyższe niż racje służące wyłącznie do wygrania następnych wyborów. Wobec braku liczącej się centrolewicy szara obywatelka będzie budowała stowarzyszenia i związki Ludzi Dobrej Woli, mogące stać się zaczynem ugrupowania obywatelskiego, które – miejmy nadzieję w nieodległej przyszłości – zdobędzie życzliwość wyborców. Ale na razie mówię nie o „partii”, lecz „stowarzyszeniach” i „związkach”, bowiem o zdolność do towarzyszenia ludziom w wyzwaniach ich losu, o związanie ich z pragnieniem zmiany będzie tu chodzić, a nie tylko o rachunkowość wyborczą i kunktatorskie gry, będące najczęściej przykładami złej woli.

Przypomnę diagnozę Leszka Kołakowskiego, że „przynajmniej dla części wielkich problemów ludzkości nie ma rozwiązań czysto technicznych czy organizacyjnych, że wymagają one tego, co Jan Chrzciciel nazwał metanoją, przemianą duchową”. Szara obywatelka będzie rzeczniczką takiej przemiany. To znaczy, będzie zabiegała o to, by polityka stała się znów poważna. Poważną zaś jest polityka wtedy, gdy przestanie widzieć świat w kategoriach zero-jedynkowych (całe dobro to my, całe zło to oni) i gdy zda sobie sprawę z tego, że jej zadaniem nie jest miażdżenie przeciwnika po drodze do kolejnych wyborów, ale ustanawianie w maksymalnie możliwym konsensusie ram, w których życie ludzkie czyniłoby sens.

Szara obywatelka wezwie więc wraz z Ludźmi Dobrej Woli do szanowania Konstytucji i niezawisłości sądów, do wysłuchania racji kobiet, ich prawa do decydowania o własnym losie, który – wbrew opinii sporej części polityków – nie obsadza ich w roli morderczyń. Wezwie do wysłuchania racji uchodźców, stanie w obronie prawa gościnności, którego złamanie (znów Eurypides) „to sprawa haniebna”. Wezwie do głębokiego przemyślenia chrześcijaństwa jako postawy, która nie oznacza zamknięcia we własnym kręgu domowych – cynicznie przez polityków i część hierarchów wykorzystywanych – uprzedzeń, lecz wiąże się z ryzykiem spotkania i wyciągniętej ręki.

Wszak Simone Weil nie bez racji mówiła o chrześcijaństwie jako o „szaleństwie miłości”, a nie o szaleństwie egoizmu. Obywatelka wezwie więc do re-chrystianizacji, ale nie Europy, lecz nas samych, tu i teraz w Polsce. Po to, byśmy znów mogli słuchać się wzajemnie, a nie tylko mówić; zawsze głośno i często bez sensu. ©

Cytowałem tragedie Eurypidesa: „Hekabe” i „Hipolit uwieńczony” w przekładzie Roberta Chodkowskiego, oraz Leszka Kołakowskiego „Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny” w przekładzie Doroty Zańko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Literaturoznawca, eseista, poeta, tłumacz. Były rektor Uniwersytetu Śląskiego. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Członek Komitetu Nauk o Literaturze PAN, Prezydium Komitetu „Polska w Zjednoczonej Europie” PAN, Prezydium Rady Głównej Szkolnictwa… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2018