Obywatele i polityka bezwstydu

Wstyd stał się dzisiaj obywatelskim obowiązkiem i powinnością, instrumentem moralnego nacisku na władze - pisał Tadeusz Sławek w lipcu 2017 r. W grudniu tego samego roku, po decyzjach parlamentu i prezydenta, tekst jest wciąż aktualny.

31.07.2017

Czyta się kilka minut

Pod Sejmem, Warszawa, 18 lipca 2017 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Pod Sejmem, Warszawa, 18 lipca 2017 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Władza udała się na wakacje, ­trudno nam będzie jednak o niej zapomnieć. Pożegnała nas dwoma orędziami – rzecz bez precedensu. Prezydent Andrzej Duda uznał niekonstytucyjność dwóch przedstawionych ustaw, wspomniał o trybie wypracowywania kolejnych projektów, stwarzając nadzieję, że nie będzie to gorszący proces gorączkowego pośpiechu i jawnego lekceważenia wszystkich poza samymi autorami owych legislacyjnych potworków. Mowa premier Beaty Szydło była obietnicą dalszego podsycania wzajemnej niechęci, dzielenia społeczeństwa jako sposobu uprawiania polityki i sprawowania władzy.

Rządzący znów jasno rozdzielili role: po jednej stronie są „Polacy”, po drugiej „ulica i zagranica”. Ów niewyszukany trop poetycki jest szczególnie cenny dla obecnej władzy, gdyż pozwala na zrymowanie wielotysięcznych tłumów gromadzących się co wieczór w 150 dużych i małych miastach polskich z ludźmi „niewiadomego pochodzenia” i „wrażego obywatelstwa”.

Ponieważ trzeba traktować zapowiedzi pani premier poważnie, należy przyjąć, że „nie cofnie się” ona, zdania nie zmieni i do końca swoich dni będzie dzieliła z rządzącą partią przekonanie, że Polska to kraj zamieszkały w znacznym procencie przez nie-Polaków, przed którymi trzeba strzec tych, którzy są Polakami „prawdziwymi”, czyli popierającymi prezesa.

Premier nie wyciągnęła żadnej lekcji z ostatnich wydarzeń, ale trudno, aby było inaczej, gdyż przedstawiciele obecnej władzy nie są od uczenia się, lecz od pouczania innych. Dlatego z taką łatwością przychodzą im wszelkie inwektywy, te bowiem nie wymagają myślenia, a jedynie sprawnego operowania podsuniętymi przez ­piarowców obraźliwymi formułami. Co bywa śmieszne, ale jest niezmiennie groźne dla bytu narodu i wspólnoty politycznej.

Pisowska ziemia obiecana

Gdyby zapytać, w jakiej stawia to sytuacji nas, obywateli, trzeba by powiedzieć, że nie ustały powody, dla których moglibyśmy zrezygnować z poczucia wstydu za rządzących. Myślę bowiem, że to właśnie wstyd stanowił głębsze podglebie owych protestów gromadzących co wieczór coraz większe rzesze coraz młodszych ludzi. Wobec bezwstydu władzy bezceremonialnie zagarniającej wyłącznie dla siebie i swoich urojeń scenę polityczną, obywatelowi pozostaje narastające poczucie wstydu jako moralnego wyrzutu wobec arogancji i bezprawia partyjnej autokracji.

Więcej: wstyd staje się obowiązkiem i powinnością, instrumentem moralnego nacisku, jak się okazało – wcale nie nieskutecznego w krótkiej perspektywie i stanowiącego zaczyn dalszych działań. Pozwala on bowiem na jasne wypowiedzenie powodów niezgody na obmyśliwany przez władzę stan rzeczy.

Nasz wstyd wiedzie do kontestowania polityki bezwstydnej, to znaczy takiej, w której władza postępuje, jak postępuje, tylko dlatego, że może tak postępować („mamy mandat”, „nasza większość” i „suweren” odmieniany przez wszystkie przypadki, choć bez zrozumienia). Bezwstyd w polityce polega właśnie na aroganckim czynieniu wszystkiego, co mogę, bez zadania sobie trudu zapytania, czy muszę tak działać.

Ta kwestia jest fundamentalnej wagi, bowiem zmusza do rozważenia publicznych konsekwencji podejmowanych działań. Pytanie „Czy muszę?” uwzględnia to, że oprócz mnie istnieje ktoś o innych poglądach, i to w najbliższym otoczeniu. Otwiera przestrzeń, w której możliwa jest poważna dyskusja przynosząca kompromis, stanowiący wspólny sukces obydwu stron dyskusji.

Kiedy premier polskiego rządu, wbrew wetu prezydenta i protestom obywateli, zapewnia „nie cofniemy się”, jasno deklaruje podstawową zasadę polityki bezwstydu. Obecna władza całkowicie eliminuje sferę wahania i namysłu, odmawia więc porozumienia z kimkolwiek, kto nie reprezentuje jej samej. Przeciwnie – będzie dążyć do maksymalnie głębokiego i trwałego skłócania wspólnoty.

Konfliktowanie należy do zasadniczego instrumentu bezwstydu, gdyż wynika z przekonania o jedynej i niekwestionowanej słuszności własnych poglądów. Bezwstyd władzy musi dążyć do kreowania przeciwników (czyli tych, którzy racji nie mają z założenia) oraz podtrzymywania opowieści o własnej unikalnej odrębności, której niezmącona słuszność przeciw­stawia się wszelkim napierającym z zewnątrz błędom. Dlatego jakikolwiek komentarz ze strony instytucji unijnych czy innych państw spotyka się z histeryczną reakcją, gdyż polityka bezwstydna potwierdza swoje racje, minimalizując istnienie świata poza ziemią obiecaną pisowskiej polityki.

Bezwstyd krzyczy: wstańcie z kolan, bądźcie dumni, bo jesteście jedynie słuszni w swojej racji, a kto nie z nami, ten przeciwko nam. Wstyd odpowiada: trzeba dać posłuchanie różnym sądom i opiniom, a wstanie z kolan może łatwo okazać się dwuznacznym gestem bezbożnej zarozumiałości oraz pogardy dla tych, którzy nie należą do „nas”. Wstyd jest gotowością do cofnięcia się; bezwstyd nie weźmie pod uwagę takiej możliwości.

Bezwstyd nie wzdraga się także przed kreowaniem rzeczywistości alternatywnej; przeciwnie, to w niej czuje się najlepiej – wszak w niej nie ponosi się żadnych konsekwencji za swoje czyny. Jak wtedy, gdy telewizja publiczna bezwstydnie zaprzeczała wypowiedziom rządu Stanów Zjednoczonych na temat zagrożeń dla niezawisłości sądów w Polsce. I tak co wieczór, o 19.30.

Morda ludzka

Wstyd jest zatem instrumentem, jakim dysponuje obywatel wobec bezwstydnej władzy.

Powodów do wstydu jest wiele. Najpierw za to, że ustawami próbuje się podeptać konstytucję i zapisaną w niej zasadę trójpodziału władzy. Dalej za to, że w majestacie urzędu wmawia się nam, iż migrujący ze świata biedy i wojny ludzie są nosicielami zarazków i groźnych bakterii. Za to, że premier rządu posługuje się tragedią obozu Auschwitz, by reklamować słuszność swojej separatystycznej i krótkowzrocznej polityki, mającej rzekomo gwarantować bezpieczeństwo obywateli. Wstyd nam także, że premier rządu z całkowitą obojętnością traktuje fakt, iż jej ministrowie oficjalnie próbują przeforsować projekty jaskrawo niekonstytucyjnych praw. Nie oznacza to nic innego jak złowróżbną zapowiedź, że tego rodzaju zachowania będą trwały nadal.

Wstyd nam także za to, że polityka obecnej władzy, skąpana w retoryce chrześcijaństwa, jest w istocie zaprzeczeniem wszelkiej chrześcijańskiej idei miłosierdzia. „Zdradzieckie mordy”, „kanalie”, „ubeckie wdowy”, „obywatele drugiego sortu”, „ulica” sprzysiężona z „zagranicą” – oto retoryczne sposoby zamieniania swoich w „obcych”, współobywateli w obcy i wrogi element, rodaków w „uchodźców”, a wobec tych – jak nam chcą wmówić – nie praktykuje się miłosierdzia. To, że stwierdzenia takie padają w Sejmie i Senacie Rzeczypospolitej, jasno wskazuje, iż rządzący nie poczuwają się do żadnych zahamowań i można spodziewać się jedynie eskalacji tego rodzaju języka.

Wstydźmy się też my, katolicy, że Episkopat Kościoła katolickiego milczał w tak istotnej sprawie jak jawna brutalizacja życia publicznego, narastająca przemoc wobec „obcych” i zanik podstawowego szacunku do człowieka, będącego przecież, jak wierzymy, dziełem bożym.

Śmierciodajne versus życiodajne

To, że politycy partii rządzącej nie mają najmniejszej chęci uczenia się i wyciągania wniosków z reakcji społecznych, nie oznacza, że ich polityka jest „bezmyślna”, lecz że stosuje szczególną formę myślenia. Partyjne organizowanie świata i, niestety, naszego życia należy do porządku obmyślania. Okazuje się ono szybko nie więcej niż planowaniem taktycznych ruchów tak, by pominąć, obejść wszelkie opinie powątpiewające w legalność zakładanych celów. Dobro wspólne istnieje tu tylko o tyle, o ile jest tożsame z interesem i ambicjami partii.

Myślenie polityczne natomiast jest strategią polegającą na rozpoznaniu wielości zdań i poglądów, a następnie na podjęciu wysiłku do ich racjonalnego uzgodnienia. W ten sposób sprzyja rozszerzaniu strefy dobra wspólnego. Jego stawką nie jest wyłącznie władza, lecz życie; nie planowanie i zarządzanie, lecz kultywowanie postawy, dzięki której można żywić nadzieję. Zapewne polityka nie może istnieć bez jakiejś formy obmyślania, ale polityka pozbawiona myślenia jako przestrzeni dialogu staje się groźna dla każdej wspólnoty.

Obmyślanie najlepiej czuje się zaś wtedy, gdy może komuś zagrozić, ustawić w opozycji do kogoś innego, pozbawić zaufania. Wcześniej czy później prowadzi do tego, że dajemy posłuch wezwaniu do unicestwienia, pognębienia, zniszczenia drugiego, który jawi się coraz bardziej wyraziście jako przeciwnik. W tym sensie jest ostatecznie „śmierciodajne”. Nam jednak chodzi przecież o to, żeby myślenie i polityka były życiodajne – miały zdolność do łączenia.

Wstyd jest postawą dającą nam siłę do radzenia sobie w sytuacji, w której „tkwimy w rozdarciu nieuleczalnym, nie do pokonania, między utopijnymi marzeniami, pragnieniem braterstwa, bliskości innych, doskonałości społecznych form, choć ta nigdy nie była nam dana, a toczącym je nurtem złośliwości, nienawiści, tragicznych wojen, zła” (Barbara Skarga „Kwartet ­metafizyczny”).©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Literaturoznawca, eseista, poeta, tłumacz. Były rektor Uniwersytetu Śląskiego. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Członek Komitetu Nauk o Literaturze PAN, Prezydium Komitetu „Polska w Zjednoczonej Europie” PAN, Prezydium Rady Głównej Szkolnictwa… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2017