Obywatel Grass

Informacja o przynależności nastolatka Güntera Grassa do Waffen-SS wywołała w Niemczech medialną burzę. Wyznanie noblisty było w ostatnich dniach komentowane bardziej emocjonalnie niż wojna w Libanie czy też wystawa Eriki Steinbach o wypędzeniach.

21.08.2006

Czyta się kilka minut

Dyskusja wokół sprawy Grassa wydaje mi się jednak powierzchowną ekscytacją medialną, która nie tylko nie podważa artystycznego autorytetu noblisty, lecz także nie wnosi nowych aspektów do niemieckiej debaty o tożsamości. Co najwyżej przypomina, jak niewygodną i kontrowersyjną postacią był i jest dla Niemców Grass.

Od wielu lat zajmuje on niekwestionowane miejsce na Parnasie niemieckiej literatury: jest jej najważniejszym ambasadorem po śmierci Heinricha Bölla, co więcej - stał się symbolem stabilnej powojennej demokracji niemieckiej. Książki Grassa i Bölla demaskowały niemieckie mity, to głównie w ich pisarstwie następowało wczesne rozliczenie z autorytarnymi tradycjami oraz nazistowskim totalitaryzmem. Polityczne zaangażowanie Grassa nie ograniczało się przy tym nigdy do publikowania książek i esejów. Autor "Blaszanego bębenka" dokładnie odpowiada ideałom Alberta Camusa, który żądał od pisarzy niezależności w stosunku do każdej władzy czy partii. Pisarz według Camusa to "wolny strzelec" czy też "partyzant", którego zadaniem jest "przemawiać w imieniu tych, którzy mówić nie mogą".

Grass aktywnie uczestniczył w kampaniach wyborczych Willy Brandta czy Gerharda Schrödera. Przez wiele lat był członkiem socjaldemokracji, zachował jednak polityczną niezależność. Kiedy na początku lat 90. socjaldemokraci przyczynili się do ograniczenia prawa do azylu, Grass wystąpił z SPD. Wspierał politykę wschodnią Brandta i zbliżenie z Polską. O tych aspektach biografii noblisty dobrze się pamięta na wschód od Odry, zapomina się jednak, że w przeciwieństwie do wielu innych lewicujących pisarzy zachodnioeuropejskich oraz swoich towarzyszy z SPD, Grass, przyjaciel środkowoeuropejskich dysydentów, był zawsze wyczulony na łamanie praw człowieka w krajach byłego bloku sowieckiego, co spowodowało, że stał się dla komunistów persona non grata. Sympatyzował z lewicą, lecz zawsze z lewicą antytotalitarną. Krytykował ograniczanie praw obywatelskich jako metodę zwalczania terrorystów, jednak zdecydowanie odcinał się od akcji grupy Baader-Meinhof. Zamiast stawiać na radykalną transformację, bronił ślimaczego tempa demokratycznych reform.

Mimo swojej popularności czy wręcz wpływu, jaki zdobył w Niemczech, pozostając w centrum uwagi mediów, Grass od początku był postacią kontrowersyjną, dzielącą opinię publiczną; zawsze niekonwencjonalny, nigdy nie oportunistyczny. Dla części lewicy nie do przyjęcia był jego egzystencjalny pesymizm, no i nieufność wobec Sowietów, niemiecką prawicę drażniła stanowcza krytyka ery Adenauera i zaangażowanie na rzecz radykalnej demistyfikacji Trzeciej Rzeszy, a także "obsceniczność" gdańskiej trylogii.

Ten uciekinier z Gdańska, dziecko mieszanej rodziny kaszubsko-niemieckiej, ze swoją powikłaną tożsamością często musiał się czuć obco w powojennych Niemczech. Mam wrażenie, że dopiero w ostatnich latach, po nagrodzie Nobla, relacje między Grassem a niemiecką opinią publiczną się poprawiły: jak pisały gazety, Grass stał się dla Niemców "pisarzem narodowym". Jakie były powody tego zbliżenia? W niewielkim stopniu literackie. Aczkolwiek mało kto dzisiaj zaprzeczy, że Grass zasłużył sobie na eksponowaną pozycję w literaturze niemieckiej, to jednak jego książki w ostatnich trzech dekadach były często chłodno przyjmowane nawet przez życzliwie nastawionych krytyków i czytelników. Całe jego dzieło nadal znajduje się w cieniu zakończonej w 1963 roku trylogii gdańskiej.

Grassowi nie udało się co prawda opu­blikować arcydzieła godnego "Blaszanego bębenka", niemniej jednak nadal miał odwagę mierzyć się z ważnymi dla Niemców tematami, sięgając po wielkie formy literackie. Ostro krytykowane "Rozległe pole" pozostaje do dziś najważniejszą powieścią dotyczącą zjednoczenia Niemiec. Nie obawa przed niebezpieczeństwem narodowej megalomanii jest tematem, który dziś pasjonuje czytelników; fascynuje raczej nieufność Grassa wobec iluzji szybkiego sukcesu ekonomicznego i społecznego polityki zjednoczeniowej, ostrzeżenie przed kulturalną "kolonizacją" Wschodu przez Zachód. Z kolei powieść "Idąc rakiem", poświęcona losom wypędzonych, to głos pełen empatii dla niemieckich ofiar wojny, jednak w przeciwieństwie do retoryki Związku Wypędzonych pamiętający o szerszym kontekście politycznym wypędzeń, o tym, że utrata ziem wschodnich była wynikiem wojny wywołanej przez Niemcy.

Nie tylko Niemcy w ostatnich latach zaakceptowały Grassa, także Grass mógł zaakceptować Niemcy. Zjednoczenie nie wywołało nacjonalistycznej histerii, wschodnie landy mimo poważnych trudności transformacyjnych nie stały się kolonią Bonn. Co ważne, Niemcy są dzisiaj narodem suwerennym, dumnym i skromnym jednocześnie, nie odżegnującym się od odpowiedzialności za zbrodnie przodków. Zjednoczenie nie wywołało też bowiem zbiorowej amnezji; przeciwnie, po raz pierwszy po 1945 roku Niemcy jako jedna wspólnota otoczona zaprzyjaźnionymi narodami mogły się skonfrontować z trudnymi rozdziałami swej przeszłości.

Głównym impulsem dla historycznych rozliczeń ostatnich dekad nie był zbiorowy masochizm czy wręcz nienawiść do samych siebie, lecz ciekawość, chęć poznania mechanizmów, które wprowadziły naród na hitlerowski tor. Wiedza ta miała chronić przed nowymi nacjonalistycznymi impulsami, miała ustabilizować demokrację. Autokrytyczny dyskurs historyczny spowodował w ostatnich latach nie tylko debaty na temat Holokaustu, eutanazji i zbrodni Wehrmachtu, lecz także odsłonił drugą stronę medalu: niemieckie postawy antyhitlerowskie i niemieckie ofiary cywilne wywołanej przez Niemców wojny. Co więcej, wywołał również wielostronną debatę na temat innych dyktatur i systemów totalitarnych, w tym stalinizmu.

W ostatnich latach Niemcy zapoznali się więc ze złożonym obrazem historii, nieskoncentrowanym wyłącznie na Hitlerze. Ten obraz dziejów jest oczywiście dla niektórych znakomitą okazją, aby odwrócić uwagę od zbrodni Trzeciej Rzeszy. Nie jest to jednak postawa dominująca. Bolesne i złożone debaty historyczne wzmocniły raczej w ostatnich latach wśród większości społeczeństwa niemieckiego wrażliwość i empatię dla ofiar nazizmu, także polskich, a zarazem poczucie wspólnej odpowiedzialności za przeszłość. Ciężar historii łatwiej udźwignąć Niemcom urodzonym po wojnie niż ich rodzicom czy dziadkom.

W tym wielowarstwowym obrazie fakt przynależności 17-letniego chłopca do Waffen-SS w ostatnich dniach wojny sam w sobie nie jest ekscytującym skandalem, nie otwiera nowej perspektywy na historię Trzeciej Rzeszy. Grass zataił co prawda swoje członkostwo w tej formacji, nigdy jednak nie konstruował wygodnej dla siebie i swojego pokolenia biografii, zawsze przyznawał się do fanatycznej fascynacji nazizmem. Co więcej, często wyrażał przekonanie, że gdyby był o kilka lat starszy, jego udział w morderczej maszynerii Trzeciej Rzeszy byłby zapewne większy, a jego biografia bardziej godna potępienia.

Udział w Waffen-SS Grass ujawnił dopiero w najnowszej książce autobiograficznej "Przy obieraniu cebuli". Uważny czytelnik zauważy jednak, że zawarty w niej opis fascynacji nazizmem oraz wojennych losów pisarza pokrywa się z tym, co znaleźć można było już w opublikowanej w 2002 roku biografii "Obywatel Grass" pióra Michaela Jürgsa, powstałej przy współpracy samego Grassa.

Jeśli zatem Grass zasadniczo nie fałszował swojej biografii, a fakt przynależności nastolatka do Waffen-SS pod koniec wojny sam w sobie nie jest skandalem, dlaczego wyznanie pisarza wywołało tak wielką burzę? Głównym powodem jest wysoki ton moralny wcześniejszych wypowiedzi Grassa na temat niemieckich rozliczeń. Grass nie kreował siebie co prawda na ofiarę Hitlera czy choćby nastoletniego przeciwnika nazizmu, niemniej jednak otwartość wobec własnej biografii stawiał za wzór, krytykując defensywne podejście innych Niemców czy wręcz zarzucając im amnezję. Teraz jego głos stracił na moralnej sile, a cała debata stała się szansą dla rzeszy krytyków Grassa do załatwienia starych rachunków i kwestionowania jego autorytetu.

Znalazły się także osoby, które "sprawę Grassa" wykorzystują, by wyciągnąć korzyści dla siebie; zaliczyć do nich można Ernsta Noltego czy Erikę Steinbach. Przewodnicząca Związku Wypędzonych stara się wykorzystać spór wokół Grassa, aby odwrócić uwagę od krytycznych głosów na temat jej berlińskiej wystawy. Pełna cynizmu, zaprezentowała się jako przedstawicielka lobby na rzecz polsko-niemieckiego pojednania i zażądała od Grassa, by dochody ze sprzedaży autobiografii przekazał na rzecz polskich ofiar wojny. Nolte zaś, historyk, który od lat relatywizuje totalitarny charakter Trzeciej Rzeszy, uznał, że histeria wokół sprawy Grassa pokazuje, jak potrzebny jest Niemcom spokojny stosunek do własnej historii oraz narodowa harmonia.

Większość niemieckich komentatorów twierdzi, że Grass spadł z wysokiego piedestału moralnego autorytetu, jednocześnie jednak podkreśla, że nie jest to tragedia narodowa. Być może demokratyczne, stabilne Niemcy nie potrzebują już wieszczów? Jak słusznie zauważył berliński publicysta Peter von Becker, Niemcy muszą się teraz wyemancypować od autorytetów, demokraci muszą wykazać odwagę niezależnego, rozsądnego myślenia bez "narodowych nauczycieli" takich jak Grass.

Cała afera nie zmniejszyła jednak uznania dla Grassa jako pisarza i ważnego publicznego głosu w Niemczech. Większość pisarzy i intelektualistów go broni, przy czym głosy najbardziej wyważone mają największą moc. Ivan Nagel, niemiecko-węgierski publicysta i teatrolog, świadek Zagłady, podkreśla, że własna biografia nie jest księgą, w której przewraca się kartki, nie jest manuskryptem gotowym do publikacji. Durs Grünbein zauważa, że Grassa trzeba oceniać miarą poety, a pamięć poety jest często selektywna. Gdyby jednocześnie odsłaniał wszystkie jej warstwy, nie mógłby tworzyć. To jak z pływaniem: trzeba wypierać wodę, żeby posuwać się do przodu. A reżyser Volker Schlöndorff w liście do Grassa wyraża nadzieję, że jego przyjaciel poczuje teraz ulgę utraty roli żyjącego pomnika. Nareszcie będzie mógł odzyskać wolność poety, wolność błazna, tak charakterystyczną dla grassowskich bohaterów.

Basil Kerski (ur. 1969 w Gdańsku) jest redaktorem naczelnym Magazynu Polsko-Niemieckiego "Dialog" i redaktorem gdańskiego "Przeglądu Politycznego". Mieszka w Berlinie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2006