Obrona spleśniałej bułki

Władze Rosji nadal będą toczyć bój w obronie stalinowskiej polityki zagranicznej, a zwłaszcza zasadności paktu Ribbentrop--Mołotow.

08.09.2009

Czyta się kilka minut

Przed 1 września w Moskwie wytoczono ciężkie armaty i skierowano je głównie przeciw Polsce - gospodarzowi obchodów 70. rocznicy wybuchu wojny. Rosyjskie manipulacje wokół przedwojennej i wojennej historii mają też wymiar aktualny: Władimir Putin i jego fałszująca orkiestra, powołując się na rzekome analogie między sytuacją dziś i w 1939 r., chcą wykazać Europie, że nowy ład bezpieczeństwa na kontynencie nigdy nie uda się bez Rosji, a upokorzone przegraną lub przejściową słabością państwa mają prawo do rewanżu.

W Gdańsku zacietrzewieni nauczyciele historii z Kremla zaprezentowali jednak kiepskie argumenty. Europa z rezerwą wysłuchała osobliwego wykładu - o spleśniałych bułkach.

***

Rosja nie odrobiła lekcji historii. A raczej odrobiła, ale lewą nogą: wnuk spisał pracę domową z zeszytu dziadka. Można powiedzieć, że ciężki bagaż historycznej spuścizny - choć coraz bardziej przeszkadza Rosji w maszerowaniu naprzód - staje się jeszcze cięższy na skutek polityki historycznej Kremla, odbudowującego chwałę "efektywnego menedżera" Stalina.

W latach pierestrojki i za czasów "nowej Rosji" Borysa Jelcyna kręgi polityczne i intelektualne toczyły dyskusje nad winami sowieckich władz wobec własnego narodu i narodów zniewolonych przez komunizm. Zjazd Deputowanych Ludowych (a więc jeszcze sowiecki parlament, a nie Duma, jak powiedział podczas wizyty w Polsce Putin) wyraził ubolewanie w związku z zawarciem paktu Ribbentrop-Mołotow z jego tajnymi klauzulami, a także w związku ze zbrodnią w Katyniu. Ale to było dawno. Chęć partnerskiego dialogu nie trwała w Rosji długo. Za rządów Putina narastała niechęć elit do refleksji historycznej, do pojednania na bazie wspólnej ekspiacji; rósł za to popyt na mitologię. Stopniowo historia obrastała w Rosji mitami, potrzebnymi do zrealizowania doraźnej polityki. Batalia o pamięć rozkręciła się w 2004 r. (w rosyjskiej prasie ukazał się szereg materiałów, wykazujących m.in. kunktatorstwo AK w walce z Niemcami, czyhającej za to na niosących Polsce wolność czerwonoarmistów). Potem kilkakrotnie fala wznosiła się i opadała.

***

W tym roku historyczna kampania propagandowa skierowana była głównie przeciw Ukrainie i krajom bałtyckim, potem - przeciw Polsce; w dalszej kolejności - zdradzieckiemu Zachodowi. Nosiła znamiona "operacji specjalnej", mającej zapewnić odpowiednie "wsparcie ogniowe" Putinowi przed przyjazdem do Polski.

W maju prezydent Miedwiediew powołał komisję ds. zwalczania prób zafałszowania historii na szkodę Rosji. W jej skład weszli wysocy urzędnicy, przedstawiciele specsłużb, MSZ i aż dwóch historyków. Komisja na pierwszym posiedzeniu spotkała się - cóż za zbieg okoliczności - w przeddzień wizyty Putina w Polsce.

Niedostrzegana do niedawna data 1 września w tym roku została w Rosji nie tylko zauważona, ale dała asumpt do licznych filmów i artykułów. To zmiana w stosunku do tradycyjnego rosyjskiego postrzegania II wojny jedynie jako Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, która zaczęła się 22 czerwca 1941 r.

Rosyjscy politycy i współpracujący z nimi historycy ruszyli do boju o własną wersję historii szczególnie zaciekle po przyjęciu przez Zgromadzenie Parlamentarne OBWE rezolucji w sprawie upamiętnienia 23 sierpnia - rocznicy paktu Ribbentrop-Mołotow - jako dnia ofiar XX-wiecznych totalitaryzmów: nazizmu i stalinizmu. Dokument obrzucono błotem, protestowano przeciw "niedopuszczalnemu zrównaniu nazizmu i stalinizmu", oskarżano o tendencyjność (te protesty skierowane były głównie przeciw krajom postsowieckim, prezentującym odmienną od rosyjskiej interpretację historii) i próbę odebrania Rosji chwały zwycięstwa. 20 lipca izba wyższa parlamentu w specjalnym oświadczeniu wystąpiła przeciw obarczaniu ZSRR odpowiedzialnością za wybuch wojny na równi z Niemcami.

Z kolei wysyp materiałów wokół 1 września zapoczątkowała kuriozalna praca historyka-pułkownika Siergieja Kowalowa, zamieszczona na stronie internetowej ministerstwa obrony. Dowodził on, że Polska sama sprowokowała Hitlera do wojny, nie chcąc spełnić jego "umiarkowanych roszczeń". Publikację zdjęto po tym, jak podniosła się fala krytyki. Tymczasem analogiczne tezy, a nawet idące dalej w oskarżaniu Polski, wskazujące na jej rzekomą winę za rozpętanie wojny, na sprzyjanie Hitlerowi etc., prezentowano w wielu innych artykułach i wywiadach, jakie masowo ukazały się ostatnio w prasie, a także quasi-dokumentalnych filmach w TV. Ich przekaz nawiązywał wprost do stalinowskich wykładni wydarzeń poprzedzających wybuch wojny; usprawiedliwiano w nich zawarcie przez Stalina paktu z Niemcami.

Łamów dla tych historycznych wywodów udzieliły niemal wszystkie gazety. Popis wielkomocarstwowej retoryki dała w wywiadzie dla najbardziej poczytnego dziennika "Komsomolskaja Prawda" Natalia Narocznicka: ZSRR odebrał w 1939 r. należne ziemie, które po 1920 r. Piłsudski okupował; udział Niemców w zbrodni katyńskiej nie jest do końca wyjaśniony; Polska jest niewdzięczna, bo daliśmy jej wyzwolenie i najlepsze, co mieliśmy, czyli komunizm... Przeciwwagą były publikacje w nielicznych niskonakładowych periodykach opozycyjnych (głównie w tygodniku "The New Times", "Nowej Gazecie" czy internetowych: "Grani", "Jeżedniewnym Żurnale").

***

Na tle tej kampanii "List do Polaków" Putina mógł się wydać umiarkowany. List, a potem jego wystąpienia w Gdańsku były w istocie ofertą dla Polski i Europy: proszę nie dłubać w spleśniałej bułce historii, nie wyciągać win dla innych, a rodzynek dla siebie. Zamknijmy to, co było, i róbmy interesy.

Były też sygnałem, że Rosja nie zrezygnuje z obrony stalinowskiej polityki. Po raz kolejny wybrzmiało: wojna wybuchła, bo ZSRR nie dopuszczono do decydowania o losach kontynentu, a tylko ład bezpieczeństwa z udziałem Moskwy jest rękojmią pokoju. Szef MSZ Siergiej Ławrow w wykładzie wygłoszonym 1 września w jednej z prestiżowych uczelni wyznaczył nawet "czerwoną linię", której przekroczenie może grozić poważnymi skutkami; tą linią jest "odebranie Rosji zwycięstwa". Ostrzegł też ponownie przed próbą wyparcia Rosji z należnej jej strefy wpływów.

Czy więc rosyjską ofertę można uznać za wyciągniętą przyjaźnie dłoń, czy raczej za podane łaskawie dwa palce?

Chcecie - to uściśnijcie. A przeprosin za Katyń nie ma i nie będzie. Rosyjska władza nie przeprasza. Nigdy i nikogo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2009