Obrazy mimo Niewyobrażalnego

Czy wolno poddawać analizie fotografie z krematorium w Auschwitz? Odmowa pomyślenia Zagłady w kategoriach innych niż absolutne sprawia, że na marne idzie trud ofiar, by dać świadectwo mimo wszystko - broni się autor.

20.05.2009

Czyta się kilka minut

"Pierwsze zetknięcie z fotograficznym zapisem przerażających tematów stanowi rodzaj objawienia, prototyp współczesnego olśnienia, negatywną epifanię. Dla mnie takim objawieniem stały się zdjęcia z Bergen-Belsen i Dachau... Nic, co widziałam przedtem - ani na zdjęciach, ani w życiu - nie dotknęło mnie tak brutalnie, głęboko, błyskawicznie. Sądzę nawet, że mogłabym podzielić swoje życie na dwie części: zanim zobaczyłam te zdjęcia (miałam dwanaście lat) i po ich ujrzeniu". Znany i wielokrotnie komentowany fragment z "O fotografii" Susan Sontag byłby najlepszym wprowadzeniem do książki Georges’a Didi-Hubermana. Ukazuje się ona u nas w dobrym momencie: minęło zaledwie parę miesięcy od polskiej premiery "Łaskawych" Jonathana Littella i "Co zostaje z Auschwitz" Giorgia Agambena. Każda z tych książek, na swój zupełnie oryginalny sposób, dotyka trudnej intelektualnie kwestii: czy da się powiedzieć coś jeszcze - co nie ocierałoby się o banał - na temat Zagłady?

"Obrazy mimo wszystko", pierwsza przełożona na język polski książka Didi-Hubermana - filozofa i historyka sztuki, filozofa obrazu, jak sam się czasem określa - nie jest z pewnością tą najważniejszą: o wiele bardziej istotne dla dyscypliny są jego błyskotliwe i wyczerpujące studia o Aby Warburgu, o ikonografii histerii czy przełomowa dla metodologii nauk o sztuce książka "Devant image. Questions posées aux fins d’une histoire de l’art". Jest jednak, z pewnością, najbardziej osobistą: dziadkowie i rodzina Hubermana od strony matki zginęli w Auschwitz, jego dziadek był wcześniej w warszawskim getcie. Na ten temat nie pada w książce ani jedno słowo. Czuć jednak, że nie jest to zwykłe ćwiczenie intelektualne: "Moje dzieciństwo objęte było podwójnym znakiem: mój ojciec, malarz, uczył mnie piękna. Jego atelier było miejscem przepełnionym kolorami. W przypadku mojej matki - były to książki i cisza Shoah".

Historia jest niezwykła. Niewyobrażalna. A jednak... W 1944 roku pracujący przy obsłudze komór gazowych Auschwitz-Birkenau członkowie Sonderkommando - ci, którym przypadła w udziale najbardziej niewdzięczna rola: świadka i ofiary zarazem - podjęli, skazaną z góry na niepowodzenie, próbę sfotografowania kaźni, dania świadectwa za wszelką cenę. Grecki Żyd Alex - znamy tylko jego imię - wykonał serię zdjęć, które, dzięki pomocy polskiego ruchu oporu, wydostały się poza teren obozu. Do dziś zachowały się cztery. Dwa z nich, wykonane z wnętrza - z prawdziwej "ciemni" - komory gazowej, przedstawiają palenie zagazowanych ciał, trzecie - pędzone na śmierć nagie kobiety. Na czwartym, poruszonym i zrobionym pod słońce, widać niewiele (kontury gałęzi...): możemy jedynie spróbować sobie wyobrazić, co obraz miał przedstawiać. To właśnie te cztery fotografie - tak niewiele i tak wiele zarazem - stały się dla Georges’a Didi-Hubermana punktem wyjścia do fenomenologicznej analizy.

"Mały kawałek kliszy, ze swoimi czterema klatkami negatywu, jest (...) niezwykle cienką granicą między teoretycznie niemożliwym - »nikt nie potrafi wyobrazić sobie tego, co się tutaj wydarzyło« - a faktycznie możliwym, nawet więcej, koniecznym - dzięki tym obrazom dysponujemy przedstawieniem mimo wszystko, które staje się odtąd przedstawieniem w najwyższym stopniu; koniecznym przedstawieniem tego, czym był jeden moment w sierpniu 1944 roku w krematorium V w Auschwitz". Jak przystało na duchowego ucznia Aby Warburga, Didi-Huberman poddaje te cztery niewyraźne - zrobione w pośpiechu, zniszczone złymi warunkami przechowywania - fotografie skrupulatnej lekturze. Gest uważnej analizy jest tu tak samo ważny, jak sam fakt zrobienia tych zdjęć: "Tym, co SS-mani chcieli zniszczyć w Auschwitz, było nie tylko życie, ale także sam kształt człowieka, i jego obraz wraz z nim. W takim kontekście akt oporu był więc tożsamy z chęcią utrzymania tego obrazu mimo wszystko". Ignorując obraz, choćby najbardziej niedoskonały technicznie, stajemy nieświadomie po stronie tych, którzy chcieli go - obraz człowieka - unicestwić. Gra toczy się więc o najwyższą stawkę.

Pierwsza część "Obrazów mimo wszystko" została pierwotnie opublikowana w katalogu wystawy "Pamięć o obozach" (2001) i wywołała burzliwą polemikę. Psychoanalityk Gérard Wajcman w pełnym pasji tekście na łamach pisma "Les Temps Modernes" (którego redaktorem naczelnym jest Claude Lanzmann - twórca filmu "Shoah") zarzucił Didi-Hubermanowi ślepe zawierzenie świadectwu, "prawdziwie chrześcijańskie" potraktowanie obrazu niczym relikwii. Tymczasem dla Wajcmana sam fakt poddania analizie fotografii z Auschwitz jest czymś niestosownym, nie na miejscu: rzeczywistości obozów nie można w żaden sposób opisać, wyobrazić sobie, pomyśleć. Zresztą prawdziwych obrazów Zagłady nie ma - to, co wydarzyło się w komorach gazowych, nie miało, bo nie mogło mieć, świadków. Wajcman powtarza argumenty, które każą widzieć w Shoah wydarzenie "niewyobrażalne", "nieprzedstawialne", całkowicie poza porządkiem ludzkiego doświadczenia, a więc w rzeczywistości "święte".

Druga część "Obrazów mimo wszystko" jest właśnie odpowiedzią na te zarzuty, polemiką z fundamentalną wizją Wajcmana. Wizją, w której nie ma miejsca na rzetelną dyskusję. Francuski filozof Jacques Ranci?re pisał: "Obserwuje się inflacyjne użycie pojęcia nieprzedstawialnego, podobnie jak całej serii pojęć z nim związanych: niepokazywalnego, niepojętego, nierozpatrywalnego, nieodkupionego etc. To (...) faktycznie ujednolica i otacza tą samą aurą świętego przerażenia różne rodzaje zjawisk, rozciągających się od zakazu przedstawiania na mozaikach aż po Shoah". W tę samą stronę idzie rozumowanie Didi-Hubermana. Pokazuje on, jak kategoria niewyobrażalnego, uwznioślając Zagładę, w rzeczywistości oddala nas od jej zrozumienia, stając się aporią myślenia: "Jak nieprzedstawialne i niepojęte, tak niewyobrażalne sprowadza się bardzo często do odmowy pomyślenia obrazu". To bolesny paradoks: odmowa pomyślenia Zagłady w kategoriach innych niż absolutne sprawia, że na marne idzie trud ofiar, by dać świadectwo mimo wszystko.

W tym sensie Wajcman (ale i wielu innych), nieświadomie i niechcący, dokłada swą cegiełkę do takiego obrazu Shoah, jaki chcieli pozostawić hitlerowcy. Jako, dosłownie, wydarzenia bez świadków i świadectw. A więc wydarzenia poza historią.

By wykroczyć poza pułapki takiego rozumowania, Didi-Huberman sięga do wypracowanych przez siebie narzędzi i pojęć ("obraz-rozdarcie", "obraz ocaleniec"), których zwykle używa do analizy sztuki. Koncepcja obrazu jako miejsca, w którym może (choć nie musi) nastąpić objawiające "rozdarcie zasłony" - rozdarcie będące w stanie otworzyć czas - odsyła nas jednak o wiele dalej: poza spór o sposoby mówienia o Zagładzie, poza dyskusję o możliwości interpretacji ocalałych z obozów wizualnych świadectw... W rzeczywistości stajemy wobec starego jak religia pytania: czy można ufać obrazom? Czy należy ich zakazać? Odpowiedź Didi-Hubermana jest jednoznaczna.

Georges Didi-Huberman,

Obrazy mimo wszystko

Przeł. Mai Kubiak Ho-Chi,

Kraków 2008, Universitas

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (21/2009)