Obraz, koncept, sens

Pokłady udręki są w tych wierszach naprawdę duże, ale nie otwierają się one jak rana, nie temu służą. Skoro piekło jest oczywiste i nie potrzebuje dowodów, trzeba zająć się życiem.

29.09.2009

Czyta się kilka minut

Piotr Matywiecki przeżywa okres zasłużonego uznania. W ciągu ostatnich lat był parokrotnie nominowany do najważniejszych nagród, a jedną z nich - nagrodę gdyńską za "Twarz Tuwima" - otrzymał w ubiegłym roku. Najnowszą pozycją na liście jego sukcesów jest ukazanie się wierszy zebranych. To potężna kolekcja zadziwiającej poezji.

W posłowiu do "Zdartych okładek" Matywiecki pisze o dwóch mądrościach, które starał się w swej twórczości pojednać. Jedną z nich jest niewinność, drugą zaś sceptycyzm. Pierwsza wiąże się z obrazem, druga z paradoksem. Pierwsza to życie, druga to myślenie. Autor ujmuje rzecz przejmująco: "Mowa poetycka przez swą sztuczność oddala się od rzeczywistości - ale chce i potrafi do niej powracać. Wyraz poetycki wraca w wyrażoną rzeczywistość. Miłość powraca do miłości".

Zapisy niewinności i doświadczenia

Interesujące wyjaśnienie, bardzo uczciwie opisujące ambicje i porażki tej liryki: "Bo nigdy poezja nie jest jakąś idyllą poznania, nigdy nie spełnia realności tego, o czym jest". A przewagi, tryumfy? Tych nie da się nazwać, można jedynie liczyć na czytelnika, że to, co autor usiłuje mu ofiarować, potraktuje jako przekaz własnych ambicji i trudności, w taki właśnie sposób, sobą, własnym doznaniem, zaświadczając o spełnieniu się artystycznej oraz filozoficznej intencji utworu. O tym, co naprawdę zrobił, autor może powiedzieć jedynie jako czytelnik, czyli ktoś obcy w stosunku do siebie. On nie może odczytać samego siebie w tym, co napisał, to tylko my możemy zobaczyć w nim siebie. Po stronie poety rozciąga się bezmiar niepewności, która za sprawą tajemniczej nadziei nie zmienia się w rezygnację, po naszej stronie znaleźć można choćby chwilowe wytchnienie i co najmniej przelotną satysfakcję. On się gubi, my się odnajdujemy. W pisaniu wierszy tkwi więc ciągle żywy pierwiastek prometejski.

Wspominam o tym, ponieważ Matywiecki nie pisze z nawyku, lecz wymaga od siebie, od czytelnika również, przemyślenia powodów, dla których uprawia się, czyta się, żyje się wierszem. Owszem, zdarzają się w jego dorobku utwory podyktowane przez tak zwane tendencje, na przykład lingwistyczną, wszelako nie są one zbyt liczne. Podobnie z wierszami - wypisami z lektur: składają się na nurt klasycyzujący, wyraźnie dostrzegalny, lecz prawie nigdy nie uczestniczą w obrządku odprawianym na cześć własnej przynależności do kultury. Co najwyżej mówią, że ta przynależność - skażona fikcją - w istocie jest formą sieroctwa, wszystkim, co zostało w miejscu rozkruszonych fundamentów życia. Klasycyzm jest tu bólem albo raczej - gestem czy słowem, służącym zakryciu bólu przed światem. Stwierdzeniem własnej znikomości, wędzidłem nałożonym na egocentryzm cierpiącego. Wstydem rozpaczy. Autoterapią. Klasycyzmem do głębi niepewnym swoich podstaw, mobilizacją niewyczerpanych dotąd wewnętrznych rezerw, głodem przynależności do tradycji, a nie przynależnością bierną i, by tak rzec, sytą.

W wierszach Matywieckiego nie czuje się rezygnacji z ambicji i niepokojów, nie ma apatii dziwnej i przewrotnej, gdyż wyrażającej się najczęściej zapewnieniem o odnalezieniu własnej miary, a w konsekwencji zesztywnieniem wrażliwości i formy liryki. Nie ma tego ostatecznego wyboru, opartego na założeniach - rzekomo - moralnych, a nie artystycznych. Nie słychać u niego akcentów wrogich innym poetykom. Odcień tradycjonalizmu i potrzeba bycia zrozumiałym nie przeistacza się w resentyment wobec rzeczy innego gatunku, wychylonych ku nieznanemu językowi.

Co właściwie oznacza powyższy akapit? By lepiej to uświadomić, biorę do ręki niedawno wydany tomik Tadeusza Dąbrowskiego "Czarny kwadrat". Ten uzdolniony i aktywny młody poeta, cieszący się już dużym i dojrzałym dorobkiem, znalazł, jak się zdaje, rodzaj misji dla siebie. Jest nią, najogólniej mówiąc, obrona poezji metafizycznej, odsyłającej "poza słowa" (taki jest tytuł antologii poetyckiej, zredagowanej przez Dąbrowskiego w 2006 r.). Byłaby to poezja komunikatywna, sumiennie skrojona, stroniąca od ekscentryczności, podnosząca zalety zdrowego rozsądku, oparta na modelu "zbrodni i kary". Oto znamy wszyscy, zakłada poeta, ów stan napięcia, który zmusza do przekroczenia granicy dobra i ów stan winy, każącej nam wrócić do świata ogólnie przyjętych, zdefiniowanych przez religię norm. Życie toczy się pod kontrolą sumienia, poezja jest językiem etyki. Takie podejście mogłoby być płodne, jednak - przeobrażając się w program poetycki - okazuje się moralnie i artystycznie pasywne. Pokora wobec Boga zmienia się w łatwość wybaczenia sobie, ideał komunikatywności przybiera postać wierszowej kokieterii.

Podtrzymuję swoje przekonanie o konieczności pisania wierszy różnojęzycznych, mających odmienne podejście do podstawowych kwestii (język, rzeczywistość, cel), a także nadzieję, że poezja Dąbrowskiego jest wartościową częścią tej różnorodności, lecz wolałbym, żeby była częścią wymagającą większego wysiłku. Nawet jeśli ktoś (Dąbrowski?) uważa, że w dziele komplikacji i odstręczenia prostych przyjemności wiersz współczesny posunął się za daleko, tym bardziej że nie przyświeca temu żadna idea, tylko rozkoszowanie się własną pustką ("Wiersz współczesny (...) można powiedzieć: słyszy jedynie samego siebie"), to i tak nie ma powodu myśleć, że miłośnik poezji przeistoczy się w poczciwca, któremu podoba się, że zrozumiał metaforę. Współczesny poczciwiec doskonale obywa się bez takich satysfakcji.

Wróćmy do Matywieckiego. Oto końcowy fragment "Teologa":

Kto opisuje Nieopisanego

i dopełnia czasy datami

kto z osobna liczy umysł i siebie

ten jest zniszczeniem i ziarnem

(z cyklu "Na adres początku")

Matywieckiego fascynuje bezmiar problemów wiary, niezliczone jej ekspresje, świadectwa i dokumenty. Stąd tak dużo u niego tematyki biblijnej, takie mnóstwo postaci, tyle pytań powtórzonych za świętymi i grzesznikami. Stąd tak blisko mu do pytania o własne powołanie: "Palisz tego papierosa przez kilkadziesiąt lat. / Zmieniał się tytoń: bywały trociny, kadzidło, noc. / Dzisiaj żar już przy ustach - i jeszcze nie wiesz, / czy zaczniesz prorokować..." ("Na mój portret"). Jeśli dobrze rozumiem - wiara jest dla poety rodzajem ludzkiej opowieści o sprawach najważniejszych, której nie wolno zignorować, nawet Bogu, kimkolwiek jest, jeśli jest. Ciekawość tej historii jest naszym wyznaniem, czyli stwarzaniem Boga, od którego wyroków prawdziwie zależymy.

Poeta potrafi uzyskać efekt pożądany przez wielu, lecz jedynie w wyjątkowych przypadkach wiarygodny, mianowicie wzniosłość. Za wiele jej - zdewaluowanej - w kulturze masowej, zbyt często bywa mylona z dostojnością, koturnem czy równo, monodycznie ustawionym głosem. Autor "Powietrza i czerni" dopracowuje się efektu wzniosłości poprzez sięgnięcie po gatunki i języki modlitewne, głównie psalm i litanię, ponadto po poemat czy powiastkę filozoficzną. Wiarygodność osiąga dwojako. Pierwszy jego sposób polega na delikatnym, lecz uchwytnym obniżeniu wypowiedzi, poprzez ujawnienie jej stylizatorskiego źródła, drugi zaś - na pokazaniu więzi z narodem, który poczuł się zaproszony, i to przez samego Stwórcę, do udziału w historyczno-zbawczym projekcie, a jednocześnie został doświadczony okrutnie, jak żaden. Ostatecznie więc wzniosłość nie staje się cytatem, nie podlega unieważnieniu przez ironię, nie rozpuszcza się w literackiej grze, lecz jest niezaprzeczalną możliwością poważnej lektury.

Ambiwalencje

Poecie bliska jest Nelly Sachs. Jak ona i Paul Celan, tak i on rozpoznaje swe położenie na południkach bólu. Jednak noblistka, której twórczość znamy przede wszystkim dzięki Ryszardowi Krynickiemu, tłumaczowi jej wierszy i wydawcy ("Rozżarzone zagadki", 2006), zatracała się w patosie. Matywiecki - jak wspomniałem - patos naznacza swym sprowadzonym do konkretu "ja". Wysokie uczucia poety są więc niedoskonałe i w rezultacie ludzkie.

Nie przystoi mu wołać wielkim głosem. Urodził się w czasie wojny, bliżej końca hitleryzmu, nie ma własnej pamięci tamtych lat, nie mógłby świadczyć na procesie przeciwko zbrodni. Czuje się zaledwie cząstką dziejowego szaleństwa, co jednocześnie wynosi go i pomniejsza. Jak Żyd w jednym z jego wierszy: kiedy się wyróżnia, to zaraz pojawia się w nim chęć wtopienia w krajobraz, a kiedy go już nie widać - chęć wyodrębnienia:

Rozpamiętywać, aby pamiętać

co innego. A przy tym sposób

Przetrwania: być tłem i sylwetką na tle.

Kiedy ciemność poszarzeje

I uskromni się jasność jeszcze odróżnić się i utożsamić, choćby jak

nikt i nic. (...)

("Żyd", z tomu "Anioł z ognia i lodu")

Z pozoru jest to znamienna dla modernizmu dwoistość, wyrażająca się przez w gruncie rzeczy źle postawione pytanie - być czy przynależeć? Kształtować swą podmiotowość wbrew lub nawet przeciwko całemu światu, uzależnić rzeczywistość od jednostkowego jej postrzeżenia, czy pielęgnować lub odnaleźć ścieżki wiodące do wspólnoty, opartej na jakichś czytelnych wartościach? Nietrafność pytania wiąże się z jego ostrością - w praktyce takie "albo - albo" nie występuje.

Matywiecki pokazuje coś jeszcze. Oscylacja, o której pisze, głęboko zakorzenia się w czymś, co samo nie jest sztuką czy poezją - w lęku. Żydostwo to lęk. A poezja - czy również jest lękiem? Tym wolno płynącym, a czasami zaciskającym się na gardle, możliwym do pogodzenia nawet z bohaterstwem, lecz niemożliwym do pogodzenia z życiem szczęśliwie, bezmyślnie błogim?

To pociągająca hipoteza. Pokłady udręki są w wierszach Matywieckiego naprawdę duże, choć nieczęsto można je zobaczyć bezpośrednio. Jego wiersze nie otwierają się jak rana, nie temu służą. Można by rzec, że skoro piekło jest oczywiste i nie potrzebuje dowodów, to trzeba zająć się życiem. Matywiecki zbiera w swoich wierszach życie. Pełno w nich postaci, obrazków miejskich, podsłuchanych rozmów, drobin istnienia. Nie tylko z powodu skromności, która nie dopuszcza, by wywyższać się poprzez rozpacz, także z powodu przekonania, że egzystuje się nie wyłącznie w przestrzeniach pamięci i odpowiedzialności, lecz również w tym, co proste, witalne i zwyczajnie ciekawe: "Pisanie wiersza to jest niepamięć o wszystkim, co powinno być pamiętane, niepamięć o powinności pamiętania" (z "Posłowia"). Zapamiętanie twórcze przeciw pamiętaniu, życie przeciw ceremoniom śmierci:

Pracują w ślinie życia.

Z okien tramwaju dwunastoletni

chłopcy ujrzeli na chodniku

dwie dziewczynki - wywaliły języki.

Zakotłowało się, zawrzeszczało

w chłopięcych ustach:

"Smrodo-lody i protocałusy! Smrodolody i protocałusy!".

("Poeci", z cyklu "Śmieciarze")

Chociaż po stronie życia znajdujemy trywialność, wstręt, samotność, to przecież na nic zda się odwracanie od niego. Po stronie śmierci sensu nie ma tym bardziej. Nie ma też zwyczajnego uśmiechu, empatii, solidarności, ciepła. Poeta porusza się między jednym a drugim, obarczony ciężkim obowiązkiem uświadomienia życiu jego bezcennej kruchości.

Urzeczenia

Ostatnio zwykliśmy sądzić, że lingwistyczna niemożność i moralna niekonieczność oznajmiania przez poezję czegokolwiek prócz siebie, a tym bardziej rozstrzygania o jakichkolwiek wartościach, powoływania się na jakiekolwiek piękno, że ta niepochwytność i nieodpowiedzialność jest urzekająca. Bywa. Cudem nadzwyczajnego talentu Andrzeja Sosnowskiego, a nie żadnej teorii. Idący za nim, wyposażeni w teorie, a nie talent, giną masowo, przygnieceni przez własne założenia. Jednak na ich klęsce nie zyskuje nikt, na pewno nie zwolennicy lirycznej poczciwości.

Matywiecki, który stawał się poetą coraz lepszym, by w tomiku przedostatnim, a zwłaszcza w ostatnim ("Powietrze i czerń" 2009) dojść do myślowej i formalnej swobody, stwarza dla urzeczenia, o którym wspomniałem, niezwykle potrzebną alternatywę. Jego ciekawa, niekiedy wybitna poezja, która - nie popadając w pretensjonalność - jest czymś serio w świecie post-serio, otwiera przed czytelnikiem zrażonym do własnej, cokolwiek cynicznej niepowagi zaskakujące perspektywy.

Piotr Matywiecki,

Zdarte okładki 1965-2009

Wrocław 2009, Biuro Literackie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 40/2009