Obóz Maryi Dziewicy

Iracko-kurdyjska ofensywa wypiera dżihadystów z północnego Iraku. Ale chrześcijanie, którzy wcześniej stamtąd uciekli, boją się wracać do domów.

27.11.2016

Czyta się kilka minut

Kościół w Ankawie (Irak) jako tymczasowe schronienie kurdyjskich chrześcijan uciekających przed siłami ISIS, sierpień 2014 r. / Fot. Le Caer Vianney / SIPA / EAST NEWS
Kościół w Ankawie (Irak) jako tymczasowe schronienie kurdyjskich chrześcijan uciekających przed siłami ISIS, sierpień 2014 r. / Fot. Le Caer Vianney / SIPA / EAST NEWS

W bagdadzkim meczecie tłum brodatych mężczyzn, szyitów, porusza się w rytm zawodzącego śpiewu – pieśni wznoszonej przez prowadzącego modły.

Prowadzący trzyma w ręku kartkę z litanią ku czci imama Husajna, zabitego w bitwie pod Karbalą prawie 1500 lat temu. Właśnie trwa święto „czterdziestodniówki” od śmierci tej czołowej postaci szyickiego kultu.

„Przysięgamy imamowi Husajnowi, że odbudujemy kościoły w Mosulu, które zniszczył bezbożny Daesh [arabskie określenie tzw. Państwa Islamskiego – red.]. Bo winni to jesteśmy Maryi, która zgodnie z Koranem jest matką proroka Isy” – tłumaczy z uśmiechem ojciec Pius, pokazując nagranie z meczetu.

Isa to koraniczne imię Jezusa.

Nie, nie jesteśmy w meczecie, lecz w bagdadzkim kościele św. Józefa, którego spokojną, wręcz senną atmosferę przerywa jedynie śmiech dzieci tutejszych parafian, które właśnie przyszły na piątkową katechezę.

– W Bagdadzie nasza sytuacja jest dobra – mówi ojciec Pius, ale nie czuć w jego głosie pewności. – Choć nie bardzo dobra – dodaje po chwili. – Ale w ogóle jest już trochę bezpieczniej niż parę miesięcy temu.

Ten energiczny, mówiący płynnie po francusku ksiądz jest tu proboszczem od 33 lat.
Parafia ojca Piusa leży w dzielnicy Mansour, jednej z lepszych części irackiej stolicy, pełnej bogatych domów i modnych kawiarni oraz restauracji.

Po sąsiedzku znajduje się szyicki ośrodek i ojciec Pius podkreśla, że nie mają ze sobą żadnych problemów. Dodaje, że z muzułmanami w Bagdadzie chrześcijanie żyją w zgodzie, lecz i w tym przypadku czuć w jego głosie zwątpienie.

– Ciężko jest żyć wśród muzułmanów, ale to wszystko przez politykę – rzuca ojciec innym razem. – Może teraz Trump porozumie się z Rosjanami i Asadem, wojna się skończy i dadzą nam wreszcie żyć.

Jedyny w stolicy

Na szyickie sąsiedztwo nie narzeka też ksiądz Martin, który zarządza jedynym – poza terenem Regionu Kurdystanu – chrześcijańskim obozem dla uchodźców w Iraku. Obóz leży na południowych przedmieściach Bagdadu.

– Szyici z sąsiedztwa, gdy mają jakieś uroczystości, zawsze przychodzą do nas z jedzeniem – mówi ksiądz Martin.

W obozie, noszącym imię Marii Dziewicy, przebywają obecnie 142 rodziny chrześcijańskich uchodźców z Równiny Niniwy, rozciągającej się na wschód od Mosulu. W całym Bagdadzie jest 500 takich rodzin.
– Początkowo było ich trzy razy więcej, ale część przyjechała tu tylko po papiery i potem pojechała do Kurdystanu, a część wyemigrowała za granicę – wyjaśnia ksiądz. – Wtedy większość chrześcijan bała się jechać do Bagdadu, bo stolica miała opinię miejsca niebezpiecznego, gdzie wybuchają bomby.

Początki obozu były trudne. Ksiądz Martin: – Organizacje międzynarodowe skupiły się na pomocy w Kurdystanie, a z kolei dla rządu priorytetem byli uchodźcy muzułmańscy.

Początkowo chrześcijańscy przybysze z Niniwy mieszkali więc w klasztorach i salkach katechetycznych, gdzie poszczególne rodziny oddzielone były od siebie tylko prowizorycznymi parawanami.

Wreszcie w kwietniu 2015 r. udało się zorganizować ten obóz – na prywatnej działce asyryjskiego deputowanego do parlamentu irackiego, Jonadama Kanny.

Dziś obóz wygląda porządnie, prawie jak te w Kurdystanie. Jest kanalizacja, czysta woda, prąd, a schludne baraki wyposażone są w prywatne toalety dla każdej rodziny. Nie widać tylko obecności organizacji międzynarodowych.

– Czasem dostajemy jakąś pomoc, ale nie odbywa się to na takich regularnych zasadach jak w Kurdystanie – mówi ksiądz Martin, dodając, iż są dwa powody tego stanu rzeczy: – Po pierwsze, nie jest nas tu aż tak dużo. Po drugie, władze wielu krajów odradzają lub wręcz zakazują organizacjom pracować u nas, twierdząc, że jest to zbyt niebezpieczne. Tylko organizacje kościelne nam pomagają.

Nic nie zostało

Ksiądz Martin prowadzi do obozowego sklepiku, prowadzonego przez Karima.

Ten wyglądający na 60 lat mężczyzna promienieje pogodą ducha, choć nie ma zbyt wielu powodów do radości. Przed rozmową nalega, abym przyjął jakiś poczęstunek z jego sklepu. – To tradycja – podkreśla.

Do Bagdadu przybył z Kubejsy koło Ramadi, stolicy prowincji Anbar. Pochodzi jednak z Karamlesz, chrześcijańskiej miejscowości na Równinie Niniwy, która niedawno została wyzwolona przez armię iracką z rąk dżihadystów.

– W Ramadi pracowałem na kontrakcie rządowym i relacje z sąsiadami, którzy wszyscy byli sunnitami, miałem dobre – wspomina Karim. – Zostałem tam, gdy Daesh zajął część miasta i parę razy nawet mnie na ulicy pozdrawiali. Idę sobie raz, a tu pędzi taki brodaty i krzyczy do mnie: „Bracie, módl się za mnie, bo jadę się wysadzić w komisariacie policji”.

Karim wspomina: – To był ramadan, więc czekałem, aż się skończy, by dostać pozwolenie i opuścić Anbar. Ale pewnego razu ostrzeżono mnie, że od strony miasta Hit nadciąga duży konwój Daesh i będą zajmować Ramadi. Uciekłem o szóstej rano, a kilka godzin później Kubejsa była w ich rękach.
Później jedna rodzina z sąsiedztwa, która przyłączyła się do Daesh, zajęła jego dom, a gdy armia iracka wyzwalała Ramadi, uciekający sąsiedzi go spalili. Podobny los spotkał jego drugi dom, w Karamlesz.

– Syn tam pojechał już po wyzwoleniu i zobaczył, że zostały tylko zgliszcza – mówi Karim, choć jego twarz ma nadal pogodny wyraz.

Mężczyzna podkreśla, że na razie nie ma do czego wracać i nie wierzy, aby to uległo zmianie w najbliższym czasie. – Ani rząd iracki, ani kurdyjski nam nie pomogą w odbudowie, a my straciliśmy nie tylko domy, ale wszystko: pieniądze, mienie... Teraz możemy liczyć tylko na pomoc międzynarodową.

Pomóż mi stąd wyjechać

To nie jedyny powód, że obecna ofensywa irackiej armii rządowej i oddziałów kurdyjskich peszmergów w północnym Iraku – oraz wyzwalanie kolejnych tamtejszych chrześcijańskich kiedyś miast i wiosek – nie spotyka się z euforią chrześcijańskich uchodźców w Bagdadzie.

– Przyszłość tych ziem jest niepewna, bo część zajęli kurdyjscy peszmergowie, a część armia iracka. Kurdowie mówią, że cała Równina Niniwy powinna należeć do nich. A rząd iracki, że wręcz przeciwnie: wszystko powinno wrócić pod jego kontrolę. Tymczasem mieszkańcy są podzieleni, jedni chcą zostać z Kurdami, a inni z rządem centralnym – tłumaczy ksiądz Martin.

Karim należy do tych, którzy wolą, aby Równina Niniwy podlegała Bagdadowi, nie zaś Kurdom. – Lepiej być z całością niż z częścią – deklaruje. – Poza tym dziś iracki Kurdystan jest stabilny, ale nie wiadomo, co będzie jutro. Może Turcy tam wkroczą, a może zaczną się walki z szyitami?

Karim chciałby więc wrócić do domu pod warunkiem, że wojna całkowicie się zakończy i nie będzie już śladu Daesh w Iraku.

Innego zdania jest Hanah, również mieszkająca w Obozie Maryi Dziewicy.

Na jej twarzy widać tylko desperację. – Na pewno tam nie wrócę – wyrzuca z siebie kobieta przez ściśnięte wargi, a jej oczy szklą się od łez. – Jeśli możesz, to pomóż mi wyjechać z Iraku, na przykład do Jordanii – mówi, ale bez nadziei w głosie.

Hanah pracuje jako inspektorka oświatowa i pochodzi z miasta Karakosz, również niedawno wyzwolonego przez irackie siły rządowe. Wcześniej pracowała w Mosulu. Przyznaje, że atmosfera tam była straszna.

– Sunnici, którzy są tam większością, reagowali na mnie z taką wrogością, że w końcu ze strachu musiałam zacząć nosić hidżab – przyznaje chrześcijanka.

W Bagdadzie nie ma takich problemów. – Ale mam inne – mówi moja rozmówczyni. – Tu panuje całkowita anarchia i jeśli nauczyciel coś źle zrobi, to strach na niego złożyć raport, bo jeśli będzie mieć jakieś koneksje, wtedy mogą się zemścić, porwać, pobić, a nawet zabić. Tak samo z uczniami: ściągają na egzaminach i nawet się z tym nie kryją, bo nauczyciel też się boi.

Kościoły będą puste

Problem chrześcijan jest taki, że nie stoją za nimi żadne plemiona czy zbrojne milicje, które mogłyby się upomnieć o „swojego”.

Hanah opowiada, iż początkowo uciekła do irackiego Kurdystanu.

Wspomina: – Ale tam stłoczono nas w jakimś ogrodzie i warunki były straszne, za dużo ludzi. A potem zaczęła się zima, więc uciekliśmy do Bagdadu, gdzie pracowałam jeszcze za Saddama.

Kurdom zresztą nie ufa: – W przeddzień ataku Daesh na Karakosz ksiądz w kościele mówił, że nie ma się czego bać, bo jest z nami cztery tysiące peszmergów, którzy nas obronią – wspomina. – Następnego dnia Kurdów w mieście już nie było, a my zostaliśmy sami i zaczęliśmy w popłochu uciekać.

Gdy rozmawiam z Hanah, podbiega Karim, z którym się dopiero co pożegnałem. Koniecznie chce dodać coś ważnego do tego, co mówił wcześniej. – Do Równiny Niniwy muszą wkroczyć międzynarodowe siły pokojowe! Tylko wtedy będziemy mogli tam wrócić! – rzuca.

Także ksiądz Martin uważa, że ci chrześcijanie, którzy deklarują, że wolą, aby ich ziemia rodzinna została przyłączona do Kurdystanu, mogą nie być do końca szczerzy. – Przebywając w obozach dla uchodźców w Kurdystanie, są zależni od tamtejszych władz – twierdzi duchowny.

Ksiądz Martin przyznaje jednak, że przed 2014 r. – gdy w Iraku ruszyła wielka ofensywa dżihadystów, której efektem było zajęcie sporej części kraju, w tym Mosulu – chrześcijanie spotykali się z nienawiścią ze strony sunnickiej większości w prowincji Niniwa, której władze zaniedbywały Równinę Niniwy.

Ta część prowincji zamieszkana jest zresztą nie tylko przez chrześcijan, ale też jazydów i szyickich Szabaków, którzy mieli żyć w zgodzie – i we wspólnym strachu przed sunnickimi radykałami.

Wiele wskazuje więc na to, że nawet jeśli szyici ze wspomnianego na wstępie nagrania wideo spełnią swoją obietnicę daną duchowi imama Husajna, to odbudowane przez nich kościoły na północy Iraku mogą pozostać puste.

Ksiądz Martin: – Z 600 tys. chrześcijan, którzy zostali jeszcze w Iraku w 2014 r., połowa wyjechała już za granicę. Np. z 60-tysięcznego miasta Tel Keppe nikt nie został. W Karakosz 90 proc. mieszkańców to byli chrześcijanie, połowa z nich wyjechała. Oni już nie wrócą. A na ich miejsce zarówno Kurdowie, jak Arabowie będą osiedlać swoich, płacąc im pieniądze, aby potem wzajemnie sobie dowodzić, że te ziemie są ich.

Szubienica dla Daesh

Gdy wracam do kościoła św. Józefa, ojciec Pius dopytuje się o warunki w obozie. Sam pomaga uchodźcom wynajmującym mieszkania w okolicy: regularnie rozdaje im jedzenie. Choć od dawna mieszka w Bagdadzie, jego rodzice też pochodzą z Karakosz.

– W tamtym obozie mieszkają moi krewni – wzdycha i dodaje, że winni tego, co się stało, muszą ponieść karę.

– Mówiłem to wielokrotnie w irackiej telewizji, że w Niniwie chrześcijanie przed atakiem Daesh żyli w strachu i jeśli nic się nie zmieni, to będą nadal prześladowani – podkreśla ojciec Pius i pokazuje długie memorandum, które akurat pisze do jednego z szyickich liderów, Amara al-Hakima. – To moje postulaty.

O tym, że ci, którzy wstąpili do Daesh, muszą ponieść karę, przekonany jest też Karim. Dziwi się, gdy pytam, jaką: – Jest tylko jedna możliwość, szubienica. Inaczej za parę lat koszmar powróci.

Ojciec Pius zaznacza, że choć niektórzy obecnie uważają inaczej, to według niego za dyktatury Saddama Husajna wcale nie było lepiej. Wielu chrześcijan, i nie tylko, jako złotą dekadę wspomina za to lata 70. XX wieku, czyli okres rządów poprzednika krwawego tyrana z Tikritu – Ahmada Hasana al-Bakra.

Czasem jednak trudno oprzeć się wrażeniu pewnej sprzeczności w opowieściach tutejszych chrześcijan o stosunku do nich muzułmanów.

– Jesteśmy tu niczym Abrahamowa ofiara – deklaruje ojciec Pius, aby chwilę później zapytać, czy chcę jechać z nim na uroczystości „czterdziestodniówki” śmierci imama Husajna. – Szyici zawsze mnie tam zapraszają – mówi. – Sami też przyjeżdżają na mszę w Boże Narodzenie, żeby złożyć życzenia. Zresztą sunnici również.

Wiara w Trumpa

Faktem jest jednak, że eksodus chrześcijan z Iraku trwa. Tymczasem, jak podkreśla ojciec Pius: – To przecież nasza ziemia, chrześcijanie tu byli długo przed muzułmanami.

Zarówno on, jak ksiądz Martin nie dziwią się jednak temu, że chrześcijanie opuszczają Irak. – To partie religijne zniszczyły ten kraj – twierdzi ten ostatni.

Duchowny ma nadzieję, że po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA sytuacja w Iraku się polepszy.

– On jest przeciwny partiom religijnym, więc może namaści nam kogoś z opcji laickiej? – mówi ksiądz Martin z właściwą wielu Irakijczykom wiarą w to, że USA wciąż mają moc sprawczą w irackiej polityce.

– Ludzie wiedzą, że wszyscy politycy są skorumpowani, a i tak na nich głosują, bo w Iraku nie ma takiej kultury politycznej jak u was, w Europie – przekonuje i dodaje, że właśnie dlatego nikt tu nie wierzy, aby problem przyszłości prowincji Niniwa i jej przynależności miał zostać rozwiązany np. przez głosowanie.

Wiary w Trumpa nie podziela jednak Karim: – On chce wyrzucić z USA wszystkich muzułmanów, a wtedy muzułmanie w Iraku mogą zechcieć wyrzucić nas w odwecie.

Jest w tej obawie jednak szczypta optymizmu. Ze słów Karima wynika bowiem, że nie chce opuszczać Iraku. Mimo wszystko. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2016