Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
No i się zaczęło. Na dobre (zwycięstwo Polaków w trudnym meczu z Irlandią Północną – imponujące przede wszystkim dzięki cierpliwości naszych reprezentantów, zmuszonych do rozmontowywania głęboko cofniętej drużyny rywali) i złe (niekompetencja francuskiej policji, próbującej przywrócić porządek w Marsylii, gdzie starli się chuligani z Rosji i Anglii; celowo nie nazywam tych ostatnich kibicami, bo nie przyjechali do Francji kibicować). Przede wszystkim jednak na dobre.
Pierwszych kilka dni turnieju pozwoliło wykreować nowych bohaterów – Dimitri Payet i N’Golo Kanté z Francji, Eric Dier z Anglii, najmłodszy (w chwili zamknięcia tego numeru „TP”) zawodnik Bartosz Kapustka z Polski czy grający przeciwko sobie w reprezentacjach Szwajcarii i Albanii bracia Granit i Taulant Xhaka, dzieci mieszkających w Bazylei uchodźców z Kosowa. Pozwoliło też zobaczyć nową twarz Europy (co czwarty zawodnik, który przyjechał na turniej, jest dzieckiem imigrantów) i pozwoliło pokazać – głównie dzięki kibicom drużyn niegoszczących zwykle na europejskich salonach, jak Albańczycy, Walijczycy, Irlandczycy z północy, ale także Polacy – tę najlepszą, jednoczącą stronę piłki nożnej. Może najpiękniejsze w ciągu tych pierwszych dni turnieju, oprócz bramki Luki Modricia z meczu Chorwacja-Turcja i podania Toniego Kroosa z meczu Niemcy-Ukraina, były sceny wspólnej zabawy polskich i irlandzkich fanów przed i po niedzielnym spotkaniu w Nicei.
Bo przecież na samym końcu w tym wszystkim chodzi o świętowanie i zabawę. Ba: świętowanie i zabawa wydają się również najlepszym sposobem osiągnięcia sportowego sukcesu – spójrzcie choćby na lekkość i swobodę, z jaką poruszał się po boisku wspomniany Kapustka. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Super Expressu” napominał wprawdzie naszą reprezentację, że „trzeba grać ostro” i że trzeba skończyć z podejściem „Polacy, nic się nie stało” („Jak się przegrywa, to się stało. To trzeba sobie uświadomić. Ten czas minimalizmu, mikromanii narodowej powinien minąć” – wyrokował prezes PiS), ale sądząc po ich pierwszym meczu, podopieczni Adama Nawałki nie dali sobie wmówić, iż są żołnierzami sprawy narodowej. Jeszcze przed turniejem najsłynniejszy z nich, Robert Lewandowski, radził młodszym kolegom, żeby po prostu cieszyli się grą („Nie jest tak, że Messi albo ja coś musimy, bo jak ktoś coś musi, to nigdy za dobrze to na niego nie wpływa”. Obyśmy potrafili cieszyć się z nimi jak najdłużej.