Oblicza chińskiej wiary

Choć już dawno miał ją zastąpić komunizm, zainteresowanie religią w Chinach stale rośnie. Jaką rolę odgrywa ona w życiu zwykłych ludzi?

30.05.2016

Czyta się kilka minut

Najmłodsi katolicy Państwa Środka podczas letniej oazy w Pekinie, sierpień 2014 r.  / Fot. Kevin Frayer / GETTY IMAGES
Najmłodsi katolicy Państwa Środka podczas letniej oazy w Pekinie, sierpień 2014 r. / Fot. Kevin Frayer / GETTY IMAGES

Chińska religijność ma dziś różne oblicza: od wiary głębokiej, przekazywanej przez pokolenia, oraz świątyń będących żywymi centrami społeczności, aż po kółka biblijne spotykające się w restauracjach KFC lub ciekawskich mieszkańców Pekinu, którzy idą na pasterkę, by zobaczyć coś egzotycznego. Od buddyzmu tybetańskiego, będącego częścią etnicznej i politycznej tożsamości, aż po atrakcje turystyczne jak Shangri-La (tybetańskie miasteczko, wzorowane na mitycznej dolinie z powieści Jamesa Hiltona) lub słynny klasztor Shaolin, znany dziś głównie z interesów na giełdzie i jako kuźnia aktorów sztuk walki. I choć wachlarz możliwości jest obszerny, istotne jest to, że wiara w Chinach nie tylko istnieje, ale jest coraz wyraźniej obecna.

Odpowiedź na niepewność

– Ludzie zwracają się ku wierze z różnych powodów, w zależności od osobistej sytuacji i doświadczeń. A jednym z istotnych czynników są niepokój i brak pewności, wynikające z ciągłych przemian w społeczeństwie – mówi profesor Ming, antropolog religii. – Niemniej uważam, że obecny renesans religii jest raczej kontynuacją życia duchowego, które próbowano zniszczyć w latach rewolucji kulturalnej 1966-76. Już w latach 80. XX w. zauważyliśmy ogromne ożywienie dawnych tradycji i religijności.

Wiarę w Chinach przez stulecia cechowały pluralizm i bogactwo tradycji. Wiele z nich odradza się, po części dzięki pamięci starszego pokolenia, ale też za sprawą dynamicznego rozwoju wspólnot religijnych – zwłaszcza buddyjskiej i chrześcijańskiej.

Nie ma dziś wiarygodnych statystyk na temat chińskich chrześcijan. Dzielą się na tych należących do Kościoła działającego oficjalnie, podporządkowanego partii i państwu (mowa tu o ok. 26 mln wiernych), i na tych nieuznających autorytetu rządu. To nie tylko Kościół podziemny, ale też nieformalne zgromadzenia tzw. Kościołów domowych (łącznie jest to co najmniej drugie tyle wiernych, ilu ma Kościół oficjalny, choć niektóre źródła szacują ich liczbę nawet na 150 mln). I choć liczby się różnią, to coraz bardziej widoczna staje się działalność wielu grup i instytucji religijnych. A ludzi wychowanych przez komunizm zajmuje już nie tylko osobisty sukces, ale też potrzeba życia duchowego i pytanie, jak żyć.

– Walka z religią skończyła się fiaskiem – mówi jezuita ks. Jarosław Duraj, który pracował na Tajwanie. – Dlatego wielu studentów, intelektualistów czy ludzi nauki poszukuje tego, co mogłoby stanowić wartościową perspektywę dla zubożonych duchowo Chin.

– W Chinach nie rozwinęło się pojęcie transcendencji czy osobowego Boga – zastanawia się jezuita, szukając odpowiedzi na pytanie o źródła atrakcyjności chrześcijaństwa. – Nie ma tu rozwiniętej świadomości, jaką wartością jest miłość ofiarna, wykraczająca poza pragmatycznie zorientowane relacje społeczne. Chrześcijaństwo może być więc odpowiedzią na kryzys relacji międzyludzkich i na poczucie osamotnienia, z jakim boryka się spora część społeczeństwa – uważa ks. Duraj.

Słowa mają moc

– Nasz dawny system wartości, który pomagał prowadzić ludzi przez życie, został złamany przez komunizm – mówi Anna, Chinka i katoliczka mieszkająca w Pekinie. – Nie ma już tak naprawdę nauczycieli i intelektualistów, którzy nas prowadzili, nie ma też ciągłości dawnych tradycji. A takie slogany jak „chińskie marzenie” czy „socjalizm z chińskimi charakterystykami” to żadna inspiracja.

Anna wstąpiła do partii jeszcze na studiach, choć nie nazwałaby się żarliwą komunistką. Dziś pracuje w międzynarodowym banku i uważa wolny rynek za największe źródło postępu. A jej ścieżka duchowa też cały czas ewoluuje i przechodzi zmianę.

– Od lat należę do partii, ale komunizm nigdy nie mógłby zastąpić mi wiary albo zmusić mnie do wyrzeczenia się mojej religii – mówi Anna. – Moi dziadkowie faktycznie wierzyli w socjalizm, ale nie wiem, czy ktokolwiek z mojego pokolenia jeszcze wierzy w te bzdury: wszyscy nauczyli się po prostu, jak skutecznie wykorzystywać system.

Do niedawna jej decyzje i wartości, jak dla wielu w Chinach, cechowały pragmatyzm i skuteczność. A także wiara przede wszystkim w siebie i w swoje możliwości, która od lat pozwalała na konsekwentną budowę lepszego życia.

Wiara w coś więcej przychodziła stopniowo. Anna: – Pewnego dnia przechodziłam koło katolickiej katedry w Pekinie i postanowiłam nagle, że zajrzę do środka. Tak się to zaczęło, od dwóch opowieści, które wtedy usłyszałam. Byłam wówczas w trudnej sytuacji: rozwód rodziców, kłopoty osobiste, bardzo duży stres w pracy, nadszarpnięte zdrowie... Wydawało mi się, że wszystko rozlatuje się na kawałki, i że za chwilę tego nie wytrzymam – opowiada.

– A słowa mają swą moc i te po raz pierwszy dały mi wiarę, że wszystko będzie w porządku, że jednak dam sobie radę – dodaje.

Dwa lata później przyjęła chrzest. Dziś mówi, że chrześcijaństwo stało się opoką jej życia.

Szukając nadziei

Nie wszyscy chińscy chrześcijanie stanowią formalną część Kościoła – jako społeczności wiernych, przyjmujących chrzest i sakramenty oraz aktywnie praktykujących wiarę. Dla wielu główną rolę gra możliwość odkrywania własnej duchowości, a dla młodego pokolenia nieraz istotna jest chęć lepszego zrozumienia zachodniej kultury i moralności. Dla niektórych to wręcz jakby sposób na odreagowanie rzeczywistości.

Codzienne życie w Chinach określają bowiem trudne realia: bezwzględny materializm i konkurencja, brak zaufania i hierarchia wartości, w której cel, jakim jest własny interes, często uświęca wszystkie środki. Wiele z tzw. Kościołów domowych przyciąga ludzi także dlatego, że pomagają radzić sobie ze stresem i samotnością. Dają też szansę zawarcia nowych przyjaźni, innego spojrzenia na rzeczy. Czasem nowa religia staje się również próbą na określenie własnych wartości lub poszukiwaniem życiowej alternatywy. Ale nie oznacza to wyłączności.

– Chińczykom nigdy nie była potrzebna jedna konkretna wiara. Rodzili się np. w rodzinie buddystów i najpierw podążali za buddyzmem, później płynnie przechodzili np. w taoizm, jeszcze potem w chrześcijaństwo, a pod koniec znów na buddyzm, wracając do korzeni – mówi Anna. – Ja interesowałam się buddyzmem od dzieciństwa, ale ostatecznie wydał mi się zbyt skomplikowany. Mój ból był czymś bardzo obecnym i odczuwalnym, a katolicyzm i każdy pobyt w świątyni przynosiły poczucie ogromnej ulgi.

– Wiele osób, z którymi rozmawiam, po kilku latach zmienia wyznanie lub zupełnie rozczarowuje się Kościołem – twierdzi profesor Wang z Szanghaju, również badający religię. – Jak najbardziej można więc mówić o naturalnej potrzebie religii i rosnącym poszukiwaniu duchowości, ale niekoniecznie cechuje je trwałość.

W oczach partii i państwa

Sposób, w jaki rozwijają się i funkcjonują społeczności religijne, w dużej mierze określa też nastawienie rządu. Dawniej religia postrzegana była, zgodnie z wykładnią komunizmu, jako opium dla mas. Dziś rząd często stosuje bardziej pragmatyczne podejście: stara się wypracować sytuację, w której religia jest dostępna tak długo, jak nie stanowi zagrożenia dla władzy.

Nie oznacza to jednak prostych relacji ani bynajmniej pewnej sytuacji dla Kościoła katolickiego czy innych wspólnot religijnych. Regularnie pojawiają się doniesienia o prześladowaniu poszczególnych społeczności, np. głośna była ostatnio akcja usuwania krzyży i burzenia kościołów w prowincji Zhejiang na południu Chin.

– Dużo zależy od danego miejsca, od tradycji i przywiązania lokalnej społeczności do religii. Np. jeśli cała wioska od pokoleń mocno wyznaje jakąś wiarę i praktykuje, jest to często akceptowane – mówi prof. Wang. – Podejście rządu od dawna cechuje raczej pragmatyzm niż ideologia. Są więc miejsca, gdzie chrześcijaństwo jest dziś lepiej rozwinięte niż buddyzm, także dlatego, że tamtejsi buddyści próbowali odzyskać od miejscowych władz swe dawne posiadłości i ziemię, a to się nie spodobało.

Ostatnio rząd wydaje się jednak zdeterminowany, by dokładniej uregulować sytuację religii – w tym tzw. szarą strefę (jak „Kościoły domowe”), która bywa tolerowana, o ile trzyma się z dala od polityki. W kwietniu prezydent i zarazem szef partii Xi Jinping przewodniczył konferencji na temat religii (pierwszej takiej, od kiedy w 2012 r. objął władzę), na której podkreślał wagę „zarządzania religią” w zgodzie z prawem, ale przy zachowaniu narodowej jedności i interesu państwa. Chodziło tu zarówno o sytuację mniejszości narodowo-religijnych w Tybecie i Xinjiangu (gdzie żyje mniejszość muzułmańska), jak też o rosnącą popularność chrześcijaństwa.

Według Xi Jinpinga religijne społeczności i instytucje powinny – pod przewodnictwem partii – dostosować się się do chińskiego prawa, tradycji i socjalistycznego społeczeństwa, aby wnieść swój wkład na rzecz społecznej harmonii i pokoju. Xi zaznaczył natomiast, że partia i państwo będą bezwzględnie przeciwdziałać sytuacjom, gdy religia będzie mieszać się do polityki czy edukacji, a także „infiltracji” Chin przez obce wartości i interesy. Jedyną możliwą wiarą członków partii ma pozostać marksizm. W tej wykładni religia miałaby być więc elementem sprzyjającym rozwojowi Chin, ale całkowicie podporządkowanym interesom państwa.

Pojawiają się spekulacje, że konferencja może być wstępem do przyjęcia nowego prawa, które miałoby dokładnie regulować działalność społeczności religijnych. W podobny sposób „porządkowana” jest obecnie kontrola nad społeczeństwem obywatelskim (nowe prawo wejdzie w życie od stycznia 2017 r.) oraz nad działalnością mediów i uniwersytetów.

Wiara poprawna politycznie

Trudno przewidzieć, jak obecna sytuacja wpłynie na przyszły kształt wspólnot religijnych w Chinach. Wielu sądzi, że prawdo- podobny jest coraz większy sukces lokalnych tradycji, które widziane są przez rząd jako część dorobku chińskiej kultury i promowane jako przedmiot dumy narodowej – m.in. taoizm, wierzenia ludowe lub etyka i moralność Konfucjusza.

Jednak nawet tradycyjne społeczności religijne, od wieków związane z chińską tradycją, nie mogą liczyć na żadną tolerancję w przypadku konfrontacji z władzą. Najbardziej chyba znanym przykładem jest ruch religijny Falun Gong, który w okresie największej swej popularności w latach 90. XX w. liczył w Chinach do 70 mln członków – i cieszył się oficjalnym poparciem władz. Jednak gdy Falun Gong zaczął domagać się większej niezależności i praw, a jego członkowie w kwietniu 1999 r. urządzili pokojową demonstrację tuż pod siedzibą centralnych władz partii w Pekinie, ruch został wyklęty jako „kult zła” i odtąd zaczęło się jego systematyczne niszczenie, trwające do dziś.

Warunkiem wyjściowym dla funkcjonowania społeczności religijnych w Chinach – bez względu na to, o jakie wyznanie chodzi – pozostaje więc zachowanie nad nimi pełnej kontroli przez rząd i rezygnacja z jakichkolwiek aktywności, które mogłyby być zinterpretowane jako rzucenie wyzwania partii i jej autorytetowi.

Pytanie jednak, na ile taka kontrola – mo- żliwa w przypadku instytucji – jest realna wobec prywatnych wyborów religijnych milionów Chińczyków, którzy nie tylko chcą realizować swoje materialne marzenia, ale coraz częściej podejmują osobiste poszukiwania wartości, sięgając do starych i nowych tradycji?

Bo religia w Chinach – niezależnie, czy bardziej lub mniej oficjalna – przypomina dziś tygiel, w którym zderzają się: ideologia i pragmatyzm, tradycja i globalizacja, potrzeba duchowości i pluralizm. A to żywioł naznaczony bogactwem i energią, który uparcie wymyka się próbom łatwego uporządkowania. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2016