Obłaskawianie świata

Jerzy Franczak: Myśliwski scala w opowieści to, co pozostało po rozpadzie świata. Nie odwraca tego procesu, lecz odzyskuje dla literatury utajony potencjał wyobraźni, pamięci i słowa.

15.06.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Krzysztof Kuczyk / FORUM
/ Fot. Krzysztof Kuczyk / FORUM

Szymon Pietruszka, narrator „Kamienia na kamieniu” (1984), za młodu słynął we wsi jako hulaka i podrywacz, podczas wojny wstąpił do partyzantki, potem był milicjantem i urzędnikiem udzielającym ślubów cywilnych. Powoli dojrzewał do roli gospodarza na ojcowiźnie. Wtedy wpadł na pomysł, by wybudować rodzinny grób. Wspólne miejsce pochówku miało połączyć na nowo rodzinę: nieżyjących rodziców, braci, którzy wyjechali do miasta, oraz obłąkanego Michała. Ten gest ma w sobie coś paradoksalnego. Nie chodzi w nim wcale o wierność tradycji. Szymon żyje w świecie przeoranym przez wojenny kataklizm, reformę rolną i modernizację. Budowa grobu to próba scalenia na planie symbolicznym tego, co w rzeczywistości uległo rozpadowi: rodziny, chłopskiej kultury, fundowanej przez nią wizji świata i wspólnoty losu.

Wiesław Myśliwski raz za razem ponawia niejednoznaczny gest Szymona Pietruszki, będący zarazem pożegnaniemi zaproszeniem. Scala w opowieści to, co uległo rozpadowi, nie po to jednak, by odwrócić ten proces, lecz po to, by odzyskać dla literatury utajony potencjał wyobraźni i pamięci oraz moc stwarzającego słowa.

Zaradna wyobraźnia

Pierwsze trzy powieści zapewniły Myśliwskiemu miano najwybitniejszego przedstawiciela nurtu chłopskiego. Krytykawidziała w nich pieczołowite odwzorowanie kultury wsi oraz zapis jej zaniku w nowoczesnych czasach. Losy bohatera „Nagiego sadu” (1967) wydają się typowe dla prozy tego nurtu: pojechał „do świata”, by zgodnie z wolą swego niepiśmiennego ojca pobrać w mieście nauki, po czym wrócił do rodzinnej wsi i został nauczycielem. Myśliwski nie zamierzał jednak ani diagnozować poczucia wyobcowania chłopskich synów, którzy doświadczyli awansu społecznego (jak Julian Kawalec), ani inscenizować zderzenia pierwotności z cywilizacją (jak Edward Redliński).

Kultura chłopska – pisał w późniejszym o trzy dekady eseju – musiała przegrać starcie z napierającą cywilizacją. Jako kultura biedy i izolacji uległa obietnicom udogodnień bytowych i otwarcia na świat. Jej śmierć jest faktem, z którym musimy się zmierzyć, nie pomogą tu żale sentymentalistów ani hamletyzowania intelektualistów.

Pisarz wybrał inne rozwiązanie: postanowił ocalić z przeszłości to, co cenne dla naszej teraźniejszości. Archiwa wierzeń, wyobrażeń i opowieści potraktował wybiórczo, wydobywając z nich treści uniwersalne. Zanurzona w obyczajowym konkrecie fabuła zaczęła ciążyć w stronę metafory, układać się w mitologiczne wzory. W „Nagim sadzie” odnajdziemy na przykład opowieść o rodzinie, która chce uratować chore niemowlę. Zgodnie z radą starszych, matka musi przenieść dziecko przez dziewięć mostów, nie korzystając z niczyjej pomocy. Gdy kobieta słabnie, mąż bije ją kijem po bosych stopach. Jednak nie guślarski ryt jest tu najważniejszy, lecz praca metafory: toposy wędrówki i mostu przenoszą tę historię na inny poziom, gdzie nabiera sensu jako przekroczenie granicy życia, symboliczne zmartwychwstanie.

Podobnie w „Kamieniu...”. Weźmy opowieść o drodze, która ongiś należała do wszystkich i do nikogo, potem zaś została wyasfaltowana i podzieliła wieś, a gospodarze zaczęli ginąć pod kołami samochodów. Szymon nie godzi się na tę intruzję i rusza do walki z potworem cywilizacji, oczywiście po to, by przegrać starcie i dostąpić wewnętrznej przemiany. Ale mit bohaterski istnieje tylko wewnątrz konkretnej historii, prześwieca przez nią, jeśli przyjrzeć się jej pod specyficznym kątem. Poza tym działa system życiowych uzasadnień: Szymek pogania swoją furmankę, gdyż ma gorący temperament, odrzuca chłopską pokorę itd. Powieść aż puchnie od takich podwójnie kodowanych historii, wystarczy rzut oka na spis treści: „Ziemia”, „Matka”, „Płacz”, „Chleb”, „Brama”...

Pisarz zastrzega, że nie interesuje go folklor, lecz „całość doświadczenia ludzkiego” skumulowana w konkretnym losie. Takie podejście nie jest oczywiście jego wynalazkiem – konkretne, a zarazem uniwersalne są mity, baśnie, podania ludowe. Pełnią one ważną rolę w tym pisarstwie, podobnie jak w tradycyjnych kulturach. Esej pt. „Kres kultury chłopskiej” przynosi swoistą pieśń pochwalną ku czci archaicznej „zaradnej wyobraźni”, która pozostawała zrośnięta z realnością, poszerzała ją o metafizyczny wymiar, uzupełniała o zmysł sprawiedliwości. Stanowiła panaceum na niedostatek, „ubogi chłopski świat wypełniała bogactwem świata nadrealnego”. Była dostępna wszystkim, ale jej namiestnikami pozostawali bajarze, „filozofowie i błazny, żartownicy i śmieszki, przepowiadacze i utyskiwacze, onirycy, spirytuolodzy”. Galeria anonimowych geniuszy, których Myśliwski obiera sobie za prekursorów.

Co ciekawe, niewiele zmieniło się wówczas, gdy pisarz przeniósł akcję swoich powieści w realia małomiasteczkowe.„Widnokrąg” (1996) i „Ostatnie rozdanie” (2013) to monologi ludzi zagubionych we współczesności, tęskniących do świata uczynionego na ludzką miarę. Narrator drugiego z tych utworów wspomina pracę czeladnika krawieckiego i szewskiego, rekonstruuje świat drobnych rzemieślników, który trwał w formie szczątkowej przez powojenne dekady, a potem zanikł w czasach transformacji ustrojowej. Spółdzielnie rozwiązano, a majstrowie okazali się zbędni, gdyż „gotowizna wszystko zabiła”. Upadek rękodzielnictwa to symboliczny zmierzch epoki: fabryczna i maszynowa produkcja odzieży i obuwia zwiastuje uniformizację. Wszystko ulega ujednoliceniu, potęgę obyczaju zastępują rządy pieniądza, miejsce gawędziarza zajmuje telewizor, a wyobraźnię zabija medialny bełkot.

Jeszcze niedawno („TP” nr 26/2013) dostrzegałem w tym natręctwo melancholika, który oddaje się bezkresnemu wspominaniu utraconej rzeczy. Dzisiaj widzę to inaczej. Ta długa, skupiona na monotonnym rozpamiętywaniu powieść to zwieńczenie projektu „prozy, która ocala”. Autor „Requiem dla gospodyni” (2000) wierzy w misję literatury, odzyskującej z przeszłości to, czego dotkliwie brakuje nam dzisiaj. Przeciwstawia lokalność globalności, przywiązanie do ziemi – wymuszonej mobilności, lęk metafizyczny – materializmowi, pamięć o starości i śmierci – kultowi młodości, wspólnotową więź – wybujałemu indywidualizmowi itd. W ten sposób uzbraja nas przeciwko cywilizacji posttradycyjnego świata. Pisarz działa jakby w myśl maksymy Schillera: „Żyj wraz ze swą epoką, ale nie bądź jej wytworem; pracuj dla współczesnych, ale rób to, czego potrzebują, nie zaś to, co pochwalą”.

Pracowita pamięć

Jedni uważają, że człowiek posiada ponadczasową, uniwersalną istotę, drudzy podkreślają jego uwikłanie w historię, wydanie na pastwę przygodnych determinacji. Myśliwski unieważnia ten spór, przyznając rację i jednym, i drugim. W zwyczajnym życiu – powiada – zawiera się całe „uniwersum egzystencjalne człowieka”. Z drugiej strony – powtarza – „człowiek nie jest istotą wyabstrahowaną, nie żyje w próżni, żyje w określonym czasie, środowisku, zdeterminowany tym, z czego żyje”. Dlatego, zgodnie ze znanym dictum, Myśliwski przerywa lekturę, jeśli po kilkunastu stronach nie dowie się, z czego żyją bohaterowie.

Wyczulenie na egzystencjalny konkret sprawia, że jego epika nigdy nie przemienia się w parabolę, jak u TadeuszaNowaka. Obraz historycznych procesów pozostaje złożony, postawy nigdy nie podlegają jednoznacznej ocenie. A przecież najłatwiej byłoby przyjąć degeneratywną koncepcję dziejów, w której teraźniejszość to epoka upadku, kontrastująca z wyidealizowaną przeszłością! Całe szczęście, Myśliwski kieruje się zmysłem realisty i opisuje rzeczywistość wieloraką, zmieszaną. A ponieważ skupia się na historii XX w., portretuje kulturę chłopską w stanie permanentnego kryzysu: w okresie wojennego zamętu, w czasach PRL-owskiej homogenizacji, wreszcie w stadium wtórnej folkloryzacji i wolnorynkowego utowarowienia. Losy życiowe bohaterów nie rozwijają się nigdy w cieniu epokowych uogólnień, przeciwnie – to one stanowią szkło powiększające, przez które obserwujemy historyczne procesy.

Dziadek Szymona Pietruszki jeszcze w epoce zaborów zabił kosą karbowego, ponieważ ten zalecał się do jego żony; dlatego musiał uciec do Ameryki. Jego wnuk dołączył do leśnych oddziałów AK, a po wyzwoleniu został mundurowym i urzędnikiem. Narrator „Ostatniego rozdania” wspomina z rozczuleniem swoich mistrzów-rzemieślników, ale po transformacji ustrojowej kupuje zakład odzieżowy i stawia na robotę maszynową. Tożsamości protagonistów nie określa bez reszty genealogia. Są, jak my wszyscy, skazani na autokreację, na improwizację i negocjowanie ze światem własnych dążeń i marzeń. Ich systemów wartości nie definiuje żadna prosta opozycja (dawne/nowe, swojskie/obce itp.). Żyją, jak my wszyscy, w nowoczesnej ambiwalencji.

Ten głos zdaje się dobiegać jakby z innej epoki. Ostatnimi laty notujemy modę na chłopskie coming outy. Dzisiejsi dwudziestolatkowie chełpią się pochodzeniem, które pojmują esencjalnie, na zasadzie: „jestem z chłopów i wszystko, co pańskie, jest mi obce”. Myśliwski nie szuka remedium na poczucie nieciągłości i nieokreśloności. Wręcz przeciwnie, zdradza upodobanie do postaci wykorzenionych, nadaremnie próbujących uporządkować własną przeszłość. Z premedytacją funduje im kryzys tożsamości i wrzuca je w czasy przełomu, o co nietrudno, bo takim okresem był cały XX w.

Czasem radykalnego przełomu są także lata wojny. „Pałac” (1970) to monolog ubogiego owczarza, który przemierza puste komnaty dworu, po tym jak jego właściciele uciekli przed nadciągającą armią. Zasiada w fotelach, wciela się w arystokratę i otwiera wyobraźnię na obrazy innego życia. Buszuje w wielkim magnackim imaginarium, odtwarzając spektakl przepychu, próżności i przemocy. Wojna, niczym okrutne święto, znosi podziały stanowe, zaciera granicę między snem a jawą, prowadzi do ostatecznego zjednoczenia pana i sługi w końcowym całopaleniu. Pomysł to, wydawałoby się, wielce na czasie – dziś, gdy historia chłopa pańszczyźnianego przedstawiana jest w kategoriach niewolniczego poddaństwa. Ale „Pałacu” nie przenika klasowy gniew, jej fabuły nie organizuje scenariusz fantazmatycznej zemsty. Czekamy na polskiego Django, przebranego w sukmanę i wrzuconego w realia folwarcznego wyzysku. Nie jest to jednak zadanie dla Myśliwskiego, który cierpliwie opowiada nam o świecie utkanym z przeciwieństw.

Niepiśmiennym chłopom pamięć służyła do magazynowania opowieści, gwarantowała zachowanie ciągłości wiary iobyczaju. Dzięki temu była – znów wracam do „Kresu kultury chłopskiej” – „niesłychanie rozwinięta i nieprawdopodobnie pracowita, wyczulona na najdrobniejszy szczegół życia”. Przypisywała sens „najmarniejszemu nawet życiu”, każdej rzeczywistości nadawała wymiar jednostkowy. Pracuje ona też w epice Myśliwskiego, jakby na przekór pisarskiej skłonności do filozoficznego uogólnienia i ponadczasowego mitu, a także na przekór melancholii, która znosi różnice i rozmywa kontury.

Wolność w słowie

Na początku „Traktatu...”, starego stróża domków letniskowych odwiedza tajemniczy gość, który chce kupić trochę fasoli. Obaj siadają do stołu i łuskają fasolę, a gospodarz opowiada swoje życie, w którym jest pacyfikacja rodzinnej wsi, zagłada bliskich, epizod partyzancki i emigracyjny, praca elektryka i muzyka. Łuskanie fasoli było tradycyjnie rytuałem zbiorowej mowy, odnawiającym więzi międzyludzkie. Rytuał ten okazuje się w powieści anachroniczny. Gospodarz próbuje zapanować symbolicznie nad własnym doświadczeniem, do końca jednak nie wiemy, kim jest jego słuchacz – przybyszem z przeszłości, nieznajomym, Aniołem Śmierci? A może urojeniem, zmaterializowaną tęsknotą za drugim człowiekiem, otwartym na rytuał opowieści?

Od pierwszej powieści Myśliwski rozwija formę monologu, który jest mozolnym tkaniem narracji z materii doświadczenia. „Żyjemy w tym, co opowiedziane – czytamy w „Traktacie...” – Świat jest tym, co opowiedziane”. Kondycję ludzką definiuje bycie w słowie, artykulacja jednostkowego losu to konieczna obrona przed niemotą, czyli nieistnieniem. Mówi się tu zawsze w sposób prosty, polszczyzną bogatą, ale nie wystylizowaną. Myśliwski nie ulega pokusie naśladowania gwary, gdyż co innego pociąga go w języku chłopskim: konkretność, precyzja oraz kreacyjność. „Chłop przez wieki niewolny – powiada – w jednym był zawsze wolny, w słowie”. Wolność od nakazów pana, a także od władzy słownika, czyniła z niego prawdziwego poetę. Pisarz chce wskrzesić właśnie to suwerenne, stwórcze słowo, nie zaś taki czy inny dialekt.

„Słowo, pamięć i wyobraźnia tworzą triadę, której zawdzięczamy nasze człowieczeństwo”. Oznacza to, że ukazują nam pełną skalę ludzkiego doświadczenia, do którego tracimy dostęp, gdy osuwa się ono w przemilczenie i zapomnienie. Ale znaczy to też, że pomagają wpisać pojedynczy los w uniwersalizm mitu czy w cykl historycznych powtórzeń. Literatura powinna przywracać odwieczną funkcję tej triady: „obłaskawiania świata, zaklinania świata, wpisywania siebie w świat”.

Taka właśnie jest stawka pisarskiej gry Wiesława Myśliwskiego. ©

WIESŁAW MYŚLIWSKI (ur. 1932) jest prozaikiem i dramatopisarzem. Urodził się i wychował w Dwikozach pod Sandomierzem. Ukończył filologię polską na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (1956). Przez wiele lat związany był z Ludową Spółdzielnią Wydawniczą, gdzie zaczynał jako asystent, ażeby po latach zostać zastępcą redaktora naczelnego. W latach 1975–1999 kierował kwartalnikiem „Regiony”, później także dwutygodnikiem „Sycyna”. Debiutował w 1967 r. powieścią „Nagi sad”. Od tego czasu opublikował jeszcze pięć powieści: „Pałac” (1970), „Kamień na kamieniu” (1984), „Widnokrąg” (1996), „Traktat o łuskaniu fasoli” (2006) oraz „Ostatnie rozdanie” (2013). Jest także autorem czterech dramatów: „Złodziej” (1973), „Klucznik” (1978), „Drzewo” (1988) oraz „Requiem dla gospodyni” (2000). Laureat wielu nagród i wyróżnień literackich, między innymi Nagrody Nike (dwukrotnie: w 1997 i 2007) i Nagrody Literackiej Gdynia (2007).

JERZY FRANCZAK (ur. 1978) jest prozaikiem, eseistą i literaturoznawcą. Ostatnio wydał powieści „Nieludzka komediaˮ, „Da capoˮ, „NNˮ. Wykładowca polonistyki i kulturoznawstwa UJ. Redaktor magazynu literackiego „Książki w Tygodnikuˮ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, redaktor Magazynu Literackiego „Książki w Tygodniku”, prozaik, eseista, poeta.

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (01/2015): Pod prąd