O tunelach, aniołach i bohaterach

Choć napisał tylko trzy powieści oraz kilkanaście tomów esejów na bardzo różne tematy, zmarły w wieku stu lat Ernesto Sábato uważany jest za jednego z najważniejszych XX-wiecznych pisarzy latynoamerykańskich.

13.04.2011

Czyta się kilka minut

Ernesto Sábato / fot. Wikipedia /
Ernesto Sábato / fot. Wikipedia /

Przypominamy artykuł Tomasza Pindela z "Magazynu Literackiego - Książki w Tygodniku" nr 3-4/2011

Literatura, która okazała się jego tytułem do sławy, wcale nie była jedynym ani nawet najważniejszym zajęciem Ernesta Sábato. Młodość - co typowe - upłynęła mu pod znakiem politycznego zaangażowania: piął się po szczeblach aktywistycznej hierarchii, zaczynając jako założyciel komunistycznego ugrupowania na uniwersytecie, potem pełniąc funkcję sekretarza Federacji Młodzieży Komunistycznej, a w 1934 r. wysłano go z ramienia Argentyńskiej Partii Komunistycznej do Europy.

Mniej więcej od tego czasu Ernesta Sábato zaczęły ogarniać coraz poważniejsze wątpliwości co do ideologii i jej stalinowskiej realizacji, prowadzące do wycofania się z aktywnej polityki. Ta jednak powracała co jakiś czas: pisarz dał się poznać jako zdeklarowany krytyk peronizmu (acz samej Evity Peron bronił), w latach 80. firmował prace Narodowej Komisji ds. Osób Zaginionych (CONADEP), która przebadała i opisała praktyki łamania praw człowieka w Argentynie czasu wojskowej dyktatury (1976-83), czego rezultatem był słynny raport, znany także jako Raport Sábato - acz nie brakło takich, którzy wypominali pisarzowi utrzymane może nie w przyjacielskiej, ale także i nie wrogiej atmosferze spotkanie ze stojącym na czele argentyńskiej junty generałem Videlą.

Tak czy inaczej, w drugiej połowie lat 30. Sábato odsunął politykę na bok i zajął się na poważnie nauką, obronił doktorat z fizyki, a następne pracował w Paryżu i na słynnym amerykańskim MIT (Massachusetts Institute of Technology). Obydwa te wątki jego młodości - polityka i nauka - okazały się jednak niezmiernie istotne dla jego późniejszej twórczości pisarskiej (zmagania z ideologiami i racjonalistycznym oglądem świata przewijają się przez wszystkie trzy jego książki). W 1943 r. dopadł go kryzys egzystencjalny, w wyniku którego porzucił fizykę i uniwersytet, by zająć się pisarstwem.

Rzadko, ale z impetem

Nie był pisarzem zbyt intensywnie publikującym. Jego wczesne próby literackie nie ujrzały światła dziennego i dopiero w 1948 r. ukazał się "Tunel" - niemal z miejsca odnosząc sukces i międzynarodowe uznanie. O przekład na francuski zabiegał sam Camus: "Poradziłem Gallimardowi, żeby ją wydali, i mam nadzieję, że »Tunel« odniesie we Francji sukces, na jaki zasługuje" - pisał w liście do autora. Sukces był o tyle wyjątkowy, że wtedy nikomu nawet się nie śnił literacki latynoski boom, a pisarze z Ameryki Łacińskiej jawili się Europejczykom jako kompletnie nieznana egzotyka.

Kolejne powieści ukazywały się regularnie co... 13 lat: w 1961 r.

"O bohaterach i grobach" - i znowu zrobił się wielki szum, a przekłady sypnęły obficie - a w 1974 r. "Abaddon - Anioł Zagłady", jako długo oczekiwane dzieło wielkiego pisarza, który ogłosiwszy je, oświadczył, że powiedział, co miał do powiedzenia i kończy pisarską karierę.

Przez cały ten czas Sábato publikował tomy esejów, których wybór ukazał się po polsku w 1987 r. pod tytułem "Pisarz i jego zmory" i prócz tytułowej pracy o powinnościach twórcy zawiera szkice m.in. o Borgesie, da Vincim czy tożsamości literatury latynoamerykańskiej. Sam autor zajął się głównie malarstwem i dziś, stuletni wszak starzec, prowadzi spokojne, wycofane życie.

Jego literacki dorobek sprowadził nań istny deszcz nagród i wyróżnień. Nie ma sensu wyliczać wszystkich, wystarczy wspomnieć, że w 1984 r. przyznano mu Nagrodę Cervantesa, czyli Nobel świata hiszpańskojęzycznego, peany zaś na jego cześć wygłaszali - prócz wspomnianego Camusa - Gombrowicz (napisał bardzo pochwalną przedmowę do francuskiego wydania "O bohaterach i grobach"), Greene czy Quasimodo. Jego książki są nieustannie wznawiane: u nas "Tunel" miał ładnych parę wydań (w tłumaczeniu Józefa Keksztasa), pięć lat temu Znak wznowił "O bohaterach...", a teraz "Abaddona" w prestiżowej serii 50 na 50 (obie w uzupełnionym i poprawionym przekładzie Heleny Czajki). Słowem: Sábato wielkim pisarzem jest. Tylko właściwie dlaczego?

"Abaddon", czyli stawanie się powieści

Gdyby zsyntetyzować wypowiedzi licznych badaczy prozy Argentyńczyka, można by odpowiedzieć tak: wielkość Sábato bierze się, po pierwsze, z jego dążenia do wniknięcia w głąb człowieka, po drugie, z próby określenia argentyńskiej tożsamości oraz, po trzecie, z poszukiwania formy literackiej adekwatnej do tych celów.

Co do formy - to najlepszym przykładem tych starań jest właśnie "Abaddon". Trudno powiedzieć, czy to właściwie jest powieść, bo z jednej strony mamy tu bohaterów, wątki i do czegoś to wszystko prowadzi - ale z drugiej książkę w znacznej mierze wypełniają rozważania o powieści i literaturze. Powiedzmy w uproszczeniu: rozważania o pisaniu poprzez samo pisanie.

"Abaddon" składa się z wielu epizodów, w których poruszane są różne tematy i to na różne sposoby - autor nieustannie zmienia typy tekstów. Są tu dialogi, służące zderzeniu różnych światopoglądów, ale też czasem dotyczące spraw dość przyziemnych (jak np. rozmowa o tajemniczym diamencie przynoszącym pecha właścicielom). Zdarza się relacja z podróży - np. dziennik opisujący wędrówkę śladami Madame Bovary. Jest list starego pisarza do młodego z refleksjami ogólnymi i konkretnymi poradami. Jest relacja z ostatnich dni życia Che Guevary zbudowana w znacznej mierze techniką kolażu. Jest zabawny katalog siedemnastu możliwych typów powieści - forma doprowadzonej do absurdu teorii literatury i zarazem chyba jedyny moment w dziełach pisarza, w którym widać, że ma on poczucie humoru. Jest wywiad z samym Ernestem Sábato przechodzący, dość niespodziewanie, w wiersz. Zresztą autotematycznych fragmentów jest tu sporo, jak choćby epizod, w którym autor opowiada o kolejach losu angielskiego przekładu "O bohaterach...", czy liczne rozważania o wcześniejszych książkach i ich bohaterach. To wokół nich kręcą się fabularne epizody "Abaddona", którym sekundują częste i także bardzo różnie prezentowane refleksje o pisaniu i literaturze.

Wypisując je sobie na marginesie, uzyskalibyśmy coś w rodzaju autorskiego credo. Parę cytatów: "Fikcje mają wiele ze snów, które mogą być okrutne, bezlitosne, mordercze, sadystyczne (...). Te sny to jakby wyładowania. A pisarz śni za ogół. Pewnego rodzaju sen kolektywny" - powiada S. (jedno z wielu możliwych alter ego autora) w rozmowie z czytelnikiem; "Kiedy piszesz na serio, jest przeciwnie: to temat wybiera ciebie" - wyjaśnia doświadczony pisarz młodemu. "Ani jedna linijka nie powinna być wolna od obsesji, która cię ściga z najbardziej mrocznych regionów, czasem przez długie lata", a jeśli ktoś zarzuci ci, że wciąż piszesz o tym samym, nie przejmuj się, bo "kolejne dzieła są niczym miasta wzniesione na gruzach dawnych miast".

"Pisarz", czyli teoria uporządkowana

Ta ostatnia metafora, jak i zresztą sporo innych, pojawia się także, dosłownie w takim brzmieniu, w eseju "Pisarz i jego zmory" (1963). Dobrze czyta się "Abaddona" z owym esejem pod ręką. "Abaddon" nie jest bowiem lekturą szczególnie łatwą: przede wszystkim należy brać się zań, znając i mając w miarę na świeżo poprzednie książki Sábato (metafora miasta na ruinach innego miasta jest tu absolutnie trafna), w przeciwnym razie bowiem rozważania o postaciach staną się nieprzejrzyste, czasem też narracja wikła się w epizody dość hermetyczne (bardziej przez nie się przedzierałem, niż sunąłem). Natomiast "Pisarz..." prezentuje Sábatowskie poglądy na kondycję i obowiązki literata w sposób klarowny i spokojny.

Uderza nade wszystko niezwykła powaga, z jaką Sábato traktuje literaturę - tę ambitną oczywiście, bo zaspokajanie czytelniczych gustów to "prostytucja sztuki". Powieść jest zasadniczo poszukiwaniem prawdy o człowieku, tyle że poznania nie można mylić z rozumem: przekonanie, że świat jest opisywalny racjonalnie, to grzech prozaików XIX stulecia. Powieść, będąca gatunkiem "nieczystym" - czyli podatnym na wszelkie eksperymenty, niedającym się zamknąć w żadnych teoriach - i nierozróżniającym między psychologią a badaniem społeczeństwa (bo to na jedno wychodzi), ma prawdę za swój najwyższy cel i obowiązek.

Najcenniejszą cechą twórcy jest fanatyzm, obsesja, której trzeba poświęcić wszystko, a jego obowiązkiem "budzić ze snu człowieka jadącego na szafot". Nazwiska Dostojewskiego, Prousta i Kafki powtarzają się co chwilę, nadając rytm rozważaniom Argentyńczyka. Esej ów stanowi zarówno podsumowanie dotychczasowego dorobku Sábato, jak i kładzie fundament pod ostatnie jego dzieło - "Abaddona", ostateczną powieść-esej, w której twórca wyczerpał swoje możliwości i odłożył pióro na zawsze.

"Abaddon - Anioł Zagłady" to zatem wielki tekst o literaturze. Tyle że rozważania nad powinnościami twórcy i formą powieści to raczej domena teorii - pisarzy zwykle sądzi się nie za to, jakie postulaty stawiają, ale jak je realizują. Przyjrzyjmy się zatem dorobkowi "nieteoretycznemu" Argentyńczyka.

"Tunel", czyli duch czasów

Historia opowiedziana w debiutanckiej powieści Sábato zdaje się wywodzić wprost z policyjnych kronik. Jest to opowieść Juana Pabla Castela, malarza, który zamordował swoją kochankę Marię Iribarne. Narrator przedstawia koleje ich wspólnego losu: poznali się na wystawie jego prac, stali się kochankami, a łącząca ich namiętność i seks szybko zyskały toksyczny wymiar - on gnębił ją atakami zazdrości (o niewidomego męża, o domniemanego kochanka), szantażował, dręczył, aż w końcu nie zdzierżył i zamordował. Przy okazji Castel odsłania swoją osobowość: to typ głęboko niedojrzały emocjonalnie, jednocześnie chorobliwie nieśmiały, jak i zaborczy, gardzi plebsem, ma skłonność do nadmiernego fantazjowania, obserwując zaś świat jest, w swoim mniemaniu, racjonalny i logiczny, choć tak naprawdę maniakalny i obsesyjny. Ostatecznym dowodem niewierności kochanki jest dla niego to, że w miłosnej sytuacji ma wyraz twarzy taki, jak pewna prostytutka, a że prostytutki symulują, to i Maria symuluje, ergo jest ladacznicą.

Klamrą spinającą tę historię jest tytułowa metafora, którą narrator wyjaśnia w jednym z ostatnich rozdziałów, rozstrzelonym drukiem, tak że czytelnik nie przegapi: człowiek żyje samotny jak w ciemnym tunelu. Castelowi przez moment zdawało się, że spotkał w tym swoim tunelu drugą istotę - Marię - ale to było złudzenie: dojrzał ją tylko na chwilę, bo pozostała na zewnątrz.

Sukces i ciągłą poczytność "Tunelu" nietrudno wytłumaczyć. Ta krótka (niewiele ponad sto stron) i dynamiczna powieść oparta jest wszak na motywach zawsze atrakcyjnych - miłość, zazdrość, zbrodnia, szaleństwo - i podana w bardzo przystępny sposób: żadnych eksperymentów, bardzo tradycyjny monolog narratora, wszystko dopięte i dopowiedziane. Jednocześnie filozoficzny wydźwięk dziełka był w swoim czasie niezwykle nośny. "Tunel" to wszak może nie manifest, ale z pewnością wykwit egzystencjalizmu: dramat człowieka pozostawionego samemu sobie wobec życiowych wyborów - nic więc dziwnego, że Camusowi tak się spodobał.

"O bohaterach i grobach", czyli namiętność i przepustka do wieczności

"Wydaje się, że wartość tego dzieła - powiada północnoamerykański krytyk Gerard J. Langowski - tkwi przede wszystkim w podjętej przez autora interpretacji argentyńskiej krytyki w szczególności i problematyki człowieka we współczesnym społeczeństwie w ogóle".

"O bohaterach i grobach", powieść uważana za opus magnum autora, składa się z czterech części: pierwsze dwie - "Królewna i smok" oraz "Niewidzialne twarze" - opowiadają o romansie Marcina i Aleksandry. Charakterologicznie różnią się oni bardzo: Marcin jest refleksyjny i wrażliwy, Aleksandra wręcz przeciwnie, to fascynująca i atrakcyjna, ale mroczna i zagadkowa kobieta, wyraźnie spokrewniona temperamentem z Marią Iribarne. Namiętność rozwija się od krótkiej euforii, poprzez bolesny uwiąd, po upokarzający dla Marcina finał, jednak, co istotne, nie tylko o dramat charakterów tu chodzi: losy bohaterów wyrastają z argentyńskiej historii i wiele mówią o polityce i społeczeństwie tego kraju.

Przez owe dwie części przewija się postać Fernanda Vidala Olmosa, ojca Aleksandry, który w części trzeciej, "Raporcie o ślepcach", wychodzi na plan pierwszy: jest to relacja z jego śledztwa związanego z rzekomym światowym spiskiem niewidomych. Wreszcie ostatnia część powieści - "Nieznany bóg" - odsłania wcześniejsze losy Aleksandry i jej rodziny, a przede wszystkim koszmarną biografię Fernanda, pozwalając nam pojąć sens opisanych zdarzeń.

W zestawieniu z innymi wielkimi powieściami z Ameryki Łacińskiej renoma książki może budzić wątpliwości. Nie ujmując jej niczego, jest jednak skrojona bardzo klasycznie: wyrazisty romans, mocne namiętności, postaci symbolizujące pewne zjawiska historyczne i społeczne, spora zaś dawka refleksji nad argentyńskością (narodowym charakterem czy literaturą) podana została po prostu poprzez dialogi postaci i to bardzo bezpośrednio, bez żadnych eksperymentów. Nie musi to być oczywiście zarzut, ale jeśli przywoła się takie powieści jak "Pedro Páramo" Juana Rulfo, "Zielony dom" Vargasa Llosy, "Jesień patriarchy" Garcíi Márqueza czy "Grę w klasy" Cortázara - czyli wielkie, nowatorskie syntezy, przełamujące formalne ograniczenia gatunku, czytane przez miliony, ale zarazem artystycznie odważne i mierzące się z wielkimi tematami tożsamości - to dzieło Sábato aż tak wielkiego wrażenia nie robi. Z jednym istotnym zastrzeżeniem.

Bo "Raport o ślepcach" to bez wątpienia tekst wyjątkowy i wybitny. Jego narrator, ogarnięty obsesją teorii spisku Fernando - jedno z wielu, ale chyba najbardziej intrygujące i nieoczywiste alter ego autora (Sábato wyposażył go w wiele swoich biograficznych doświadczeń, nawet datę urodzin dał swoją) - odkrywa przed nami tajemnice ukrytego świata ślepców, którzy stworzyli złowrogą i potężną sieć wpływów. O ile w innych partiach powieści pisarz często trzyma się powierzchni i dyskursu historyczno-socjologicznego, tu bez wahania nurkuje w podświadomość i funduje nam jazdę po mrocznych zakamarkach ludzkiej mentalności.

Vidal Olmos to postać potworna, naznaczona kazirodztwem i obsesją, snująca - trochę jak Castel - pseudologiczne analizy faktów prowadzące do paradoksalnych wniosków. A zarazem nie można go zbyć etykietką wariata, bowiem owa urojona konspiracja ślepców staje się potężną i niejednoznaczną metaforą Zła.

Gdybyśmy mieli podsumować dorobek Sábato buchalteryjnie, można by powiedzieć, że "Raport" to tylko jakieś sto czterdzieści stron; ale można też powiedzieć, że to ponad dziesięć procent wszystkich jego tekstów literackich. I za takie dziesięć procent Parnas zdecydowanie się należy.

Korzystałem - i namawiam do tego samego - z: "W poszukiwaniu Alefa" (zbiór tekstów krytycznych) oraz "Powieść totalna. Wokół narracyjnych teorii Ernesta Sábato i Maria Vargasa Llosy" Marcina Kurka, obie nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 3-4/2011