O snach

Pośród wielu snów, które dręczą nas z racji zszarzenia starczego, jeden – jak zauważyliśmy – powtarzający się dość często, stał się niespodziewanie dla nas udziałem mas i to całkowicie nie we snach, lecz na jawie.

17.09.2018

Czyta się kilka minut

Dlatego też połączymy dziś tzw. refleksje o charakterze bardzo osobistym, umysłowym i zdrowotnym z naszymi stwardniałymi mniemaniami na tematy uniwersalne, w tym społeczne i polityczne.

Sen ów nosi roboczy, ale efektowny tytuł „Zjeść ciastko i mieć ciastko”. Dla Czytelnika mniej obeznanego z polskimi powiedzeniami, dla porządku, potrzebne jest tu krótkie objaśnienie. Oto treść owego snu oddana jest w stu procentach w jego tytule. Sen ten wypełnia zatem jedzenie ciastka, którego w ogóle ani na chwilę nie ubywa. Jest zatem – ów sen – dojmującym, by nie rzec: przerażającym, zaprzeczeniem fizyki, rozsądku, rzeczywistości, jest absurdalną wizualizacją możności jedzenia, zjedzenia i przy tym nieustannego mienia. Nie trzeba chyba dodawać, że jest to takoż gargantuiczna tortura o charakterze dietetycznym, niejako zemsta rozumu karmionego w dzień do przesytu treściami na temat zdrowia, który w ramach buntu niemal korsarskiego pokazuje w nocy, gdy może, gdzie w istocie ma te opowieści. I to by było tyle, jeśli idzie o kwestie prywatne, by nie rzec: ściśle intymne. Te krępujące zwierzenia postaramy się teraz wynieść na poziom wyższy ku – mamy nadzieję – zadowoleniu mas czytelniczych.

Zmagając się z własnymi oszołomieniami wynikającymi z jedzenia i równoczesnego niezjedzenia, wysłuchaliśmy prezydenta RP występującego akurat w Leżajsku i doznaliśmy olśnienia. Takoż, ku lekkiemu własnemu zdziwieniu, zorientowaliśmy się, że prezydent także zjadł ciastko i ma ciastko. Drobna, ale istotna różnica polega na tym, że my zjadamy ciastko we śnie, pod pierzyną, urzędnik ów zaś zjadając nie zjada na mównicach, wobec nieprzebranych, chciwie go słuchających rzesz. Oto – popatrzmy – wedle prezydenta RP żyjemy w „wyimaginowanej wspólnocie”, a ciała ową wspólnotą rządzące powinny się od nas odczepić.

Zacznijmy pierw od tej „wyimaginowanej wspólnoty”. Jest ona dla prezydenta producentem ciastek, które się zjada i które się ma, nic poza tym. Choćbyśmy bardzo chcieli, by było inaczej, prezydent tak uważa i ma niejako rację. Zaiste nikt tu – począwszy od niego – tak na serio słowa „wspólnota” nie rozumie, a jeżeli wydaje mu się, że rozumie – niewątpliwie jest to zawsze imaginacja. Imaginacyjne myślenie każe uznawać, że de facto wszędzie jest tak jak u nas, że żadnych prawdziwych wspólnot nie ma. Formacja, której – w sensie dosłownym – dzieckiem jest prezydent, specjalizuje się w imaginowaniu znaczeń wielu terminów, w tym oczywiście czegoś takiego jak Europa oraz europejskość, oraz w stuprocentowym fantazjowaniu na temat europejskich pieniędzy. Imaginacja ta w ciasnej rzeczywistości zawsze polega na ich braniu, skądkolwiek bowiem by pochodziły, zawsze są i zawsze się należą, również dlatego, że po prostu rosną na drzewach. Jest to rodzaj mniemania zdziecinniałego żniwiarza, ładującego do stodoły zboże, który ani nie orze, ani nie sieje, czego nie zauważa, ani nie kojarzy. A więc pieniądze wyimaginowanej wspólnoty są realne, tak jak realna jest okoliczność, że nie trzeba na nie pracować. Co więcej, można się publicznie tym chwalić, można z tego zrobić cnotę, jak teraz ze wszystkiego, co jest bardzo niemoralne. To się – ku zapewne strapieniu moralistów – zdarza coraz częściej. W swym leżajskim przemówieniu prezydent RP wskoczył na wyższy poziom imaginacji, też polecając owej wspólnocie, by się nie mieszała w nasze polskie sprawy. Jest on zatem przekonany, że nawet odczepiona, wyimaginowania, będzie mu owa dawać realne pieniądze, mimo absolutnie wszystkiego. Jest to bardzo dziwna koncepcja, niezdarzająca się nawet w biznesie ciastkarskim, ale jako się rzekło: we snach owszem. Zawsze uważaliśmy, że najważniejszymi umiejętnościami człowieka jest dogłębne i jak najwcześniejsze zrozumienie, skąd się biorą dzieci oraz pieniądze. Codziennie jednak spotykamy ludzi, którzy nie wiedzą ani jednego, ani drugiego. I to nas ogromnie smuci, zasób tematów do rozmów z takimi osobnikami kurczy się bowiem do jednego – do rozmów o chorobach. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2018