O psach i kotach

Sabbatikal oprócz zalet ma też pewne wady. Najważniejsza polega na tym, że ma się więcej czasu na media.

04.02.2013

Czyta się kilka minut

Czyta się, słucha, a nawet, ale to rzadziej, ogląda, bo nie da się bez przerwy poświęcać obowiązkom. Można by w przerwach postrzelać do czegoś albo poflirtować na facebooku, jednak trudno zmienić stare nawyki, więc, niestety, w przerwach od czytania czyta się to i owo, w sieci też.

W Sieci? A tak, i tam zdarzają się rzeczy naprawdę interesujące, np. tuż przed świętami znalazłem obszerny materiał, pokazujący możliwość koegzystencji, pokojowego sąsiadowania, życia obok siebie, nawet razem, wznoszenia się ponad determinacje gatunkowe, rozumienia się, ba, przyjaźni, a wszystko przy zachowaniu tożsamości i własnego charakteru – psów i kotów.

Ach, ach, zakwiliło we mnie, dlaczego możliwość ta nie dotyczy Polaków? W każdym razie w świetle(?) tego, co czytam, kiedy nie chce mi się czytać? Najbardziej pesymistyczna, optymistyczna i jak z tego wynika najbardziej idiotyczna odpowiedź brzmi: ponieważ psy i koty nie mają poglądów politycznych, a Polacy owszem. Absurd powyższego zdania polega na tym, że zrównuje politykę z nienawiścią i bijatyką, gdy tymczasem nawet tędzy militaryści, miłośnicy Clausewitza – wyobraźmy ich sobie – uważają wojnę, także językową, za polityczne ekstremum. Pesymizm wynika więc z obserwacji, że nie mamy już głowy, by politykować, myśleć, negocjować i układać się, a jeśli coś nas jeszcze kręci, to wojenka, oczywiście na epitety. Gdziekolwiek zajrzeć, polish oral hussars. Subtelniejszych technik argumentowania ani widu, ani słychu. A w efekcie co? Groza czy nuda? Nuda: „Istotnie, największa chyba część dawnych tyranów wyszła spośród demagogów – pisał Arystoteles. – Przyczyna tego, że to się wówczas zdarzało, a teraz nie, leży w tym, że wtedy demagogowie wywodzili się spomiędzy wodzów (bo w wymowie nie byli jeszcze mocni), a teraz, wraz z postępem wyszkolenia retorycznego, ludzie umiejący przemawiać zdobywają sobie wprawdzie stanowiska przywódców ludu, ale doświadczenia w sztuce wojennej nie posiadają; dlatego też nie próbują uzurpacji, z małymi może wyjątkami, które jednak były krótkotrwałe” („Polityka”, tłum. L. Piotrowicz).

Zatem mamy do czynienia z doskonałą równowagą retoryczno-militarną i – co najwyżej – z tyranią przezwisk. Można pójść o krok dalej i stwierdzić, że jest ona, ta tyrania zaklęć i przekleństw, rodzajem szczepionki, która chroni nas przed tyranią rzeczywistą, a przede wszystkim tłumi zawczasu wszelkie zapały do czynu. Wbrew przypuszczeniom, dopóki gadamy, obszczekując się niemiłosiernie, dopóty nic się zdarzyć nie może. Wszystko nic, jak śpiewał zespół Elektryczne Gitary.

W takim mniej więcej duchu podkreślenia ogólnej nieważkości wypowiada się na łamach „Newsweeka”, którego nie czytam, Krzysztof Varga, pisarz, którego czytam: „Premier Tusk co jakiś czas ogłasza, że idzie grać w piłkę. Nigdy publicznie nie powiedział: »Idę do księgarni«. Po co do księgarni, skoro elektorat tam nie chodzi? (...) Jacek Żakowski (...) przeprowadził (...) wywiad z Dodą. Pytał ją o to, o co wcześniej Zygmunta Baumana – o współczesny świat. Najpierw pytaliśmy Baumana, co ze światem, a teraz o to samo pytamy panią Dodę. Efekt jest taki, że obie te wypowiedzi zaczynają mieć ten sam status poznawczy. A może nawet Doda jest lepsza, bo mówi prostszym językiem”.

Wróćmy do psów i kotów... Wykładnia optymistyczna brzmi: a jednak posiadamy polityczne poglądy, za które gotowi jesteśmy... robić durniów nie tylko z siebie, ale i, bohatersko, z innych – co byłoby wbrew pozorom ważne i wzniosłe, gdyby nie było aż tak dosłowne, jak jest. Przyzwolenie, by w oczach różnej maści realistów okazać się durniem, stanowi wszak warunek niezbędny na przykład świętości. Durniem był św. Franciszek, Korczak (też święty) i Gandhi (święty). W ogóle to historia jest pełna durniów, którym udało się coś w niej zmienić, i dlatego nazywa się ich bohaterami lub świętymi, oraz świętych i bohaterów, którym się nie udało, więc się o nich nie mówi.

Jednak robienie w durnia, które mam na myśli, nie ma nic wspólnego ze świętością, a mnóstwo z zaszczepianiem bierności. Binarności? To jedno i to samo. Zamach, spocznij. Zdrada, spocznij. Dobry sędzia, zły sędzia, spocznij. Radar be, spocznij. Radar cacy, spocznij. Zaremba, spocznij. Paradowska, spocznij. Generalnie rzecz biorąc, spocznij. Postęp czy Apokalipsa, co wolisz, dokonają się bez udziału twoich myśli, w sposób nader mało widowiskowy, bez zakłócania błogosławionego letargu. Śpij snem posiadacza wyłącznej prawdy, kiedy zaś nadejdzie pora, to klaszcz, gwiżdż. Wiesz wszystko, co powinieneś wiedzieć, a twe emocje znajdują się w sprawnych rękach.

Kryształowy Pałac, przypomniany przez Petera Sloterdijka w książce pod takim właśnie tytułem, wydanej po polsku przed dwoma laty, symbolizuje przestrzeń, w której ulegają zachwianiu, a w końcu unieważnieniu aspiracje i motywy. Jak pisze filozof: „Dostojewski był jednoznacznie przekonany, że wieczny pokój w Kryształowym Pałacu zawsze musi prowadzić do psychicznej kompromitacji mieszkańców. (...) Grzech pierworodny w klimacie uniwersalnej wygody jawi się jako trywialna wolność do zła. Po oczyszczeniu ze wszystkich wymówek stanie się jasne, a dla naiwnych być może zaskakujące, że zło ma jakość czystego kaprysu. Wyraża się jako (...) samowolne upodobanie do cierpienia i zadawania cierpienia, jako destrukcja, wałęsająca się bez szczególnego powodu”.

Czyta się gazety i dochodzi do wniosku, że w końcu spełnia się postmodernizm, według najbanalniejszej definicji pojęty, w wersji rodzimej, jako gierka pozorów. Wojenki, o których mowa, posiadają bowiem trzy zastosowania: po pierwsze dają nam poczucie uczestnictwa w sprawach społecznych i wpływu na nie (Arystoteles: „Pojęcia obywatela w istotnej jego treści nic bezwzględnie trafniej nie określa niż prawo udziału w sądach i rządzie”), po drugie gwarantują poczucie wolności (zawsze można kogoś obrazić, powiedzieć, że jest zdrajcą lub ma cellulitis), po trzecie chodzi o to, by nieco, ale tylko nieco, urozmaicić nudę faktycznej bezalternatywności. Kiedy więc znajduję zapewnienie: „Tak, to prawda, że wszystko co robimy, robimy na serio i nie mamy (...) giętkich kręgosłupów”, to autora tych słów podziwiam bez zastrzeżeń, gdyż zagrać kręgosłup to nie byle co. A kiedy czytam skargę, że „dzisiejsza lewica się zeświniła” (Gianni Vattimo), nie wątpię, że to rzecz z importu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2013