O nowych uczuciach

Oczywiście słusznym jest postulat, by ostatnie posiedzenie komisji śledczej polskiego parlamentu obowiązkowo pokazywać dzieciom w ramach zajęć „Jak się nie zachowywać i jak nie mówić do dorosłych”.

12.11.2018

Czyta się kilka minut

To jasne. Ale takoż winien być to materiał dla psychologów, menedżerów i biznesmenów. Był to bowiem fantastyczny spektakl, w którym dziewięcioro dorosłych, starających się osób przez siedem godzin nie było w stanie zadać ani jednego inteligentnego czy też kłopotliwego pytania jednemu, starszemu, standardowo inteligentnemu panu. Doprawdy wyglądało to też na skrupulatnie wyreżyserowane przedstawienie teatralne, ze znakomicie sporządzonymi dialogami, czy monologami, z wpisaną do scenariusza bezradnością, zadaną aktorom charakterystycznym.

Jest coś jeszcze, co wydaje się umknęło entuzjastycznym analizom tego wydarzenia. Baczna obserwacja członków komisji śledczej potwierdziła dość powszechne obawy, że rozwój technologii ma dojmujący wpływ na pracę mózgu, i jest to wpływ całkowicie demolujący. Oto starzec z pokolenia uformowanego w czasach, gdy jedynym urządzeniem z pogranicza science fiction był toster samoczynnie wyrzucający przypieczony kawałek pieczywa, a na telefoniczne połączenie międzymiastowe czekało się dwa dni, próbował bezskutecznie nawiązać kontakt duchowy i oralny z ludźmi stuprocentowo z innych czasów. Gdy człowiek ów coś mówił, cokolwiek, co mogłoby być znakomitą pożywką dla ich reakcji, ludzie ci jakby zaczarowani wpatrywali się w tym czasie w ekraniki swych urządzeń przenośnych, pieszcząc je przy tym czule swymi wyłącznie po to wypielęgnowanymi dłońmi. Widać było bardzo wyraźnie, że dręczy tych ludzi skrajne rozkojarzenie, że ich zdolność skupienia jest zerowa, że ich gruczoły i zęby jadowe są trwale zwiotczałe.

Gdyby przewodnicząca komisji mogła, ogłosiłaby natychmiast, jak bardzo kocha swój smartfon, jego jedwabisty ekranik, jego guziczki oraz jakże kosztowne plecki. Trzeba powiedzieć, że widowisko to bardzo prędko przestało mieć dla nas charakter polityczny, a stało się polem niepokojących obserwacji neurologicznych. Mniemamy skromnie, że w nieodległej przyszłości obrady parlamentu, przesłuchania przed komisjami śledczymi będą polegać na ogłaszaniu zaręczyn z urządzeniami przenośnymi, deklaracjach miłości do aplikacji, bądź takoż na odwrót, będą one krytykowane i niszczone za pomocą tzw. mowy nienawiści. Obiektem emocji przestanie być człowiek, a stanie się nim urządzenie. Oby! Wyobraźnia maluje nam ruchomy obraz, na którym Gospodarz zmuszony przez nowoczesność, ale w ramach swego żoliborskiego etosu inteligenckiego, z trybuny sejmowej lży jakiś animalny model smartfona, nazywając go mordą zdradziecką. Posiedzenie komisji śledczej było nieśmiałą zapowiedzią przyszłości. Tak sądzimy.

Po tych znakomitych spostrzeżeniach zmienimy teraz obszar obserwowany. Z mikroświata wąsko pojętej sztuki i szeroko pojętego znachorstwa wkroczymy teraz raźno do roze- drganej przestrzeni wulgarnej polityki, posługując się oczywiście olśniewającą erudycją.

Oto, po ostatnich wyborach, w których to mieszkańcy miast polskich odrzucili przejmującą ofertę Gospodarza, dało się zauważyć w szeregach jego zwolenników silne antymieszczańskie wzmożenie o charakterze niesłychanie archaicznym. Miasta są teraz przedstawiane jako źródło wszelakiego występku, zdrady, oszustwa i wyuzdania. Jest mnóstwo tekstów historycznych od początków formowania się organizmów miejskich, których autorzy, dla których tego typu skupiska były szokującą nowością, poddają swe przeżycia tzw. refleksji. Współczesna odmiana tych dywagacji niczym się od starożytnych nie różni. To zaniepokojenie graniczące z paniką, lęk przestrzeni, której nie można ogarnąć ni oswoić. Miasto jawi się w nich jako organizm przerażający, który trzeba w imię – najlepiej Boże – okiełznać, a tak naprawdę zniszczyć. Pojawiają się więc pomysły bynajmniej nie nowe, by mieszczan przede wszystkim reedukować, oczywiście na zdrowej polskiej wsi. By poczuli smak sielskości – za przeproszeniem. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2018